Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Niewe.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
65.45 km 35.00 km teren
04:13 h 15.52 km/h:
Maks. pr.:63.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:950 m
Kalorie: kcal

Dżałorki - ostatnie starcie

Niedziela, 24 lipca 2011 · dodano: 11.08.2011 | Komentarze 4

No i o.
Zostaliśmy sami.
Goro i Rooter z przyległościami wyjechali i zostaliśmy tylko my.
Czyli ja, Che i Pani Ela, ale ona prawie nie wychodziła ze swojego pokoju, więc jej nie liczę.
Czyli ja i Che. Tylko tyle i aż tyle.

Dobra, będzie tego przygłupiego wstępu.

Dzień zaczęliśmy tradycyjnie czyli długim śniadaniem dużo lepszym niż u Tiffaniego.
Śniadanie miszczów © Niewe


Śniadanie się przedłużało i przedłużało, i przedłużało, i przedłużało, i przedłużało...
tak jak przedłużał się nam opad.
Opad deszczu of kors, wyjaśniam tym, którym już się roi pewnie w ich świńskich głowach jakiś opad sutów, czy jeszcze gorsze rzeczy.
Niezwłocznie po ustanięciu opadu, czy też opadów ;) ubieramy się w obcisłe i ruszamy w stronę Czerwonego Klasztoru po raz kolejny. Tym razem zaatakujemy kolejne pasmo górskie po Słowackiej stronie, takie co tośmy go jeszcze nie atakowali. Bo są takie.
Ale najpierw rzeczony Czerwony Klasztor i kolejny raz Leśnickie Siodło.
Zjechaliśmy do słowackiej wiochy Velky Lipnik według wskazówek supersympatycznego Słowaka serwującego mapy i piwko na Lesnickim Sedle asfaltowym, zniszczonym podjazdem na pasmo Magurskie. No i tu to się już można ładnie pobawić. Dłuuuuuugo, łagodnie pod górę w kierunku chmur. Widoki urywają dupę po raz kolejny, piasty jęczą od lipcopada, browary się trawią, a liście szeleszczą.

Ładnie znaczy się było bardzo i przyjemnie.
W planach mieliśmy następnie przejazd wzdłuż pasma górskiego szlakiem niebieskim, niestety wziął on i zbiesił, a w dodatku pojawiły się rozbieżności miedzy tym co na mapie, tym co w GPSie, a tym co w terenie, więc podejmujemy decyzję o odwrocie i przemienieniu zajebistego podjazdy, który pokonaliśmy chwilę temu w zajebisty zjazd. Jest już po prostu późno, a pogoda raczej nieustalona, a nie uśmiecha nam się wizja noclegu w górach.
Zjazd zaczynamy w chmurach i zaczyna go Che :)
I przez Słowację wracamy do znudzenia przez Czerwony Klasztor i dolinę Dunajca do Jaworek.
Plan na jutro mamy napięty jak baranie jajca, więc rezygnujemy z zatrzymywania się i browarzenia w Szczawnicy czy na mijanym redyku i napieramy prosto do bazy, aby przeprowadzić codzienny rytuał mycia rowerów w Kasztelanie i pojenia się wodą ze strumyka.
Albo odwrotnie.
Tak, raczej odwrotnie.

Fajnie było :)
Kategoria Góry, Na luzie



Komentarze
Niewe
| 19:11 czwartek, 11 sierpnia 2011 | linkuj Ssij Tiffany, ssij :)
Che, nie inaCHEj;-) | 16:00 czwartek, 11 sierpnia 2011 | linkuj Piknie było, w rzeczy samej;-)
No i Tiffany rzeczywiscie ssie przy śniadaniu Dżałorkovskim!;-)
Niewe
| 12:24 czwartek, 11 sierpnia 2011 | linkuj Ehh... że się tak sentymentalnie wyrażę.
Pięknie tylko za mało. Już bym tam wrócił.
Na szczęście jak Jah da to w tym roku zaliczymy jeszcze Istebną.
mtbxc
| 11:41 czwartek, 11 sierpnia 2011 | linkuj Piknie Panie Piknie!!!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa czaso
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

stat4u