Info
Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Październik1 - 7
- 2013, Wrzesień8 - 7
- 2013, Sierpień3 - 2
- 2013, Czerwiec12 - 57
- 2013, Maj7 - 5
- 2013, Kwiecień10 - 37
- 2013, Marzec12 - 59
- 2013, Luty3 - 19
- 2013, Styczeń1 - 14
- 2012, Grudzień3 - 18
- 2012, Listopad3 - 39
- 2012, Październik8 - 72
- 2012, Wrzesień14 - 98
- 2012, Sierpień6 - 53
- 2012, Lipiec12 - 66
- 2012, Czerwiec11 - 139
- 2012, Maj12 - 152
- 2012, Kwiecień9 - 112
- 2012, Marzec3 - 34
- 2012, Luty9 - 71
- 2012, Styczeń8 - 93
- 2011, Grudzień8 - 78
- 2011, Listopad7 - 80
- 2011, Październik6 - 43
- 2011, Wrzesień11 - 128
- 2011, Sierpień10 - 77
- 2011, Lipiec12 - 103
- 2011, Czerwiec7 - 79
- 2011, Maj17 - 181
- 2011, Kwiecień12 - 176
- 2011, Marzec3 - 3
- 2011, Luty5 - 3
- 2011, Styczeń3 - 19
- 2010, Grudzień3 - 13
- 2010, Listopad4 - 8
- 2010, Październik4 - 13
- 2010, Wrzesień8 - 15
- 2010, Sierpień7 - 2
- 2010, Lipiec9 - 6
- 2010, Czerwiec12 - 28
- 2010, Maj7 - 21
- 2010, Kwiecień11 - 35
- 2010, Marzec3 - 3
- 2010, Luty2 - 1
- 2010, Styczeń6 - 4
- 2009, Grudzień5 - 6
- 2009, Listopad4 - 4
- 2009, Październik4 - 17
- 2009, Wrzesień6 - 19
- 2009, Sierpień10 - 6
- 2009, Lipiec5 - 9
Wpisy archiwalne w kategorii
Na luzie
Dystans całkowity: | 12729.59 km (w terenie 6033.62 km; 47.40%) |
Czas w ruchu: | 625:51 |
Średnia prędkość: | 19.78 km/h |
Maksymalna prędkość: | 76.50 km/h |
Suma podjazdów: | 32883 m |
Suma kalorii: | 222087 kcal |
Liczba aktywności: | 223 |
Średnio na aktywność: | 57.08 km i 2h 53m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
56.82 km
8.00 km teren
03:05 h
18.43 km/h:
Maks. pr.:36.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Trening DMK77 ;)
Piątek, 28 stycznia 2011 · dodano: 29.01.2011 | Komentarze 5
W konkursie na najlepszy pozytyw dla Damiana wygrałem możliwość realizacji jego programu treningowego :)
Zacząłem od jutra czyli od dziś. Czyli od piątku.
Trening M6 czyli do Wawy na masę krytyczną na szóstą :)
Po drodze tempówki:
osiem razy raz po raz,
o północy ze dwa razy,
dla Damiana jeszcze raz.
:)
W czwartek do nocy męczyłem się z mocowaniem przedniego błotnika. Mocowanie, które zastosowałem było bardzo nowatorskie i miało wytrzymać wieki. Wytrzymało ok 6 km :) Na lodzie pomiędzy Wólką, a Truskawiem przy prędkości ok 34 km/h przednie koło zostało podcięte w lodowej koleinie. Gruchnąłem o glebę, uszkodziłem sobie kolano, mocowanie błotnika i lampkę. Pozbierałem się, zdemontowałem błotnik (nie było to łatwe) i ukryłem go w lesie :) i ruszyłem dalej po ciemku na spotkanie z Gorem. Lampka losowo zmieniała tryby świecenia i gasła co chwila. Powrót z masy na rowerze stanął pod znakiem zapytania wobec tego.
