Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Niewe.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

RJnO

Dystans całkowity:3576.98 km (w terenie 1847.00 km; 51.64%)
Czas w ruchu:189:42
Średnia prędkość:18.86 km/h
Maksymalna prędkość:65.00 km/h
Suma podjazdów:13560 m
Suma kalorii:78479 kcal
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:143.08 km i 7h 35m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
146.00 km 90.00 km teren
08:27 h 17.28 km/h:
Maks. pr.:61.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Bike Orient Łódź

Sobota, 26 czerwca 2010 · dodano: 27.06.2010 | Komentarze 4

Na tegoroczny Bike Orient wybrałem się z Jankiem. Reszta ekipy wymiękła z powodów różnych, najczęściej błahych. Postanowiliśmy „załatwić” sprawę w jeden dzień. A więc pobudka o 5:00, ustawka w Babicach 6:00, przyjazd do bazy rajdu 8:00.
Na czas, na miejsce, na pewno :)
Na miejscu rejestracja, wyżerka, złożenie do kupy tych wszystkich gadżetów walających się po samochodzie i pogaduchy ze znajomymi. Spotkałem Damiana i ustaliłem z nim kolejność na mecie. Niech ma ;)

W tym roku rajd został podzielony na trzy etapy.
Etap 1.
71 km po Parku Krajobrazowym Wzniesień Łódzkich. 9 punktów kontrolnych + odcinek liniowy. Dla mnie kompletna nowość, nigdy nie jechałem w takiej formule i nie do końca kumałem jak ma to wyglądać, ale poszło nieźle. Było trochę kręcenia, ale ostatecznie nie ominęliśmy żadnego punktu. Generalnie cały pierwszy etap przejechaliśmy w zasadzie bezbłędnie. Albo był tak łatwy nawigacyjnie, albo to efekt naszej współpracy z Jankiem.
Albo jedno i drugie :) W każdym razie było pięknie. Pod koniec etapu podłączył się do nas jeszcze Grzegorz i jechał z nami w zasadzie już do końca.
Bike Orient 2010 - któryś z PK, nie pamiętam który :) © Niewe

Bike Orient 2010 - polna droga © Niewe


Etap 2
25 km po Lesie Łągiewnickim
Kolejny zaskok. Dostaliśmy mapki w skali 1:15000, trochę trwało zanim sobie poprzestawiałem w głowie i mogłem odliczać kilometry. Na tak małym obszarze organizatorzy upchali aż 13 punktów kontrolnych. Zaliczyliśmy 8 z nich i odpuściliśmy te na północy, bo zaczęło się robić krucho z czasem. W każdym razie mimo moich początkowych obaw, że w lesie gęsto pociętym drogami, dróżkami i ścieżkami ciężko będzie nawigować znowu szło jak po sznurku. I oczywiście znowu było pięknie.
BO2010 - rysujemy sobie trasę etapu drugiego. Zdjęcie pożyczone ;) © Niewe


Etap 3
75km w okolicach Zgierza.
Od razu zakładamy, że nie jedziemy wszystkiego, bo nie ma na to szans. Wybieramy 6 punktów kontrolnych i napieramy. I zaczęło się… pierwsza i w zasadzie jedyna porażka nawigacyjna w tym rajdzie. Cholerny PK30. Obłaziliśmy całe wzgórze i jego okolice, tracąc na to jakieś 40 minut i ostatecznie nie znajdując punktu :/ Tego to nie lubię. Z analizy śladu widzę, że w zasadzie chodziliśmy po nim, ale nie udało się odnaleźć lampionu. Porażka. Ale trzeba przyznać, że w pięknych okolicznościach przyrody. Z tej góry roztaczał się naprawdę ładny widok na okoliczne lasy.
Reszta punktów w zasadzie bez problemu. Na PK29 w starej cegielni spotykam znowu Damiana i pomagam mu znaleźć punkt, bo szukał na złym wzgórzu ;)
Ruszamy w stronę PK32 i mimo wybrania dwóch różnych wariantów dojazdu, spotykamy się znowu przed punktem. Damian podbija kartę pierwszy, a ja czekam aż odjedzie te 100m i dopiero ruszam. W końcu obiecałem mu, że go przepuszczę w drodze na podium ;)
Zaliczamy jeszcze PK36 i niejako po drodze PK31 i zaczyna się wyścig z czasem. Do zamknięcia mety zostało na jakieś 15 minut, a do pokonania dwa osiedla pod Zgierzem i kawał lasu. Jedziemy na czuja. Janek co minutę ponurym głosem odczytuje ile nam zostało, ja próbuję jakoś się odnaleźć w gąszczu osiedlowych uliczek, z tyłu próbuje nas nie zgubić Grzegorz. Były emocje :) Na metę wpadamy dwie minuty przed limitem. Jest dobrze.

