Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Niewe.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2011

Dystans całkowity:434.45 km (w terenie 277.00 km; 63.76%)
Czas w ruchu:22:33
Średnia prędkość:19.27 km/h
Maksymalna prędkość:56.10 km/h
Suma podjazdów:2859 m
Suma kalorii:14340 kcal
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:54.31 km i 2h 49m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
37.16 km 16.00 km teren
01:39 h 22.52 km/h:
Maks. pr.:34.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 63 m
Kalorie: 1159 kcal

Prawdziwy rodzynek na klubowej mapie Warszawy

Czwartek, 29 grudnia 2011 · dodano: 30.12.2011 | Komentarze 9

Tak określił Bemola Wojtach, który zawitał tu pierwszy raz i ujrzał jego szacowne wnętrze :)
Ja bym jeszcze w miejsce „Warszawy” wstawił „Europy” żeby było bardziej trendy, dżezzi i w ogóle och i ach, ale się nie sprzeczałem. Bo rozpocząłem konsumpcję, a przy konsumpcji się nie sprzeczam. Bo i o co.
W trakcie rzeczonej konsumpcji nawiedziła nas Bikergonia. Można powiedzieć, że już tradycyjnie :)
Miałem pewne obawy przez powrotem do domu, bo jak jechałem w tę mańkę to na leśnej drodze, która służy mi do bezszelestnego przemykania do domu w stanie, w którym takie niezauważone przemknięcie jest wysoce zalecane, spali panowie policjanci w swoim radiowozie. Na szczęście chyba nie mieli jakiś wielkich zaległości, bo się wyspali i jak wracałem to już ich nie było.

No i to chyba ostatni wpis w tym roku, więc pokuszę się o jakieś podsumowanie.

PODSUMOWANIE:
Czad był ! :)


No dobra, jednak rozwinę tą myśl.
Naprawdę był czad :D

Dobra, rozwinę jeszcze bardziej i przytoczę kilka istotnych faktów jednak:

Poznałem Che, to fakt numer jeden :)

Poznałem Radka (szkoda, że go nie ma na BS)

Poznałem mnóstwo innych, często mocno zakręconych ludzi, ale nie mogę ich wymieniać po kolei, bo się boję, że o kimś zapomnę i będzie straszna siara.
Więc tylko pozdrawiam specjalnie tych z nich, z którymi udało mi się zasiąść w tym roku przy Kasztelanie czyli Anię, Bikergonię, Darka, emonikę, Fascika, Izkę, Kosmę, Puchatego (kuuuuooocham go ;) i Siwego wymieniając ich wszystkich w kolejności alfabetycznej, żeby uniknąć jakichkolwiek zarzutów o faworyzowanie kogokolwiek.
Aczkolwiek jak ktoś widział Anię na zdjęciach, to nie powinien się dziwić, że jest na "A" ;)

Nie poznałem osobiście Morsa i Hipka. Trzeba to naprawić w przyszłym roku.

W tym roku udało się także wśród licznych wyjazdów popełnić kilka naprawdę specjalnych wyróżniających się mega zajebistością. Czyli przede wszystkim Kluczbork, Dżałorki, Ełk, Dębki i rewelacyjne Tatry.
Większość w towarzystwie Che, Gora i Radka w rozmaitych konfiguracjach.

I oby w przyszłym roku też było tak fajnie, a nawet fajniej.


Hepi niu jer!
Kategoria Użytkowo


Dane wyjazdu:
23.00 km 22.00 km teren
01:13 h 18.90 km/h:
Maks. pr.:30.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 83 m
Kalorie: 633 kcal

Mam kaca i nigdzie nie jadę

Poniedziałek, 26 grudnia 2011 · dodano: 27.12.2011 | Komentarze 4

Wbrew pozorom to nie moje słowa tylko Gora, z którym mieliśmy dzisiaj troszkę pokręcić :)
A skoro Goro nie jedzie to postanowiłem się wreszcie wyspać za cały rok. A jak już się wyspałem i pokręciłem po chałupie to się zrobiło mało czasu na jeżdżenie. A z tego mało czasu w lesie zrobiło się jeszcze mniej, bo się okazało, że nie wziąłem przedniej lampy i trzeba było uchodzić z lasu czym prędzej.
Ale plan wykonany.
Pojeździłem.
Wyluzowałem.
Sarny widziałem i to cztery.

