Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Niewe.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2011

Dystans całkowity:390.11 km (w terenie 217.10 km; 55.65%)
Czas w ruchu:18:34
Średnia prędkość:21.01 km/h
Maksymalna prędkość:49.00 km/h
Suma podjazdów:733 m
Suma kalorii:6395 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:55.73 km i 2h 39m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
165.00 km 100.00 km teren
08:02 h 20.54 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Bike Orient Spała

Sobota, 25 czerwca 2011 · dodano: 01.07.2011 | Komentarze 10

Kolejny w tym roku rajd na orientację. Tym razem kolej na Bike Orient. Na tej imprezie byłem już dwa razy i za każdym razem było rewelacyjnie. Takoż i będzie tym razem. Jestem tego pewien :)

START
Tegoroczny BO odbywa się w Spale. Przyjeżdżamy na miejsce i od razu...
Aha!
Nie przedstawiłem jeszcze uczestników dzisiejszej komedii. Tym razem dla odmiany jadę z Jankiem i Gorem :)
Na miejscu same znane twarze. Trojka pewnych zwycięzców, a także Kosma i DJK71. Pogoda idealna choć trochę brakuje mżawki ;)
Rozdanie map następuje jakoś dziwnie wcześniej przed startem, więc jest czas na spokojnie rozrysować trasę. W międzyczasie orgi przez głośniki, mówią, ze trasa jest trudna i są małe szanse, że ktokolwiek zrobi całość. Czyli tak jak w zeszłym roku. Słuchamy co się do nas mówi i kreśląc trasę od razu rezygnujemy z punktów położonych najbardziej na wschód.
Jak się później okaże był to błąd.

PK11 lewy brzeg Pilicy
Tych lewych brzegów Pilica ma dużo, bo co drugi punkt tak się nazywa. Ale to jest ok, bo Pilica tak ładną rzeką jest, że za każdym razem jest pięknie. Droga na punkt to głównie asfalt, na którym łykamy kolejne grupki zawodników i spotykamy bikestatowicza Theli, którego poznaliśmy o ile dobrze pamiętam na Waypointrejsie. Jak się później okaże przejedziemy z nim, a jednocześnie osobno większą część trasy. Z asfaltu zjazd nad rzekę, trochę nierównej łąki, chwila szukania punktu o parę metrów za wcześnie i w końcu jest. Zaczyna się. Lubię ten moment :)

PK12 brzeg stawu
Fok, szit, cholera, motyla noga i wszystkie inne straszne przekleństwa świata!!!
W drodze na ten punkt zrobiłem coś czego robić nie wolno, coś czego nigdy nie robię i w ogóle bez sensu :/
Wszystkie rajdy na orientacje, w których brałem udział nauczyły mnie kilku ważnych rzeczy: nie wolno jechać „za innymi”, nie wolno jechać, bo „tu jest dużo śladów” i nie wolno słuchać tych co "wiedzą lepiej" gdzie jechać. Trzeba mieć własne zdanie i się go trzymać. Tymczasem co ja robię? Mimo tego, że jestem pewien naszej pozycji, to DAJĘ SIĘ PRZEKONAĆ Gorowi, żeby skręcić w lewo będąc pewnym, że należy jechać prosto. Pretensji do Gora nie mam, ale do siebie owszem. Na szczęście parę kilo dalej były tory kolejowe, które mnie "otrzeźwiły" Szybki powrót na właściwą trasę i napieramy na BANALNY NAWIGACYJNIE punkt.

PK14 ścieżka w obniżeniu
Jakieś dwie godziny temu pędząc samochodem po fajnych, wąskich, asfaltowych drogach przez las rozmawialiśmy, że jak nic jeszcze dzisiaj będziemy tu orać na rowerach. No i jesteśmy :) Popełniamy mały błąd przy próbie objechania lotniska, ale szybko go korygujemy i dojeżdżamy w okolice punktu. Było trochę biegania po lesie, ale udało się :)
Ta kropka w oddali to biegający po lesie Goro :) © Niewe


PK16 skrzyżowanie dróg
Dotarcie do tego punktu było tak banalne, że zupełnie nie mam o czym pisać.

