Info
Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Październik1 - 7
- 2013, Wrzesień8 - 7
- 2013, Sierpień3 - 2
- 2013, Czerwiec12 - 57
- 2013, Maj7 - 5
- 2013, Kwiecień10 - 37
- 2013, Marzec12 - 59
- 2013, Luty3 - 19
- 2013, Styczeń1 - 14
- 2012, Grudzień3 - 18
- 2012, Listopad3 - 39
- 2012, Październik8 - 72
- 2012, Wrzesień14 - 98
- 2012, Sierpień6 - 53
- 2012, Lipiec12 - 66
- 2012, Czerwiec11 - 139
- 2012, Maj12 - 152
- 2012, Kwiecień9 - 112
- 2012, Marzec3 - 34
- 2012, Luty9 - 71
- 2012, Styczeń8 - 93
- 2011, Grudzień8 - 78
- 2011, Listopad7 - 80
- 2011, Październik6 - 43
- 2011, Wrzesień11 - 128
- 2011, Sierpień10 - 77
- 2011, Lipiec12 - 103
- 2011, Czerwiec7 - 79
- 2011, Maj17 - 181
- 2011, Kwiecień12 - 176
- 2011, Marzec3 - 3
- 2011, Luty5 - 3
- 2011, Styczeń3 - 19
- 2010, Grudzień3 - 13
- 2010, Listopad4 - 8
- 2010, Październik4 - 13
- 2010, Wrzesień8 - 15
- 2010, Sierpień7 - 2
- 2010, Lipiec9 - 6
- 2010, Czerwiec12 - 28
- 2010, Maj7 - 21
- 2010, Kwiecień11 - 35
- 2010, Marzec3 - 3
- 2010, Luty2 - 1
- 2010, Styczeń6 - 4
- 2009, Grudzień5 - 6
- 2009, Listopad4 - 4
- 2009, Październik4 - 17
- 2009, Wrzesień6 - 19
- 2009, Sierpień10 - 6
- 2009, Lipiec5 - 9
Wpisy archiwalne w kategorii
Na luzie
Dystans całkowity: | 12729.59 km (w terenie 6033.62 km; 47.40%) |
Czas w ruchu: | 625:51 |
Średnia prędkość: | 19.78 km/h |
Maksymalna prędkość: | 76.50 km/h |
Suma podjazdów: | 32883 m |
Suma kalorii: | 222087 kcal |
Liczba aktywności: | 223 |
Średnio na aktywność: | 57.08 km i 2h 53m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
34.50 km
31.00 km teren
02:05 h
16.56 km/h:
Maks. pr.:30.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Caldera
Ciemnoooo...
Poniedziałek, 27 września 2010 · dodano: 27.09.2010 | Komentarze 3
Wieczorny telefon od Maćka i za 15 minut jestem pod bramą w pełnym rynsztunku. Z daleka od strony Zaborowa widzę nadjeżdżające UFO. To musi być Scrubby, ani chybi :) Jeszcze do dzisiaj wydawało mi się, że moja zmodowana Sigma PowerLed Black to cudo techniki świecące mocnym ultrabiałym światłem. Dwa chińskie, fotonowe działa, które odpalił Maciek pozbawiły mnie złudzeń. Chcem, chcem, chcem takie...
Maciek pamiętaj o mnie przy najbliższym zamówieniu!
Pętla przez Ławską Górę i Palmiry do Kampinówki na spotkanie z kolegą Maćka. Cały czas musiał siedzieć mu ostro na tyle, bo jak tylko odpadałem, to miałem problemy z dogonieniem ze względu na deficyt światła :/
Powrót przez Laski, Lipków, niebieskim do Budy i do domku. Dobrze spędzony wieczór :)
Maciek pamiętaj o mnie przy najbliższym zamówieniu!
