Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Niewe.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2012

Dystans całkowity:924.68 km (w terenie 405.70 km; 43.87%)
Czas w ruchu:44:11
Średnia prędkość:20.93 km/h
Maksymalna prędkość:50.00 km/h
Suma podjazdów:2730 m
Suma kalorii:29479 kcal
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:77.06 km i 3h 40m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
69.93 km 9.00 km teren
03:20 h 20.98 km/h:
Maks. pr.:40.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:163 m
Kalorie: 2258 kcal

Zbieram zbieraninę i ją gdzieś zabieram.

Czwartek, 31 maja 2012 · dodano: 04.06.2012 | Komentarze 10

Ponieważ Che już się na temat czwartku obszernie, za przeproszeniem, rozpruła, ja sobie daruję ograniczając się do wstawienia fotek, które jak zwykle mam tylko ja :)

Galeria niewyględnych ryłów :) © Niewe


Tyle popiliśmy, że aż zobaczyliśmy pawia :) © Niewe


Che jak popije to lubi sobie pojeść. Najlepiej drób, bo wiadomo.. białeczko. © Niewe


- Ładny zachód slońca u ciebie na wsi. - Dziękuję ;) © Niewe


I po maju :)


Dane wyjazdu:
98.00 km 18.00 km teren
04:12 h 23.33 km/h:
Maks. pr.:41.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:172 m
Kalorie: 3331 kcal

Otwieramy Autobahna

Poniedziałek, 28 maja 2012 · dodano: 29.05.2012 | Komentarze 12

Podczas czwartkowej nasiadówy narodził się plan objechania kawałka nieczynnego jeszcze odcinka autostrady od Pruszkowa w kierunku na Skierniewce. Do samych Skierniewic może nie, bo jednak trochę strach tam w dzień powszedni zajeżdżać nie mając w zanadrzu wolnego tygodnia, ale jakiś tam kawałek na zachód.
Plan ten zesrał się dosyć szybko, bo okazało się, że Goro nie może, bo ma rodzinę (brrr;), Janek nie może, bo ma narzeczoną (brrrr;), Radek nadal może, ale jednocześnie mogą też drogowcy, którzy w nocy z niedzieli na poniedziałek (podobno są takie noce, aczkolwiek ja preferuję noce z niedzieli, od razu na wtorek) wzięli i złośliwie otworzyli kolejny odcinek Autobahna, tym razem aż do Grodziska Maz.
W takich sytuacjach dobrze jest mieć jakiś plan alternatywny. Ponieważ jesteśmy doświadczonymi zawodnikami, dysponowaliśmy takowym, a brzmiał on z grubsza tak:
„to ja przyjadę do ciebie po pracy, usiądziemy z browarkiem i coś ustalimy”
Taki plan już trudniej jest zepsuć, a zwłaszcza jego pierwszą część, no bo z samym ustaleniem to bywa różnie.
Po pracy zatem raźno ruszyłem przez Zachodni do Pruszkowa. Na dworcu chwilę błądzę, bo po raz kolejny próbuję znaleźć jakąś alternatywę dla schodów pod rondem (znowu się nie udało), ale za to udaje mi się uchwycić coś do kolekcji Izki :)

Jeśli dobrze kombinuje to to są barwy Słowenii © Niewe


Dalej już bez przeszkód swoją ulubioną traską wzdłuż torów docieram do Radka i chwilę później w pobliskim Komorowie przystępujemy do realizacji pierwszej części planu. Zaopatrzeni w dwie pachnące na kilometr niepasteryzowane Łomżę z kija rysujemy paluchami po mapie okolicy kreśląc niezwykle śmiały plan na autostradę.
A potem przemiła właścicielka niewinnie spytała:
- To jak? Na drugą nóżkę?
No i trzeba było korygować trasę biorąc pod uwagę, że zejdzie nam się jeszcze chwilka.
W sumie to chwile potem musieliśmy korygować ją po raz kolejny, bo żarcie tam jest naprawdę na wypasie i długo nas na pierogi namawiać nie trzeba było.
Tak to już jest, jak się zaczyna wycieczkę od knajpy i to tak zacnej :)

