Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Niewe.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2012

Dystans całkowity:423.47 km (w terenie 198.50 km; 46.87%)
Czas w ruchu:23:44
Średnia prędkość:17.84 km/h
Maksymalna prędkość:65.00 km/h
Suma podjazdów:5091 m
Suma kalorii:15859 kcal
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:70.58 km i 3h 57m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
110.00 km 40.00 km teren
04:50 h 22.76 km/h:
Maks. pr.:35.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:170 m
Kalorie: 3559 kcal

Zimnawo jakby

Wtorek, 28 sierpnia 2012 · dodano: 03.09.2012 | Komentarze 14

Droga do pracy mi się skurczyła. Pewnie z zimna, bo dziś zimno było.
Garmin pokazał 19,5 kilo zamiast 21. Co to będzie zimą się zastanawiam.

Żeby sobie jakoś odbić tę stratę postanowiłem pokręcić po robocie.
Potrzebowałem długiej, spokojnej, jednostajnej jazdy ot tak dla przewietrzenia mojego skądinąd pustego łba. W tej sytuacji wybór był oczywisty i padło na oklepany już klasyk czyli kanałek, Nieporęt, Dębe, Nowy Dwór i Kampinos. Niby nic ciekawego, ale jakoś to lubię.

Na rozruch odwiedziłem Araba na Kępie, wypiłem kurczaka i zjadłem piwo., żeby było na czym kręcić.
A kręciło się ciężko. Bardzo ciężko. 4 dni na antybiotyku zniszczyły mnie zdecydowanie bardziej niż dwa tygodnie przerwy bez roweru. Na tyle ciężko i powoli, że gdzieś nad Zegrzem mi się odechciało.
Generalnie wszystkiego, ale najistotniejsze, że kręcić mi się odechciało, a do domu kawał drogi. W tej sytuacji zarządziłem sobie przerwę piwną nad wodą.
To zawsze dobrze działa.

I jak? Czysta woda? Ciepła? © Niewe


Zadziałało i pojechałem dalej w stronę Nowego Dworu.
A teraz ni z gruchy ni z pietruchy zdjęcie sprzed Nieporętu. Zupełnie to nie chronologicznie, ale inaczej nie pasowało mi do fabuły.

Dojeżdżając do posesji można cisnąć powyżej 30km/h? :D © Niewe


Most w Nowym Dworze przechodzi akurat mały remont. W sumie to chyba samo odmalowanie, na szczęście na ten sam, błękitny kolor. A skoro nie mogę po raz pięćsetny zrobić takiego samego zdjęcia tego samego mostu pyknąłem se fotkę Z mostu :)

Znowu dziś widzę zachód słońca, znowu udało się doczekać końca. © Niewe


Potem już pozostał tylko Kampinos gdzie po ciemku przeżyłem małą chwilę grozy, bo udało mi się niechcący zjechać gdzieś ze szlaku tak, że tego nie zauważyłem. Ponieważ jednocześnie zaczęła mi się kończyć lampka i nawigacja pojawiły się obawy czy zdążę jeszcze dzisiaj zrobić w domku piwko.

Zdążyłem. Zawsze zdanżam
Kategoria Na luzie, Użytkowo


Dane wyjazdu:
5.42 km 2.50 km teren
00:17 h 19.13 km/h:
Maks. pr.:30.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 16 m
Kalorie: 171 kcal

Dodawać czy nie dodawać, oto jest pytanie?

Czwartek, 23 sierpnia 2012 · dodano: 31.08.2012 | Komentarze 7

Czy „przejażdżka” o tak spektakularnej długości zasługuje na to by ją tu umieszczać?
W sumie, dla odmiany może być.