Pętla przez Ławską Górę i Palmiry do Kampinówki na spotkanie z kolegą Maćka. Cały czas musiał siedzieć mu ostro na tyle, bo jak tylko odpadałem, to miałem problemy z dogonieniem ze względu na deficyt światła :/
Powrót przez Laski, Lipków, niebieskim do Budy i do domku. Dobrze spędzony wieczór :)
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
60.86 km
50.00 km teren
05:10 h
11.78 km/h:
Maks. pr.:66.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Caldera
Rozgrzewka przed maratonem w Istebnej
Piątek, 24 września 2010 · dodano: 26.09.2010 | Komentarze 1
Jutro maraton w Istebnej, więc dzisiaj mała rozgrzewka. Rozgrzewka w Istebnej :)
Bocznymi drogami i szuterkami napieramy z Jankiem w okolice Zwardonia gdzie atakujemy pierwsze prawdziwe góry. Widać już nadchodzącą wielkimi krokami jesień :)
Na początek niebieskim szlakiem objeżdżamy zbocza Sołowego Wierchu (Wiercha?)
Pogoda idealna, nastroje wyśmienite, nareszcie jestem z rowerem w górach :)
Żeby nie było tak zupełnie pięknie niebieski szlak zamienia się w idącą pionowo do góry ledwo widoczną ścieżkę, więc schodzi nam się trochę na pchaniu, a właściwie niesieniu i ciągnięciu rowerów przez krzaczory po zboczu.
Cały czas zmierzamy generalnie w stronę najwyższego szczytu w okolicy czyli Wielkiej Raczy 1276m npm., a po drodze zaliczamy co się da ;)
Sama Wielka Racza nie poddaje się łatwo i wyciska z nas wszystko co do wyciśnięcia jeszcze było. Znowu kawałek dnia upływa na pchaniu sprzętów pod górę.
żeby wreszcie dopchać się na szczyt
Od lokalnego bajkera dowiadujemy się, że jesteśmy frajerami, bo trzeba było odbić w przecinkę w stronę szlaku żółtego, a moglibyśmy z honorem nadjechać do schroniska w siodle. Czyli jest po tam jeszcze wrócić :)
Wcinamy naleśniki, popijamy ciepławym piwem i przekraczamy granicę. Granicę państwa oczywiście. Czas oblukać co tam mają do zaoferowania bracia Słowacy.
Zaczyna się szaleńczy zjazd w kierunku Ochotnicy. Jakieś 10-15 minut permanentnego orgazmu :) Było wszystko co trzeba. Były luźne kamienie, były kamienie jak telewizory, były sekcje błotne, ukośne rynny odwodnieniowe, ostre zakręty, slalom między obejściami jakiejś leśnej osady i kosmiczne prędkości. Był czad :)
No ale jak się zjechało to trzeba i wjechać. Powrót do Istebnej już spokojniej, częściowo po trasie jutrzejszego maratonu. Na deser asfaltowy podjazd do kwatery. Uff. Jutro to się dopiero będzie działo.
Bocznymi drogami i szuterkami napieramy z Jankiem w okolice Zwardonia gdzie atakujemy pierwsze prawdziwe góry. Widać już nadchodzącą wielkimi krokami jesień :)
Na początek niebieskim szlakiem objeżdżamy zbocza Sołowego Wierchu (Wiercha?)
Pogoda idealna, nastroje wyśmienite, nareszcie jestem z rowerem w górach :)
Żeby nie było tak zupełnie pięknie niebieski szlak zamienia się w idącą pionowo do góry ledwo widoczną ścieżkę, więc schodzi nam się trochę na pchaniu, a właściwie niesieniu i ciągnięciu rowerów przez krzaczory po zboczu.
Cały czas zmierzamy generalnie w stronę najwyższego szczytu w okolicy czyli Wielkiej Raczy 1276m npm., a po drodze zaliczamy co się da ;)
Sama Wielka Racza nie poddaje się łatwo i wyciska z nas wszystko co do wyciśnięcia jeszcze było. Znowu kawałek dnia upływa na pchaniu sprzętów pod górę.
żeby wreszcie dopchać się na szczyt
Od lokalnego bajkera dowiadujemy się, że jesteśmy frajerami, bo trzeba było odbić w przecinkę w stronę szlaku żółtego, a moglibyśmy z honorem nadjechać do schroniska w siodle. Czyli jest po tam jeszcze wrócić :)
Wcinamy naleśniki, popijamy ciepławym piwem i przekraczamy granicę. Granicę państwa oczywiście. Czas oblukać co tam mają do zaoferowania bracia Słowacy.