PK2 dawna gajówka
Na dwójkę jest nam trochę nie po drodze, lepsza byłaby od razu siedemnastka. Tu pierwszy raz dostrzegłem, że obrany przez nas wariant nie jest do końca optymalny. Odbijając na południe zapamiętuję numer drogi pożarowej prowadzącej do następnego punktu czym potem zaimponuję Jankowi :)

PK17 szczyt wzniesienia
To jeden z tych punktów, które lubię. Położony nie przy drodze lecz głęboko w lesie, wymaga dokładnego namierzenia i precyzyjnego najechania. A nam się to udało bez problemu :)

PK10 lewy brzeg Pilicy
Wracamy nad Pilicę. Theli cały czas z nami, a jakby obok nas :) Gościu mi w pewnym sensie imponuje :)
Imponuje mi też moje skupienie. Jadę jak po sznurku. Żadnych problemów z nawigacją, na punkt najeżdżamy jakbyśmy stąd byli.

PK7 brzeg starorzecza
Opis punktu sugerował, że nareszcie będzie brodzenie. W drodze na punkt gubię Gora i Janka. A może to był Goro i Theli, a Janka zgubiliśmy wcześniej? Już nie pamiętam. Tak to jest jak się kończy relację dwa tygodnie po rajdzie. W każdym razie noga mi dziś tak podaje i jestem tak skupiony na trasie, że nawet nie zauważam, że ich gubię. Na polnej drodze stwierdzam jednak, że źle skręciłem i wracam do asfaltu gdzie spotykam Gora i Janka, albo Gora i Theli :)
Razem wbijamy się ponownie w pola i odnajdujemy punkt. To była jednak dobra droga.

PK18 lewy brzeg Pilicy
Przejeżdżamy przez most nad Pilicą, ale doczytawszy w opisie słowo-klucz: LEWY wracamy jednak na lewą stroną rzeki. W tej okolicy rzeka wygląda na głęboką i nie ma pewności, że uda się ją przekroczyć w okolicy punktu wpław. Theli pojechał swoją drogą, a Janek odpadł. Tym razem jestem tego pewien :)
Kilka polnych dróg, przeprawa przez wysuszony młodnik i znowu możemy podziwiać dolinę Pilicy. Punkt zaliczony.

PK8 lewy brzeg Pilicy
To już któryś raz jak Goro marudzi na punkcie i muszę go zostawić na pastwę sarenek. Zauważyłem, że to najlepsza na niego metoda. Ładnie się wtedy spina i mnie dogania i nadrabia stratę :) Po stosunkowo długim asfaltowym przelocie kolejny raz bezbłędnie namierzamy punkt.

