Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Niewe.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2009

Dystans całkowity:523.62 km (w terenie 302.00 km; 57.68%)
Czas w ruchu:26:40
Średnia prędkość:19.64 km/h
Maksymalna prędkość:76.50 km/h
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:87.27 km i 4h 26m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
64.00 km 50.00 km teren
02:40 h 24.00 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Kampinos

Sobota, 26 września 2009 · dodano: 26.09.2009 | Komentarze 7

Szybka przejażdżka przez Kampinos. Przez Wólkę do zielonego, dalej żółtym na północ do Czeczotek gdzie spotyka się z Gorem. Wracamy do niebieskiego i na zachód, na górki :-) Po drodze Goro zalicza widowiskową glebę. Jedne gacie mniej :-) Na górkach zdarza się, że nie dajemy rady, ale w sumie jest nieźle. Ponieważ krótko z czasem, po zjeździe z niebieskiego dajemy asfaltem przez Górki do szosy na Roztokę, a stamtąd zielonym i niebieskim powrót do Zaborowa. Jeszcze tylko piwko na Środkowej i pogaduchy. Powoli krystalizuje się Plan. A może na Harpagana pociągiem?
:-)
Kategoria Na luzie


Dane wyjazdu:
52.46 km 30.00 km teren
03:39 h 14.37 km/h:
Maks. pr.:76.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

I po maratonie

Niedziela, 20 września 2009 · dodano: 21.09.2009 | Komentarze 0

Wstajemy skoro świt, wpieprzamy zimny makaron, bo knajpy jeszcze pozamykane i znowu na rowery :-)
Jedziemy na Kiczorę, a stamtąd na Stożek. Robimy sobie popas w tamtejszym schronisku. Pyyyszna kawa i szarlotka na słońcu z pięknym widokiem na dolinę. Dalej obieramy kurs na Wlk. Czantorię. Niestety tam już więcej pchania niż jechania. Na Czantorii jest na oko milion ludzi. Planowaliśmy zjechać w dół czerwonym szlakiem, ale tam ciężko byłoby nawet iść. Jedziemy więc, dwa razy dłuższym zjazdem szlakiem niebieskim przez Czantorię Małą. Niezły, techniczny singielek, a potem szeroko po luźnych kamieniach. Szwagier łapie snejka. To pierwsza guma w tych górach. W czasie kiedy zmienia gumę zabawiam się wchodząc i zjeżdżając ten kawałek jeszcze dwa razy, a Goro kręci filmy.
Potem dalej w dół do Ustronia. Na dole okazuje się, że mamy drugą gumę. Tym razem u Gora z przodu. Wymiana dętki i napieramy asfaltami z powrotem do Istebnej i do naszej ulubionej pizzerii ;-)
A potem to już tylko jakieś 10 godzin w korkach do Wawy.
Odczuwam niedosyt gór :/
Kategoria Na luzie, Góry


Dane wyjazdu:
65.00 km 57.00 km teren
04:56 h 13.18 km/h:
Maks. pr.:65.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Istebna Powerade MTB Marathon 2009

