Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Niewe.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2012

Dystans całkowity:765.42 km (w terenie 319.50 km; 41.74%)
Czas w ruchu:38:11
Średnia prędkość:20.05 km/h
Maksymalna prędkość:53.80 km/h
Suma podjazdów:2061 m
Suma kalorii:23176 kcal
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:85.05 km i 4h 14m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
33.80 km 2.50 km teren
01:21 h 25.04 km/h:
Maks. pr.:43.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 50 m
Kalorie: 1204 kcal

Kwiecień zamykam gryllem

Poniedziałek, 30 kwietnia 2012 · dodano: 09.05.2012 | Komentarze 2

Na któren to wybrałem się rowerkiem nach Pruszków. Na gryllu, jak to na gryllu nażarłem się głównie sałatek, wymiętosiłem kota Xawiera i przyjemnie wcięty zatoczyłem się zuruck nach Hause.
Aparatu ze sobą nie miałem, więc muszę uwierzyć sam sobie na słowo, że tak właśnie było.
Kategoria Użytkowo


Dane wyjazdu:
63.74 km 12.00 km teren
03:05 h 20.67 km/h:
Maks. pr.:36.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:147 m
Kalorie: 2017 kcal

Gdzie ja nie byłem.

Wtorek, 24 kwietnia 2012 · dodano: 09.05.2012 | Komentarze 0

W pracy to chyba byłem. I chyba jeszcze gdzieś. Nie za bardzo już pamiętam.
A i chyba na browarku jednym z Gorem byłem.
I bagażnik na rowery oblukać też byłem.
Gdzie ja nie byłem :)
Kategoria Użytkowo


Dane wyjazdu:
91.00 km 75.00 km teren
04:30 h 20.22 km/h:
Maks. pr.:53.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:467 m
Kalorie: 2829 kcal

Widze Wdzydze

Niedziela, 22 kwietnia 2012 · dodano: 07.05.2012 | Komentarze 5

Dzień drugi naszego pobytu na Kaszubach rozpoczynamy od wizyty u niejakiej Jaworowicz ;)

Sprawa Dla Reportera © Niewe


Rowerki sobie w tym czasie odpoczywają.

Więc, śpiiiiiij maleeeńki... © Niewe


Pierwotnie mieliśmy zrobić rundkę w kierunku pensjonatu, w którym Goro zamierza spędzić część letnich wakacji. Z analizy mapy wynika jednak, że wyjdzie nam wtedy grubo ponad stówka, a nas bolą dupy po wczorajszym, no i chcemy jeszcze o jakiejś w miarę przyzwoitej porze wrócić do domów. Planujemy zatem nową trasę z grubsza na północ wokół jezior Wdzydze i Radolne.

Planowanie nowej trasy in progress. Please Wait.... © Niewe


I zaczynamy się leniwie snuć ciesząc się pogodą, pięknymi widokami i naszym własnym zajebistym towarzystwem :)

To zdjęcie miało przedstawiać nas czterech jadących. Prawie się udało. © Niewe


Ja jak zawsze na przedzie, więc moge robić takie fotki ;) © Niewe


Łabędź w gawrze © Niewe


A tak się bawi młodzież w Czarnej Wodzie. Śmigają rowerkami po dnie nieczynnego basenu. Normalnie jak w Nowym Orleanie :)

Normalnie jak Hameryce © Niewe


Bilans łikendu: prawie 300km w siodle, milion piw, osiem godzin snu łącznie, sto fotek z Kaszub. Czekam na więcej takich dni :)
Kategoria Na luzie


Dane wyjazdu:
191.00 km 100.00 km teren
09:17 h 20.57 km/h:
Maks. pr.:41.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:608 m
Kalorie: 5682 kcal

Harpagan - 43 w Czarnej Wodzie

Sobota, 21 kwietnia 2012 · dodano: 02.05.2012 | Komentarze 18

Do Czarnej Wody wybraliśmy się we czterech. Goro, Radek, Janek i Ja. Goro wylosował zaszczyt pełnienia funkcji kierowcy przez łikend, a my mogliśmy się rozgrzewać przed zawodami już w aucie, co zresztą ochoczo żeśmy uczynili.