PK3 kapliczka na wzniesieniu
Wracamy kawałek do promu. Rzeka w tym miejscu wygląda na głęboko, chociaż z późniejszej relacji Nowaków z Gerappa wynikało, że była spoko do przejścia. Nawet trochę żałuję, że nie spróbowaliśmy.
Prom jest napędzany mięśniami dwóch lokalnych troli i kosztuje dwa złote. Płacę, jem, piję, smaruje rower, robię zdjęcia i ucinam sobie pogawędkę z innymi rowerzystami. Nie wiem co w tym czasie robi Goro, ale wiem, że jak przybijamy do drugiego brzegu to dopiero zaczyna smarować łańcuch, a nie zdążył zjeść, rozliczyć się z galernikiem, a nie pstrykał też fotek. Ponieważ jednak wiem już, że najlepiej działa metoda faktów dokonanych zostawiam go samego na promie i odjeżdżam z Theli i jeszcze jednym gościem. Przed nami długi asfaltowy przelot, więc nie mam wątpliwości, że Goro nas dogoni. Noga nadal podaje mi nieźle, na tyle, że gubię swój peleton :)
Niezawodny (i wkur%^&ny; Goro ;) ogarnia wreszcie temat opuszczenia promu, dogania ich, ciągnie za sobą i po chwili znów stanowimy jedność :)
Przedmiotowa kapliczka znajduje się na sporej górce. Wszyscy porzucają rowery i idą na piechotę tylko nie ja. Jak już napisałem przed chwilą, mam fazę na jechanie. Podjeżdżam całość i z góry na wspinających się zawodników. Jako pierwsza wspina się mniam, mniam, fajna blondynka, więc z dumą informuję ją, że ja wjechałem tu rowerem ;) Musiała być zmęczona, bo tylko coś mruknęła zamiast rozpływać się nad moją zajebistością, jak to robi większość kobiet ;)
Pojawił się jednak mały problem. Nie było widać punktu. Goro nabrał w związku z tym podejrzeń, że może być wewnątrz kapliczki i rozpoczął forsowanie kłódki, na szczęście wtedy ktoś krzyknął z krzaków nieopodal: TU!

PK15 szczyt wzniesienia
Droga na ten punkt składała się głównie z piachu. Na szczęście trochę popadało.
Punkt sprytnie ukryty poza drogami i ścieżkami w szczerym lesie. Kurde jak tu pięknie :) Po drodze ostatecznie rozeszły się nasze ścieżki z Thelim, który wybrał inny wariant i pojechał zaliczać punkty za wschodzie, które my odpuściliśmy.

PK4 miejsce biwakowe
Z mapy wynika, że pojechaliśmy tam Szlakiem Cudownych Obrazów. Nie wiem co palił twórca tej nazwy, ale nam droga minęła normalnie. Ładnie było, to prawda, ale żeby zaraz cudownych...
Na punkcie spotykamy Kosmę i DJK71.
Jest też wyżerka. Zjadam milion pomarańczy, a wzrokiem szukam kasownika, bo jest ukryty gdzieś między drzewami, a Kosma nie chce powiedzieć gdzie :)
Miejsce biwakowe © Niewe


PK5 kapliczka na wzniesieniu
Kolejna kapliczka. Tym razem po jakimś pustelniku. Znowu poza drogą, znowu trzeba się dokładnie namierzać. Lubię Bike Orient właśnie za to między innymi :)


PK13 lewy brzeg strumienia
No i bęc.
To musiało w końcu nastąpić. Za dobrze szło. Żarło, żarło, aż zdechło.
Za dobrze szło.
PK13 okazał się pechowy © Niewe

Wjechaliśmy o kilometr za wcześnie nad rzeczkę i szukaliśmy punktu tak zawzięcie, że nawet chodziliśmy w nurcie rzeki, żeby wypatrzyć go na brzegu.
Potem podjęliśmy kolejną próbę, kawałek dalej, ale znowu źle i znowu musieliśmy odpuścić. Ostatecznie podjęliśmy decyzje o powrocie do głównej drogi i namierzeniu się od nowa. Po drodze widzimy w oddali orgów z Otwocka. Dopiero za trzecim podejściem, z mokrymi butami, zmęczeni, odnajdujemy punkt.
Jakaś godzina straty :/

PK6 skansen
Chyba już jestem zmęczony, bo się zaczynam dekoncentrować. Na banalnym rozjeździe, pełnym punktów nawigacyjnych jedziemy prosto zamiast w prawo. Po 100 metrach korygujemy, ale to pierwszy sygnał ostrzegawczy, że trzeba się ponownie skupić. W drodze na punkt spotykamy przeszkodę w postaci leśniczówki, przez którą przechodzi droga. Przed wjazdem krząta się gospodarz. Podjeżdżamy z zamiarem pokojowego uzgodnienia warunków przejazdu, ale gościu ma niezła fazę i serwuje nam żałosny monolog. Jak to mu jest źle, ilu to już dzisiaj rowerzystów pogwałciło jego wykupione od Skarbu Państwa za 5% wartości mienie prywatne i jak powinniśmy się zachowywać krok po kroku, żeby uzyskać jego akceptacje.
Jeszcze chwila i Goro by go chyba jebnął, ale ostatecznie przedostaliśmy się pokojowo.
Pedał. Z tego leśniczego of kors.
A punkt był w skansenie.

