Info
Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Październik1 - 7
- 2013, Wrzesień8 - 7
- 2013, Sierpień3 - 2
- 2013, Czerwiec12 - 57
- 2013, Maj7 - 5
- 2013, Kwiecień10 - 37
- 2013, Marzec12 - 59
- 2013, Luty3 - 19
- 2013, Styczeń1 - 14
- 2012, Grudzień3 - 18
- 2012, Listopad3 - 39
- 2012, Październik8 - 72
- 2012, Wrzesień14 - 98
- 2012, Sierpień6 - 53
- 2012, Lipiec12 - 66
- 2012, Czerwiec11 - 139
- 2012, Maj12 - 152
- 2012, Kwiecień9 - 112
- 2012, Marzec3 - 34
- 2012, Luty9 - 71
- 2012, Styczeń8 - 93
- 2011, Grudzień8 - 78
- 2011, Listopad7 - 80
- 2011, Październik6 - 43
- 2011, Wrzesień11 - 128
- 2011, Sierpień10 - 77
- 2011, Lipiec12 - 103
- 2011, Czerwiec7 - 79
- 2011, Maj17 - 181
- 2011, Kwiecień12 - 176
- 2011, Marzec3 - 3
- 2011, Luty5 - 3
- 2011, Styczeń3 - 19
- 2010, Grudzień3 - 13
- 2010, Listopad4 - 8
- 2010, Październik4 - 13
- 2010, Wrzesień8 - 15
- 2010, Sierpień7 - 2
- 2010, Lipiec9 - 6
- 2010, Czerwiec12 - 28
- 2010, Maj7 - 21
- 2010, Kwiecień11 - 35
- 2010, Marzec3 - 3
- 2010, Luty2 - 1
- 2010, Styczeń6 - 4
- 2009, Grudzień5 - 6
- 2009, Listopad4 - 4
- 2009, Październik4 - 17
- 2009, Wrzesień6 - 19
- 2009, Sierpień10 - 6
- 2009, Lipiec5 - 9
Wpisy archiwalne w kategorii
Na luzie
Dystans całkowity: | 12729.59 km (w terenie 6033.62 km; 47.40%) |
Czas w ruchu: | 625:51 |
Średnia prędkość: | 19.78 km/h |
Maksymalna prędkość: | 76.50 km/h |
Suma podjazdów: | 32883 m |
Suma kalorii: | 222087 kcal |
Liczba aktywności: | 223 |
Średnio na aktywność: | 57.08 km i 2h 53m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
35.19 km
31.00 km teren
01:46 h
19.92 km/h:
Maks. pr.:37.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Caldera
Ze Che
Sobota, 23 kwietnia 2011 · dodano: 24.04.2011 | Komentarze 53
Tośmy się najeździli :)
Były plany, były śmiałe zamierzenia, a potem był browar w Roztoce :)
A potem drugi.
Zresztą jest opis u Che ;)
UPDATE:
No dobra.
Wytrzeźwiałem po świętach, więc pora coś jednak naskrobać w temacie, zwłaszcza że temat wart tego (orzeczenie domyślne JEST)
Umówiłem się na sobotę z CheEvarą Ha! :) W planach było kręcenie po Kampinosie ze mną w roli przewodnika, a potem wyżerka i popijawa u mnie ze mną w roli kucharza, kelnera i wodzireja.
Plan został zrealizowany w 200%, no może moglibyśmy trochę więcej pojeździć, ale co się odwlecze to nie uciecze ;)
Enyłej...
Wstałem skoro świt, bo obiecałem dziewczynie śledzie pod pierzynką, a że poprzedniego dnia wróciłem mocno "zmęczony" to wolałem już nie eksperymentować w kuchni. Oczywiście rano okazało się, że nie mam wszystkich składników i muszę lecieć do sklepu, więc przy okazji wziąłem swój wielkanocny koszyczek i poświęciłem go w monopolowym, w wyniku czego doszło do cudownego napełnienia i 20 kompletnie pustych przyjaciół zamieniło się w przyjaciół jasnych, pełnych, niepasteryzowanych. Tradycja to jest coś ekstra :)
Wszystko to zabrało mi sporo czasu, ale i tak zdążyłem przybyć na spotkanie w Truskawiu punktualnie na 11:53, więc Che powinna sobie przestawić zegarki, bo wygląda na to, że absolutnie wszystkie jej się spieszą ;)
Ustalamy kurs na Palmiry i ruszamy. Miało być spokojnie, ale zanim ruszyliśmy podłączył się do nas jeszcze jakiś koleś, co miał wąty do mojego plecaka i postanawia jechać z nami. Pewnie normalnie jakoś specjalnie to by mi to nawet nie przeszkadzało, ale qrfa śledzi mało zrobiłem! Zapodaję więc jak najbardziej słuszne tempo i gościu choć do Palmir jeszcze wyrabia to tam zmienia plany i się urywa na Sieraków.