Zaczyna się szaleńczy zjazd w kierunku Ochotnicy. Jakieś 10-15 minut permanentnego orgazmu :) Było wszystko co trzeba. Były luźne kamienie, były kamienie jak telewizory, były sekcje błotne, ukośne rynny odwodnieniowe, ostre zakręty, slalom między obejściami jakiejś leśnej osady i kosmiczne prędkości. Był czad :)
No ale jak się zjechało to trzeba i wjechać. Powrót do Istebnej już spokojniej, częściowo po trasie jutrzejszego maratonu. Na deser asfaltowy podjazd do kwatery. Uff. Jutro to się dopiero będzie działo.
Dane wyjazdu:
40.00 km
0.00 km teren
01:52 h
21.43 km/h:
Maks. pr.:42.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Hej czy nie wiecie...
Niedziela, 12 września 2010 · dodano: 13.09.2010 | Komentarze 3
nie macie władzy na świecie :D
Z okazji moich urodzin tradycyjnie w Pruszkowie koncert Kultu. Nie mogło mnie tam zabraknąć, więc spakowałem sakwę i pognałem do Pawła. Dla niepoznaki, żeby nie było że takie chlory jesteśmy i tylko byśmy chlali, pokręciliśmy się z Pawłem trochę po lasach za Komorowem. Zajechaliśmy też do Przystani na jedno, duże, złociste, zimnniutkie, pyszniutkie piweczko :)
Potem rowerki poszły spać, a my daliśmy z siebie wszystko. Koncert jak zwykle de best! Atmosfera była tak dobra, że pod koniec Paweł postanowić przybić piątkę z Kazikiem. We trzech chłopa zrobiliśmy mu stopkę i poszybował pięknie nad barierką.
No dobra, z tym szybowaniem trochę przesadziłem. :) Gruchnął na glebę jak worek ziemniaków, ale trzeba przyznać, że szybko się pozbierał i ruszył zygzagując w stronę sceny. Dopiero trzech rosłych ochroniarzy powstrzymało jego natarcie :D Kiedy oni wyprowadzali stawiającego bierny opór Pawła dostrzegłem szansę dla siebie. No bo skoro są tak zajęci... wykonałem analogiczny lot nad barierką i ruszyłem prosto w stronę sceny. Niestety, za kolumną, sprytnie ukryty stał Duke Nukem i objął mnie czule :) Trudno, może innym razem się uda. Może nawet jeszcze w październiku :)
Z okazji moich urodzin tradycyjnie w Pruszkowie koncert Kultu. Nie mogło mnie tam zabraknąć, więc spakowałem sakwę i pognałem do Pawła. Dla niepoznaki, żeby nie było że takie chlory jesteśmy i tylko byśmy chlali, pokręciliśmy się z Pawłem trochę po lasach za Komorowem. Zajechaliśmy też do Przystani na jedno, duże, złociste, zimnniutkie, pyszniutkie piweczko :)
Potem rowerki poszły spać, a my daliśmy z siebie wszystko. Koncert jak zwykle de best! Atmosfera była tak dobra, że pod koniec Paweł postanowić przybić piątkę z Kazikiem. We trzech chłopa zrobiliśmy mu stopkę i poszybował pięknie nad barierką.
No dobra, z tym szybowaniem trochę przesadziłem. :) Gruchnął na glebę jak worek ziemniaków, ale trzeba przyznać, że szybko się pozbierał i ruszył zygzagując w stronę sceny. Dopiero trzech rosłych ochroniarzy powstrzymało jego natarcie :D Kiedy oni wyprowadzali stawiającego bierny opór Pawła dostrzegłem szansę dla siebie. No bo skoro są tak zajęci... wykonałem analogiczny lot nad barierką i ruszyłem prosto w stronę sceny. Niestety, za kolumną, sprytnie ukryty stał Duke Nukem i objął mnie czule :) Trudno, może innym razem się uda. Może nawet jeszcze w październiku :)
Dane wyjazdu:
78.00 km
55.00 km teren
03:50 h
20.35 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Caldera
Jadą czterej jeźdźcy, jadą...
Sobota, 11 września 2010 · dodano: 13.09.2010 | Komentarze 0
Nareszcie mogłem to zaśpiewać bez kombinowania z tekstem :)
Z samego rana, na Tarchominie zebrało się nas bowiem czterech. Goro, Szwagier, Paweł i ja.