Zaoszczędzone na podróży pieniądze zwyczajnie przepijamy © Niewe


Docieramy na miejsce jakoś po 21-ej, szybka rejestracja, odebranie kart SI i lecimy sprawdzić i dopieścić nasze sprzęty przed zawodami :)

Radek zaczął od sprawdzenia najważniejszego. Od kasku. Na szczęście pasuje. © Niewe


Śpimy szybko i intensywnie, bo o 6:27 rano czeka nas rozdanie map.
Rankiem oczywiście burdel, nikt niczego nie może znaleźć w dodatku jest ciemno, bo nie chciało nam się otwierać okiennic.

3,2,1 Staaaart słyszymy jeszcze z domku. Na szczęście na miejsce rozdawania map mamy całe 60 metrów, więc jakoś się ogarniamy gubiąc jednak Radka, który prawdopodobnie wyskoczył pierwszy.

Spaliśmy intensywnie, a jednak wyglądamy na niewyspanych. Czemu to tak? © Niewe


Kreślimy markerem na mapie ślimaka w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegara, ruszamy na północ i całe 20 minut później całkowicie zmieniamy nasze plany :)
Mieliśmy jechać na PK1, a zupełnie nieświadomie odbiliśmy na PK11. Spisek wykrył Goro, którego zafrasował kamień rozstajny pokazujący coś zupełnie innego niż się spodziewaliśmy.

Rozstajny kamień frasuje właśnie Gora © Niewe


Ja niestety rano jestem zawsze nieprzytomny i zaczynam nawigować z sensem dopiero po jakiejś godzinie jazdy, a chłopaki chyba za bardzo mi zaufali i nie kontrolowali dystansu.
Ponieważ PK1 jest nisko punktowany, dokonujemy przerysowania naszego ślimaka i zaczynając od PK11 będziemy się kręcić po mapie w prawo.

PK któryś tam na jeziorem © Niewe


Tym razem relacja z całego rajdu nie będzie punkt po punkcie, bo bym zanudził chyba samego siebie pisząc to. Nie dlatego, że rajd był nudny, bo nie był. Piękna okolica, piękna pogoda (może z wyjątkiem 4 godzin deszczu) piękne chłopaki (to o nas, a głównie o mnie), cały dzień na rowerze więc znudzić się nie sposób.

Teraz wstawiam zdjęcie, żeby nie było tyle tekstu na raz ;) © Niewe


Po prostu punkty były w porównaniu do niedawnego MTBO tak łatwo położone, że jedyne co nam nie pozwalało zdobyć Harpagana w rekordowym czasie 10 godzin to nasze rozkojarzenie, debilne rozmowy zamiast wpatrywania się w mapę i moja kondycja, a właściwie jej całkowity brak.
Zwyczajnie nie starczało mi czasem siły na piachy i góry :)
No dobra, pewnym utrudnieniem była też mapa, która po tym jak lekko zamokła stała się pełna terenów, po których nie stąpał jeszcze żaden biały człowiek.

Nie było tu białego człowieka, więc są białe plamy © Niewe


Jak na każdym tego typu rajdzie nie zabrakło atrakcji typu przekraczanie tego czy owego z rowerami w łapie.

Najs biiwer ;) © Niewe


Ogólnie jednak przez cały rajd nie zdarzyło nam sie wdepnąć nigdzie głębiej niż na pół buta, co mnie osobiście zmartwiło, bo ja lubię sobie pobiegać po bagnach.

Jankowi za to udało sie zerwać łańcuch © Niewe


Na metę docieramy jakieś 20 minut przed końcem czasu, mając 12 zaliczonych PK. Ponieważ podbijaliśmy głownie tłuste punkty udało się uzbierać całe 43 punkty przeliczeniowe, co dało nam pozycje 42,43 i 44 czyli mniej więcej tak jak na jesiennym Harpie w Elblągu.
Radek dotarł z siedmiominutowym opóźnieniem i zajął wysoką 14 pozycję oraz zaliczył totalnego zgona :)