I jeszcze mi tak jakoś świątecznie zostało
&feature=relmfu
:)
Kategoria Na luzie


Dane wyjazdu:
113.00 km 90.00 km teren
05:22 h 21.06 km/h:
Maks. pr.:39.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:257 m
Kalorie: 2969 kcal

Kanałek tralalałek ;)

Niedziela, 18 grudnia 2011 · dodano: 21.12.2011 | Komentarze 21

Fajna wycieczka tralaleczka z Che i z Gorem. Jedno i drugie zrobili już z tego wpisy, ale zdjęcia mam tylko ja :P

Dwa tralalały. Jeden duży drugi mały ;) © Niewe


Nie do końca wiem co miało to zdjęcie przedstawiać, ale jesteśmy w komplecie © Niewe


Się wysiliłem :P
Kategoria Na luzie


Dane wyjazdu:
78.55 km 20.00 km teren
03:37 h 21.72 km/h:
Maks. pr.:36.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:220 m
Kalorie: 2602 kcal

R4

Czwartek, 15 grudnia 2011 · dodano: 22.12.2011 | Komentarze 13

Umówiłem się na popołudnie z Gorem na rower, więc od razu z rana śmignąłem do pracy.
Fajnie, bo mogę popatrzeć na korek z boku i nie potrzebuję rano kawy.
Niefajnie, bo ciemno kurde jak z domu wychodzę. Nie przepadam za tym, ale jakoś poszło.
Nawet mnie nikt rozjechać po drodze nie próbował. Kierowcy jakoś dziwnie uprzejmi. Chyba po ostatnich podwyżkach cen wachy sami uprzejmi się ostali.
Śmignięcie z rana wymagało ode mnie nie lada poświęcenia dnia poprzedniego, ponieważ dyżurna kurtka przebywała w domu, a wozić kurtkę do pracy w plecaku jest słabo. Wyszedłem więc po prostu z pracy w środę bez kurtki.
Po rzeczonym śmignięciu zrobiłem sobie przymusową, ośmiogodzinną przerwę w pedałowaniu, a następnie przystąpiłem do realizacji reszty dzisiejszego planu.
Najpierw szybki przelot na Włochy, aby odebrać filmy, które nieopatrznie pożyczyłem w stanie tak zwanej imprezowej euforii, a potem do Gora pod pracę. Razem poturlaliśmy się przez całe miacho na New World i na Old Town uzupełniają po drodze kalorie w jakiejś syfnej sieciówie. A po sytnym żarciu nic tak dobrze nie robi, jak przepyszne piwko. A najlepiej cztery.

Mistrz drugiego planu powraca ;) © Niewe



Czyli klasyczna Rura i nocne przez lasy się przedzieranie :)
Kategoria Na luzie, Użytkowo


Dane wyjazdu:
60.42 km 40.00 km teren
02:45 h 21.97 km/h:
Maks. pr.:42.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:121 m
Kalorie: 1903 kcal

Ustawka

Niedziela, 11 grudnia 2011 · dodano: 14.12.2011 | Komentarze 6

Ustawka pod tytułem "każdemu po drodze, dla każdego coś miłego"
Rooter chciał (albo musiał) pojechać na Bródno na jakieś rodzinne szamanie.
Goro chciał pojeździć, ale nie sam.
Ja chciałem jechać na piwo pod Rurę.
Che chciała tego wszystkiego i jeszcze spotkać się z nami. I wykręcić stówkę też chciała. Zachłanna ta Che. Przydały by się jej jakieś tabletki na chciwość ;)

Zatem...