Nie ma to jak się wymienić myślami z samym sobą :)

A w ogóle to do apteki pojechałem. Przede mną cztery dni trucia się antybiotykiem :/
Kategoria Użytkowo


Dane wyjazdu:
75.00 km 16.00 km teren
03:24 h 22.06 km/h:
Maks. pr.:39.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:183 m
Kalorie: 2487 kcal

Płasko tu

Wtorek, 21 sierpnia 2012 · dodano: 31.08.2012 | Komentarze 6

Po pięciu dniach w górach krajobraz na Mazowszu nie powala na kolana.
Choć moja droga do pracy nadal ma w sobie jakiś urok, więc nie jest źle i doła powyjazdowego nie złapałem :)

Po pracy runda po kilku rowerowych serwisach, ale nikt niestety nie dał rady odkręcić tego cholernego pedała. W tej beznadziejnej sytuacji pozostało tylko pojechać na browarek. Zawinąłem zatem z roboty Gora, zrobiliśmy sobie rundkę przez Wawę i na Bemowo. A potem jeszcze Bemol na poprawkę. I znowu powrót po ciemku lasami, zgarniając "po trasie" Che Che Che!!! :)

Na pasach rowerowych na Dźwigowej oprócz pieszych doszli też rowerzyści jeżdżący pod prąd. Nie ogarniam tego.
Kategoria Użytkowo


Dane wyjazdu:
53.00 km 45.00 km teren
03:18 h 16.06 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:798 m
Kalorie: 2047 kcal

Dolina Bobru (lub Bobra jeśli ma oczy) i nie tylko

Niedziela, 19 sierpnia 2012 · dodano: 28.08.2012 | Komentarze 6

Po wczorajszej Wyrypie i powyrypowej integracji (na której to, że tak uchylę rąbka tajemnicy, otumaniony kilometrami, no bo czym innym, Radek, próbował złapać wielkiego szerszenia w butelkę po piwie :) o 7:30 rano dopisują nam humory i w ogóle nie bolą nas nogi lub też bolą ale tego nie czujemy :)

Mam wrażenie, że w powyższym zdaniu przesadziłem zarówno z przecinkami, jak i z nawiasami i w ogóle z jego wielozłożonością zarówno podrzędną jak i równorzędną, ale zostawiam :)

Tak czy tak rześcy i wypoczęci udajemy się do bazy rajdu na dekorację zwycięzców i ogólny obczaing towarzystwa. Jest nieźle, bo po żadnym z uczestników wczorajszej Wyrypy i tego co po niej nie widać śladów zmęczenia, ani Wyrypą, ani tym co po niej, a widać entuzjazm.
Dobrze jest przebywać w towarzystwie samych zawodowców na obraz i podobieństwo nasze :)

Po dekoracji żegnamy się wszyscy ciule i wracamy na kwaterę powalczyć z moim, za przeproszeniem, pedałem. Jęczy, skrzypi i ma luzy, ale odkręcić się nie pozwala pierd… W tej sytuacji mamy obawy przed jechaniem gdzieś daleko w góry, bo nie wiadomo kiedy sam odpadnie. Na szczęście z pomocą przychodzi przemiły gospodarz, który przynosi nam mapę okolic Bobru, który mamy pod nosem i tak wyposażeni skoro świt, czyli koło 13-tej ruszamy z Che na mały rozjazd po okolicy.
A okolica, przyznać jej muszę jest piękna.

Elektrownia wodna na Bobrze, a na elektrowni Che, ale nie chce mi się dorysowywać strzałki © Niewe


Jezioro Pilchowickie © Niewe


Podobno najwyżej zawieszony most kolejowy w Polsce © Niewe


Nie byłbym sobą gdybym nie zrobił zdjęcia torów. Tym razem z bonusem w postaci naszych absolutnie boskich sylwetek. © Niewe


Niestety zawiodę bajkstatsowych onanistów, ale fotki spotkanej na szlaku rowerowym Helgi jadącej na rowerze w ciasno opiętym staniku i z długimi blond lejcami nie będzie, bo jej zrobić nie zdążyłem. Musi wam wystarczyć tylko ta notka :P

Generalnie w tę okolicę chętnie bym jeszcze wrócił, nawet nie po to żeby z aparatem w krzakach czatować na Helgi, ale po to by zaznać gór i wody jednocześnie.