Na mecie było stu fotografów, ale udało sie uchwycić tylko mój plecak © Niewe


Natychmiast po rajdzie przystępujemy do zasyfiania domku, uzupełniania płynów oraz integracji. Na dekoracji rozsiadamy się z Thelim i ChrisEM i w napięciu czekamy jakież to wspaniałe nagrody przygotowali dla nas sponsorzy rajdu.
Prawdziwymi szczęśliwcami okazali się kolejno:
Radek, który wygrał piękną, tekturową teczkę formatu A4 (zawsze marzyłem o takiej, a on mi ją zgarnął sprzed nosa)
Chrisem, który zgarnął pół miliona ulotek firmy Grey Wolf. Świetna sprawa. Może teraz czytać pół miliona książek na raz i do każdej będzie miał zakładkę.

Pół miliona estetycznych zakładek. Świetna rzecz © Niewe


Niby to śmieszne, ale generalnie żenujące. Nie da się ukryć, że Harpagan skręca mocno w stronę Mazovii.

Jednakowoż fajno było i jeszcze fajno będzie, bo na niedzielę planujemy też zacną wycieczkę, o czym już w następnym wpisie, a teraz przerwa na reklamę.
CZYTASZ TYSIĄC KSIĄŻEK JEDNOCZEŚNIE I MASZ PROBLEM Z ZAKŁADKAMI?
GREY WOLF – TO ROZWIĄZANIE TWOJEGO PROBLEMU
GREY WOLF – READING SOLUTIONS
:p
Kategoria RJnO


Dane wyjazdu:
80.26 km 8.00 km teren
03:46 h 21.31 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:154 m
Kalorie: 2626 kcal

Taka, możnaby rzec, rozgrzewka przed Harpaganem

Czwartek, 19 kwietnia 2012 · dodano: 23.04.2012 | Komentarze 12

W poniedziałkowym wpisie zapomniałem wstawić jedno zdjęcie, więc wstawiam teraz.
Wracając z Pruszkowa wypatrzyłem bowiem, na płocie pewnego gospodarstwa rolnego taką oto tabliczkę:

Legenda sygnalizacji flagowej © Niewe


I mimo, że skończyłem rolniczą uczelnię to nie wiem o co tu chodzi. Ktoś wie?

A dzisiaj z rańca do pracy w deszczu i w dobrym towarzystwie :) Jak nie padało we wtorek i środę to nie mogłem jeździć. Jak padało w poniedziałek i dzisiaj to mogę. Czemu to tak? Czemu?

Po pracy pojechałem na most Grota skąd zupełnie przypadkowo wypaczyłem Che.

Wypaczam Che © Niewe


Dla słabszych i mniej rozgarniętych dodałem szczałkę ;)

Pod światłym Che przewodnictwem śmignęliśmy sobie do Jabłonny na jakimś tam trening. Ponieważ mnie treningi, a nawet widok trenujących osób zwyczajnie brzydzi, dotrzymałem Che towarzystwa tylko do momentu pojawienia się treningowej grupy po czym zmyłem się tak szybko jak się dało, czyli w zasadzie natychmiast nawet się z nimi nie witając.
Nie będę podawał przecież ręki ludziom, którzy za chwile będą jeździć w tę i powrotem po jednej wydmie.
Co to, to nie.

W drodze do domu zdążyłem jeszcze spotkać Gromanika, zmoknąć, wyschnąć, jeszcze raz zmoknąć, odwiedzić Panią Mamę w celu pobrania wypasionej zupki, znowu zmoknąć, znowu wyschnąć, zostać wyprzedzonym na gazetę przez kierowcę Renault, które sobie dobrze zapamiętałem oraz postraszonym jakimś zabawkowym pistoletem na wodę lub na korki (nie wiem na co, bo nie wypalił) przez przygłupa w kolejnym Renault.
Czyli standard, a nawet stanadarT :)
Kategoria Użytkowo


Dane wyjazdu:
64.19 km 23.00 km teren
03:19 h 19.35 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:138 m
Kalorie: 1969 kcal

A komu to się nie chciało dzisiaj wstać…? ;)

