Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Niewe.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
202.00 km 0.00 km teren
09:27 h 21.38 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Z nad morza do domu

Niedziela, 12 lipca 2009 · dodano: 19.07.2009 | Komentarze 2

Pobudka o 5:00. Planowany wyjazd 5:30. Przynajmniej na tą godzinę umówiłem się z Tomkiem. Jako, że czasu mało, a w pokoju obok śpi małe dziecko postanowiłem nie tłuc się po kuchni i lecieć na czczo. Makaron pakuję do pudełka po lodach i wylatuje na spotkanie z Flashem. Spotykamy się zgodnie z planem, po czym od Tomka dowiaduje się, że prom wystartuje dopiero o 6:00. Szkoda czasu zatem. Szybka zmiana trasy i lecimy na południe wzdłuż przekopu Wisły w kierunku siódemki.

Na początku lajtowo obok siebie rozmawiając. Jednak ja już czuję, że to nie będzie dla mnie lekki dzień. Zakładany dystans ma oscylować wokół 200 kilo, a ja czuję się źle już po 5 kilometrach. Wieczorne biesiady i start na głodniaka zrobiły swoje. Noga nie podaje, łeb jakby ciężkawy i odbija mi się grillem. A dokładnie tym co na nim smażyliśmy. Okoliczności przyrody przepiękne. Wąskie asfalty, wokół stare drzewa, doborowe towarzystwo ;-)
Wisłę przekraczamy pustą o tej porze siódemką i jedziemy w kierunku Ostaszewa. Kawałek dalej namawiam Flasha na skrót, który wypatrzyłem na GPS-ie. Początkowo ładny wąski asfalcik zamienia się zaświnioną łajnem i błotem drogę z nierówno ułożonych płyt betonowych. Potem trochę bruku i kręcenia po PGR-ach. Późniejsza analiza śladu pokazała bezsens tego pomysłu. No ale cóż, chyba mimo wszytko było warto, bo klimaty były kosmiczne.
Wracamy na drogę 55 i tniemy w stronę Malborka. To znaczy Flash tnie, a ja pomimo prędkości poniżej 30km/h z trudem utrzymuję się mu na kole i co jakiś czas odpadam. Porażka :/ Czułem, że to będzie ciężki dzień.
Pora na herbatkę i jakieś cukry. Zatrzymujemy się w luksusowej restauracji w Malborku. MacDałel czy jakoś tak ;-) Po drodze podziwiamy przykład niebanalnej myśli inżynierskiej. Droga dla rowerów, która idzie krawędzią chodnika, zwęża się po to by ostatecznie zaniknąć w dziwaczny sposób nie dając rowerzyście żadnych szans na legalne pokonanie tego odcinka.
Kolejny postój kawałek za Malborkiem w sklepie.
Szybkie zakupy i Tomek postanawia się oddzielić. Musi wrócić do pracy na 14-tą. Chyba miał zamiar dojechać ze mną dalej, ale tak zamulałem, że zabrakło czasu. Trudno, co zrobić. Cieszę się, że mogłem poznać kogoś tak sławnego ;-) Pozdrawiam.
Moja forma nadal bez zmian. Mam wrażenie, że cały czas mam pod górkę. Do tego jakby lekko pod wiatr. Jadę przez Dzierzgoń i Susz, cały czas trzeciorzędnymi drogami. Pomimo to co jakiś czas trafia się jakiś mistrz prostej, który koniecznie musi minąć mnie możliwie blisko z możliwie wielką prędkością. Nie wiem skąd się biorą takie durnie.
Dojeżdżam do Iławy. Pierwotny plan miałem taki, że wykręcę średnią w okolicach 25-26 km/h i będę miał jakieś 50 minut zapasu czasu w Iławie na obiadek i nasiadówkę. Niestety muszę to zweryfikować. Wykręciłem żałosną średnią 22 kaemy i muszę nadrabiać stracony czas. W końcu w Działdowie czeka na mnie Goro i pociąg. Muszę zdążyć. Nie odmawiam sobie jednak kawki. I to był strzał w dziesiątkę. Wreszcie prawdziwa kawka z ciśnieniowego ekspresu. Tęskniłem za tym. Kofeinka, batonik i telefon do żony porządnie ładują mi akumulatory. Od Iławy jedzie mi się zdecydowanie lepiej. Nie wykręcam może jakiejś dużo większej średniej, ale jedzie się jakby milej.
Gmina Działdowo wita mnie mżawką i porządnym podjazdem. Kocham jedno i drugie tylko może nie dzisiaj. Podjazd chętnie bym se odpuścił, za to mżawka cieszy mnie jak nigdy. W międzyczasie dzwoni Goro. Czeka już w Działdowie z piwkami. Noooo, to jest to. Napieram ostro na pedały i do Działdowa wpadam jakieś 10 minut przed odjazdem pociągu. Jeszcze tylko szybka awantura Gora z psitą w kasie PKP :-) i ładujemy się po stromych stopniach wagonu. Zastawiamy wejście do kibla, otwieramy piwka i wymieniamy się wrażeniami z trasy. Goro wyjechał mi naprzeciw z Wawy i ma za sobą szybkie 165 kilo. Oczywiście udaje, że to dla niego żaden dystans, ale ja swoje wiem ;-)
Ślad trasy
Od pijanego konduktora dowiaduje się, że bilet do Zachodniego to ja se mogę w d.. wsadzić bo pociąg staje na Centralnym, a potem dopiero w Krakowie. Wybieram Centralny. Chyba mam stąd bliżej do Wola Parku, pod którym czeka na mnie żonka i córka :-) Na parkingu licznik pokazuje 202 kilo. Na dzisiaj wystarczy. To znaczy siły mam dużo, tylko dupa mnie boli ;-)
Kategoria PKP, Na luzie



Komentarze
Niewe
| 05:50 wtorek, 21 lipca 2009 | linkuj Ano nie lubię marnować dnia na siedzenie na dworcu :-)
flash
| 03:47 wtorek, 21 lipca 2009 | linkuj 10 minut, czyli pięknie wykorzystany czas, na styk :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa nogei
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

stat4u