Na mecie ognicho, kiełbasa, pyszna herbatka i nowe znajomości. Poznałem kilku kolegów z Legionowa, kilku z Łodzi, a przede wszystkim poznałem pewną interesującą i przemiłą bikestatowiczkę, przed którą podjąłem, mam nadzieję udaną, próbę roztoczenia swojego naturalnego uroku osobistego. Nie napiszę kto to, ale podpowiem, że jej pies jeździ czasem na hulajnodze ;) Pozdrawiam

BO2010 - ognicho i kiełbachy na mecie © Niewe


To była pięknie spędzona sobota.
Dobrze mi się jeździ z Jankiem. Może trzeba pomyśleć o Odysei :)
Kategoria RJnO


Dane wyjazdu:
78.55 km 0.00 km teren
03:35 h 21.92 km/h:
Maks. pr.:48.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Noc Świętojańska z BGŻ

Czwartek, 24 czerwca 2010 · dodano: 25.06.2010 | Komentarze 10

"Już 24 czerwca wszyscy fani rowerów mogą wziąć udział w niecodziennej grze miejskiej. Każdy, kto odwiedzi rowerem oddziały Banku BGŻ w Warszawie, może "wykręcić" korzystne rabaty w sklepach SKI TEAM. Startujemy już od 19.00!"

Ugięliśmy się pod naporem marketingowego przekazu, poszliśmy na lep tej propagandy, daliśmy się omotać. Jak zwał, tak zwał. Najważniejsze, że było zaaaajebiście!!! :)

Odwiedziliśmy 18 z dwudziestu punktów kontrolnych, wylaliśmy może łez (ze śmiechu), uwaliliśmy się błotem, piachem, syfem z ulicy i zużyliśmy do końca klocki hamulcowe w obu kołach, a teraz siedzimy niewyspani w robocie.
Aaa no i poznaliśmy parę fajnych osób oraz spotkaliśmy Janka, którego bezczelnie nie poznałem ;)

Nasz team w kolejności według wzrostu, a odwrotnie do ilorazu inteligencji ;)


PS. Personel BGŻ-tu jest chyba werbowany na jakiś konkursach piękności ;)
Kategoria Na luzie, RJnO


Dane wyjazdu:
116.00 km 45.00 km teren
05:43 h 20.29 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Waypointrace Pruszków

Sobota, 22 maja 2010 · dodano: 28.05.2010 | Komentarze 6

Pojechaliśmy w składzie Goro, Norbert, Drzewek, Krupa, Jacek i ja :)
Było fajnie, ale ciężko, bo w ogóle ostatnio jest mi ciężko :/
Nie mam siły na pełen opis, więc jeden obraz za tysiąc słów.