Ostatecznie jednak dzięki naszej niezłomnej postawie, determinacji, silnym charakterom i ogólnie takie, takie, ruszyliśmy nasze obłędnie zgrabne ciałka, posadziliśmy dupy na rowery (nasze dupy, nie jakieś tam zapoznane w barze, nie jesteśmy tacy) i pojechaliśmy sobie mniej więcej wzdłuż torów przez Podkowę, Milanówek, do Grodziska i lokalnymi drogami jeszcze kilkanaście kilometrów na zachód w stronę lokalnej drogi przecinającej autostradę. Tam udało nam się z drogi technicznej przedostać wreszcie do celu naszej dzisiejszej wycieczki.

Czas na małą sesyję.

Jadą dwaj jeźdżcy, jadą.. © Niewe


Takie, że niby Radek mnie goni i nie może dogonić. © Niewe


A teraz takie, że niby mamy "tłentynajnery" © Niewe


Z autostraty zjeżdżamy w Grodzisku (nie chcę być złym prorokiem, ale jak nie przeczytam w ciągu najbliższych kliku dni, że ktoś tu zginął, to będę naprawdę mocno zdziwiony) i przez Żuków lokalnymi drogami napieramy naprawdę zacnym tempem do Płochocina, gdzie rozchodzą się nasze drogi.

Nie tak od razu oczywiście. W Płochocinie też jest bar. Może nie taki fajny jak w Komorowie, ale barmanka nadrabia urodą, więc można chwilę posiedzieć :)
Do domu docieram tuż przed zmierzchem i padam na pysk.
Ale jestem na bieżąco z wpisami :)
Kategoria Na luzie, Użytkowo


Dane wyjazdu:
88.00 km 75.00 km teren
04:27 h 19.78 km/h:
Maks. pr.:48.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:469 m
Kalorie: 2935 kcal

Mazovia w Toruniu, a sushi w Lublinie

Niedziela, 27 maja 2012 · dodano: 29.05.2012 | Komentarze 12

Maraton jak to maraton - rutyna.
Za to dojazd na niego to już prawdziwa męska przygoda (zwłaszcza dla Zosi z Velmaru, która się nasłuchała myśliwskich opowieści).
A zaczęło się tak:

Za górami, za lasami (najlepiej dojechać tam pożarówką numer 51, ewentualnie traktem Królewskim) mieszkał Rooter z dzieciakami…
I tenże Rooter punktualnie o 6:47 do drzwi mi załomotał, że już czas, już czas, już czas.

O dziwo, byłem na to przygotowany. Razem ruszyliśmy w kierunku najważniejszego węzła komunikacyjnego w naszej okolicy czyli „Borzęcin, przy kościele” gdzie czekał już nas nasz tytułowy trolejbus marki Lublin, Radek i Zosia z Velmaru.

Już przygody zacząć czas, już czas, już czas. © Niewe


Rozpoczęliśmy skomplikowaną procedurę załadunku, a w tym czasie dołączyli Goro i Janek.
Sześć osób na tak małej przestrzeni to musi wytworzyć pewną patologię. I generalnie wytworzyło, ale opis sobie daruję, bo po prostu brak mi słów :)
Ekskluzywne wnętrze naszego trolejbusa spowodowało, że na przedmaratonowy posiłek nie mogłem wybrać nic innego niż sushi. W Lublinie jeszcze sushi nie jadłem :)

Sushi w Lublinie, naprawdę dobre © Niewe


W dobrym towarzystwie czas szybko minął i już kiela dziesiątej zalogowaliśmy się pod motoareną w Toruniu

Wyłazić z trojlejbusu, gnoje, parobasy! Nie przyjechaliście tu do nas na wczasy! © Niewe