Poniedziałek, 16 kwietnia 2012 · dodano: 19.04.2012 | Komentarze 5

Ano przede wszystkim mi się nie chciało :)
Szybki telefon do pracy, że pozwalniam wszystkich dopiero koło dziesiątej i od razu świat stał się piękniejszy, a życie prostsze. Był czas na długie śniadanie, kawę (nie jakąś lurę) i filozoficzne dysputy :)
Był też czas na to, żeby sobie spokojnie wolnym tempem pojechać przez Kampinos zamiast asfaltem.
Pogody tylko nie było. A właściwie była, ale deszczowa.
Po pracy śmignąłem do Pruszkowa, gdzie miałem do załatwienia tak zwaną „sprawę”. A śmignąłem bardzo sprytnie bo generalnie wzdłuż torów SKMki. Lubię tę trasę. Po lewej w oddali słychać odgłosy miasta i ulicznego ruchu, po prawej śmigają z hukiem pociągi, a ja sobie jadę sam pomiędzy tym wszystkim :)
Po drodze trafiłem tylko na dwie przeszkody w postaci budowy potężnych filarów pod wiadukty rozmaitych WYLOTÓWEK, którymi to już za 50 dni wylecą wszystkie samochody z miasta i w całej Warszawie zostanę tylko ja ze swoim ekologicznym SUVem. No bo WLOTÓWEK nie słyszałem żeby budowano, więc jak już wyjadą to nie wrócą.
Logiczne, nie?
Z Pruszkowa do mnie to już masakra. Dawno się tak nie umęczyłem. Ponad godzinę jazdy pod mega wmordewind połączony z zacinającym deszczem i gradem. Sam nie wiem czy byłem bardziej zmęczony, zmarznięty czy zmoknięty.
Ale mam taki głód roweru, że nawet to sprawiło mi przyjemność :)
Kategoria Użytkowo


Dane wyjazdu:
147.13 km 85.00 km teren
08:00 h 18.39 km/h:
Maks. pr.:40.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:352 m
Kalorie: 4635 kcal

MTBO10 - dawniej PreHarp

Sobota, 14 kwietnia 2012 · dodano: 19.04.2012 | Komentarze 15

Dzisiaj pierwszy dłuższy i poważniejszy wypad od czasu kontuzji. Mam trochę obaw jak będzie z moją kondycją, ale mimo to na dojazd wybieram wariant z pociągiem. Jest to tyle istotny wybór, że na dworzec mam jakieś 24 kilo, które muszę doliczyć razy dwa do planowanego dystansu.
Jednak albo z kondycją nie jest źle, albo miałem wiatr w zad, bo na miejsce spotkania docieram z miłą średnią ponad 27km/h.
Spotykam się z Gorem, dołącza Janek i razem lecimy na Zachodni.
O ile w pociągu jest sucho i ciepło, to na zewnątrz im bliżej Otwocka, tym słabiej to wygląda.
Zimno i mokro. Pierwsze chwilę po wyjściu z pociągu to dramat.
Docieramy na miejsce, szybkie formalności, powitanka, montaż numerów, mazaki w dłoń i stoimy gotowi do odebrania map.

START
Mapa ma skalę 1:70000 co jest słabe do przeliczania sobie odległości. Ale poza tym jest czytelna i chyba dosyć aktualna. Kreślimy ambitną trasę zrobienia całości, co potem okaże się błędem. Tutaj, w przeciwieństwie do Harpagana najwyżej wyceniane są punkty w pobliżu bazy, ale nie bierzemy tego pod uwagę, bo jak już zaznaczyłem, nastawiamy się na komplet :)
bojowo ;) © Goro


PK4 (3) – jar
Zaczynamy od jaru na północny wschód od startu. Szybki przelot asfaltem na rozgrzewkę i już widzę, że różowo nie będzie. Tego, że nie utrzymam tempa zadanego przez Radka to się spodziewałem, ale tego, że za szybcy będą dla mnie także Janek i Goro to już nie. Nie próbuję jednak nawet ich gonić. Przede mną cały dzień, a mając takie zaległości w jeździe muszę się oszczędzać żeby nie odpaść potem zupełnie. Jar odnajdujemy w zasadzie bez problemu.