Waypointrace 2010 "START" © Niewe


Waypointrace 2010 "PRZEKRACZAMY PŁOT W DRODZE DO PK9" © Niewe


Waypointrace 2010 "PK8 ZDOBYTY" © Niewe


Waypointrace 2010 "DOJAZD DO PK4" © Niewe


Waypointrace 2010 "REGENERACJA" © Niewe


Waypointrace 2010 "DEKORACJA" © Niewe


Dane wyjazdu:
180.00 km 100.00 km teren
09:46 h 18.43 km/h:
Maks. pr.:61.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Harpagan 39

Sobota, 8 maja 2010 · dodano: 11.05.2010 | Komentarze 11

To nasz drugi Harpagan. Pierwszy był jesienią zeszłego roku. Wtedy była to całkowita porażka nawigacyjna, w tym roku już bardziej wiedziałem czego się spodziewać.
W zeszłym roku zajęliśmy coś koło 150 miejsca, więc w tym roku był nieskomplikowany plan, aby ten wynik poprawić, a najlepiej zmieścić się w pierwszej setce.

START – SZKOŁA PODSTAWOWA GDAŃSK OSSOWA
Inaczej niż jesienią. bo na jasno i na plusie. Trochę za lekko się ubrałem, ale nie chciałem targać ze sobą żadnych ciuchów, a prognozy przewidywały ok. 16C w ciągu dnia. Niestety nie do końca się sprawdziły i w sumie przez prawie cały rajd byłem lekko niedogrzany.
Reszta standardowo, czyli rozdanie map, start i nikt nie rusza, a kierowniczka pogania przez mikrofon :)
Przeglądamy mapę i wybieramy wariant północny. O tytuł Harpagana nie mamy na razie zamiaru walczyć, więc postanawiamy zaliczyć wszystkie tłuste punkty i co się da po drodze.

PK10 GÓRA DONAS - WIEŻA WIDOKOWA
czas od startu 30:18

Na pierwszy punkt tradycyjnie jedzie spory tłumek. Odpuszczam sobie nawigację, zwłaszcza, że jeden kolega jest ewidentnie miejscowy i nie tylko wie jak tam trafić, ale też którędy będzie lepiej. Jedziemy za nim i odbijamy punkt.

PK20 PUSTKI CISOWSKIE – SKRZYŻOWANIE DRÓG
czas od startu 133:34

Całkowita porażka nawigacyjna. Punkt pod samym nosem, a znalezienie go zajmuje nam ponad 100 minut. Na mapie wyglądało to prostO. Asfalt, szlak, droga wzdłuż rzeczki i rezerwat. W Realu okazało się, że szlaki są inne i w zupełnie innych miejscach, a dróg jest jakieś 30 razy więcej niż na mapie. Zjeździliśmy cały ten las wzdłuż i wszerz co jakiś czas łącząc siły z innymi grupami, które tak jak i my bezradnie krążyły po lesie. A ponieważ teren był mocno pofałdowany straciliśmy nie tylko strasznie dużo czasu, ale i sporo sił. Ostatecznie razem z całkiem dużą grupą odnajdujemy malowniczo położoną „dwudziestkę”
W drodze na PK20 © Niewe

Gdzie do cholery jest ten PK20? © Niewe


PK2 OKUNIEWO - POLANA
czas od startu 196:50

Prosto z dwudziestki jak po sznurku choć zupełnie inaczej niż na mapie :)
Nie wiem jak to możliwe, że potrzebowaliśmy aż godzinę na dotarcie tam. Chyba naprawdę byliśmy zmęczeni poprzednim punktem

PK18 WYSZECINO – ROZWIDLENIE DRÓG
czas od startu 250:01

Nawigacyjnie banalnie, ale po drodze sporo wzniesień. Przez Szemud i Cząstkowo prosto do Wyszecina.

PK4 LEWINO – PARKING, KURCHANY
czas od startu 285:58

Punkt zaliczony właściwie po drodze do szesnastki. Czyli zgodnie z założeniami na starcie.
Okolica ładna jak cholera. Lasy pagórki i jeziora.