Z Gorem jedziemy na Pl. Zamkowy
Mamy małe opóźnienie, ale doganiamy masę na New Worldzie i przyłączamy się. Chwilę potem dołącza Janek i Rooter. Masa jedzie na Pragę, ale szybko nam się uprzykrza. Ja po sprincie z wiochy do Wawy jestem spocony, dodatkowo mam mokre rękawiczki po glebie i przy tempie jakim porusza się peleton robi się cholernie zimno. Podejmujemy więc jedyną słuszną decyzję: Pod Rurę! na jedno :)
Oczywiście na jednym się nie skończyło, więc porzucam rower, ładuję się Rafałowi do auta i wracamy na wiochę. Rafał zachodzi do mnie i nadrabia to co stracił Pod Rurą :)
Podsumowanie treningu:
Plan: 0h 0 min
Zrealizowane: 3h 5min (czyli 3000%) :)
Po sześciu godzinach snu idę na biegówki :)
Prawie pięć godzin w Kampinosie.
Podsumowanie treningu sobotniego:
Plan: miał być czad
Zrealizowane: był czad (czyli 100%)
Zacząłem od jutra czyli od dziś. Czyli od piątku.
Trening M6 czyli do Wawy na masę krytyczną na szóstą :)
Po drodze tempówki:
osiem razy raz po raz,
o północy ze dwa razy,
dla Damiana jeszcze raz.
:)
W czwartek do nocy męczyłem się z mocowaniem przedniego błotnika. Mocowanie, które zastosowałem było bardzo nowatorskie i miało wytrzymać wieki. Wytrzymało ok 6 km :) Na lodzie pomiędzy Wólką, a Truskawiem przy prędkości ok 34 km/h przednie koło zostało podcięte w lodowej koleinie. Gruchnąłem o glebę, uszkodziłem sobie kolano, mocowanie błotnika i lampkę. Pozbierałem się, zdemontowałem błotnik (nie było to łatwe) i ukryłem go w lesie :) i ruszyłem dalej po ciemku na spotkanie z Gorem. Lampka losowo zmieniała tryby świecenia i gasła co chwila. Powrót z masy na rowerze stanął pod znakiem zapytania wobec tego.
Z Gorem jedziemy na Pl. Zamkowy
Mamy małe opóźnienie, ale doganiamy masę na New Worldzie i przyłączamy się. Chwilę potem dołącza Janek i Rooter. Masa jedzie na Pragę, ale szybko nam się uprzykrza. Ja po sprincie z wiochy do Wawy jestem spocony, dodatkowo mam mokre rękawiczki po glebie i przy tempie jakim porusza się peleton robi się cholernie zimno. Podejmujemy więc jedyną słuszną decyzję: Pod Rurę! na jedno :)
Oczywiście na jednym się nie skończyło, więc porzucam rower, ładuję się Rafałowi do auta i wracamy na wiochę. Rafał zachodzi do mnie i nadrabia to co stracił Pod Rurą :)
Podsumowanie treningu:
Plan: 0h 0 min
Zrealizowane: 3h 5min (czyli 3000%) :)
Po sześciu godzinach snu idę na biegówki :)
Prawie pięć godzin w Kampinosie.
Podsumowanie treningu sobotniego:
Plan: miał być czad
Zrealizowane: był czad (czyli 100%)
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
28.59 km
23.00 km teren
02:24 h
11.91 km/h:
Maks. pr.:37.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Caldera
Pomiędzy wyżerkami
Niedziela, 26 grudnia 2010 · dodano: 26.12.2010 | Komentarze 8
Po ostatnich roztopach nadszedł lekki mrozek i pojawił się lód. Poprzecinany koleinami, miejscami zbyt słaby by utrzymać rowerzystę i przykryty świeżutkim śnieżkiem padającym od rana. Czyli warunki idealne :)
Pojechałem w kierunku Zaborowa sprawdzić, czy w okolicy są pozakładane jakieś ślady na biegówki. Czyli na takie rozpoznanie. Na niebieskim szlaku przejezdność zero, więc wbiłem się na pola w kierunku Cegielni. Na dobry początek w jednym miejscu lód się pode mną zapadł i zanurzyłem się do pół łydki. Miło :)
Śladów na biegówki nie stwierdziłem, jedyne co znalazłem to ślady quadów i koni. Czyli komuś zepsuł się sprzęt i zaholował go konno. Tak ja to widzę :)
Potem był już tylko głęboki, dziewiczy śnieg i ok. 2km spaceru z rowerem.
