Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Niewe.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2013

Dystans całkowity:657.00 km (w terenie 104.50 km; 15.91%)
Czas w ruchu:30:29
Średnia prędkość:21.55 km/h
Maksymalna prędkość:54.70 km/h
Suma podjazdów:3262 m
Suma kalorii:22646 kcal
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:65.70 km i 3h 02m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
65.39 km 10.00 km teren
02:39 h 24.68 km/h:
Maks. pr.:44.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:108 m
Kalorie: 2239 kcal
Rower:Spec Epic

F43

Poniedziałek, 29 kwietnia 2013 · dodano: 04.06.2013 | Komentarze 3

Taki kryptonim nosił dzisiejszy wyjazd.
Pojechaliśmy na Ursynów żeby wypracować sobie stypendium w ZUSie.
Całe życie piję i coś z tego mieć muszę :)
Kategoria Użytkowo


Dane wyjazdu:
27.08 km 3.00 km teren
01:04 h 25.39 km/h:
Maks. pr.:36.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 22 m
Kalorie: 918 kcal
Rower:Spec Epic

Od dzisiaj będzie lakonicznie

Niedziela, 28 kwietnia 2013 · dodano: 04.06.2013 | Komentarze 0

I to przez jakieś kilkanaście wpisów.

Nie to żebym się wyprowadzał z BSa. Po prostu mam straszne zaległości, a nie robię notatek.
Może coś więcej z czasem pojawi się u tej tu.
Ona robi notatki. Chyba robiła w UB :)

Generalnie pętla szosowa wokół naszych wsi.
Kategoria Na luzie


Dane wyjazdu:
79.63 km 20.00 km teren
04:41 h 17.00 km/h:
Maks. pr.:54.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1018 m
Kalorie: 2845 kcal
Rower:Spec Epic

Boli dupa

Niedziela, 21 kwietnia 2013 · dodano: 04.06.2013 | Komentarze 6

Wczorajszy Harpagan załatwił mi dupę.
Nie w tym sensie, że załatwił mi jakaś panienkę do wspólnego kręcenia, tylko w tym, że się poobcierałem na tyłku.
Precyzyjnie rzecz ujmując to spodenki załatwiły mi dupę, a Harpagan załatwił mi nogi.
Dlatego sporo dzisiaj prowadziłem. W sumie to pod każde prawie wzniesienie :)

A w ogóle to pojechaliśmy (ja i moja dupa ;) nad morze.
I znowu żeby być precyzyjny dodam, że nad Bałtyk czyli króla wszystkich mórz.
Ponieważ było to dawno, a wpis dodaję ze sporym opóźnieniem to słabo pamiętam, co było po drodze. Grobowiec w lesie tylko pamiętam, co to go ze środków UE wyremontowano. Tak go wyremontowano, że się właśnie rozpada, a droga do niego jest z gruzu i śmieci. Fajnie.

Nad rzeczonym morzem obczailiśmy włoską knajpę co była tak włoska, że obsługa gadała po włosku i miała permanentny strajk włoski. Czyli taki, że bardzo dokładnie wykonują wszystkie swoje obowiązki. Nie wiem jakie to mogły być te obowiązki, ale wiem na pewno, że obsługa klientów do nich nie należała. No tośmy pizzę na wynos wzięli. Nie będziemy z Włochami w jednym bajzlu siedzieć jak możemy nad morzem.

Trochę popsioczyłem na knajpę, ale przyznać muszę, że pizza była de best of de best, ser © Niewe


Pojedli my, popili aż przyjechał Fascik, który zabrał nas na nadmorskie klify, które to klify, że tak Sienkiewiczowsko rozbuduję to nadal jedno zdanie, pokonały mnie z kretesem, bo były klifami górzystymi dla mnie na dzisiaj niepodjeżdżalnymi, bo jak zaznaczyłem na wstępie, a nawet w tytule bolały mnie nogi i bolała mnie dupa :)
Mała zajawka na Zabójcze Klify 2

Oni jadą a ja udaję, że stanąłem by zrobić zdjęcie © Niewe


Teraz ja też jadę, no ale w dół. W dół dzisiaj mogę, zwłaszcza, że dupa za siodłem © Niewe


Miało być jeszcze zdjęcie jak nie śpimy, bo trzymamy drzewo, ale nie będzie, bo gówno widać w tym nowym photo.bikestats, a poza tym pewnie Che je doda w swojej wersji tego dnia :)

Powrót na naszą mistrzowską kwaterę odbył się częściowo po zmierzchu, bo po drodze trochę zamulałem i uzupełniałem elektrolity na stacji.
A kwatera była mistrzowska, bo:
- była nad jeziorem
- do wyłącznej dyspozycji mieliśmy dwa pokoje i łącznie 14 łóżek (tak Quartez zboczku, sprawdziliśmy wszystkie :P )
- mimo, że wróciliśmy grubo po zmierzchu właścicielka zapodała nam taką obiadokolację (robioną specjalnie dla nas), że chyba nawet ja tak nie potrafię ugotować. Chyba ;)
Jak ktoś będzie szukał kwatery w tej okolicy niech wali na priva. Naprawdę warto.