PK16 KOLONIA – SKRZYŻOWANIE DRÓG
czas od startu 320:05

Długo się wahaliśmy czy nie jechać wpierw na czternastkę, ale coś nam ona „śmierdziała”. Zdecydowanie lepiej byłoby atakować ją od północy, bo od południa na mapie nie wiele widać, więc trzeba było ją zaliczyć w drodze z dwójki na osiemnastkę. Cóż. błąd. Szkoda punktu, ale czas goni, więc odpuszczamy i jedziemy do Koloni zaliczyć szesnastkę.
Znowu całkiem łatwo poszło.

PK7 CHMIELNO – DROGA
czas od startu 381:21

Cały czas na południe. Dla mnie bomba, bo od razu założyłem, że chcę na Kaszuby. Zaczęły się jeziora, górki urosły, a nawet słońce jakby nieśmiało wyjrzało zza chmur.
Punkt przy drodze na wąskim pasie lądu pomiędzy dwoma jeziorami. Rozzuchwalony sukcesami nawigacyjnymi nawet nie odliczałem odległości od zakrętu wychodząc z błędnego założenia, że i tak na niego wjadę. Na szczęście jakaś dobra duszyczka nas zawróciła jakiś kilometr dalej. Punkt owszem przy drodze, ale bardzo zmyślnie odsunięty tak, że jadąc od zachodu kompletnie go nie widać. To znaczy widać, tylko trzeba wiedzieć kiedy patrzeć, a do tego trzeba liczyć cały czas kilometry, a nie się obijać.


PK19 KOLAŃSKA HUTA, SKRAJ LASU
czas od startu 421:53

Po małej wpadce na siódemce tym razem pełna czujność i gotowość bojowa. Cały czas kontroluję, kierunek, odległości i punkty orientacyjne. Efekt… Mimo, że cała jadąca z nami grupa odłącza się od nas i skręca w lewo oraz usilnie namawia do tego też i nas, nie daję się przekonać. Ja po prostu WIEM, że to nie ta droga. Goro troszkę się waha oglądając się na resztę, ale moja pewność siebie chyba go przekonuje. Skręcamy 200m dalej, potem lekko pod górkę i zdobywamy punkt. I tak powinno być :)


PK 9 SOMONINO – ROZWIDLENIE, SKRAJ LASU
czas od startu 459:32

I znowu. Rozbawieni, rozluźnieni, upojeni sukcesem zawracamy i zajeżdżamy tą samą drogą. A można było jechać dalej i byśmy zaoszczędzili kilka minut. Ale nie ma tego złego.. przynajmniej jedziemy asfaltem. Do torów, potem za kościołem w prawo i ostra wspinaczka. Asfalt jak w górach i końca nie widać. Pilnuję licznika i dzięki temu po prawej w leśnej przecince dostrzegam smużkę dymu z ogniska. Koleś przed nami pojechał prosto i nie udało się go zawrócić. Kolejny punkt odbity


PK15 SKRZESZEWO – SKRZYŻOWANIE
czas od startu 512:03

W planach był PK13, ale relacja tych co na nim byli nas zniechęciła. Żeby dobrze na niego wjechać, trzeba by zrobić sporą rundkę i zaatakować od południa. Odpuszczamy i jedziemy na piętnastkę. Po drodze kusi jeszcze trójeczka. Jest tak blisko, ale już czujemy, że czasu mało. Lepiej skupić się na tłustszych punktach, które też wypadają po drodze do mety.

PK17 OSTRÓŻKI – AMBONA
czas od startu 534:50

Rzut beretem od poprzedniego i w zasadzie cały czas prosto. Zaliczony.