PK3 (3) – skrzyżowanie
Powrót na południową stronę szosy, trochę offrołdu pod linią wysokiego napięcia i za chwilkę mamy kolejny tłusty punkcik. Na razie jeszcze jedziemy w komplecie, ale pojawia się już pierwsza różnica zdań.

PK2 (3) – drabina, na wzniesieniu
Radek chce jechać przez wieś, a ja wzdłuż szlaku rowerowego. Ostatecznie daję się przekonać i uderzamy w kierunku Gliny. Gdzieś przy kolejnych skrzyżowaniach rozchodzą się jednak nasze drogi. Radek atakuje punkt bardziej od południa, Janek gubi się nie wiem gdzie, a my z Gorem ostatecznie docieramy do czerwonego rowerowego, ale jednak nie zauważamy odpowiedniej przecinki i musimy nadrabiać drogi. Przez chwilę tracę orientację, ale na szczęście pomaga ukształtowanie terenu i widoczni na wydmie rowerzyści. Na punkcie spotykamy moich ulubionych Nowaków z Gerappa, z którymi to rywalizacja na orientach zawsze mnie cieszy. Podobnie zresztą jak i integracje po :)
Rywalizacją, rywalizacją, ale dostajemy od nich jakże cenną wskazówkę jak NIE JECHAĆ do PK1
Radek wpada na punkt chwilę po nas, Janka nie widać.
Goro odhacza drabinę na wzniesieniu © Niewe


PK1 (3) – polana
Jedziemy na azymut znowu szukając czerwonego szlaku. Wypadamy na prawdziwą leśną szutrostradę gdzie stoi cała grupka szukających drogi zawodników. Na chwilę tracę orientację, bo pytająca mnie o drogę rowerzystka, ma rude włosy, kucyki i taki uśmiech, że…
…że tracę na chwilę orientację gdzie północ, gdzie południe ;)
No to jedziemy na zachód. Zgodnie ze wskazówkami Nowaków omijamy pierwszą drogę, która wydawałby się najprostszą do PK1 i jedziemy do kanałku. Po skręcie mam przez chwilę obawy czy Nowaki nas jednak po koleżeńsku nie wkręcili, bo bagno jest po osie i chwilami trzeba prowadzić, ostatecznie docieramy jednak na punkt. W międzyczasie z lewej strony wyjeżdża z lasu Radek, a z prawej dobiega bez roweru Janek. Z relacji Janka wynika, że jednak Nowaki dobrze nam podpowiedzieli. Przykro mi, że w nich zwątpiłem przez chwilę :)

PK15 (1) – przepust
Kontynuujemy naszą wędrówkę w dół mapy (czy też na południe, dla tych co mapę, o zgrozo, obracają) szukając przepustu. Nie wiadomo kiedy tworzy się większa grupka i razem wpadamy na teren jakiegoś zakładu. Tamtejszym psom się to średnio podoba, ale jednak w kupie siła i burki muszą ograniczyć się tylko do ujadania. Wypadamy drugą bramą, wszyscy skręcają w lewo…, a my z Gorem w prawo :) Mam inną koncepcję najazdu na ten punkt . Jedziemy wzdłuż jeziora podziwiając widoki, odbijamy w pole i się zaczyna.
Zaczęło się... © Niewe

Musimy się zatrzymać i patykami wygarnąć błoto, bo przednie koła stanęły na amen. Sam punkt odnajdujemy jednak bez problemów nawigacyjnych.

PK10 (2) – przepust
Od przepustu przy PK15 w kierunku szosy i PK10 nie prowadzi żadna droga. Można wracać przez błota tak jak przyjechaliśmy, można wracać drogami, które wybrali pozostali zawodnicy, ale patrząc na ich rowery nie mieli lżej, albo można cisnąc polami na azymut. Wybieramy trzeci wariant.

Wariant czeci :) © Niewe

Początkowo w miarę twarde bagienko zamienia się w „w ogóle nie twarde bagienko” :) i do szosy docieramy przemoczeni prawie do kolan. Przejeżdżamy przez wioskę o uroczej nazwie CAŁOWANIE i za chwilę zdobywamy kolejny przepust.