Dopiero na niebieskim znowu dało się jechać. Pojechałem w kierunku Łubca, przekroczyłem szosę i wbiłem się na czerwony. Chciałem podjechać do Zamczyska, ale od żółtego szlaku znowu zrobiło się nieprzejezdnie. Trochę powalczyłem, ale doszedłem do wniosku, że jedyne co robię to niszczę ślady Damianowi, więc odpuściłem i wróciłem do żółtego i potem zielonym do Roztoki. Kawałek szosą i znowu powrót do Łubca. W Łubcu na czystym lodzie zaatakował mnie spory kundel i zaliczyłem glebę. A właściwie lód :) Zabolało, a że nastrój miałem i tak po wuju to się delikatnie mówiąc zirytowałem. Sierściuch chyba się zorientował, że źle trafił, bo jak się pozbierałem to zaczął się wycofywać. Dopadłem skurwola pod płotem i wypaliłem w niego wszystko co mi zostało. Niestety nie było tego wiele, muszę kupić nowy gaz - wracam znowu do Smith & Wesson, jednak działa lepiej, zwłaszcza na mrozie. Przez chwile wahałem się czy nie wbić się do chałupy (drzwi były uchylone) i nie ukarać przykładnie winnych szeregu zaniedbań, które doprowadziły do tej sytuacji, ale wobec braku amunicji oraz dobrego rozpoznania (cholera wie ile troli mogło przebywać w tej ruderze) odpuściłem. Oglądałem ostatnio Green Zone to wiem, że rozpoznanie to podstawa.
Dalej już bez niespodzianek zuruck nach Hause.
Pojechałem w kierunku Zaborowa sprawdzić, czy w okolicy są pozakładane jakieś ślady na biegówki. Czyli na takie rozpoznanie. Na niebieskim szlaku przejezdność zero, więc wbiłem się na pola w kierunku Cegielni. Na dobry początek w jednym miejscu lód się pode mną zapadł i zanurzyłem się do pół łydki. Miło :)
Śladów na biegówki nie stwierdziłem, jedyne co znalazłem to ślady quadów i koni. Czyli komuś zepsuł się sprzęt i zaholował go konno. Tak ja to widzę :)
Potem był już tylko głęboki, dziewiczy śnieg i ok. 2km spaceru z rowerem.
Zajawka na sytuację© Niewe
Dopiero na niebieskim znowu dało się jechać. Pojechałem w kierunku Łubca, przekroczyłem szosę i wbiłem się na czerwony. Chciałem podjechać do Zamczyska, ale od żółtego szlaku znowu zrobiło się nieprzejezdnie. Trochę powalczyłem, ale doszedłem do wniosku, że jedyne co robię to niszczę ślady Damianowi, więc odpuściłem i wróciłem do żółtego i potem zielonym do Roztoki. Kawałek szosą i znowu powrót do Łubca. W Łubcu na czystym lodzie zaatakował mnie spory kundel i zaliczyłem glebę. A właściwie lód :) Zabolało, a że nastrój miałem i tak po wuju to się delikatnie mówiąc zirytowałem. Sierściuch chyba się zorientował, że źle trafił, bo jak się pozbierałem to zaczął się wycofywać. Dopadłem skurwola pod płotem i wypaliłem w niego wszystko co mi zostało. Niestety nie było tego wiele, muszę kupić nowy gaz - wracam znowu do Smith & Wesson, jednak działa lepiej, zwłaszcza na mrozie. Przez chwile wahałem się czy nie wbić się do chałupy (drzwi były uchylone) i nie ukarać przykładnie winnych szeregu zaniedbań, które doprowadziły do tej sytuacji, ale wobec braku amunicji oraz dobrego rozpoznania (cholera wie ile troli mogło przebywać w tej ruderze) odpuściłem. Oglądałem ostatnio Green Zone to wiem, że rozpoznanie to podstawa.