PK5 SULMIN – STARY CMENTARZ
czas od startu 602:13

Zaczynamy odczuwać zmęczenie i presję czasu. Jedziemy wzdłuż rzeki i zalewu. Pięknie jak cholera, ale ciężko jak w górach. Na deser chybotliwa kładka i stromy wąwóz. Punkt teoretycznie łatwy do znalezienia, przy drodze. pod linią wysokiego napięcia. W terenie okazuje się, że dróg w lewo jest więcej, a linie są dwie. Kręcimy się trochę po okolicy, aż zjeżdżamy do wsi. Tam zasięgamy języka i wracamy do lasu. Wskazówki miłej pani okazały się ostatecznie niezbyt pomocne, ale trafiamy na innego zawodnika brnącego przez pola pod linią, który nam pomaga. Odnajdujemy punkt, ale znowu tracimy sporo czasu i sił ciągnąc rowery na przełaj. W dodatku z punktu znowu wybieramy wariant na przełaj, żeby wrócić do drogi, którą już znamy. Okazuje się dalej niż nam się wydawało i do wsi wracamy naprawdę zajechani.
Mostek w drodze do PK5 © Niewe


PK11 LEŹNO – SKRZYŻOWANIE DRÓG
czas od startu 645:32

Kruca bomba, mało czasu, a tu znowu błąd nawigacyjny. Zamiast prosto do trasy i do Leźna to odbijamy za bardzo na zachód i zwiedzamy jeszcze Niestopowo i Przyjaźń. W końcu jeszcze z jednym kolega, który się do nas podłączył docieramy do krajowej ”siódemki” i jedziemy na wschód. Objeżdżamy Leźno, wjeżdżamy w osiedle domów kilka przecznic dalej znowu udaje mi się dobrze odmierzyć odległość. Kolega mocno się zastanawiał nad jedną przecinką, ale ostatecznie zaufał mi i we trójkę wjeżdżamy na jedenastkę.

PK8 KLUKOWO – RUINY GOSPODARSTWA
Zegar tyka, ale ósemka jest w zasadzie w drodze do mety. Dojeżdżamy do wsi i wjeżdżamy między domy na pola. Ale zmęczenie daje już znać o sobie, a w dodatku zaatakował nas wielki pies. Chwila ucieczki, trochę kręcenia po polu bez patrzenia na kompas i totalne zagubienie. Rowery stanęły, bo koła zablokowała paskudna glina. Trochę ciągnąc, trochę pchając, a trochę niosąc je przez pola na przełaj idziemy w kierunku majaczących na horyzoncie innych zawodników. Punkt nie odnaleziony, rowery stanęły, a zegar tyka…
Glina everywhere !!! © Niewe


META
czas od startu 715:45

Udało nam się dotrzeć do jakiejś drogi. Okazuje się, że jesteśmy zupełnie gdzie indziej niż myślałem, w dodatku kompletnie pogubiłem strony świata.. Boczną asfaltową drogą docieramy do obwodnicy, wzdłuż której na szczęście idzie droga serwisowa. Przez Owczarnię kierujemy się na północ i to niewiarygodne, ale znowu źle odbijamy na węźle drogowym przy obwodnicy. Znowu nadrabiamy parę kilo, robi się też nerwowo z czasem. Kręcimy już dosłownie siłą woli. Dokoła mnie fruwają wielkie płaty błota odrywające się od kół, z tyłu sapie Goro. Też już ma dosyć. Wjeżdżamy w osiedle, a miejscowe dzieciaki wskazują nam gdzie jest szkoła. Wjazd na metę 4 minuty przed limitem czasu. Czyli jeszcze 4 minuty mogliśmy szukać w błocie tej ósemki ;)
Meta © Niewe

Zajęliśmy miejsca 107 i 109 czyli prawie zgodnie z planem. No w każdym razie poprawiliśmy wynik z zeszłego roku.
I znowu było pięknie :)
Kategoria RJnO


Dane wyjazdu:
137.00 km 80.00 km teren
08:16 h 16.57 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Harpagan-38