Nareszcie sami :)
Wracamy jeszcze raz przez Palmirskie górki i różnie, nie zawsze legalnie napieramy do Roztoki. Po drodze przyhaczyłem łapą o drzewo i troszkę krwawię z paluchów dwóch. U jak zwykle przemiłej :) pani w Roztoce pytam czy ma bieżącą wodę, bo chciałbym sobie przemyć rękę. Oczywiście dostaję odpowiedź jedyną jakiej się w tym miejscu spodziewałem, więc proszę o wodę butelkowaną.
Gazowana? - pyta się ta wywłoka.
No jasne kurwa. Zawsze przemywam rany gazowaną wodą, rany szarpane zszywam nicią dentystyczną, na okłady stosuję suchy lód z Marsa, a musli rano wpierniczam z mlekiem w proszku.
Debilka.
Enyłej...
Wypiliśmy po jednym piwku, przyniosłem po drugim i przystąpiłem do realizacji głównej części mojego masterplanu. Dla niepoznaki wyciągłem mapę i jęłem nakreślać śmiałe plany. W międzyczasie wspomniałem, że do mnie stąd to jest blisko, a święconka czeka. Che całkiem dobrze udawała, że wolałaby pojeździć jeszcze i te plany mają sens, ale ostatecznie pojechaliśmy prosto do mnie :)
Podręcznikowo :) Jak nikt nie przeszkadza, to właśnie tak to wygląda ;)
Po drodze strzelamy fotkę. Żeby nie było, że nie jeździliśmy.
Owszem jeździliśmy, a Che nawet staje na głowie żeby to udowodnić.
... i zgodnie z masterplanem docieramy do mnie.
A u mnie jak to u mnie. Jest zajebiście :)
A jeśli CheEvara posiedziałaby u mnie dłużej to jak nic jeszcze przed wakacjami zacząłbym dostawać okolicznościowe kartki z życzeniami od browaru Sierpc. Wchłania dziewczyna browary jak moja gablota wachę podczas jazdy z opuszczonymi szybami ;) I to jest piękne. Napiszę to ZATEM głośno i wyraźnie:
CHEEVARA JEST ZAJEBISTA.
Się domagała w komentarzach, niech więc ma :)
Były plany, były śmiałe zamierzenia, a potem był browar w Roztoce :)
A potem drugi.
Zresztą jest opis u Che ;)
UPDATE:
No dobra.
Wytrzeźwiałem po świętach, więc pora coś jednak naskrobać w temacie, zwłaszcza że temat wart tego (orzeczenie domyślne JEST)
Umówiłem się na sobotę z CheEvarą Ha! :) W planach było kręcenie po Kampinosie ze mną w roli przewodnika, a potem wyżerka i popijawa u mnie ze mną w roli kucharza, kelnera i wodzireja.
Plan został zrealizowany w 200%, no może moglibyśmy trochę więcej pojeździć, ale co się odwlecze to nie uciecze ;)
Enyłej...