Skończyłem.
Kategoria Na luzie


Dane wyjazdu:
201.70 km 45.00 km teren
10:03 h 20.07 km/h:
Maks. pr.:47.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1786 m
Kalorie: 7319 kcal
Rower:Spec Epic

Harpagan 45 - Kolbudy

Sobota, 20 kwietnia 2013 · dodano: 26.04.2013 | Komentarze 9

Będzie nietypowo, bo bez dokładnego opisu trasy i punktów oraz prawie bez zdjęć.

A to dlatego, że:
1. Trasa była tak mało widowiskowa, że na dobrą sprawę nie było czego fotografować,
2. Tak napieraliśmy, że nawet gdyby było co fotografować to nie byłoby na to czasu :)

A teraz do rzeczy.
Do tego Harpagana postanowiliśmy podejść trochę poważniej niż do poprzednich. Nie wiem skąd się to postanowienie wzięło, ale wiem, że się ulotniło zaraz potem jak nasz skład podstawowy (Ja, Ewa i Janek) powiększył się o Radka i Julię.
Powiem tylko, że poszliśmy spać tylko dlatego, że w okolicach setnego piwka Julia wstała, przeodziała się i uderzyła w kimę. A że pokój wspólny , nie było innego wyjścia jak tylko też się kimnąć.
Po jakiś czterech godzinach wstępnego trzeźwienia zwanego roboczo snem rozdzwoniły się budziki. Trzy budziki, w jednym pokoju. Musiało zadziałać.
Pożeramy co kto ma, poprawiamy herbatką, uzgadniamy garderobę, zostawiamy dziewczynom w pokoju kamerki oraz parę gadżetów i lecimy na szkolne boisko po mapy.
Uzgadniamy wariant odwrotny do ruchu wskazówek zegara i 6:31 ruszamy na północ. Początkowo we trzech czyli Radek, Janek i Ja. Tempo nadajemy naprawdę ostre. Na tyle ostre, że gdzieś w okolicach 45 kilometra odpada Janek. Same punkty wpadają nam naprawdę tak łatwo, że nie ma o czym pisać. Szybkie asfaltowe przeloty, wjazd w teren, podbicie punktu i powrót na asfalt. Cały czas tasujemy się ze ścisłą czołówką czyli Thelim, Danielem Śmieją i Pawłem Brudło. Po wjechaniu w teren widać jednak różnicę i wyraźnie zostajemy w tyle.

Dwóch mądrych ludzi rozkminia mapę © Niewe


W okolicach 70.km mamy pierwszy poważny kryzys. Chyba spaliliśmy do reszty wczorajsze browarki, a to zawsze duży dyskomfort dla organizmu. Podejmujemy zatem strategiczną decyzję o zjechaniu do GieeSu i uzupełnieniu przynajmniej częściowo promilażu. W czasie konsumpcji wyprzedza nas Theli i zajeżdża Janek. Buk kazał się dzielić, więc dostaje parę grzdyli i jedzie dalej. Dajemy mu fory, dopijamy piwka, przegryzamy bułą i całe 15 minut później dopadamy go w drodze do kolejnego punktu :)

Staramy się trzymać maksymalnie dużo asfaltu mimo, że wieje jak umarłemu w dupie. Na teren jesteśmy jednak za słabi, a na asfalcie dajemy sobie krótkie mocne zmiany i jakoś idzie. Z małymi kryzysami, ale idzie. Janek tradycyjnie gdzieś się zgubił.
Generalnie jedziemy punkt po punkcie omijając tylko PK6. Na ostatni nasz punkt (PK13) nad jeziorem docieramy ciągnąc rowery po błocie, przez rzeczkę i po stromych wydmach naprawdę ostatkiem sił. Obaj mamy totalnego zgona i mało czasu do limitu. Po drodze zostały nam jeszcze tylko dwa punkty, ale wiemy, że już ich dzisiaj nie zaliczymy. Radek zatem wyciąga jakieś tajemnicze żelki, aby przygotować nas na nieunikniony finisz i rozpoczynamy burzę mózgów. Radek obstawia wariant krótszy o jakieś 5km, ale prowadzący terenem nad jeziorem, ja optuję za dłuższym asfaltowym wariantem. Tracimy ponad minutę na dyskusję, ale ostatecznie udaje mi się go przekonać i ruszamy w stronę asfaltu.