PK1 strażnicówka
Znowu sporo asfaltu i prawie bezbłędnie namierzony punkt.
Prawie, bo przejechaliśmy kawałek za daleko, ale niewielki :)

PK9 prawy brzeg Pilicy
Ostatni punkt w drodze do Spały. Nie wiem czy było łatwo czy trudno, bo Garmin się wyłączył, nie mam śladu, a minęło już kupa czasu i nic nie pamiętam. Pamiętam tylko, że na miejscu spotkaliśmy ekipę małolatów, którzy się nigdzie nie spieszyli mimo, że kończył się czas :)

META
Przyjeżdżamy ponad pół godziny po Janku, który zdobył tyle samo punktów co my. To wina naszego błądzenia na trzynastce. A miejsce dla odmiany zajmujemy dwunaste. W sumie nieźle.
Czas na integrację :)
Integracja na mecie - od lewej Janek, Goro, Ja, Kosma i Nowak z Gerappa. © Niewe
Kategoria GPS, RJnO


Dane wyjazdu:
15.60 km 9.00 km teren
00:50 h 18.72 km/h:
Maks. pr.:31.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 14 m
Kalorie: 460 kcal

Test mapnika

Piątek, 17 czerwca 2011 · dodano: 19.06.2011 | Komentarze 4

Ponieważ gdyż "starość nie radość", zdarza mi się na rajdach na orientację, że nie dowidzę co tam nabazgrały geodenty i kartografy na mapie, którą wiozę w mapniku. Mapnik tenże wyposażony jest jednak w alternatywny system montażu na długich, wręcz bardzo długich wspornikach dzięki czemu może jechać przed samymi prawie oczyma. Postanowiłem sprawdzić czy to się sprawdzi :)
Żeby jednak test był rzetelny zacząłem od tego, że powołałem Niezależny Instytut Badań Nad Mapnikami. Następnie napisałem Statut Instytutu, Regulamin, Schemat Organizacyjny i założyłem Rejestr Spraw.
Ze schematu wynikło mi, że Instytut potrzebuje Zarządu. Zrobiłem więc Walne Zebranie, zgłosiłem swoją kandydaturę i przeprowadziłem głosowanie.
W międzyczasie jednak się rozmyśliłem i w wyniku tego wynik głosowania przedstawiał się następująco:
Za: 0 głosów
Przeciw: 0 głosów
Wstrzymało się: 1 głos
Otworzyłem sobie browar i posiedziałem chwilkę na słoneczku patrząc jak Andżej wcina łiskasa.
Tak jak przypuszczałem, browar zmiękczył mój elektorat i mogłem powtórzyć głosowanie. Tym razem poszło dużo lepiej.
Za: 1 głos
Przeciw: 1 głos
Wstrzymało się: 0 głosów

Korzystając z tego, ze jako nowy Zarząd Instytutu pozostawałem poza wszelką kontrolą, natychmiast przyznałem sobie ogromne wynagrodzenie i wypłaciłem zaliczkę otwierając drugi browar.
Bo pogoda ładna i fajnie tak z Andżejem na dworze posiedzieć.
Wtedy właśnie się zorientowałem, że nie mam czego testować, bo nie przekonstruowałem jeszcze tego cholernego mapnika.
O dziwo jednak mnie to nie zniechęciło i wziąłem się do roboty.
10 minut później mapnik był gotowy do testów i Instytut mógł zacząć swoje statutowe działania. Żeby testom nadać pozory bezstronności i obiektywizmu postanowiłem jeszcze powołać niezależnego obserwatora. Sąsiada akurat nie było, a zresztą nawet gdyby był to wolę go nie zaczepiać dzień przed ściganiem się, bo to się zawsze źle kończy, więc padło na Andżeja.
Niezależny Obserwator Andżej © Niewe