Trasa, można powiedzieć standardowa. Nad kanałkiem w stronę Nieporętu, potem na zaporę w Dębe i wałami w stronę N.Dworu. Powrót wałem wzdłuż Wisły.
Na początku było tak jak lubię. Szybko, ostro i wulgarnie ;) ale pod koniec niestety zacząłem strasznie zamulać. Wyłazi mi to całe Świnoujście bokiem. :/
Z samego rana, na Tarchominie zebrało się nas bowiem czterech. Goro, Szwagier, Paweł i ja.
Trasa, można powiedzieć standardowa. Nad kanałkiem w stronę Nieporętu, potem na zaporę w Dębe i wałami w stronę N.Dworu. Powrót wałem wzdłuż Wisły.
Na początku było tak jak lubię. Szybko, ostro i wulgarnie ;) ale pod koniec niestety zacząłem strasznie zamulać. Wyłazi mi to całe Świnoujście bokiem. :/
Mam nadzieje, że nie jeździ tędy TJV© Niewe
Kategoria Większom grupom, Na luzie
Dane wyjazdu:
40.00 km
15.00 km teren
01:55 h
20.87 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Farma motyli
Czwartek, 2 września 2010 · dodano: 08.09.2010 | Komentarze 0
Kolejny lajtowy wyjazd, w zwykłych butach i bez kasku. Dziwnie się tak jeździ. Międzynarodowym szlakiem R-10 wzdłuż wybrzeża Bałtyku, ze Świnoujścia, przez śliczne niemieckie miasteczka Ahlbeck, Heringsdorf, Banzin, Koserow, kawałek za Zinnowitz do Trassenheide obejrzeć Farmę Motyli.
Motyle nie były specjalnie imponujące czego nie można powiedzieć o panującej na farmie temperaturze i wilgotności.
Powrót z farmy samochodem z bratem i bratową. Nie chciało mi się już kręcić.
Coś ostatnio w ogóle mi się nie chce :/
Jeden z fourfeeterów ;)© Niewe
Motyle nie były specjalnie imponujące czego nie można powiedzieć o panującej na farmie temperaturze i wilgotności.
Powrót z farmy samochodem z bratem i bratową. Nie chciało mi się już kręcić.
Coś ostatnio w ogóle mi się nie chce :/
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
25.00 km
8.00 km teren
02:24 h
10.42 km/h:
Maks. pr.:38.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Rowerowy spacer
Wtorek, 31 sierpnia 2010 · dodano: 08.09.2010 | Komentarze 1
Rodzinny spacer rowerami ze Świnoujścia do Banzin. Po drodze oczywiście świeżutkie fishbrotschen u niemieckich rybaków, mniam :) Mieliśmy jechać dalej, ale wzniesienia za Banzin troszkę przestraszyły mi rodzinkę. W sumie im się nie dziwię, jechali na ciężkich damkach z wypożyczalni z hamulcami w tylnej piaście.
Kiedy oni zawrócili do miasteczka ja poszalałem sobie chwilkę po klifach, ale też bez przesady. Jazda bez kasku, w zwykłych butach (z nakładkami na SPD)oraz ciężką sakwą po takich górkach dostarcza sporo emocji :)
Widoki niepowtarzalne.
Rowerowa rodzinka w Banzin© Niewe
Kiedy oni zawrócili do miasteczka ja poszalałem sobie chwilkę po klifach, ale też bez przesady. Jazda bez kasku, w zwykłych butach (z nakładkami na SPD)oraz ciężką sakwą po takich górkach dostarcza sporo emocji :)
Widoki niepowtarzalne.