No i teraz to się dopiero zaczęło dziać… :)

Tajemniczy drops/żelek pokazał swą moc. Jak to mawia Radek – o budziły się dziki :)

Generalnie na naszym asfaltowym finiszu nie zdarzyło się chyba, żebyśmy zeszli poniżej 35km/h. Łyknęliśmy po drodze ok. 20 rowerzystów i nikt nawet nie spróbował wskoczyć nam na koło.
Udało się nawet wyprzedzić jeden samochód :) Przez Kolbudy przelecieliśmy na tak, że dopiero następnego dnia dowiedziałem się, że jest tam Tesco. Wtedy tego nie dostrzegłem z nad kierownicy. Ale jak się leci kiela czterdziestki pod górkę to generalnie mało co się widzi.
Wybrany przez nas wariant asfaltowy okazał się bardzo trafny, bo na metę docieramy 15 minut przed limitem i prawie 17 minut przed Thelim, który z PK13 wyjechał jakieś 5 minut przed nami. Wiem, że próbował chyba jeszcze atakować po drodze jakiś punkt, ale wiem też, że zgodnie z moimi obawami utknął w okolicach PK 13 na bagnach i wzgórzach.

200km za nami, a na gębach banany. To pewnie od tych dropsów. © Niewe


A teraz POSUMOWANIE:
Zajęliśmy miejsca 7. i 8. Dobry początek orientów w tym roku :)
Kategoria RJnO, Zawody


Dane wyjazdu:
44.60 km 12.00 km teren
01:54 h 23.47 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 56 m
Kalorie: 1468 kcal
Rower:Spec Epic

Takie niby wprowadzenie

Czwartek, 18 kwietnia 2013 · dodano: 23.04.2013 | Komentarze 3

W sobotę Harpagan, w piątek nie będzie czasu na kręcenie, więc urywamy dwie godzinki przed południem na kręcenie po okolicznych wiochach. Coraz więcej terenu, bo coraz bardziej sucho się robi.
I mały skandal.
Przyjezdna pokazała mi rewelacyjne mini osiedle, którego nigdy nie widziałem.
Ja. Miejscowy.
Zgroza :)
Kategoria Na luzie


Dane wyjazdu:
36.60 km 6.00 km teren
01:26 h 25.53 km/h:
Maks. pr.:38.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 28 m
Kalorie: 1257 kcal
Rower:Spec Epic

36,6

Środa, 17 kwietnia 2013 · dodano: 23.04.2013 | Komentarze 2

Taki zdrowy dystans nam dzisiaj wyszedł :)
Głownie asfalty, ale i jakieś szutry się trafiły. Świat wysycha po zimie.
A jaaaaak nogi podawali to temat na esej.
Ale na takowy esej nie mam czasu. Słońce świeci, lepiej się powygrzewać na tarasie :)
Kategoria Na luzie


Dane wyjazdu:
30.00 km 5.00 km teren
01:13 h 24.66 km/h:
Maks. pr.:38.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 22 m
Kalorie: 1030 kcal
Rower:Spec Epic

Wyprzedaż garażowa, pętla szosowa. Sprzedam przyczepkę Chariot Cougar 1

Wtorek, 16 kwietnia 2013 · dodano: 18.04.2013 | Komentarze 2

Otóż Owoc Żywota Mojego Hanna ma już ponad metr, dwadzieścia i całe 21 kilo żywej, niezatrzymującej się nawet na chwilę wagi i do przyczepki nie mieści się już wcale. To znaczy jakby upchał to by się zmieściła, ale upychanie dzieci po przyczepkach nie jest trendy, więc czas na wyprzedaż.

Zatem:
Sprzedam przyczepkę Chariot Cougar 1. Model prawie, że najwyższy z zestawem rower i z zestawem wózek. Standardowo u dystrybutora sama przyczepka kosztuje 3199, do dyszel do roweru kolejne 350 zł i zestaw wózek znowu 350. Razem daje to całkiem konkretną sumkę 3900 zł.

U mnie całość dostępna jest za jedyne 3499 zł :)

Mógłbym tu wymieniać zalety przyczepki i dlaczego to taki Mercedes wśród przyczepek, ale sobie odpuszczę bowiem:
1. Jak ktoś nie ma hajsu to i tak wybierze produkt z Biedronki
2. Jak ktoś ma hajs i kocha swoje dziecko ;) to od dawna już wie, że warto wysupłać te marne grosze i kupić produkt marki Chariot.