Podczas tej naszej krótkiej przebieżki wspomniany wcześniej pedał naprawił się sam (to znaczy przestał strzelać, bo luz się nie skasował) zatem wracamy do bazy, ładujemy się w auto i teleportujemy na polsko-czeską granicę pod niejaki Smrk i jego słynne single. Wczoraj na odcinku liniowym rajdu dostaliśmy jego wersję demo w postaci jednego z czarnych szlaków i zdecydowanie chcemy więcej. Na parkingu spotykamy ekipę downhillowców, którzy odstępują nam swoją single mapkę i zaczynamy zabawę.

Na początek powtarzamy wczorajszy odcinek, a potem zaliczamy jeszcze około 20 kilometrowy singiel czerwony. Fotek za bardzo nie ma, bo „o jezzzu!”. Tak tam właśnie jest.

W sumie jedyna jako taka fotka z singli. © Niewe


Chyba jedyny przystanek na trasie © Niewe


Sssssssssssspadajcie mi stąd! © Niewe


No i trza było ssssspadać do domu. Zrobił się wieczór, a przed nami zaledwie 540kilo w aucie.
Zatem piwko dla kurażu i wracamy :)

Trzeba ssssspadać to sssspadamy. © Niewe
Kategoria Na luzie


Dane wyjazdu:
138.05 km 80.00 km teren
08:51 h 15.60 km/h:
Maks. pr.:65.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2548 m
Kalorie: 5234 kcal

Wielka Izerska Wyrypa

Sobota, 18 sierpnia 2012 · dodano: 27.08.2012 | Komentarze 12

Czyli o tym jak wybrać wariant możliwie daleki od optymalnego :)

No bo tak, że tak zacznę po polsku… z grubsza połowa punktów była położona wysoko w górach, a połowa niżej na przedgórzu. Ponieważ z góry zakładaliśmy, że nie nastawiamy się na komplet rozsądnie by było wyczesać na rozgrzewkę kilka górskich, a potem same łatwiejsze. Ciężko jednak zachować rozsądek gdy na co dzień śmiga się po płaskim Mazowszu. Bardzo ciężko.
Reasumując, choć chyba jeszcze nie czas na podsumowania, bo dopiero zaczynam tę denną relację, większość dnia spędziliśmy pokonując kolejne wzniesienia i walcząc z awariami :)

To teraz jakby bardziej chronologicznie będzie.
Izerska Wielka Wyrypa odbywa się po raz czeci. Pierwszy raz się zaczęła, ale nie skończyła, bo zmyła ją powódź, drugi raz nie wiem czemu ją przeoczyłem, a trzeci jest właśnie dziś. Oczywiście umownie dziś, bo relację smaruję jak zwykle z opóźnieniem. Kto bystry to sam to zauważył, a Paweł i tak dopyta przez chat.

Wracając do meritum. Na start o 5:30 rano zajeżdżam z…..
…………(pełne napięcia werble)……….
…z Che, którą udało mi się namówić na udział w oriencie.

Ma się ten dar przekonywania :)

Na miejscu jest też ekipa Łódzko Skierniewicka czyli Syla, Theli i ChrisEM.
Syla idzie dzisiaj na orient z buta, Theli będzie doginał, a ChrisEM zamierza spędzić uroczy dzień w naszym zajebistym towarzystwie. Znaczy się w troje pojedziemy.

Odprawa trwa całe pół godziny, potem ruszamy za wozem technicznym na miejsce rozdania map. Te pierwsze parę minut to jak zwykle mordęga, bo oddech mam krótki, a w głowie jeszcze huczy. Wczoraj bowiem najpierw przygotowywaliśmy pół dnia rowery (a to jakieś 4 browary), potem witaliśmy się z ChrisEM (a to jakieś 3 kolejne browary), a wieczorem dojechał do nas Radek. Ponieważ spał z nami w pokoju głupio było się tak od razu położyć, nie? (czyli jeszcze ze 2).
Ale do map docieramy i się zaczyna :)

Jak narysować coś mazakiem na zalaminowanej mapie? © Niewe


Ostatnie pozowanko fotoreporterom © Niewe


Iiiii pooooszli!! © Niewe


Tak to ma z grubsza wyglądać przez cały dzień. © Niewe


Jako rzekłem już na wstępie gardzimy punktami na przedgórzu i wbijamy się w Izery właściwe. Tereny do takich zabaw są po prostu idealne. Pełno twardych szutrów, stosunkowo łagodne zbocza, lasy, piękne widoki, słoneczko i cały dzień przed nami. A do tego można sobie wybierać rowery ;)