Sobota, 17 października 2009 · dodano: 18.10.2009 | Komentarze 12

I fajnie i niefajnie.
Fajnie, bo impreza rewelacyjna, organizacyjnie bezbłędna, przygoda wspaniała, na pewno będę chciał powtórzyć.
Niefajnie, bo pojechaliśmy na 1/3 naszych możliwości :/
W sumie trochę się tego spodziewałem, zważywszy na dwa ostanie tygodnie mojego życia, ale i tak żal.
Szczegóły później, z pracy. Szkoda prywatnego czasu ;-)

No to szczegóły:
Przyjechaliśmy z Gorem po 22., odebraliśmy numery i na piwo do pobliskiego pubu :-)
Potem złożyliśmy rowery, przymocowaliśmy do nich mnóstwo różnych potrzebnych i niepotrzebnych bajerów i poszliśmy spać koło pierwszej. Rano, po czterech godzinach niespokojnego snu czułem się jak kupa.
Start z płyty boiska MOKSiRu czyli pod samym nosem. Zimno jak cholera, całe boisko białe od szronu. Rozdanie map i start. Jakiś taki niemrawy. Jakby nikomu się nie spieszyło. Trochę to dziwne, ale w sumie cały dzień przed nami.
Ruszamy i zaraz wracam po kominiarkę. Jest naprawdę konkretnie zimno.

PK19 – punkt widokowy
Pierwszy tłusty punkt. Wylatujemy z bazy na drogę do Gdańska i omijając stojące o świcie w korku auta grzejemy na południe. Odmierzamy 4 kilo, ale nie widzę żadnego wjazdu w górę. Chwila konsternacji…, no tak, mapa to setka nie pięćdziesiątka. Jeszcze cztery kilo asfaltem. Dalej szuterkiem pod górę i kawałek fajnego singla. Zaliczamy punkt zaczyna się czadowy zjazd, na którym gubię tylną lampkę. Shit, przednia się zepsuła, więc wieczorem będę robił za totalnego Batmana.
Czas 57:42 od startu.


PK11 – szczyt wzgórza
Atakujemy kolejne wzgórze. Na razie nawigacyjnie całkiem nieźle. Na podjeździe chwilę rozmawiam z innym rowerzystą, który wypatruje podjazdu na PK11 na lewo od drogi. Mi się wydaje, że raczej powinien być po prawej. Po chwili właśnie z prawej zjeżdżają szczęśliwcy, którzy znaleźli punkt. A więc miałem rację :-) Podjeżdżamy do punktu i zaraz potem zjeżdżamy po naprawdę śliskich liściach i gałęziach. Czad.
Czas 109,47 od startu

PK7 - jezioro
Prosto asfaltem, w prawo do lasu i w lesie też w prawo. Tylko, że na mapie była jedna droga, a w realu było ich chyba więcej. W każdym razie skręciliśmy zdecydowanie źle. Długo błądzimy po lesie nie spotykając żadnych innych rowerzystów. W końcu trafiamy nad jeziorko z tablicą informacyjną w pobliżu. To pozwala nam się zlokalizować na mapie. Jez. Wygoda, a więc kawałek na południe od naszego celu. Lecimy na północ i znajdujemy PK7. Jest pięknie, trzeba przyznać. Parujące jezioro w lesie, jesienne barwy, ognisko i miła atmosfera. Spędzamy trochę czasu przy ogniu jedząc naleśniki i ogrzewając butki.
Czas 174,27 od startu