Andżej przyjął to na spokojnie.
Wsiadłem na rower i pokręciłem się chwilę po drodze w te i nazad, a Andżej się przyglądał. Wstępne wrażenia miałem takie, że teraz dla odmiany mapnik jest za wysoko. Nie mogłem skupić na nim wzroku i zasłaniał przednie koło.
Postanowiłem zrobić testy w terenie i wybrałem się do lasu.
O dziwo zasłonięcie przedniego koła nie przeszkadzało mi w jeździe. Upewniłem się jednak, że mapnik jest za wysoko i tak pojechać na Bike Orient nie mogę.
Z żalem stwierdziłem także, że mój ulubiony singiel w lesie został częściowo zaorany w wyniku akcji gaśniczej :/
Wróciłem do domu i znowu wziąłem się za śrubkowanie, aby przywrócić poprzednie ustawienia mapnika. Andżej gdzieś polazł.
Wobec braku innych mapników do testowania dalsze istnienie Instytutu stało się bezzasadne. Rozwiązałem więc ten twór jednym dekretem przyznając sobie oczywiście obfitą odprawę i odszkodowanie w związku z przedwczesnym zwolnieniem mnie z funkcji Zarządu.
Poprawiłem Kasztelanem i poszłem spać. Poszłem, a nie poszedłem, bo blisko było ;)
Kategoria Na luzie


Dane wyjazdu:
83.00 km 74.00 km teren
03:45 h 22.13 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:488 m
Kalorie: 3071 kcal

Mazowia Rawa Maz

Niedziela, 12 czerwca 2011 · dodano: 14.06.2011 | Komentarze 13

Do Rawy jedziemy z Gorem. Ponieważ, o dziwo, udało nam się wyjechać o mniej więcej ustalonej wcześniej porze, na miejsce docieramy na dziesiątą i siedzimy długo w aucie. Nie chce nam się wychodzić. Goro ma kaca po wczorajszej integracji firmowej, ja mam swojego zwykłego kaca i w dodatku jestem chory, więc siedzimy w cieniu drzewa patrząc jak inni się krzątają. Czas jednak leci i trzeba wygramolić się z auta. Nadjeżdża Che i Cały Na Biało Oprócz Rękawiczek Które Jak Nic Musiał Komuś Zajumać ;) Podczas pogawędki urządzam kameralny pokaz przygotowania do zawodów roweru kompletnie nie przygotowanego do jazdy. Che jest wyraźnie pod wrażeniem ;)
Robimy rozgrzewkę, sikanie i udajemy się do sektorów. Oni do czwartego, ja nadal kibluję w piątym, ale ma to tę zaletę, że spotykam Marcina i do startu rozmawiamy sobie o tym i o owym.
Start i poszli!!! Początek jak zwykle asfaltem, a potem wjazd do miejskiego parku. Na końcu, przy schodach, zgodnie z tym co wykrakałem na rozgrzewce, dochodzi do kilku groźnych upadków. Spodziewałem się tego, więc już wcześnie zachowawczo trzymałem się lewej strony, żeby móc objechać zator nie udzielając nikomu pomocy. Co ja Fascik jestem, żeby tak marnować czas? ;)
Jadę swoim tempem, nie kozaczę nie wyrywam do przodu, czekam na drugą pętlę. Tradycyjnie po skręcie na giga robi się pusto i mogę się skupić na podziwianiu krajobrazów. A podoba mi się jak cholera i nikomu nic do tego ;)
Tak sobie podziwiając wyprzedzam dwóch zawodników i dochodzę trzeciego, którym okazuje się być zdechnięty Goro. No tego jeszcze w tym sezonie nie było. Wychodzi na to, że mam minutę przewagi, wyraźnie więcej siły i w dodatku Gora łapią skurcze. Jedziemy razem jakieś 15 kilo, aż w końcu na ostrym podejściu pod skarpę Goro zostaje żeby przeczekać skurcze. Zjeżdżam na dół i mu uciekam. Niestety chwilę potem orientuję się (mimo, ze to nie jest rajd na orientację) że zgubiłem trasę. Wracam i włączam się w tłum!!! zawodników. Nie wiem co jest grane, tyle ludzi na giga jeszcze nie widziałem. Domyślam się, że to dalsze sektory i Goro znowu mi uciekł.
Końcówka trasy była tak poprowadzona, że stanąłem jak wryty. Wyjechałem bowiem pod prąd mety za ogrodzeniem. W pierwszej chwili myślałem, że znowu coś pogubiłem, ale potem dostrzegam strzałki po lewej, a po prawej finiszującego (za przeproszeniem) Gora. Daję ZATEM co sił w pedały, bez wiedzy o tym ile mi zostało do objechania. Szybka pętla przez las, nawrotka i wjeżdżam na metę na oko minutę po Gorze. Niestety na oko z korzyścią dla niego. 8 sekund straty! Fok! Ale blisko było :)