Wstałem skoro świt, bo obiecałem dziewczynie śledzie pod pierzynką, a że poprzedniego dnia wróciłem mocno "zmęczony" to wolałem już nie eksperymentować w kuchni. Oczywiście rano okazało się, że nie mam wszystkich składników i muszę lecieć do sklepu, więc przy okazji wziąłem swój wielkanocny koszyczek i poświęciłem go w monopolowym, w wyniku czego doszło do cudownego napełnienia i 20 kompletnie pustych przyjaciół zamieniło się w przyjaciół jasnych, pełnych, niepasteryzowanych. Tradycja to jest coś ekstra :)
Wszystko to zabrało mi sporo czasu, ale i tak zdążyłem przybyć na spotkanie w Truskawiu punktualnie na 11:53, więc Che powinna sobie przestawić zegarki, bo wygląda na to, że absolutnie wszystkie jej się spieszą ;)
Ustalamy kurs na Palmiry i ruszamy. Miało być spokojnie, ale zanim ruszyliśmy podłączył się do nas jeszcze jakiś koleś, co miał wąty do mojego plecaka i postanawia jechać z nami. Pewnie normalnie jakoś specjalnie to by mi to nawet nie przeszkadzało, ale qrfa śledzi mało zrobiłem! Zapodaję więc jak najbardziej słuszne tempo i gościu choć do Palmir jeszcze wyrabia to tam zmienia plany i się urywa na Sieraków.
Nareszcie sami :)
Wracamy jeszcze raz przez Palmirskie górki i różnie, nie zawsze legalnie napieramy do Roztoki. Po drodze przyhaczyłem łapą o drzewo i troszkę krwawię z paluchów dwóch. U jak zwykle przemiłej :) pani w Roztoce pytam czy ma bieżącą wodę, bo chciałbym sobie przemyć rękę. Oczywiście dostaję odpowiedź jedyną jakiej się w tym miejscu spodziewałem, więc proszę o wodę butelkowaną.
Gazowana? - pyta się ta wywłoka.
No jasne kurwa. Zawsze przemywam rany gazowaną wodą, rany szarpane zszywam nicią dentystyczną, na okłady stosuję suchy lód z Marsa, a musli rano wpierniczam z mlekiem w proszku.
Debilka.
Enyłej...
Wypiliśmy po jednym piwku, przyniosłem po drugim i przystąpiłem do realizacji głównej części mojego masterplanu. Dla niepoznaki wyciągłem mapę i jęłem nakreślać śmiałe plany. W międzyczasie wspomniałem, że do mnie stąd to jest blisko, a święconka czeka. Che całkiem dobrze udawała, że wolałaby pojeździć jeszcze i te plany mają sens, ale ostatecznie pojechaliśmy prosto do mnie :)
Podręcznikowo :) Jak nikt nie przeszkadza, to właśnie tak to wygląda ;)
Po drodze strzelamy fotkę. Żeby nie było, że nie jeździliśmy.
Owszem jeździliśmy, a Che nawet staje na głowie żeby to udowodnić.
Che staje na głowie, a dokładnie to na rękach© Niewe
... i zgodnie z masterplanem docieramy do mnie.
A u mnie jak to u mnie. Jest zajebiście :)
Pasztecik ze śledziami ;)© Niewe
A jeśli CheEvara posiedziałaby u mnie dłużej to jak nic jeszcze przed wakacjami zacząłbym dostawać okolicznościowe kartki z życzeniami od browaru Sierpc. Wchłania dziewczyna browary jak moja gablota wachę podczas jazdy z opuszczonymi szybami ;) I to jest piękne. Napiszę to ZATEM głośno i wyraźnie:
CHEEVARA JEST ZAJEBISTA.
Się domagała w komentarzach, niech więc ma :)
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
82.00 km
30.00 km teren
03:32 h
23.21 km/h:
Maks. pr.:44.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Wielki Piątek (dla mnie piątek zawsze jest wielki :)
Piątek, 22 kwietnia 2011 · dodano: 24.04.2011 | Komentarze 7
Jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć i Ą :)
Oczywiście na barce się nie skończyło, no bo w końcu piątek był niemały i grany był jeszcze Bemol, a potem włóczęga wężykiem po nocy przez lasy do domu.
W Nieporęcie fajnie jest...© Niewe
Oczywiście na barce się nie skończyło, no bo w końcu piątek był niemały i grany był jeszcze Bemol, a potem włóczęga wężykiem po nocy przez lasy do domu.
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
19.19 km
3.00 km teren
00:58 h
19.85 km/h:
Maks. pr.:32.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Caldera
Dooo domuuuu
Niedziela, 10 kwietnia 2011 · dodano: 10.04.2011 | Komentarze 0
Rano jak się obudziłem, poczułem się jak nawigacja zakupiona w amerykańskim sklepie. Czyli nie wiem gdzie jestem i długo nie mogę złapać fixa :)
Obracam się na drugi bok i widzę Gora.
