Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Niewe.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
75.00 km 60.00 km teren
04:07 h 18.22 km/h:
Maks. pr.:57.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Mazovia MTB Szydłowiec

Niedziela, 4 lipca 2010 · dodano: 04.07.2010 | Komentarze 1

Wczoraj był zdecydowanie najgorszy dzień mojego życia. A wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze gorzej :/ Nieprzespana noc, lekkie "nadużycie", wszystko to sprawiło, że rano nastrój na ściganie miałem średni. Do Szydłowca pojechałem z Gorem i cała drogę go zamęczałem swoimi ponurymi opowieściami. Chyba miał dosyć :) No ale cóż, to kolega, więc musi słuchać, nie ma wyjścia ;) W Radomiu stając na światłach usłyszeliśmy z tyłu ciche pssssssss... No tak zmienialiśmy wczoraj opony, więc musiało się coś takiego stać. Przymusowy postój i rozpoznanie tematu. Moja. Tył :/
Szybka zmiana dętki, kompresor na stacji nie działa, a na maraton pojadę bez zapasu. Pięknie.
Zajeżdżamy na miejsce, przy okazji pobijając chyba kolejny rekord spalania. Moje pudło jak go się przyciśnie to nie ma litości dla użytkownika :)
Na miejscu już kupa kolorowych ludzi i ta specyficzna atmosfera wyścigu. Powoli schodzi ze mnie napięcie. Szybkie złożenie sprzętu do kupy i ruszamy na rozgrzewkę. I znowu na rowerze :) I znowu dobrze :) Z każdym obrotem korby czuję jak oddalają się problemy, jak znika gdzieś kamień z żołądka. Po pierwszej rundzie Goro zostaje na mecie, a ja jadę rozgrzewać się dalej. Dobrze mi jak kręcę, źle jak stoję.
Na start zajeżdżam jakieś 7 minut przed godziną zero. Pomimo tego stajemy na początku siódmego sektora. Reszta po prostu do ostatniej chwili chowa się w cieniu. I zaczyna się...
Raz, dwa trzy.... czas na sektor siódmy. Już nie mam problemów, już nie mam wątpliwości, teraz mam dżob tu du. Objechać Gora i wywalczyć jakiś lepszy sektor. Proste :)
Ruszam na pełnej ku%&ie;. Chwile po starcie łykam szósty sektor i dołączam do piątego. Niestety zaraz zaczyna się zator. Trochę błotka i ludzie głupieją. Zbieram trochę jobów, bo bez pardonu przepycham się przez tłum. Chyba będę miał swoje pięć minut na forum Mazovii ;) Trasa to na przemian błoto, kamienie, piach i znowu błoto. Z każdą chwilą coraz piękniej. Momentami czułem się jak w górach. Kamienna rowerostrada, a w dole sosnowe lasy. Tylko błocko śmierdziało okrutnie. Do 40.km w zasadzie cały czas wyprzedzam. Zwłaszcza pod górę. Chyba się za dużo naczytałem blogu Damiana. Więc żeby nie było, że to jego zasługa wyprzedzam też na zjazdach. Czasem mało bezpiecznie, czasem wręcz agresywnie. No cóż, tak bywa. Na 40.km przychodzi nagły kryzys i trwa jakieś 6 kilo. Sporo tracę, raz nawet prowadzę. Normalnie żal. Czuję jednak, że przynajmniej jedno z założeń na dzisiaj jest bezpieczne. To ewidentnie nie jest trasa dla Gora i nawet przez chwilę nie mam obaw, że mnie dojdzie. Kryzys mija, za to pojawiają się ugory. Trasa idzie "drogami" wytyczonymi chyba poprzedniego dnia przed maratonem. Zaorany ugór, przycięty na szerokość jednego metra. Strasznie ciężko się jedzie. Dopiero jakieś 5 kilo przed metą robi się "normalnie". Przyspieszam i daję z siebie wszystko i bum! Kilometr przed końcem jadący przede mną koleś wali widowiskowa glebę. Nie mam najmniejszych szans wyhamować i wjeżdżam centralnie w niego, a konkretnie w jego rower, który wbija mu się w bebechy. Mało sympatycznie. Przelatuję przez kierę i nad nim i szybko wracam po rower :) Koleś daje znaki życia i jest w stanie wypowiadać proste, popularne słowa na K i na Ch, więc chyba będzie żył. Wyszarpuje swój rower, zakładam łańcuch i dalej ognia. Niestety przednia przerzutka nie żyje. Została na blacie, a przede mną podjazd. Zrzucam z tyłu i z tak przekoszonym łańcuchem napieram na stojąco. Na szczęście już słychać metę. Finish nad zalewem i za chwilę mogę się cieszyć ciastem, pomarańczami i jakimś czerwonawym siuwaksem z wiadra. Goro przyjeżdża jakieś 15-20 minut później. Spotykam Piotrka, którego poznałem na Bike Oriencie. Nie znamy jeszcze naszych wyników, ale umawiamy się, że przegrany stawia we wtorek piwo na Kępie. Dla mnie bomba :)
Z SMS-a dowiaduję się, że mój czas 3:43 i msc 209 Open, 88-M3.
Szybka kąpiel w zalewie i ruszamy z Gorem pobić kolejny rekord spalania. Po drodze w korku, przed Radomiem zrównujemy się z Piotrkiem. Okno w okno dowiaduje się, że piwo stawiam ja i chyba jeszcze długo je będę stawiał, bo dołożył mi 20 minut. Kuźwa, a nie wyglądał ;) A więc we wtorek do pracy rowerem...

MAzovia MTB Szydłowiec © Niewe

Foto: Anna Witkowska
Kategoria Zawody



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ludzi
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

stat4u