Do wyboru, do koloru :) © Niewe


Punkty było rozmieszczone w takim stylu jak na Bike Orientach. Czyli niby przy drodze, ale zawsze na koniec trzeba uderzyć gdzieś w krzaczory. Osobiście bardzo to lubię, bo wymusza to precyzyjną nawigację, a nie sprowadza się tylko do gnania przed siebie jak ostatnimi czasy ma to miejsce na Harpaganach.

Rowery porzucone, uderzamy w krzaczory. A właściwie w skałory. © Niewe


I widoki. Czy wspominałem już o widokach? © Niewe


Kilka punktów było jednocześnie wypasionymi bufetami z zapewnioną profesjonalną sesją foto. Bezwzględnie to wykorzystujemy i prężymy torsy w nadziei na dobre fotki.

Jadą trzej jeźdźcy, jadą !!! © Niewe


To ja jestem murzyn od nawigowania, kiedy inni ię bawią ;) © Niewe


W okolicach Izerskiego Stogu zaczyna się nasza seria problemów. Najpierw moja przednia przerzutka odmawia posłuszeństwa. W pierwszej chwili myślałem, że to tylko kwestia rozregulowania, ale bliższe oględziny pozwalają zlokalizować poważniejszy problem. Pękła cała prowadnica i nic z niej już nie będzie. Najbliższe miasteczko to Świeradów Zdrój i generalnie cały czas w dół, więc tam właśnie się udajemy. Bez przodu to ja po górach nie powalczę. Objeżdżamy całe miasteczko, ale niestety stwierdzamy absolutne zero sklepów i serwisów rowerowych. W końcu studiujemy tablicę ogłoszeń i z pomocą lokalnego beja dowiadujemy się, że „tam na dole” gościu prowadzi parking, ma też wypożyczalnie rowerów i potrafi je naprawiać. Zjeżdżamy zatem „tam na dół” tylko po to by się dowiedzieć, że gościa nie ma. Próbujemy ściągnąć go telefonicznie, ale jest poza zasięgiem. W tej sytuacji pozostaje nam tylko jedno, ostateczne, ale zawsze niezawodne rozwiązanie..
Pójść na browar i posiedzieć, a problem na pewno sam się jakoś rozwiąże.

Jak pomysleliśmy tak zrobiliśmy. © Niewe


I jak zawsze okazało się, że ta taktyka jest 100% skuteczna, bo już w okolicach drugiego piwa przywołany wcześniej mechanik oddzwonił i powiedział, że będzie za 10 minut. Pozostało nam tylko zamówić kolejne piwka, a potem zostawiłem biesiadujących Che i Chrisa, a sam podskoczyłem na sąsiednią posesję gdzie gościu całkiem sprawnie wymontował używaną przerzutkę z jakiegoś makrokesza i przełożył ją do mojej Kony.

Wróciłem do mocno już rozbawionego towarzystwa, poprawiliśmy jeszcze żurkiem i ruszyliśmy dalej.
Nie na długo. Zaraz po tym bowiem, jak Che oddała swoją dętkę spotkanemu Radkowi sama złapała gumę.

Guma to dopiero początek jednak © Niewe


A jak ją wymieniła i ruszyła to natychmiast zerwała się linka dla odmiany tylnej przerzutki. Z pomocą narzędzi wypożyczonych z pobliskiego serwisu quadów i pod światłym przewodnictwem Chrisa, linka, a także pancerz zostają skrócone i możemy znowu jechać dalej, aczkolwiek bez kilku przełożeń.

Jedziemy dalej i dalej i dalej... © Niewe


Czas nas goni, więc powoli zaczynamy wracać na wschód w kierunku mety i cywilizacji, która jak wiadomo kwitnie właśnie na wschodzie.