Aha! Czyli jestem na rowerze, zajarzył mój naoliwiony umysł :)
Budzę resztę i robimy to co każdy normalny człowiek mający rano coś koło promila robi przed śniadaniem. Wsiadamy na rowery i jedziemy do domów :)
No i oczywiście cały czas pod wiatr, bo mało jeszcze tego wczoraj było.
Obracam się na drugi bok i widzę Gora.
Aha! Czyli jestem na rowerze, zajarzył mój naoliwiony umysł :)
Budzę resztę i robimy to co każdy normalny człowiek mający rano coś koło promila robi przed śniadaniem. Wsiadamy na rowery i jedziemy do domów :)
No i oczywiście cały czas pod wiatr, bo mało jeszcze tego wczoraj było.
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
35.00 km
34.00 km teren
01:43 h
20.39 km/h:
Maks. pr.:34.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Caldera
Yeah!!
Poniedziałek, 4 kwietnia 2011 · dodano: 04.04.2011 | Komentarze 15
Miałem dzisiaj ogarnąć chałupę po weekendzie, ale jak wyszedłem na taras i zobaczyłem, jak pięknie mży, nie mogłem się powstrzymać. W powietrzu pachniało wilgotnym lasem, ptaki ocipiały z radości, że się tak poetycko wyrażę, a z kotłowni zalatywało ciuchami z Otwocka.
Krótko mówiąc, cały świat zdawał się krzyczeć IDŹ NA ROWER!
No to pojszłem :)
Ledwo wjechałem do lasu jak wpadłem na parę łosi, które na mój widok zerwały się do biegu płosząc jednocześnie żurawia. Biegnące po głębokim rozlewisku dwa łosie i nisko lecący żuraw to widok tak piękny, że aż ocierający się o kicz. Zabrakło tylko różowego flaminga, sikającego do fontanny chłopca i klęczącego jelonka, ale to wszystko mam u sołtysowej, więc szafa gra :)
Jakieś 5km dalej spłoszyłem dwie sarny, które kręcąc swoimi białymi tyłkami wbiegły na Ławską Górę.
Dopiero co narzekałem, że od pewnego czasu w ogóle nie spotykam zwierzaków (poza psami) w Kampinosie, a tu proszę. Wniosek jest jeden. W weekendy zwierzaki mają wolne i się nie pokazują, a że od roku prawie nie jeżdżę w tygodniu to jest jak jest. Ale dzisiaj jest dobrze :)
Gęba mi się cieszyła, nogawki mokły, buty chlupały, a napęd rzęził i tak dotarłem do Palmir. Myślałem, że nowe muzeum jest już czynne i zobaczę budynek, ale nadal ogrodzone i budowa w toku.
Zaczął już zapadać zmrok, więc odpaliłem swoje super fotonowe działo strejt from Hongkong, i przez Sieraków, Lipków i Stanisławów popłynąłem do domu.
Jako, że jeden taki marudził mi, że dwa ostatnie wpisy zrobiłem kuse i bez fotek zapodaję poniżej pikczersy.
Zadowolony?
Czy Paweł zadowolony?!!
Czy Paweł mnie słyszy??!! :)
Dane wycieczki wpiszę jak wyschnie licznik :)
A w ogóle to zajebiście odpocząłem sam w swoim zajebistym towarzystwie ;) po traumie w Otwocku.
Krótko mówiąc, cały świat zdawał się krzyczeć IDŹ NA ROWER!
No to pojszłem :)
Ledwo wjechałem do lasu jak wpadłem na parę łosi, które na mój widok zerwały się do biegu płosząc jednocześnie żurawia. Biegnące po głębokim rozlewisku dwa łosie i nisko lecący żuraw to widok tak piękny, że aż ocierający się o kicz. Zabrakło tylko różowego flaminga, sikającego do fontanny chłopca i klęczącego jelonka, ale to wszystko mam u sołtysowej, więc szafa gra :)
Jakieś 5km dalej spłoszyłem dwie sarny, które kręcąc swoimi białymi tyłkami wbiegły na Ławską Górę.