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
12.00 km
0.00 km teren
00:42 h
17.14 km/h:
Maks. pr.:28.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Serwis
Czwartek, 26 sierpnia 2010 · dodano: 07.09.2010 | Komentarze 0
Wylądowałem w Świnoujściu jak zwykle z nie do końca sprawnym rowerem. To już chyba tradycja. Trzeba było wymienić środkową koronkę, nie miałem wszystkich narzędzi, a dodatkowo koronka nie do końca pasowała i wymagała interwencji ślusarza. A zatem krótka wycieczka do Kowalewskiego, a tam niespodzianka. Zamiast serwisu trafiłem na Biedronkę. Korzystając zdalnie ze wsparcia w postaci mojego brata z jego super haj tech taczfołnem ustala nową siedzibę serwisu, zresztą całkiem w pobliżu w samym prawie porcie. Kowalewscy (ojciec i syn) jak zwykle mają skwaszone miny, ale rower serwisują mi poza kolejnością w niecałe trzy godzinki. To nie mój pierwszy raz u nich i dlatego jakby ktoś potrzebował serwisować rower akurat w Świnoujściu to na 100% polecam Kowalewski Rowery ;)
Dane wyjazdu:
100.19 km
25.00 km teren
04:10 h
24.05 km/h:
Maks. pr.:41.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Caldera
Piątkowo
Piątek, 20 sierpnia 2010 · dodano: 23.08.2010 | Komentarze 0
Ustawka o 17:01 u Gora pod pracą z Gorem i Szwagrem. Plan na dziś: brak planu :)
Po burzliwej dyskusji ustaliliśmy, że jedziemy do Powsina, dawno nas tam nie było. Przez Ochotę napieramy na Mokotów, a potem Kabaty i do lasu. Objeżdżamy cały park i ostatecznie atakujemy sam Powsin w jedyny słuszny sposób, czyli od tyłu :P
Krótka regeneracja i napieramy nazad do Warszawy. Na DDR do Wilanowa trenujemy urwania z peletonu czym wywołujemy ogólną wesołość u wszystkich wokół :) Ścigamy się też z każdym kto się nawinie, a że ruch jest tam spory droga zlatuje błyskawicznie.
W Wawie lansujemy się chwilę na N.Świecie i K.Przedmieściu, a potem zajeżdżamy na pizzę, żeby ostatecznie skończyć Pod Rurą :)
To znaczy skończyć zajęcia w grupach, bo z Rury każdy z nas ma jeszcze kawałek do domu i oczywiście ja mam największy :) Tak to jest jak się zachciało mieszkać na wsi.
Po burzliwej dyskusji ustaliliśmy, że jedziemy do Powsina, dawno nas tam nie było. Przez Ochotę napieramy na Mokotów, a potem Kabaty i do lasu. Objeżdżamy cały park i ostatecznie atakujemy sam Powsin w jedyny słuszny sposób, czyli od tyłu :P
Krótka regeneracja i napieramy nazad do Warszawy. Na DDR do Wilanowa trenujemy urwania z peletonu czym wywołujemy ogólną wesołość u wszystkich wokół :) Ścigamy się też z każdym kto się nawinie, a że ruch jest tam spory droga zlatuje błyskawicznie.
Szwagier ściga się z szosowcami© Niewe
W Wawie lansujemy się chwilę na N.Świecie i K.Przedmieściu, a potem zajeżdżamy na pizzę, żeby ostatecznie skończyć Pod Rurą :)
To znaczy skończyć zajęcia w grupach, bo z Rury każdy z nas ma jeszcze kawałek do domu i oczywiście ja mam największy :) Tak to jest jak się zachciało mieszkać na wsi.
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
91.49 km
10.00 km teren
04:11 h
21.87 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Nocne meteorów spadanie
Piątek, 13 sierpnia 2010 · dodano: 14.08.2010 | Komentarze 0
Ucieczka od świateł miasta, nad Wisłę, żeby móc w niebo swobodnie popatrzeć. Niestety większość tego co miała spadać, spadła noc wcześniej, ale i tak było pięknie ;)
Maks wykręcony w nocy na Warszawskiej podczas ucieczki przed sforą wielkich psów. Łącznie podczas powrotu zostałem pogoniony trzy albo cztery razy. Jakaś plaga.
Maks wykręcony w nocy na Warszawskiej podczas ucieczki przed sforą wielkich psów. Łącznie podczas powrotu zostałem pogoniony trzy albo cztery razy. Jakaś plaga.