Parametry przyczepki są do sprawdzenia na stronie importerów (np. http://www.dwaplusdwa.pl/) lub stronie producenta (http://www.chariotcarriers.com/en-US/US/Products/Sport-Series/Cougar/CT_10100530)

Przyczepka formalnie nie jest nowa, ale realnie wystarczy kliknąć na zakładkę Hania u mnie na blogu, żeby zobaczyć, że nie wszystko wyszło tak jak wyjść miało i przyczepka w zasadzie nie była używana. W każdym razie śladów używania nie posiada absolutnie żadnych i ma całe 75km przebiegu.
Dopuszczam możliwość sprzedaży samej przyczepki. Oferty na priva.
Mam też do sprzedania krótkie gatki.

Takie oto spodenki mam na sprzedaż © Niewe


Gatki są nowe, nieużywane, w rozmiarze „L” czyli na kogoś o wzroście kiela 180cm i wadze 80kg. Mi one nie podpasowały, bo są dziwnie luźne na końcu nogawki. Ale jak ktoś ma uda grubsze od penisa to powinny być ok.
Za całe 69 zł można zostać ich nowym właścicielem

A żeby nie było, że wstawiam na BSa samą reklamówkę to wyjaśniam, że jeździłem. Niestety sam, bo Ewuncia poszła biegać i tylko po asfaltach, bo w lesie nadal bagno.
A jak Pan Piotrek pójdzie na „asfaltowy trening” sam to zazwyczaj kończy się to tak:

Typowa, asfaltowa droga na Mazowszu © Niewe


Nic nie poradzę na to, że prowokują mnie nieprzetarte szlaki :)
Kategoria Na luzie


Dane wyjazdu:
40.00 km 1.50 km teren
01:37 h 24.74 km/h:
Maks. pr.:40.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 59 m
Kalorie: 1347 kcal
Rower:Spec Epic

Dookoła naszej wilydż

Czwartek, 11 kwietnia 2013 · dodano: 11.04.2013 | Komentarze 6

Szybka runda z Ewuncio wokół wsi. Cały czas asfalty.
W 3/5 trasy wzruszające rozstanie, bo Che będzie jeszcze dzisiaj biegać, no i ma wstawić schab do piekarnika :)

Odbijam do lasu i ambitnie wjeżdżam w teren. Niestety nadal dupa. Bagno jak w rowie. Po 1km byłem ufajdany jak nasza podłoga po wizycie Rooterów z Burzy Synami, więc powrót na asfalt.
Teren będzie chyba dopiero na Harpaganie. Tam nie będzie można wybrzydzać :)


Nasze lokalne Malibu Apartments :)))) © Niewe
Kategoria Na luzie


Dane wyjazdu:
58.00 km 1.00 km teren
02:48 h 20.71 km/h:
Maks. pr.:35.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 80 m
Kalorie: 1745 kcal
Rower:Spec Epic

Pruszków

Poniedziałek, 8 kwietnia 2013 · dodano: 09.04.2013 | Komentarze 0

Życie zmusiło nas do tego aby udać się do Pruszkowa i Komorowa.
Na szczęście nie zmusiło nas aby pojechać tam samochodem.

Zerwaliśmy się zatem skoro świt czyli koło dziesiątej i po krótkim śniadaniu, czyli koło dwunastej, pojechaliśmy jak zawsze unikając dróg głównych i ruchliwych na południe.

Bo Pruszków mamy na południu, tak wyszło.

Widać jak ubywa śniegu. To cieszy :)
Kategoria Na luzie, Użytkowo


Dane wyjazdu:
74.00 km 1.00 km teren
03:04 h 24.13 km/h:
Maks. pr.:45.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 83 m
Kalorie: 2478 kcal
Rower:Spec Epic

Na śnieżki bitwa w środku wiosny nie dziwi nic

Niedziela, 7 kwietnia 2013 · dodano: 09.04.2013 | Komentarze 6

Zadzwonił był Janek i rzekł z grubsza w te słowy:
- Wyście tam jakoś ostatnio asfaltami jakoś tak fajnie pojechali i ja też bym tak chciał.

Pozostało mi tylko wydzwonić Gora i poinformować Che co robi w niedzielę, dzień święty :)

Zaczęło się wprawdzie od małego zonka, czyli Goro i Janek zjawili się u nas za wcześnie, tj. 10:30, czyli o tej godzinie, o której się budzimy, ale wydałem im narzędzia i się chłopaki zajęli majsterkowaniem, czym kupiłem nam czas na śniadanie.
Dalej było już tylko lepiej. Była fajowa pogoda, świeciło słoneczko, asfalty były suche, „zmarnowaliśmy” mnóstwo czasu pod sklepem w połowie trasy i były naprawdę widowiskowe bitwy na śnieżki :)

Wizualnie wyglądało to mniej więcej jak poniżej.

Jeden obraz za tysiąc słów © Niewe


Noga po górach całkiem dobrze podaje :)
Kategoria Na luzie


stat4u