Umawiam się z Rooterem u mnie, Goro ma dotrzeć lasami. Rooter się spóźnił, bo coś tam, coś tam, a Goro w ogóle nie dotarł, bo pogubił się prostej drodze, którą mu pokazywałem i trzeba mu było wyjechać na przeciw. Dobry początek :)
Ale trzeba przyznać, że się potem zrehabilitował, bo w okolicach cmentarza Północnego zapodał nam rewelacyjnego singla, którego z kolei jemu ujawnił Janek.
Takie z nas towarzystwo wzajemnej adoracji. Jak w TVNie :)
Che zdążyła wrócić z Jabłonny, ze swojego treningu, zajechać do domu o dotarła Pod Rurę chwilę po nas.
Zapanowała ogólna kraina szczęśliwości, wzajemnej akceptacji, adoracji, bez alienacji. Potem trzeba było jeszcze tylko dotrzeć do domu, ale ponieważ tym razem nie przesadziłem nie było to trudne.
Kategoria Na luzie


Dane wyjazdu:
25.32 km 14.00 km teren
01:10 h 21.70 km/h:
Maks. pr.:34.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 67 m
Kalorie: 813 kcal

Amnestia

Środa, 7 grudnia 2011 · dodano: 14.12.2011 | Komentarze 0

Albo amnezja.
Tak, chyba bardziej amnezja.
Za cholerę nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie i po co w tę środę jeździłem. Dopiero rzut okiem na ślad w Garminie pozwolił mi się zorientować, że pojechałem, nie GDZIE, lecz DOKĄD i nie po CO, lecz po KOGO.
Trzeba dodawać wpisy na bieżąco to się takich problemów uniknie.
Albo można nie na bieżąco, ale wtedy trzeba dużo czytać, ćwiczyć pamięć i być jak brzytwa. No i pić tą, jak jej tam...
Letycynę ;)
Kategoria Na luzie


Dane wyjazdu:
51.00 km 35.00 km teren
03:34 h 14.30 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:757 m
Kalorie: 1907 kcal

Ślęża od tyłu.

Niedziela, 4 grudnia 2011 · dodano: 14.12.2011 | Komentarze 15

W dzień drugi z dwóch mi dostępnych we Wrocławiu postanowiłem zdobyć majaczącą na horyzoncie Ślężę. Tym razem od razu na kołach, samochodem się najeżdżę jeszcze dzisiaj do nocy. Trasę wyznaczam korzystając z pomocy Garmina i map tak, żeby unikać głównych dróg, a jechać ile się da terenem. Nie jest to proste, bo mapę w Garminie mam niekompletną, oznakowanie szlaków w terenie w zasadzie nie istnieje (zapraszamy turystów do naszego pięknego kraju :/ ) , a i moja mapa papierowa jest delikatnie mówiąc do dupy. Trzeci raz w życiu korzystam z mapy Cartomedia i trzeci raz stwierdzam, że mapy tego wydawnictwa mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Na szczęście Ślęża cały czas majaczy na horyzoncie i można się kierować mniej więcej „na azymut”
Blisko widać, daleko dymać. © Niewe


Po drodze spotykam duże stadko saren. Część od razu ucieka, ale dwie zostają i przyglądają mi się długo. A ja przyglądam się im. Czyli przyglądamy się sobie wzajemnie :)
Uwielbiam takie chwile. To specyficzne jesienne powietrze (tak, wiem, że jest zima, ale powietrze jest jesienne), absolutna cisza, zero ludzi wokół mnie i miły stan zawieszenia.
Gang "Białe Dupy" w akcji defensywnej © Niewe

Choć nie będę ukrywał też, że odwykłem od samotnych jazd, a przywykłem do tego, że taka jedna cały czas trajkocze z tyłu jak tu kamieniździe, piaszczyździe i urwiździe, tudzież ślizgo, a nawet do tego, że taki jeden sapie, marudzi i robi wykłady na temat genezy rozmaitych form geologicznych ;)

Wracając do tematu…
Po prawie czterdziestu kilometrach jazdy pod taki wiatr, ze stojąc na pedałach osiągałem maksymalnie 15-16km/h dotarłem wreszcie do celu.
A tam?
„Buooże, jak pięknie!!
Czuję jak mięknie mi moje serce”
Ślęża - sręża. Wtedy jeszcze nie wiedziałem czemu © Niewe