PK14 (1) – przy kominku, skraj polany
Od drogi na ten punkt zaczyna się mój zgon. Na prostej równej drodze jeszcze jakoś jadę. Do PK 14 prowadzi jednak albo piach, albo kamienie i nierówności. Nie jestem w stanie utrzymać tempa i odpadam Gorowi coraz bardziej. PK14 odnaleziony na niewielkim wzniesieniu, jednak okupione jest to potwornym zmęczeniem. Wciągam jakieś batony, ale niewiele to pomaga

PK9 (2) –przepust
Od pewnego czasu jedziemy z jeszcze innymi dwoma rowerzystami. Początkowo planowałem najechać na PK9 od północy jednak będąc strasznie zmęczonym pozwalam sobie na chwilę dekoncentracji i atakujemy od południa prowadzeni przez tych dwóch. Znowu woda po osie i znowu chodzenie po bagnach. Odbijamy punkt i aby nie wracać po tym bagnie do szlaku próbujemy wrócić tak jak planowaliśmy to pierwotnie czyli na północ. A tu jest jeszcze głębiej :)

PK8 (2) – ambona
Przed nami jeden z dłuższych przelotów między punktami. Zaczynamy powrót w górę mapy czyli na północ ;) Po drodze Goro łapie gumę. Mamy dętki, łatki, pompki, nie mamy jednak najważniejszego.
Nie mamy browaru!
Na szczęście dziura jest na tyle mała, że kawałek da się jeszcze przejechać, a reklama na poboczu pokazuje, że do spożywczego mamy 1400m. Wprawdzie nie do końca po drodze, ale awaria to awaria. Jedziemy. Na miejscu okazuje się, że sklep jest już zamknięty i Goro musi zmieniać dętkę na sucho. No cóż. W końcu orienty to dosyć ekstremalna zabawa.
Pod sklepem siedzą dwie zawodniczki i sączą (zgroza!!!) Reddsa. W pierwszej chwili mnie odrzuciło, ale że dziewczyny ładne to się przełamuję i podchodzę pogadać. Lepszy jednak taki widok, niż Goro pompujący gumę, nie? ;)
PK8 zdobywamy jadąc po drewnianych kładkach wzdłuż rezerwatu na bagnach. Ładnie tu jak cholera i trzeba będzie kiedyś wrócić bardziej krajoznawczo.
Mówiłem, że ładnie, to ładnie. Oto poszlaka. © Niewe


PK7 (2) – paśnik
Robimy mały przegląd punktów do zaliczenia i wychodzi nam, że mamy szansę jeszcze co najwyżej na trzy. Ruszamy w stronę paśnika przy PK7 po drodze spotykając Janka, który z uwagą obczaja jakąś inną ambonę w lesie :D
Ja już mam totalnego zgona. Zgasłem jak świeczka na wietrze i jadę siła woli, próbując jakoś tam utrzymać się Gora. Kompletnie straciłem też koncentrację i w efekcie omijamy paśnik i chwilę kręcimy się po lesie. Jak w końcu odnajdujemy PK to na miejscu jest już Janek

PK13 (1) – paśnik
Jak już mamy fazę na paśniki to postanawiamy zaliczyć jeszcze ten przy PK13. Już wiemy, że na dwunastkę nie ma szans i nawet ta trzynastka jest bardzo ryzykowna, na szczęście w miarę sprawnie udaje się ją odnaleźć.
Obrzuca pole gównem jak mnie przełożeni na zebraniu ;) © Niewe