Z ukrycia podpatrujemy jak Che przygotowuje się do udziału w Puky Race

Moim zdaniem ma naprawde sporo szanse na podium © Niewe


I udajemy się na piaszczystą rozgrzewkę. Trasa poprowadzona jest dokładnie tak samo jak w zeszłym roku (przynajmniej na początku) więc spodziewam się zatoru na pierwszym kilometrze. W tej sytuacji inaczej niż zazwyczaj udajemy się do sektorów dosyć wcześnie, żeby zająć pole position i piaski pokonać w czubie „peletonu” Ostatecznie i tak nie uniknąłem przestoju, ale tragedii nie było.
W kwestii samego maratonu ciężko mi się rozpisywać. Jechałem swoim tempem, dbałem o kręgosłup i czekałem na rozjazd na giga, gdzie planowałem dopiero trochę przycisnąć. Nie dałem się sprowokować do wyścigów od razu po starcie i dzięki temu do rozjazdu dotarłem w jako takiej formie.

Żeby nie było, że mnie tam nie było. © Niewe


Nowością było dla mnie to, że po skręcie na Giga miałem przed sobą w zasięgi wzroku trzech zawodników i za sobą jednego. Zazwyczaj jadę zupełnie sam. Od razu się lepiej poczułem mając kogo gonić. Wykonałem sobie na poboczu kilka prostych ćwiczeń ratujących kręgosłup i przystąpiłem do ataku. Kilometr po kilometrze przybliżałem się, a potem łykałem tych trzech widzianych na rozjeździe, tego za mną straciłem z zasięgu wzroku. Jeden z tych trzech chyba poczuł zew rywalizacji, bo tasowaliśmy się już do końca wyścigu. Na arenę wjechaliśmy jeden za drugim, ale finisz wygrałem ja o pół koła.
Biorąc pod uwagę, że gość startował z piątego sektora to wyprzedziłem go o dwie minuty i ½ z 26 cali :)
Generalnie ukończyłem maraton zadowolony chociaż z analizy w cyklopedii wynika, że wykręciłem średnią niższą o ponad 1km/h niż w zeszłym roku. Nadal też kibluję w siódmym sektorze.
Na wysokości zadania stanął moim zdaniem organizator, który mimo, że zgubiłem swojego chipa już przed pierwszą matą (potem meldowałem się obsłudze na każdym checkpoincie paszczowo) elegancko mnie wynotował, ujął w wynikach i nawet dostałem SMSa o ukończeniu maratonu z realnym czasem.

Taka bieda, że we czterech przy jednym browarze siedzimy © Niewe


Na wysokości zadania nie stanął za to Arek z APSu dostarczając do swojego bufetu piwo lekko tylko zimne, a w dodatku skończył mu się Kasztelan. Tak nie powinno się postępować.
Pozostało nam się tylko zapakować do naszego trolejbusa i ruszyć przez Polskę odwiedzając wszystkie sklepy po drodze.
Aaaa, udało nam się jeszcze na drogę powrotną dopchać (za przeproszeniem) Che, co oczywiście jeszcze bardziej uatrakcyjniło podróż. To chyba logiczne, nie? :)

Tradycyjny już heej-nał, heeej-nał!! :) © Niewe


Integrujemy się z lokalsami:

Pani sklepowa była bardzo bezpośednia :) © Niewe


..do tego stopnia, że niektórzy musieli potem spać na kanapie, a inni mieli trudności z pokonaniem 600 metrów jakie pozostały im do domu.
To tak, żeby nie tracić renomy :)
Kategoria Zawody


Dane wyjazdu:
86.00 km 21.00 km teren
03:49 h 22.53 km/h:
Maks. pr.:40.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 22 m
Kalorie: 2901 kcal

Równe chłopaki. A jakie ciałka ;)