Zbocza Ślęży są pokryte przepiękną buczyną. Liście ewryłer!!! Lubię to. Taką piękną drogą objechałem wschodnie zbocze góry i zaatakowałem w jedyny słuszny sposób, czyli od tyłu. A od tyłu jak to od tyłu. Pojawiły się schody :P
Zdaje mi się, że to granit, ale mogę się mylić. © Niewe


Paradoksalnie im bardziej mokre tym trudniej przejezdne. A że odkąd tu przyjechałem cały czas z nieba solidnie mży, to ciężko nawet prowadzić rower po tych głazach.
Niemniej dotarłem do celu i od razu udałem się do schroniska.
Tak jak napisałem przed chwilą - schronisko. © Niewe

Jak do niego wchodziłem to uchyliły się drzwi i wyszło dwóch typków stanowiących razem trójkąt mniej więcej równoboczny. Jeden wspierał drugiego. Obaj byli tak narąbani, że osobno nie byli w stanie iść. Razem jakoś szło. Czyli taki przykład protokooperacji (symbiozy fakultatywnej). Rzeczone typki spojrzały na świat mrużąc ślepia i widząc co się porobiło z pogodą zgodnie orzekli:
- O kurwa! Wracamy, kurwa. Może przejdzie, kurwa.
I wrócili do konsumpcji cały czas omawiając różne warianty zejścia z góry „koniecznie jeszcze dzisiaj, ale skocz jeszcze po dwa” :D
Do konsumpcji postanowiłem przystąpić i ja. Ale! Jednocześnie jak , nie ja :) Postanowiłem bowiem spożyć zupę cebulową. Poprzedniego dnia w wyniku gastro fazy rozwialiśmy z Che o takiej zupie, narobiłem sobie smaka, więc jak zobaczyłem taką pozycję w menu natychmiast ją sobie zamówiłem. Usiadłem przy stoliku i radośnie zacierałem rączki w oczekiwaniu na upragnioną potrawę.
I dostałem kurwa.
Cebulową Knorra „gorący kubek”
Jeśli buk istnieje to powinien zesłać burzę i spalić to obsrane schronisko.
Od tej pory było już tylko gorzej. Bo raz, że ta „zupa”. Dwa, że lało jak z cebra. Trzy, że zaraz trzeba wracać do Wrocławia, a potem jeszcze do Warszawy, cztery, że na zjeździe złapałem gumę i ostatecznie i przerąbywane pięć, że NIE MAM ZE SOBĄ ZAPASU. Fok ,meeeen.
Ale to wszystko było jeszcze do ogarnięcia. W końcu mam łatki, tyle, że się ostro utytłam i spóźnię do Wrocławia. Obróciłem rower, wyjąłem łatki, przykleiłem (dwie, bo szejk był dwustronny), podjąłem próbę napompowania dętki i odkryłem straszną prawdę.
I teraz uważaj Goro!
Samoprzylepne łatki firmy TOPEAK, które tak ci bardzo polecałem latem i które Ci nawet kupiłem, a kasy mi chyba nie oddałeś do dzisiaj ;) są samoprzylepne tylko na sucho. Na mokro są zdecydowanie samoODLEPNE. Na deszczu odlepiają się jeszcze szybciej niż przylepiają jak jest sucho.
Szkoda, że dowiedziałem się o tym prawie 40km od samochodu i półtorej godziny przed zmierzchem.
Potem już tylko
- poszukałem stacji kolejowej, ale okazało się, że pociągi nie jeżdżą tu już od lat.
- znalazłem przystanek autobusowy, ale okazało się, że autobus odjechał 10 minut temu, a następny będzie za prawie dwie godziny,
Zatrzymałem jakiegoś łebka wyjeżdżającego busem z posesji i po negocjacjach z nim i jego szefem (właścicielem auta pojechaliśmy po drugiego łebka, który odwiózł powrotem tego pierwszego łebka, żeby potem za kasę odwieźć mnie do Wrocławia.
Prawda, że proste? :)
Ale są i dobre strony. Mapa Cartomedii, o której pisałem na wstępie, zamokła kompletnie i porwała się podczas próby wydostania jej z kieszeni.
Z czystym sumieniem mogłem ją zatem wyrzucić i już nigdy więcej takiej nie kupować. :)
Kategoria Góry, Na luzie