Z jedynego zdjęcia na jakim się znalazłem wynika, że jestem mistrzem podejmowania płynów bez rozlewania na bufecie :0
Spragnionego napoić... © Niewe


Pierwsze kroki regeneracyjne kieruję razem z Che w stronę nalewaka z piwem a tam zgroza!!! Nie dość, że w nalewaku pusto, to gość wyciąga z szafki piwa PUSZKOWE i CIEPŁE i jeszcze chce za nie kasę!!! No qrwa są pewne granice. Na szczęście to Che płaciła, więc wziąłem ;)
Walimy browarek, spotykamy jeszcze Fascika, szczelam parę fotek Che na pudle i spadamy czym prędzej, bo przed nami jeszcze dzisiaj podróż do świętego miasta zresztą też na Che :D
Kategoria Zawody


Dane wyjazdu:
5.22 km 1.10 km teren
00:24 h 13.05 km/h:
Maks. pr.:29.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 14 m
Kalorie: 129 kcal

Nie zajechaliśmy do sklepu w Zaborowie

Sobota, 11 czerwca 2011 · dodano: 14.06.2011 | Komentarze 16

Krótka wycieczka z Hanną naszym zestawem drogowym KONA+CHARIOT.
Hania wymyśliła, że piach sypie jej się w oczy i każe się zamykać w przyczepce skutkiem czego nie słyszę potem co mi ma do powiedzenia.
Gdzie mogę kupić dziecięce okularki rowerowe zatem?

Zjeżdżalnia niebieska jest ekstremalna :) © Niewe


Danych wycieczki ni ma, bo Garmin chyba został w Gora Fordzie MONTEo ;)

UPDATE:
Garmin się znalazł i znalazły się dane
Kategoria Hania


Dane wyjazdu:
28.31 km 13.00 km teren
01:14 h 22.95 km/h:
Maks. pr.:37.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 34 m
Kalorie: 865 kcal

Kolejny koncert, czego byśmy nie grali...

Czwartek, 9 czerwca 2011 · dodano: 09.06.2011 | Komentarze 11

... Pooooooooolska, ryczy pół sali :)

Wczoraj było wszystko co na koncertach Kultu być ma. Było spożycie, mord wydzieranie, dziewoj podrywanie (qrfa znowu dwie do nas na PAN wyjechały, to dołujące, ale przynajmniej nie było Gora, więc obeszło się bez fochów) było gorąco i był nawet dym. Ale udało się opanować sytuację, choć nie było to łatwe, bo koleś strasznie, ale to strasznie chciał dostać w ryj i ciężko go było przekonać, że może to być dla niego niekorzystne.
Aaaa no i było nocne kebabów żarcie.