Czwartek, 24 maja 2012 · dodano: 28.05.2012 | Komentarze 5

Umawianie się z równymi chłopakami jest proste i przyjemne.
1. Wysyłam SMSa do Gora „o której mam być?” i chwilę później dostaję odpowiedź zdawkową, ale precyzyjną „16:45” :)
2. Na gtalku zagaduję Janka „16:45 u Gora, jadziem na bro” i już za chwilę jestem ustawiony z Jankiem nad Wisłą, żeby wspólnie podjechać do Gora
3. Już we trzech w drodze do Pruszkowa dzwonimy do Radka „będziemy za 15 minut, szykuj się”. I co słyszę? „O w dupę, szkoda, że tak w ostatniej chwili, bo ja pracuje, bo muszę to, bo muszę tamto… albo dobra.. je$%ć to. Jadę!” :)
Taka ustawka to czysta przyjemność :)

Zatem jeszcze raz, ale po kolei. Z pracy jadę nad Wisłę. Mam 20 minut zapasu, więc postanawiam przejechać się terenowa ścieżką po azjatyckiej stronie Wisły.

Warszawa w zbożu © Niewe

Piasek się już uklepał i można komfortowo śmigać.

Z Jankiem zjeżdżamy się na Tamce i razem śmigamy do Gora, a potem wzdłuż torów jednych, a potem wzdłuż drugich docieramy do Radka, który przeciąga nas po swoich okolicznych singlach.
Ale z umiarem, bowiem Goro jedzie z sakwą, a Janek śmiga na ostrym. I to jak śmiga. Robi wrażenie :)
A potem do baru.
Ale kurde jakiego.
Radek wie co dobre. Piwo, które tam dostaliśmy przypomniało mi zapach dzieciństwa :) Z czasów kiedy Królewskie sprzedawane z kranu na tyłach browaru na Woli miało trwałość 2-3 dni i tak pięknie właśnie pachniało. A do tego tak wypasiony obiadek, że chyba częściej będę tam wpadał. Aż się nie chciało wychodzić.
No i do tego atencja jaką nas obdarzyły gospodynie…
Teraz już wiem co czuje laska idąca koło budowy ;)

Mega wypas w Komorowie © Niewe


Radek odstawia nas do autostrady (i tu pojawia się plan na poniedziałek) i we trzech jedziemy do Umiastowa, gdzie nareszcie mam okazję za dnia zrobić zdjęcie pewnej bramie na pewne osiedle.

A teraz ostrzegam!
TO MOŻE TRWALE USZKODZIĆ WZROK!!!!

Aaaaaa!!! Moje oczy!!!!! © Niewe


Ciemność widzę, ciemność…
Kategoria Na luzie, Użytkowo


Dane wyjazdu:
65.00 km 8.00 km teren
03:25 h 19.02 km/h:
Maks. pr.:36.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:208 m
Kalorie: 1969 kcal

Co zj*&%ne miasto.

Poniedziałek, 21 maja 2012 · dodano: 28.05.2012 | Komentarze 8

Tak skomentował to co zobaczył starszy pan na rowerze jadący DDRem przy Kasprowicza. I w sumie ciężko się z nim nie zgodzić. Ścieżka ta nie jest może szczytem marzeń rowerzystów, ale na Bielanach, gdzie mieszka naprawdę sporo starszych ludzi używających roweru jako środka komunikacji jest to w zasadzie jedyna i główna arteria tej Dzielnicy.
A właściwie to nie JEST, lecz BYŁA

Objazd? Jaki objazd? Panie, to nie Holandia. © Niewe


A po pracy zjechałem nad Wisłę, gdzie spotkałem się z Che, po to by se pojeść, popić i pogadać :)

Żeby nie było mi tym razek reklamacji, że nie ma browarów na zdjęciach. © Niewe


Muszę przyznać, że U Araba jest zacny gryll i jest czym przekąsić browarki
Kategoria Na luzie, Użytkowo


Dane wyjazdu:
6.20 km 1.20 km teren
00:24 h 15.50 km/h:
Maks. pr.:23.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 35 m
Kalorie: 130 kcal

Normalnie jak w jakiejś Holandii panie

Niedziela, 20 maja 2012 · dodano: 25.05.2012 | Komentarze 14

Wybralimy się z owocem żywota mojego Hanną na piknik majowy w pobliskim Zaborowie.