Dalej już bez niespodzianek zuruck nach Hause.
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
4.14 km
0.00 km teren
00:15 h
16.56 km/h:
Maks. pr.:34.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Rooooooower :)
Poniedziałek, 20 grudnia 2010 · dodano: 20.12.2010 | Komentarze 2
Krótki wyjazd do Maćka pomacać Tacx Flow.
Na przód założyłem kolce, ale tyłu już mi się nie chciało ruszać i został semi-slick Maxxisa. Trochę woziło na boki, ale świadomość, że wiozę w plecaczku dwa zimne, niepasteryzowane skarby w szkle pomagała się skoncentrować. Żeby nie ryzykować z powrotem (dostałem od Maćka skarb pszeniczny, też w szkle) zrobiliśmy kilka piwek. Wiadomo, oglądało się pijanego mistrza to człowiek wie co i jak ;) Powrót jak po szynach. Nawet kolce z przodu zbędne :)
I refleksja: zajarałem się ostatnio biegówkami. Wczoraj zaliczyłem ponad cztery godziny walki z równowagą. Było pięknie i nawet przez chwilę myślałem, że zastąpią mi rower zimą. Ale dzisiaj, już kawałek za bramą, czyli jakieś 100 metrów od domu przypomniałem sobie o swojej prawdziwej miłości :) Ta kupa aluminium na dwóch kółkach to jest to :)
Na przód założyłem kolce, ale tyłu już mi się nie chciało ruszać i został semi-slick Maxxisa. Trochę woziło na boki, ale świadomość, że wiozę w plecaczku dwa zimne, niepasteryzowane skarby w szkle pomagała się skoncentrować. Żeby nie ryzykować z powrotem (dostałem od Maćka skarb pszeniczny, też w szkle) zrobiliśmy kilka piwek. Wiadomo, oglądało się pijanego mistrza to człowiek wie co i jak ;) Powrót jak po szynach. Nawet kolce z przodu zbędne :)
I refleksja: zajarałem się ostatnio biegówkami. Wczoraj zaliczyłem ponad cztery godziny walki z równowagą. Było pięknie i nawet przez chwilę myślałem, że zastąpią mi rower zimą. Ale dzisiaj, już kawałek za bramą, czyli jakieś 100 metrów od domu przypomniałem sobie o swojej prawdziwej miłości :) Ta kupa aluminium na dwóch kółkach to jest to :)
Trening z izotonikiem© Niewe
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
11.12 km
11.12 km teren
01:04 h
10.42 km/h:
Maks. pr.:28.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Caldera
Zerwany hak
Sobota, 4 grudnia 2010 · dodano: 04.12.2010 | Komentarze 3
Dzisiaj prawdziwy trening równowagi. Śnieg zaskakująco kopny nawet tam gdzie wygląda na ubity. Założyłem kolce, ale i tak cały czas tańczyłem. Nie mam termometru, ale chyba musiało być zimno, bo po pół godzinie było mi zimno w palce u stóp, a butki mam zacne i raczej sporo wytrzymują.
Trasa: Wiktorów-Zaborów-Wiktorów Leśny-Mariew-Borzęcin-Wyględy-Wiktorów.
Na polach pod Borzęcinem zerwałem hak. Nawet chwilę się wahałem czy tego nie naprawić (wożę zapasowy hak w plecaku) ale przy pierwszym podejściu puściła też linka i przerzutka upadła w śnieg. Do domu miałem jakieś 2 kilo, z tego na oko połowa i tak nie przejezdna, więc odpuściłem sobie majsterkowanie w tych pięknych okolicznościach przyrody i truchcikiem pognałem do domu. Po drodze jeszcze jakiś piesek miał ochotę posmakować rowerzysty, więc dałem mu na próbę Kolter Guard Pro w żelu. Zrobił mi nosem piękny ślad w śniegu :)
Trasa: Wiktorów-Zaborów-Wiktorów Leśny-Mariew-Borzęcin-Wyględy-Wiktorów.