Sobota, 19 września 2009 · dodano: 21.09.2009 | Komentarze 1

Pierwszy raz w Istebnej byłem z Gorem dwa lata temu. Wtedy to była totalna porażka. Większość trasy rower niosłem lub pchałem.
Postanowiliśmy sprawdzić czy uczciwie przepracowaliśmy te dwa lata :-) Szwagier dał się namówić i pojechał z nami.
Do Istebnej dotarliśmy "jak zwykle" w piątek po nocy, odstając swoje na całej prawie trasie. Szybkie piwko i w kimkę.
Rano zjechaliśmy autem się zarejestrować, a potem na śniadanko do baru "U Ojca",
a tam folklor na całego. Jest 8:30, a miejscowi walą wódeczkę w musztardówkach zapijając piwkiem. Spoko, na nas też przyjdzie pora jeszcze dzisiaj :-)
Startujemy o jedenastej. Pogoda jak drut, dla mnie nawet trochę za ciepło. Pierwsze 10 kilo to męczarnia. Startowaliśmy z samego końca stawki i teraz muszę się przedzierać przez tłum rowerzystów wyczyniających zadziwiające sztuczki z rowerami. Stawanie w poprzek, zeskakiwanie, pchanie środkiem drogi itp. W ogóle nie mogę się rozbujać. Szwagier w międzyczasie nagle gdzieś mi znika, Goro zostaje z tyłu. Nie bardzo wiem czy Szwagra gonię czy przed nim uciekam :-) więc jadę swoim tempem. W okolicach 25 kilometra okazuje się, że go goniłem. No i dogoniłem :-) Wyprzedzam i próbuję ucieczki, ale trochę się spalam i po jakiś 10 kilo Szwagier mnie dochodzi. Razem wjeżdżamy na bufet. Obalam "coś niebieskiego" i ruszam pierwszy. Szwagier chyba chwile później, bo na następnym podjeździe jeszcze go widzę z tyłu. Potem przewaga już tylko rośnie. Drugi bufet mijam bez zatrzymywania, trzeciego nawet nie zauważam :-) Jest pięknie. Piękne podjazdy, piękne zjazdy, piękne widoki, kamienie, korzenie, góry :-) Czemu ja mam tu tak daleko??????

Do mety dojeżdżam z czasem 4:33, całe 23 minuty przed Szwagrem i godzinkę przed Gorem. Miejsce 289/461 w Open.
Resztę dnia spędzamy w nasz ulubiony sposób ;-)
Aaaaaa,
na mecie spotykam i poznaję DMK77.
Swoją drogą niezła jazda. Potrzebowaliśmy odjechać 400 kilo od domu żeby się poznać :-)
Pozdrawiam
Kategoria Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
186.00 km 90.00 km teren
08:06 h 22.96 km/h:
Maks. pr.:56.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Łódź

Niedziela, 13 września 2009 · dodano: 13.09.2009 | Komentarze 1

Nareszcie planowana od dawna wycieczka doszła do skutku. Niestety w okrojonym składzie, ale Szwagier musi się wykurować przed Istebną, więc kibluje w domu.
Ruszam z wiochy koło 7:10. Po wczorajszej ulewie zakładam nadal mokre buty, mokry kask i mokre rękawiczki. Jak miło :-) Po jakimś kilometrze od wyjazdu z domu zawracam. Mokre buty dają radę, mokry kask też, ale rękawiczki to dramat. Zimno przeszywa mnie aż do łokci. Wracam i zabieram rękawiczki żonki :-)
I znowu w drogę. Na Łopuszańską docieram z małym opóźnieniem, ale Goro mi odpuszcza. Ruszamy wzdłuż torów WKD i docieramy "nimi" aż do Grodziska. Dalej do Żyrardowa gdzie odbijamy trochę na północ żeby zahaczyć o Puszczę Bolimowską.

Droga do Łodzi :-)


Przez puszczę jedziemy do Skierniewic gdzie robimy mały popas na stacji, żeby walnąć kawkę, batony i pierdnąć w oponki. Od teraz będzie trochę asfaltu, a ja mam niecały 2 bary w każdym kole. Za Skierniewicami zaczynają się górki. Niektóre całkiem zacne. Widać, że tu lało, ale nam się udało minąć jakoś ulewę. Ponieważ czas nam się kończy rezygnujemy z objechania części trasy tegorocznego maratony i jedziemy prosto do Łodzi. Kupujemy bilety na InterRegio i idziemy na piwko i hambuksa. W pociągu gęsto jak w tramwaju. Rowery udaje nam się powiesić na hakach po przepędzeniu dwóch osób z ich rozkładanych krzesełek :-) ale sami stoimy całą drogę. Mamy mocne nogi, więc to nie problem :-)
Wyskakuję na obsranym zachodnim i jadę na Bemowo gdzie tradycyjnie odbiera mnie żonka :-)
Wycieczkę zaliczam do bardzo udanych. Jechało się lekko, pogoda idealna, piliśmy piwo :-)