Hanka nie chciała jechać swoim bajkiem, wolała zasiąść wygodnie w przyczepce i niech tata kręci za dwoje :)
Zanim jednak dotarliśmy na piknik skoczyliśmy do sklepu w Zaborowie.
Hanka dostała loda i baterie to pistoletu na bańki mydlane, a tata jak zwykle pogapił się na sklepową :)

Uzbrojeni w maszynę wytwarzającą milion baniek na sekundę jedziemy do Rooterowej Megi/Magi, która tychże baniek wielką fanką jest.

Czy to ptak? Czy to szybowiec? Nie! To latający pies! © Niewe


Powyższe zdjęcie ukradłem Rooterom z FB, bo mi nie udało się zrobić tak widowiskowego.

Taaaaaaatooo!! :) © Niewe


Po wykończeniu baniek i psa zmywamy się na piknik

Hej! Hej! Heeeej, sookoooły! © Niewe


W drodze na piknik i powrotnej spotkałem całe masy ludzi na rowerach w tym przynajmniej 4 osoby z przyczepkami dla dzieci. Normalnie Holandię mamy we wsi :)
Kategoria Hania


Dane wyjazdu:
35.95 km 17.00 km teren
01:35 h 22.71 km/h:
Maks. pr.:35.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:134 m
Kalorie: 1216 kcal

Można się rano zebrać szybciej? Można.

Piątek, 18 maja 2012 · dodano: 24.05.2012 | Komentarze 8

A jak to zrobić? Otóż wystarczy spać w lajkrach.
Po wczorajszym „na chwilę do kumpla” obudziłem się w zasadzie gotowy do wymarszu, czy też wyjazdu :)
Gospodyni też była bardzo przewidująca i żeby jej nie budzić rano i nie domagać się głośno jedzenia, wystawiła je już wieczorem.
Czad :)
Trochę było ciężko, ale ponieważ czułem, że ojczyzna mnie potrzebuje, karnie ruszyłem do roboty.

Lewa! Lewa! Praaawa, lewa! © Niewe


No może nie aż tak karnie jak ci na zdjęciu, ale jednak ruszyłem. Dziwnie tak mieć blisko do pracy i nie przez lasy. Bardzo dziwnie. Do teraz nie mogę się nadziwić.
Po pracy już bez żadnych udziwnień, singlem przy cmentarzu i lasami czym prędzej do domku, bo się już owoc żywota mojego doczekać nie mógł na swojego tataua :)
Kategoria Użytkowo


Dane wyjazdu:
46.75 km 7.50 km teren
02:10 h 21.58 km/h:
Maks. pr.:36.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:136 m
Kalorie: 1638 kcal

Sam placków nie jadam

Czwartek, 17 maja 2012 · dodano: 24.05.2012 | Komentarze 13

Do pracy, jak to do pracy. Się pojechało. Przez lasy, przez łąki.

A po pracy, jak to po pracy. Się pojechało. Na obiad :)

No ale przeca sam jeść nie będę, zatem zupełnie przypadkowo w Samirze spotykam się z Che.
Po obiadku robie za przewodnika. Che jest przyjezdna, więc nie wie, że przez centrum nie trzeba koniecznie jechać wzdłuż głównych, hałaśliwych dróg. Można inaczej ;)
Odwiedzamy Gosię i lecimy po deserek ;)

Po obiedzie czas na deser. © Niewe


Znajdujemy sobie zaciszny kącik (po tym jak nas spłoszyła policja, z niezaciszonego kącika) i w skupieniu sobie spożywamy. Niestety puszkowe, to puszkowe. Trochę gęby i osprzęt wykrzywia

Sadzi ta sól!!! © Niewe


Z taką wykrzywioną gębą pożegnałem się z Che i pojechałem „na chwilę” do kumpla, z którym się dawno nie widziałem. Ponieważ „na chwilę” i ponieważ „dawno się nie widziałem” dalsza część wycieczki się nie odbyła ;)
Kategoria Na luzie, Użytkowo