Wszystko to sprawiło, że rano po tym jak siarczyście beknąłem sobie baraniną usłyszałem od zatroskanej mamy "a ty możesz jechać?"
Fak! No tak! Wczoraj porzuciłem u niej rower, więc w nocy autopilot zawiódł mnie właśnie tutaj. Nie lubię spać dalej niż 15 metrów od swojego roweru :) A pytanie było bez sensu. Czy mogę jechać?? Oczywiście, że mogę. Nie powinienem, to fakt, ale mogę. Właściwie muszę. Ojczyzna mnie potrzebuję. Muszę mieć swój udział w PKB.

A żeby tak jakoś bardziej do rzeczy, czy też do brzegu: kurde ciężko było rano jechać. Niby niedaleko, ale narąbany byłem jeszcze jak policjant z drogówki.

Po pracy szybkie piwko, bo wytrzeźwiałem, a to nic wesołego i do domu.
Środa to taka mała sobota, jak mawia Che :)
Kategoria Użytkowo


Dane wyjazdu:
33.86 km 8.00 km teren
01:22 h 24.78 km/h:
Maks. pr.:48.50 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 68 m
Kalorie: 115 kcal

Wyprzedzanie na gazetę

Środa, 8 czerwca 2011 · dodano: 08.06.2011 | Komentarze 18

Od dzisiaj określenie "wyprzedzanie na gazetę" nabrało dla mnie nowego znaczenia. Bezpiecznie bowiem, spokojnie i z zachowaniem właściwej odległości wyprzedził mnie dziś facet CZYTAJĄCY GAZETĘ. Na kierownicy miał ją rozłożoną. Luzik :O

Zaraz po zapięciu roweru do stojaka przed fabryką oddałem ochroniarzowi kluczyk do u-locka z zakazem wydawania mi owego kluczyka przed upływem 24 godzin. Dzisiaj gra Kult i mogę mieć różne pomysły w nocy ;)

ERRATA 09.06
Zmieniłem kilometraż i decyzję :)
Nadpisałem ochronie nowy schemat działania i wybyłem z fabryki na rowerze.
No bo zrobiła mi się godzina wolnego i szkoda było ją przesiedzieć. Pojeździłem, więc tu i ówdzie, a następnie porzuciłem rower u mamy. Niech ma :)
Kategoria Użytkowo


Dane wyjazdu:
59.12 km 12.00 km teren
02:57 h 20.04 km/h:
Maks. pr.:33.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:115 m
Kalorie: 1755 kcal

W oczekiwaniu na coś co może.

Środa, 1 czerwca 2011 · dodano: 01.06.2011 | Komentarze 7

Sponsorem dzisiejszego wpisu są literki "A" i "B" oraz słowo "oczekiwanie".
Najpierw czekałem prawie 8 godzin na koniec pracy. Wyjątkowo podłe oczekiwanie, bo nawet nie można pojeździć w tym czasie.
Potem czekałem na koleżankę, z którą umówiłem się na lunch (taki niby obiad, tylko, że w Warszawie ;) Koleżanka zawsze się spóźnia i ja niby o tym wiem, ale i tak przyjechałem prawie punktualnie jak debil. Czekając jeździłem w te i nazad żeby mnie meszki nie zjadły.
A na koniec czekałem ponad pół godziny na Maćka, z którym umówiłem się na browara na Kępie Potockiej i wspólny powrót na naszą wiochę. Tu też żarły meszki i trzeba było jeździć w kółko, ale przynajmniej było na co popatrzeć :)

Powrót jak zwykle po ciemku pożarówką.
Kategoria Na luzie, Użytkowo


stat4u