Kolaż zrobił kolaż :)© Niewe
Na polach pod Borzęcinem zerwałem hak. Nawet chwilę się wahałem czy tego nie naprawić (wożę zapasowy hak w plecaku) ale przy pierwszym podejściu puściła też linka i przerzutka upadła w śnieg. Do domu miałem jakieś 2 kilo, z tego na oko połowa i tak nie przejezdna, więc odpuściłem sobie majsterkowanie w tych pięknych okolicznościach przyrody i truchcikiem pognałem do domu. Po drodze jeszcze jakiś piesek miał ochotę posmakować rowerzysty, więc dałem mu na próbę Kolter Guard Pro w żelu. Zrobił mi nosem piękny ślad w śniegu :)
Słońce już zaszło, jest wieczór na niebie...© Niewe
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
54.00 km
51.00 km teren
03:41 h
14.66 km/h:
Maks. pr.:33.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Caldera
Pierwszy śnieg
Sobota, 27 listopada 2010 · dodano: 28.11.2010 | Komentarze 3
Pierwszy śnieg w Kampinosie. Na razie jeszcze malutko, ale już cieszy. No i ten dźwięk pękającego pod kołami roweru lodu... bezcenny :)
Dzisiaj wycieczka z Maćkiem. Trasa z grubsza Zaborów-Buda-Truskaw-Sieraków-Bunkry-Biały Domek i grzaniec :)-Mogilny mostek-Palmiry-Cygańskie Góry-Ławska Góra- Zaborów.
Ruszamy późnym świtem :)
Ośrodek nuklearny
Grobla przed Mogilnym Mostkiem kompletnie zalana. Musieliśmy objeżdżać wsią.
Przed Palmirami Maciek przykozaczył na podjeździe i zerwał łańcuch. Pękła spinka
Szlak pod Palmirami kompletnie rozkopany przez ekipę, która wymienia przyłącze energetyczne na potrzeby nowego muzeum.
:)
Dzisiaj wycieczka z Maćkiem. Trasa z grubsza Zaborów-Buda-Truskaw-Sieraków-Bunkry-Biały Domek i grzaniec :)-Mogilny mostek-Palmiry-Cygańskie Góry-Ławska Góra- Zaborów.
Ruszamy późnym świtem :)
Ośrodek nuklearny
Grobla przed Mogilnym Mostkiem kompletnie zalana. Musieliśmy objeżdżać wsią.
Przed Palmirami Maciek przykozaczył na podjeździe i zerwał łańcuch. Pękła spinka
Szlak pod Palmirami kompletnie rozkopany przez ekipę, która wymienia przyłącze energetyczne na potrzeby nowego muzeum.
:)
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
53.20 km
46.00 km teren
03:01 h
17.64 km/h:
Maks. pr.:43.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Caldera
Wybory
Niedziela, 21 listopada 2010 · dodano: 21.11.2010 | Komentarze 3
Lajtowa wycieczka po Kampinosie. Start u mnie. Uczestnicy: Goro, Rafał i Ja :)
Przez Lisą Górę, Cygańskie Góry i Palmiry pojechaliśmy do Łomianek, gdzie Goro głosował. Potem Biały Domek, grzaniec i powrót z Rafałem przez Sieraków, Lipków i Budę.
Miało padać, tak twierdził jeszcze dzień wcześniej telefon Gora. Ale co to za telefon co nie ma klawiszy...
Przez Lisą Górę, Cygańskie Góry i Palmiry pojechaliśmy do Łomianek, gdzie Goro głosował. Potem Biały Domek, grzaniec i powrót z Rafałem przez Sieraków, Lipków i Budę.
Miało padać, tak twierdził jeszcze dzień wcześniej telefon Gora. Ale co to za telefon co nie ma klawiszy...