Dopiero co narzekałem, że od pewnego czasu w ogóle nie spotykam zwierzaków (poza psami) w Kampinosie, a tu proszę. Wniosek jest jeden. W weekendy zwierzaki mają wolne i się nie pokazują, a że od roku prawie nie jeżdżę w tygodniu to jest jak jest. Ale dzisiaj jest dobrze :)
Gęba mi się cieszyła, nogawki mokły, buty chlupały, a napęd rzęził i tak dotarłem do Palmir. Myślałem, że nowe muzeum jest już czynne i zobaczę budynek, ale nadal ogrodzone i budowa w toku.
Zaczął już zapadać zmrok, więc odpaliłem swoje super fotonowe działo strejt from Hongkong, i przez Sieraków, Lipków i Stanisławów popłynąłem do domu.
Jako, że jeden taki marudził mi, że dwa ostatnie wpisy zrobiłem kuse i bez fotek zapodaję poniżej pikczersy.
Konka radośnie patrzy przed siebie :)© Niewe
Dopiero co śmigaliśmy tędy po lodzie© Niewe
Zadowolony?
Czy Paweł zadowolony?!!
Czy Paweł mnie słyszy??!! :)
Dane wycieczki wpiszę jak wyschnie licznik :)
A w ogóle to zajebiście odpocząłem sam w swoim zajebistym towarzystwie ;) po traumie w Otwocku.
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
66.15 km
12.00 km teren
02:49 h
23.49 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Rozgrzewka
Piątek, 1 kwietnia 2011 · dodano: 03.04.2011 | Komentarze 0
Umówiłem się z Gorem na wspólną jazdę do biura Mazovi co by się na Otwock zarejestrować, numery odebrać i ogólnie poszlajać :) W drodze do Wawy zgubiłem gdzieś śrubkę od bagażnika i błotnika jednocześnie, w związku z czym potwornie mi się błotnik telepał.
Mówię, że BŁOTNIK MI SIĘ TELEPAŁ!!! ;)
Zajechałem do Woźniaka gdzie zostałem poratowany śrubką i dalej już z Gorem bez przygód pognaliśmy do biura zawodów. Po drodze dowiaduję się, że nie wracam na wiochę sam i robimy sobie romantyczną kolację dla dwóch :) Niech będzie. A więc jadziem do Samiry po różne specjały. Po drodze Goro proponuje postój Pod Rurką, a ja... UWAGA, UWAGA, UWAGA, odmawiam :) i jedziemy dalej. Podjazd pod Tamkę ujawnia straszną prawdę: nie mam szans z Gorem w Otwocku i nadal odczuwam skutki zajebiście nowoczesnego trzydniowego antybiotyku, którym mnie pan dochtór "uszczęśliwił" w zeszły weekend. Myślałem, że mi serce wyskoczy i wróci nad Wisłę. Z Samiry już po ciemku lecimy do mnie na wiochę. Goro nie wziął tylnej lampki i musi całą drogę robić za lokomotywę. W sumie dobrze, bo ja targam ciężką sakwę. Chłopak stanął na wysokości zadania i orał jak wół nie schodząc nawet na chwilę poniżej 30km/h, więc droga zleciała jak msza dla młodzieży i na wiochę docieramy koło 21:00. Robimy jeszcze na rozruch po piwku w lokalnym nocnym i zjeżdżamy na kolację. W domu czeka dwudziestu zimnych przyjaciół :)
Mówię, że BŁOTNIK MI SIĘ TELEPAŁ!!! ;)
Zajechałem do Woźniaka gdzie zostałem poratowany śrubką i dalej już z Gorem bez przygód pognaliśmy do biura zawodów. Po drodze dowiaduję się, że nie wracam na wiochę sam i robimy sobie romantyczną kolację dla dwóch :) Niech będzie. A więc jadziem do Samiry po różne specjały. Po drodze Goro proponuje postój Pod Rurką, a ja... UWAGA, UWAGA, UWAGA, odmawiam :) i jedziemy dalej. Podjazd pod Tamkę ujawnia straszną prawdę: nie mam szans z Gorem w Otwocku i nadal odczuwam skutki zajebiście nowoczesnego trzydniowego antybiotyku, którym mnie pan dochtór "uszczęśliwił" w zeszły weekend. Myślałem, że mi serce wyskoczy i wróci nad Wisłę. Z Samiry już po ciemku lecimy do mnie na wiochę. Goro nie wziął tylnej lampki i musi całą drogę robić za lokomotywę. W sumie dobrze, bo ja targam ciężką sakwę. Chłopak stanął na wysokości zadania i orał jak wół nie schodząc nawet na chwilę poniżej 30km/h, więc droga zleciała jak msza dla młodzieży i na wiochę docieramy koło 21:00. Robimy jeszcze na rozruch po piwku w lokalnym nocnym i zjeżdżamy na kolację. W domu czeka dwudziestu zimnych przyjaciół :)