META
Ja optuję za jazdą na południowy wschód najkrótszą drogą do mety, Goro forsuje wariant dłuższy, ale na oko po lepszych drogach i łatwiejszy nawigacyjnie. Ponieważ ciężko mi się już nawet myśli nie upieram się przy swoim i jedziemy w stronę Kruszowca zgodnie z koncepcją Gora. Niestety okazuje się, że w miarę dobra, piaskowa droga, po deszczu ciągnie niemiłosiernie i z trudem utrzymuję 20km/h. Goro musi na mnie czekać, a cenne sekundy uciekają. Czasu mamy naprawdę na styk.
Docieramy do asfaltu w Woli Karczewskiej i tu 15 minut absolutnej chwały dla Gora!
Asfalt to zdecydowanie jego żywioł. Prędkość właściwie nie spada poniżej 35-37km/h. Zaciskam zęby, widzę właściwie tylko jego tylne koło, opony wyją, a ja modlę się żeby to się wreszcie skończyło.
Na metę wjeżdżamy 54 sekundy przed limitem.
To się nazywa dobrze wykorzystany czas :)
A na mecie jak przystało już na tę imprezę pełen wypas. Pyszna zupka, pomarańcze, ognicho, kiełbachy, ogóry, rewelacyjne towarzystwo i zajebista atmosfera. Tak jak już wspomniałem na forum ta impreza to wzór dla innych imprez tego typu i powinna leżeć w gablocie, w Sevres, zaraz obok wzorca metra i kilograma.
Tak powinna wyglądać meta na każdym rajdzie © Niewe


PODSUMOWANKO
Po przeliczeniu punktów wychodzi na to, że zdobywamy miejsca 28 i 29. Słabiutko w porównaniu z wynikiem jesiennym, ale nadal jedno miejsce przed Nowakami :)
Po zjedzeniu tego co było do zjedzenia i wypiciu tego co było do wypicia spadamy do pociągu i w dobrym towarzystwie wracamy zuruck nach Hause. Ja tylko jeszcze muszę dotrzeć z dworca do domu, ale to już zaledwie godzinka kręcenia, więc żaden problem :)
Janek robi fotę a'la dziubek na NK :) © Niewe

No :)
Kategoria PKP, RJnO, Zawody


Dane wyjazdu:
73.00 km 14.00 km teren
04:04 h 17.95 km/h:
Maks. pr.:39.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:145 m
Kalorie: 2214 kcal

Psychopatów na szczęście nie brakuje :)

Czwartek, 12 kwietnia 2012 · dodano: 16.04.2012 | Komentarze 17

Jak słusznie zauważył niejaki ablababla psychopatów nie brakuje, a numery nie są po to, żeby z nimi latać po komendach. Jadąc po pracy do fabryki Gora trafiłem na auto zaparkowane na ścieżce rowerowej i zrobiłem fotkę z zamiarem udostępnienia jej naszej dzielnej Straży Miejskiej.

WPN99MY © Niewe


Dosłownie dwie minuty później jak tamtędy wracałem karząca ręka sprawiedliwości już dosięgła tego złoczyńcę :)

Karząca ręka sprawiedliwości dosięgnie każdego © Niewe


Z Gorem śmignęliśmy sobie do Samiry, a potem na Zachodni wyczaić co i jak z tymi pociągami do Otwocka, bo co innego stoi w Internecie, a co innego jest w Realu, a my sobie nie możemy pozwolić na błędy w sobotę rano. Na dworzec wpada też Janek i od razu robi się romantycznie. To w końcu tu się poznaliśmy dwa lata temu ;)
Na tę okoliczność zajechaliśmy do Bemola na JEDNO piwo :)
Kategoria Użytkowo


Dane wyjazdu:
21.30 km 0.00 km teren
00:49 h 26.08 km/h:
Maks. pr.:35.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Jadę, bo SRAM ;)

Czwartek, 5 kwietnia 2012 · dodano: 06.04.2012 | Komentarze 38

Jadę.

Przełożenia zmienia się słabo, ale jadę

Trochę boli, ale jadę.

W teren na razie nie wjechałem, bo boli, bo ciemno, ale jadę :)

Wszystko to dzięki beznadziejnemu wynalazkowi o nazwie gripishift firmy SRAM, który w tym przypadku okazał się nie taki znowu beznadziejny.

Prawy SRAM, baczność! © Niewe


Całość dzięki wzorowej postawie i zaangażowaniu pracowników Legion-serwis, którzy wzięli moją Konę na warsztat absolutnie poza kolejnością i uwinęli się z serwisem w 1,5 godziny.

Przy okazji pozbywając się towaru, który leżał na półce od dwóch lat i nikt nie chciał go kupić ;)
Kategoria Na luzie


stat4u