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
145.00 km
30.00 km teren
06:33 h
22.14 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Caldera
S-8
Niedziela, 14 listopada 2010 · dodano: 14.11.2010 | Komentarze 2
Jesienna wycieczka o industrialnym klimacie.
Na dobry początek dnia zaliczyłem glebę na ścieżce rowerowej przy Maczka. Połączenie mokrej kostki, mocno nabitych opon i dużej szybkości zagwarantowało mi piękny poślizg na łuku i wywrotkę. W pierwszej chwili myślałem, że to już koniec na dzisiaj, bo nie mogłem się pozbierać. Noga wygięła mi się pod ostrym kątem, zrobiło mi się ciemno przed oczami i słodko w gębie. Ale wziąłem się w garść i doczłapałem na spotkanie z Gorem. Chwilę później wbijamy się na nową mikroobwodnicę Warszawy.
Fajnie się śmiga, ale oczywiście nie obywa się bez dyskusji z ochroną.
Dojeżdżamy do końca i zdzwaniamy się z Drzewkiem. W planach jest zwiedzanie komina w Mosznie (nie ja wymyśliłem tą nazwę), a Drzewek ma robić za przewodnika.
Prób ujemy różnych opcji podjazdu, ale z każdej strony zalane po pas, więc odpuszczamy. Jeszcze tylko sesja foto i trzeba szukać nowego celu na dzisiaj.
Dosyć szybko go znajdujemy, bo akurat dzwoni Paweł, że jest na stadionie i jest opcja zwiedzanka. No to jadziem! Drzewek odprowadza nas do Piastowa, a dalej już sami przez centrum i kebaba napieramy na Pragie. Na miejscu przebieramy się za robotników i wbijamy na budowę.
Ze stadionu tradycyjnie pod Rurkę na jedno małe, złociste, pyszniutkie... Jak zwykle odstawiam Gora do trasy i A-K i….
.. postanawiam jechać z nim. Jest wczesna pora, a ja nie mam żadnego pomysłu na resztę dnia. A więc z Gorem na Tarchomin, stamtąd do Nowego Dworu i przez Kampinos już w kompletnych ciemnościach do domu. Błoto w Kampinosie po osie, więc wróciłem nieźle ufajdany, ale zadowolony.
Na dobry początek dnia zaliczyłem glebę na ścieżce rowerowej przy Maczka. Połączenie mokrej kostki, mocno nabitych opon i dużej szybkości zagwarantowało mi piękny poślizg na łuku i wywrotkę. W pierwszej chwili myślałem, że to już koniec na dzisiaj, bo nie mogłem się pozbierać. Noga wygięła mi się pod ostrym kątem, zrobiło mi się ciemno przed oczami i słodko w gębie. Ale wziąłem się w garść i doczłapałem na spotkanie z Gorem. Chwilę później wbijamy się na nową mikroobwodnicę Warszawy.
Fajnie się śmiga, ale oczywiście nie obywa się bez dyskusji z ochroną.
Dojeżdżamy do końca i zdzwaniamy się z Drzewkiem. W planach jest zwiedzanie komina w Mosznie (nie ja wymyśliłem tą nazwę), a Drzewek ma robić za przewodnika.
Prób ujemy różnych opcji podjazdu, ale z każdej strony zalane po pas, więc odpuszczamy. Jeszcze tylko sesja foto i trzeba szukać nowego celu na dzisiaj.
Dosyć szybko go znajdujemy, bo akurat dzwoni Paweł, że jest na stadionie i jest opcja zwiedzanka. No to jadziem! Drzewek odprowadza nas do Piastowa, a dalej już sami przez centrum i kebaba napieramy na Pragie. Na miejscu przebieramy się za robotników i wbijamy na budowę.
Ze stadionu tradycyjnie pod Rurkę na jedno małe, złociste, pyszniutkie... Jak zwykle odstawiam Gora do trasy i A-K i….
.. postanawiam jechać z nim. Jest wczesna pora, a ja nie mam żadnego pomysłu na resztę dnia. A więc z Gorem na Tarchomin, stamtąd do Nowego Dworu i przez Kampinos już w kompletnych ciemnościach do domu. Błoto w Kampinosie po osie, więc wróciłem nieźle ufajdany, ale zadowolony.