Ślad trasy
Kategoria Na luzie, PKP


Dane wyjazdu:
26.16 km 25.00 km teren
01:27 h 18.04 km/h:
Maks. pr.:30.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Roztoka

Sobota, 12 września 2009 · dodano: 12.09.2009 | Komentarze 0

Z Krupą do Roztoki. Na moment*

* jeden moment = jeden Kasztelan ;-)
Kategoria Na luzie


Dane wyjazdu:
130.00 km 50.00 km teren
05:52 h 22.16 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Józefów - maraton z rozgrzewką

Niedziela, 6 września 2009 · dodano: 07.09.2009 | Komentarze 10

Plan, jak zwykle, był prosty i jak zwykle życie go skomplikowało :-)
Wyruszyłem z wiochy koło 8:20 żeby złapać pociąg do Józefowa na Zachodnim. Jakieś 200 metrów od domu zostałem otrąbiony zapoznawczo przez jakiegoś kolesia z rowerem na dachu. Niestety nie miałem czasu zawracać, bo spieszyłem się na pociąg. Jak zwykle szybki sprint Warszawską, tym razem wiatr mi sprzyjał. Po drodze na czołówkę wychodzi mi Seicento. Uciekam do rynsztoka i zauważam ciekawą rzecz. Facet nie miał szans mnie dostrzec, bo podczas wyprzedzania... PATRZYŁ DO TYŁU :o
Kurwa zgroza :O
Docieram na Zachodni coś koło 9:15 i dowiaduję się, że pociąg odjechał. Poznaję Janka, który też miał chrapkę na podróż koleją i też się lekko rozczarował. Następny pociąg za godzinę, więc do Józefowa lecimy na kołach :-) Jako, że czasu mało jedziemy raczej dość szybko. Do sektora wpadamy kilka minut przed startem i mam czas zjeść tylko banana. Kluseczki przejadą ze mną cały maraton w plecaku. Na liczniku mam już 60 kilo. Jeszcze nigdy nie byłem tak dobrze rozgrzany przed maratonem :-)
W trakcie samego wyścigu podjeżdża do mnie koleś, który mnie obtrąbił na wiosce. Mieszka w Kampinosie, ale do Wiktorowa podjechał po kumpla. Niezła jazda, 200 metrów od domu mam maratończyka. Trzeba się będzie jakoś skontaktować, zawsze to raźniej wyskoczyć na objazdówkę razem.
Jedzie mi się całkiem nieźle, na tyle nieźle, że na 35 kilometrze doganiam Szwagra. To nowość, w tym sezonie jeszcze go nigdy nie widziałem nawet chwilę po starcie. A tu nie dość, że go doganiam to jeszcze objeżdżam na całą minutę :-)
Pomimo to Szwagier ląduje w szóstym sektorze, a ja ciągle kibluję w siódmym. Chyba nie do końca rozumiem system tej klasyfikacji. Janek, który startował z 10. sektora i dojechał ponad 10 minut po mnie, też wylądował w szóstym :O
Nic to, trzeba będzie zawalczyć w Jabłonnej.

Finish
Po maratonie robimy ze Szwagrem po piwku i wsiadamy do pociągu powrotnego. A tam Europa pełną gębą. Dresowaty kontroler nie chce/nie może nam sprzedać biletów tylko straszy policją, sądami i wysiadką.
A srał go pies. Daje mu wypisać mandat, żeby miał chłopak trochę roboty, a potem go nie przyjmuję :-) Podobno wypisał mi wniosek do sądu, ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
Szwagier niestety nie ma przy sobie dokumentu, więc musi wyskoczyć z tym tępakiem na komisariat na Wschodnim w celu potwierdzenia danych.
A ja ponieważ już zostałem "osądzony" dojeżdżam tym syfiastym pociągiem na jeszcze bardziej syfiasty Zachodni i grzeję do domu. Ale ponieważ potrzebowałem jeszcze poczuć trochę lasu, w Babicach odbijam na Lipków i jadę przez Kampinos :-)
Kategoria Na luzie, Zawody, PKP


stat4u