PK12 – ambona
PK12 to chyba największa porażka nawigacyjna. Po pierwsze nie zwróciłem uwagi, że to ambona na polanie W lesie, a nie na skraju lasu. Po drugie niebieska kreseczka na południe od punktu może i by była wąskim rowem, ale na pięćdziesiątce. A to jest setka :/
No więc podejmujemy kretyńską decyzją ataku na ten punkt offroad od południa. Przebijamy się miedzy gospodarstwami, w dół łąkami, a potem w górę błotnistym polem. W górze, na skraju lasu widać już ambonę. Tylko nie tą co trzeba :/ Ta właściwa jest jeszcze na północ, a pomiędzy nami rzeczka. Tak sporo powyżej kolan. Z lasu wyłaniają się piesi. Przeszli rzekę, ale my się na to nie decydujemy. Jest zimno, a przed nami jeszcze kawał dnia. Przedzieramy się lasami na wschód i docieramy do gospodarstwa. Miła pani nas przepuszcza, a po drugiej stronie jest mostek. Przechodzimy mostek i znowu do lasu. Potem trochę przez pola, potem jeszcze dwa płoty i pastuch, a potem jeszcze błądzenie po lesie. Totalna porażka. Ogromna strata sił i czasu.
Jesień © Niewe

Ale było pięknie :-)
Czas 318,57 od startu


PK14 – wieża widokowa na szczycie góry.
Jedziemy do po pegeerowskiej wsi i tam zasięgamy języka. Mamy jechać po betonowych płytach, ale kończą się ogrodzeniem jakiś zrujnowanych zakładów. Znowu nawrotka i dookoła. Trochę asfaltu, potem szuter, a potem fajny podjazd pod Jelenią Górę. Widok z wieży zapiera dech w piersiach. Konsumuję kolejną porcję naleśników, popijam sorbetem z bidonu i ognia w dół. Bardzo mi się ten zjazd podobał.
Czas: 415,43 od startu.

PK18 – most kolejowy
Jedziemy do Rozłazina, do torów. Chyba nie do końca dobrze wybieramy wariant rozjazdu, bo musimy się znowu trochę wspinać, ale za to trafiamy na całe stado jeleni. W Rozłazinie w sklepie uzupełniamy zapasy płynów. Nie ma izotoników, nie ma niegazowanej wody w dużych butelkach, ale jest Specjal. Nie odmawiam sobie tej przyjemności, za to Goro nie wypija swojego. Chyba źle z nim.
Dalej do torów i do wiaduktu. Ten punkt był nawigacyjnie banalny i warto zaliczenia nie tylko ze względu na swoją „tłustość” Wiadukt był po prostu piękny. Taka trochę miniatura Stańczyków. Czad.
mini Stańczyki © Niewe

Czas 515,48 od startu

PK17 – skrzyżowanie dróg
Mieliśmy jechać na PK20. Tłuściutki i chyba łatwy nawigacyjnie, ale krucho z czasem. Postanawiamy wracać do bazy po drodze zaliczając jeszcze równie tłusty PK17 i może coś jeszcze jak starczy czasu. Niestety nie starczyło, bo siedemnastka kosztowała nas kolejną dobrą godzinę błądzenia po lesie. Już chcieliśmy odpuścić, gdy trafiliśmy na kolesia wracającego już z punktu. Przetłumaczył nam co i jak i już po zmroku docieramy na PK17
Czas 685,32 od startu

Baza – Reda
Pora wracać. Lampek nie mam więc czad jest. Goro i jeszcze dwóch gości co się do nas podłączyli zostają na zjeździe z tyłu. Lecę pierwszy w całkowitych ciemnościach, po gałęziach, liściach i koleinach. Droga co chwila się rozwidla, ale jakoś intuicyjnie udaje mi się wybierać właściwy wariant. Docieramy do torów i wzdłuż nich do jakiegoś obskurnego peronu. Wciągamy rowery, znajdujemy przejazd i wracamy do szosy. Ostatni sprint i jeszcze tylko skręt w lewo do bazy na trzypasmowej szosie. Trochę to nierozsądne tak lokalizować bazę, mimo wszystko.
Czas 703,53 od startu.
Zdobyliśmy zaledwie 27 punktów wagowych, siedem punktów w terenie.
Wiem, że mogło być lepiej, ale to w końcu nasz pierwszy Harpagon.
Pozycja 137 i 138. Czyli więcej było słabszych niż lepszych. Czyli jesteśmy elitą ;-)
Kategoria RJnO


stat4u