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
39.22 km
17.00 km teren
01:52 h
21.01 km/h:
Maks. pr.:33.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Caldera
Nie lubię jak jest ciemno. Po prostu nie lubię i już.
Piątek, 5 listopada 2010 · dodano: 05.11.2010 | Komentarze 0
Nie siedziałem na rowerze od Harpagana. Jakoś nie było czasu, siły, a przede wszystkim chęci. W tygodniu przyszła jednak do mnie przesyłka z Hong-Kongu i głupio byłoby nie przetestować. Zamontowałem lampkę na kierownicę i hajda przez las do Warszawy odwiedzić brata i bratową. Wszystko działa jak należy. Lampka daje potężny i szeroki strumień światła i przede wszystkim nie trzęsie się na kierownicy jak moja dotychczasowa Sigma. Nie świeci tak biało jak Raven2, ale jak się nie ma co się lubi to... itd. Ravena już nie odzyskam, kasę być może, ale nieprędko :/
Powrót z Wawy asfaltem z potwornym wmordewindem. Umęczyłem się jak należy.
Powrót z Wawy asfaltem z potwornym wmordewindem. Umęczyłem się jak należy.
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
167.19 km
50.00 km teren
08:08 h
20.56 km/h:
Maks. pr.:53.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Caldera
Szczepionka 2010
Niedziela, 10 października 2010 · dodano: 10.10.2010 | Komentarze 1
Czas jesiennego szczepienia nadszedł. W tym roku Prunio wyznaczył termin przed Harpaganem. Dla mnie bomba. Dla większości uczestników to było roztrenowanie, dla mnie i dla Gora super "przepalenie" przed Harpaganem. Ponieważ sama Szczepionka liczy ok. 80 km postanawiamy z Gorem pojechać na start na kołach. Start jest na Kabatach, więc wyjdzie zacny dystans :)
Rano jak wyjechałem z wiochy to jak okiem sięgnąć wszędzie biało od szronu. Pięknie :) Spotykam się z Gorem przy Olimpii i razem jedziemy na Kabaty. Docieramy dokładnie na czas i zaraz ruszamy. Niestety nie dotarł Paweł i Szwagier :/ Jednemu porąbały się godziny, drugi chyba sam nie wie dlaczego.
Sama Szczepionka to lajcik. Spokojne tempo, pogaduchy, fotki i grupowe sikanie. Jak zwykle wesoło :)
Swoimi ścieżkami Pruchnik przewiózł nas do Czerska, tam pamiątkowa fota
i powrót do Wawy przez Konstancin i Las Kabacki. Wzruszające pożegnanie i odjeżdżamy z Gorem na północ. Chcieliśmy zmarnować trochę czasu Pod Rurą ;), ale była jakaś awaria i musieliśmy pojechać dalej do Starego Młyna. Szybki browarek, mała przekąska i pod Grotem się rozstajemy. Ale, że jestem nadal głodny to do mamy na pizzę :) Po drodze oblukałem nowy wiadukt dla rowerzystów nad trasą S-8. Duuuużo złego :/
Z Woli już po ciemku Warszawską do domku. Na Wysokości Blizne droga zamknięta, bo trwają roboty drogowe. Przedzieram się między słupkami, studzienkami i walcami żeby na koniec nie zauważyć plastikowej taśmy ostrzegawczej. Zerwałem jej z 10 metrów i jeszcze długo słyszałem za sobą groźby i przekleństwa robotników :) Do domu docieram 12 godzin od wyjścia. Symulacja Harpagana :)
Rano jak wyjechałem z wiochy to jak okiem sięgnąć wszędzie biało od szronu. Pięknie :) Spotykam się z Gorem przy Olimpii i razem jedziemy na Kabaty. Docieramy dokładnie na czas i zaraz ruszamy. Niestety nie dotarł Paweł i Szwagier :/ Jednemu porąbały się godziny, drugi chyba sam nie wie dlaczego.