Po drodze zaliczamy kolejne widokowe punkty oczywiście © Niewe


Ponieważ nieubłaganie nadchodzi zmierzch i ostatnie punkty będziemy robić już po ciemku zapodajemy sobie jeszcze coś na odwagę.

Kończy się kasa, więc jak licealiści kupujemy dwa browary na troje :) © Niewe


I jako rzekłem ostatnie punkty podbijamy już po ciemku, bo dzień zmarnowaliśmy na łojenie :)

Czoło mu się świeci. Temu Chrisu. © Niewe


Do mety docieramy jakoś przed dwudziestą drugą robiąc jeszcze po drodze zakupy w lokalnym sklepiku. Plasujemy się jakoś tak w okolicach połowy stawki, co nas, a przynajmniej mnie całkowicie satysfakcjonuje. Poza rozgrzewką w Karkonoszach, nie siedziałem na rowerze dwa tygodnie, więc jestem zadowolony, że bez problemy dałem radę snuć się łącznie prawie 16 godzin po górach. Zrobiliśmy coś koło 136km i jakieś 2,5 kilo w górę, więc było gdzie się zmęczyć.
Pora na integrację i omówienie co, kto, komu i gdzie urwał :)

Pacz, ja na przykład tak pojechałem. Uhm. © Niewe


Tańce też byli, a Izerska Wyrypa wchodzi na stałe do kalendarza w zakładce MUST BE, bo impreza jest zacna, okolica rewelacyjna, a od organizatorów mogłoby się wielu innych całkiem sporo nauczyć.
Kategoria RJnO, Zawody


Dane wyjazdu:
42.00 km 15.00 km teren
03:04 h 13.70 km/h:
Maks. pr.:58.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1376 m
Kalorie: 2361 kcal

Na rozgrzewkę – Karkonosze

Czwartek, 16 sierpnia 2012 · dodano: 22.08.2012 | Komentarze 8

Aj waj!

Ponad dwa tygodnie bez roweru za mną. Nie to, że w ogóle bez roweru, bo cały czas go miałem. Trochę w garażu, trochę w bagażniku go woziłem, ale w ogóle na niego nie wsiadałem. Zgroza.

Ale jak już wsiadłem to od razu w górach. Nie ma się co rozdrabniać :)
Jako bazę wypadową obraliśmy czeskie Harrachov. Spędziliśmy tam łącznie dwa i pół dnia, które w założeniu mieliśmy całkowicie wypełnić rowerami. Jednak mocna konkurencja w postaci pobliskiego browaru serwującego świeżutkie piweczka, prażony ser, widoki z okna, senność i ogólne rozprężenie spowodowały, że na rowerach byliśmy tam cały jeden raz :)

No to teraz kilka fotek, bo dawno nie pisałem na klawiaturze i mnie paluchy rozbolały.

Widok z okna tak ładny, że aż szkoda wychodzić :P © Niewe


Mimo to jakimś cudem udało nam się w końcu ogarnąć i wyjść © Niewe


Jak już się wyszło to się pojeździło i napaczyło © Niewe


Karkonosze to głownie łatwo dostępne szutry i specjalne szlaki dla rowerzystów. Generalnie bajka © Niewe


Takie ocinki jak ten nawiedzaliśmy tylko okazyjnie. © Niewe


Chrystus Karkonoski © Niewe


Żeby było oryginalnie nie wstawiam zdjęć z rozmaitych postojów na browara. Aczkolwiek jak sobie przypomnę, że można się zatrzymać na przełęczy po długim podjeździe, strzelić zimne piwko i pozwolić sobie na wychłodzenie organizmu tuż przed dłuuuuugim i szybkim zjazdem to się zastanawiam czy wszystko z nami w porządku.
Tak formalnie się zastanawiam oczywiście, bo i bez głębszego namysłu wiem, że nie.
Cała wycieczka generalnie była mała rozgrzewką przed Wielką Izerską Wyrypą i cała odbyła się (za przeproszeniem) w jak zwykle najlepszym towarzystwie Che :)

A przepaść cywilizacyjna między Polską, a Czechami jest lekuto dołująca :/
Kategoria Góry, Na luzie


stat4u