Dane wyjazdu:
81.68 km 41.00 km teren
03:52 h 21.12 km/h:
Maks. pr.:37.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:150 m
Kalorie: 2555 kcal

Przystanek Młociny

Poniedziałek, 14 maja 2012 · dodano: 15.05.2012 | Komentarze 6

Namawiała, namawiała i namówiła :)
Pojechałem obadać knajpę o wdzięcznej nazwie Przystanek Młociny gdzie spotkałem się z nienasyconą pożeraczką nachosów z serem czyli Izką.
Lokal rzeczywiście jest zacny i pro rowerowy, co w sumie nie dziwi biorąc pod uwagę, że właściciel też jest rowerzystą i nawet swego czasu nieźle wymiatał na Harpaganach. Z jego relacji wynikało, że da się śmigać rowerkiem po okolicznych „pohucianych” hałdach. Niby nie wolno, ale problemu nie ma. Cza będzie obadać. Ale to tak zwaną „inną razą”. Dziś ma być Kampinos.
Skoro Izka mi sprzedała Przystanek, to ja Izce sprzedałem Jankowego singla. Kupiła, tylko marudziła, że rower nie ten :)

Powłóczyliśmy się przez Sieraków (dawna stolica Polaków), Izabelin, Truskaw, Lipków i zuruck nach Bemowo, gdzie Izka z sobie tylko znanych powodów musiała odwiedzić Legion.
Pokręciłem się jeszcze chwilkę po okolicy i zawinąłem do domu znowu przez Kampinos. Czeci raz dzisiaj :)

I żeby nie było bez zdjęć:

Izka poluja na kotkę (jak zwykle dla słabszych strzałka ;) © Niewe


Kotka poluje na kota (tym razem bez strzałek, trzeba się wysilić) © Niewe
Kategoria Na luzie


Dane wyjazdu:
111.17 km 45.00 km teren
05:03 h 22.01 km/h:
Maks. pr.:40.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:172 m
Kalorie: 3660 kcal

Biednemu wiatr w oczy

Czwartek, 10 maja 2012 · dodano: 15.05.2012 | Komentarze 27

Teoretycznie na Mazowszu przeważają wiatry zachodnie. Znaczy się wiejące z zachodu. Do pracy jadę na wschód, więc teoretycznie powinienem zazwyczaj mieć z wiatrem. Ale nie mam. Mam ciągle pod wiatr. Wychodzi na to, że jestem biedny :)
Przemyślałem to sobie dokładnie w czasie jazdy, a czas na przemyślenia miałem, bo jak zaznaczyłem jechałem pod wiatr i wyszło mi, że to ma sens.

Biedny Niewe musiał tak rano wstać.
Biedny Niewe musi jechać do pracy.
Jestem biedny, więc mam wiatr w oczy :)

Po pracy miałem ochotę na jednostajne, długie kręcenie, bez piachów, bez górek, bez problemów. Skoczyłem sobie zatem nad Zegrze, na piweczko.

Piweczko strzelę. © Niewe


Ładnie tu i można się spokojnie odlać do wody. © Niewe


Zabrakło niestety czasu na pełną pętlę wałami do Nowego Dworu i musiałem skracać kompletnie nieznanymi mi drogami przez wioski. Napotkane urocze dziewczę na czerwonym holendrze zapytane o drogę wyjechało mi na Pan co dodatkowo popsuło mi i tak nienajlepszy humor.
Wróciłem do Europy mostem w Nowym Dworze i przez Kampinos na chatę.
Do Kampinosu zdecydowanie należy wjeżdżać wypoczętym, bo na miejscu się już nie odsapnie. Nie da się zatrzymać nawet na chwile. Hordy komarów skutecznie uniemożliwiają jakikolwiek popas. I tak już będzie do pewnie do końca sierpnia.
Kategoria Na luzie, Użytkowo


stat4u