Sama Szczepionka to lajcik. Spokojne tempo, pogaduchy, fotki i grupowe sikanie. Jak zwykle wesoło :)
Swoimi ścieżkami Pruchnik przewiózł nas do Czerska, tam pamiątkowa fota
Szczepionka 2010© Niewe
Z Woli już po ciemku Warszawską do domku. Na Wysokości Blizne droga zamknięta, bo trwają roboty drogowe. Przedzieram się między słupkami, studzienkami i walcami żeby na koniec nie zauważyć plastikowej taśmy ostrzegawczej. Zerwałem jej z 10 metrów i jeszcze długo słyszałem za sobą groźby i przekleństwa robotników :) Do domu docieram 12 godzin od wyjścia. Symulacja Harpagana :)
Kategoria Na luzie, Większom grupom
Dane wyjazdu:
44.42 km
41.00 km teren
02:24 h
18.51 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Caldera
Konie luzem po lesie biegają...
Środa, 6 października 2010 · dodano: 06.10.2010 | Komentarze 3
Udało mi się dzisiaj wcześniej opuścić miejsce mojego przymusowego pobytu zwane dla niepoznaki zakładem pracy, więc szybko do domu i na rower. Nie mogłem zmarnować takiej pogody :)
Wyruszyłem do Kampinosu kompletnie bez planu, na początek skrótem do niebieskiego i przez Ławską Górę tak jak ostatnio ze Scrubbym, a potem przez Cygańskie Góry do Palmir. Odkąd mieszkam w Wiktorowie prawie zawsze wybieram do jazdy zachodnią część Parku, bo ludzi jest tu zdecydowanie mniej i bardziej "dziko" jest, ale w środę po południu nie powinno być zbyt wiele spacerowiczów, więc postanowiłem odwiedzić "stare kąty" czyli Mogilny Mostek, groblę i Nadłuże, a następnie przez Laski do Izabelina. W czasach gdy mieszkałem w Latchorzewie była to moja standardowa traska po pracy.
Z Izabelina głównie niebieskim przez Lipków do Budy, a tam niespodzianka. Robiło się już ciemno, więc jechałem z opuszczoną głową gmerając przy lampce, która nie chciała się włączyć, gdy nagle usłyszałem hałas i zza krzaka prosto mi pod koła wylazł wielki, czarny koń :) Sam nie wiem kto się bardziej przestraszył. Dobrze, że mnie nie kopnął, bo podskoczył jak przestraszony kot :) Dopiero potem dostrzegłem, że na łące po prawej pasą się jeszcze dwa. Bez nadzoru, nijak nie spętane. Dziwne.
Wyruszyłem do Kampinosu kompletnie bez planu, na początek skrótem do niebieskiego i przez Ławską Górę tak jak ostatnio ze Scrubbym, a potem przez Cygańskie Góry do Palmir. Odkąd mieszkam w Wiktorowie prawie zawsze wybieram do jazdy zachodnią część Parku, bo ludzi jest tu zdecydowanie mniej i bardziej "dziko" jest, ale w środę po południu nie powinno być zbyt wiele spacerowiczów, więc postanowiłem odwiedzić "stare kąty" czyli Mogilny Mostek, groblę i Nadłuże, a następnie przez Laski do Izabelina. W czasach gdy mieszkałem w Latchorzewie była to moja standardowa traska po pracy.
Z Izabelina głównie niebieskim przez Lipków do Budy, a tam niespodzianka. Robiło się już ciemno, więc jechałem z opuszczoną głową gmerając przy lampce, która nie chciała się włączyć, gdy nagle usłyszałem hałas i zza krzaka prosto mi pod koła wylazł wielki, czarny koń :) Sam nie wiem kto się bardziej przestraszył. Dobrze, że mnie nie kopnął, bo podskoczył jak przestraszony kot :) Dopiero potem dostrzegłem, że na łące po prawej pasą się jeszcze dwa. Bez nadzoru, nijak nie spętane. Dziwne.
Kategoria Na luzie