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
69.00 km
18.00 km teren
03:40 h
18.82 km/h:
Maks. pr.:60.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Targi rowerowe - mission failed
Niedziela, 13 marca 2011 · dodano: 14.03.2011 | Komentarze 0
Plan był mniej więcej taki jak w zeszłym roku, czyli rundka w okolicach Wawy, a potem na targi. Z Gorem spotykam się na Woli i jedziemy do Centrum na spotkanie ze Szwagrem. Nareszcie się chłopak ruszył :) Napieramy w kierunku Powsina. Nareszcie wybudziłem się z zimowego marazmu i noga zaczęła mi podawać jak należy. Całą drogę do Powsina tniemy powyżej 30km/h mimo, że jedziemy pod wiatr. Krótka nasiadówa i kręcimy sie po okolicy, a następnie przez Kabaty wracamy do Warszawy. Szwagier odbija do siebie, a my wracamy do Centrum. Mamy mała obsuwę czasową i musimy wybierać albo targi albo browar. Wybór jest chyba oczywisty. Targi nie zając i w przyszłym roku też będą ;)
A więc browarek i przekąska w sympatycznej knajpce na Wolskiej Olimpii, a następnie poprawka w Bemolu na Bemowie :)
Zdecydowanie udany dzień.
A więc browarek i przekąska w sympatycznej knajpce na Wolskiej Olimpii, a następnie poprawka w Bemolu na Bemowie :)
Zdecydowanie udany dzień.
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
34.48 km
30.00 km teren
02:38 h
13.09 km/h:
Maks. pr.:31.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Caldera
Bagna 3/3
Niedziela, 27 lutego 2011 · dodano: 03.03.2011 | Komentarze 1
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
20.27 km
19.00 km teren
02:02 h
9.97 km/h:
Maks. pr.:39.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Caldera
Bagna 2/3
Sobota, 26 lutego 2011 · dodano: 03.03.2011 | Komentarze 0
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
27.00 km
26.00 km teren
02:26 h
11.10 km/h:
Maks. pr.:25.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Caldera
Bagna 1/3
Sobota, 19 lutego 2011 · dodano: 03.03.2011 | Komentarze 0
Wykorzystałem panujące od dawna mrozy i pojechałem na przełaj przez bagna. Było piknie :) Nieskończone, białe pole i żadnych ludzkich śladów. Tylko zwierzaki. I czysty lód pod śniegiem. Zimo trwaj!
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
14.97 km
7.00 km teren
00:52 h
17.27 km/h:
Maks. pr.:31.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Caldera
Kolejny trening
Niedziela, 30 stycznia 2011 · dodano: 30.01.2011 | Komentarze 7
W dalszym ciągu realizuję plan treningowy DMK77
Dzisiaj B1 czyli po wyprawa po błotnik, który porzuciłem w lesie w piątek.
Cały trening w drugiej strefie. Pierwsza zaczyna się dopiero przy Lazurowej, także u nas nawet Grosik Taxi wychodzi prawie 4 zyle za kilometr ;)
Było też izolowanie prawej nogi, bo lewa nap#$%la trochę po glebie w piątek.
Podsumowanie treningu:
Plan: odnaleźć błotnik
Zrealizowane: odnalazłem (100%)
Oto poszlaka:
Dzisiaj B1 czyli po wyprawa po błotnik, który porzuciłem w lesie w piątek.
Cały trening w drugiej strefie. Pierwsza zaczyna się dopiero przy Lazurowej, także u nas nawet Grosik Taxi wychodzi prawie 4 zyle za kilometr ;)
Było też izolowanie prawej nogi, bo lewa nap#$%la trochę po glebie w piątek.
Podsumowanie treningu:
Plan: odnaleźć błotnik
Zrealizowane: odnalazłem (100%)
Oto poszlaka:
Znalazłem!!!!© Niewe
Kategoria Na luzie