Dane wyjazdu:
46.00 km 40.00 km teren
03:13 h 14.30 km/h:
Maks. pr.:56.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1291 m
Kalorie: 2354 kcal

Wieeeeeelka Sowa

Sobota, 3 grudnia 2011 · dodano: 14.12.2011 | Komentarze 10

Zdarzyło się tak, że wylądowałem we Wrocławiu i miałem nadmiar czasu :)
Dzień pierwszy z dwóch mi dostępnych postanowiłem spędzić w pobliskich Górach Sowich
Pierwsze widoki za płoty... © Niewe


Na początek asfaltowy podjazd na przełęcz Jugowską, z której zamierzam zaatakować ambitnie najwyższy szczyt w okolicy czyli Wielką Sowę. A z przełęczy śmigały takie właśnie ciekawe postacie, na czymś co przypominało deskorolki.
Czy takie cuś nadal nazywa się deskorolką? © Niewe

I to byli w zasadzie jedyni uprawiający sport ludzie, jakich spotkałem tego dnia. Dziwne. Sobota, blisko Wrocławia, a tu takie pustki. Napieram zatem w ciszy i spokoju pod tą całą Sowę sam. Na wysokości ok 700m n.p.m pogoda zaczyna się klarować. Pojawia się lód..
Tu jeszcze nie wiem, że to zaledwie wstęp. © Niewe

…i pojawiają się też problemy z dalszą jazdą. Szlak skręca prostopadle na zbocze i lawiruje między choinkami i przez powalone drzewa. Nachylenie to jakieś 30% czyli pionowa ścianka. Pół godziny wspinaczki po oblodzonej ścieżce z rowerem na plecach porządnie mnie rozgrzewa. Dobrze, że są te chojny to jest się czego czepiać :)
Jak bym był lżej ubrany to bym to przeskoczył. © Niewe

Lekutko zmęczony, ale zadowolony w końcu docieram na Wielką Sowę.
Wielka Sowa 1014m n.p.m. i wieża widokowa. Czyli, że ją trochę widać :) © Niewe

Z Wielkiej Sowy zjeżdżam szlakiem czerwonym znowu w stronę przełęczy Jugowskiej, aby zaatakować kolejne pasmo i kolejne szczyty. Z wielkiego mojego zaaferowania lodem, który pokrywa szlak, tracę czujność, nabieram prędkości i... wpadam w piękny poślizg zakończony glebą :)
Wielka Sowa to i Wielka Gleba © Niewe

I to była jedyna gleba tego dnia. Kolejne pasmo górskie już trawersuję korzystając z fatalnie oznakowanego szlaku rowerowego. Na szczyty się nie pcham, bo wszystko jest totalnie oblodzone, a ja mam kompletnie łysą oponę z tyłu i mało czasu do zmierzchu.
Taka trochę oszukana i lekko prześwietlona panorama © Niewe

W wyniku błędów na mapie, błędów w oznakowaniu szlaków terenie i w wyniku własnej niezdecydowaniości zamiast zjechać na na północ, zjeżdżam ostatecznie na południe. Jestem po południowej stronie gór, a samochód mam po północnej, więc kieruję sie kolejny raz na przełęcz Jugowską jeszcze inną drogą. Podziwiając po drodze takie to cuda techniki jak ten piękny kolejowy wiadukt
Wiadukt kolejowy - zajawka ogólna © Niewe

wiadukt kolejowy i jego smutne podpory :) © Niewe

I zaliczam podjazd do schroniska Zygmuntówka. Można teoretycznie wjechać łagodniej i asfaltem, ale ja nie jestem (tu należy wstawić co się tam komu podoba, może być Obcy, może być Mors ;) i jadę skrótem o znacznym nachyleniu.
Podjazd pod schronisko Zygmuntówka © Niewe

Z przełęczy znaną mi już drogą zjeżdżam do auta sprytnie zadekowanego na cmentarnym parkingu w Kamionkach.
Dzień zdecydowanie zaliczam do udanych :)
Kategoria Góry, Na luzie


stat4u