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
87.90 km
40.00 km teren
03:49 h
23.03 km/h:
Maks. pr.:38.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Caldera
Odtruwanie organizmu
Środa, 11 sierpnia 2010 · dodano: 12.08.2010 | Komentarze 0
Spędziłem 12 dni bez roweru, z tego 6 na melanżu. No ale w końcu nie codziennie brat mi się żeni :)
Czas na małe odtruwanie organizmu. Ustawka u mnie po południu z Gorem i Szwagrem. Ruszamy w stronę niebieskiego wjazdu do puszczy, po drodze zgarniając z domu kolejnego Gorowego szwagra - Rafała. Goro powoli buduje sobie niezły rodzinny team :) Kierujemy się na Ławską Górę gdzie przeciągam chłopaków przez swoją nową fascynację, czyli totalnie nielegalną drogę w stronę żółtego szlaku :) Rafał się odłącza, a my lecimy dalej w stronę Nowego Dworu. Pierwsze 20 kilo to dla mnie męczarnia. Bolą mnie mięśnie, boli mnie łeb, pocę się czystym alkoholem, a serce tak wali, że zarzuca mnie na zakrętach ;) Ale z każdą chwilą robi się coraz lepiej, a najlepiej robi się w Sowiej Woli, gdzie zatrzymujemy się na małego browarka. W Kazuniu wylatujemy na asfalt i napieramy tak aż do Skierd. Nie da się ukryć, że Goro na swoim nowym Cubie rulezzz on de streets. Kręci jak szalony i jeszcze szczerzy zęby z radości. Dużo pracy przede mną w tym sezonie :). Odbijamy do Skierd i się rozdzielamy. Goro i Szwagier nie chcą jechać wałem, wolą kostką przez wsie, a ja chcę :) No to pojechałem sobie sam na mały rekonesans wału. W zapadających ciemnościach nie zauważyłem nawet kiedy minąłem Jabłonną i totalnie zaskoczył mnie widok naszej ulubionej spelunki przy wale. Goro już czekał z litrowym kuflem izotonika, więc nie było rady, trza się było dosiąść. Omówiliśmy co było do omówienia, wypiliśmy co było do wypicia i czas napierać do domu. Z Szwagrem do mostu Grota wzdłuż Modlińskiej, a dalej już sam wzdłuż Wisły, przez ATK, Wrzeciono, Laski, Izabelin i Truskaw zamulam do domu. Jakoś ciężko mi się jechało samemu. Pewnie było pod górę ;) Do domu docieram po 23-iej i od razu czyszczę lodówkę z wszelkich znajdujących się w niej kalorii i spaaać. Nie ma to jak się nażreć na noc :)
PS.
Jak zwykle zrobiłem fotkę na moim ulubionym moście nad królową wszystkich rzek, ale wrzucę ją potem.
Czas na małe odtruwanie organizmu. Ustawka u mnie po południu z Gorem i Szwagrem. Ruszamy w stronę niebieskiego wjazdu do puszczy, po drodze zgarniając z domu kolejnego Gorowego szwagra - Rafała. Goro powoli buduje sobie niezły rodzinny team :) Kierujemy się na Ławską Górę gdzie przeciągam chłopaków przez swoją nową fascynację, czyli totalnie nielegalną drogę w stronę żółtego szlaku :) Rafał się odłącza, a my lecimy dalej w stronę Nowego Dworu. Pierwsze 20 kilo to dla mnie męczarnia. Bolą mnie mięśnie, boli mnie łeb, pocę się czystym alkoholem, a serce tak wali, że zarzuca mnie na zakrętach ;) Ale z każdą chwilą robi się coraz lepiej, a najlepiej robi się w Sowiej Woli, gdzie zatrzymujemy się na małego browarka. W Kazuniu wylatujemy na asfalt i napieramy tak aż do Skierd. Nie da się ukryć, że Goro na swoim nowym Cubie rulezzz on de streets. Kręci jak szalony i jeszcze szczerzy zęby z radości. Dużo pracy przede mną w tym sezonie :). Odbijamy do Skierd i się rozdzielamy. Goro i Szwagier nie chcą jechać wałem, wolą kostką przez wsie, a ja chcę :) No to pojechałem sobie sam na mały rekonesans wału. W zapadających ciemnościach nie zauważyłem nawet kiedy minąłem Jabłonną i totalnie zaskoczył mnie widok naszej ulubionej spelunki przy wale. Goro już czekał z litrowym kuflem izotonika, więc nie było rady, trza się było dosiąść. Omówiliśmy co było do omówienia, wypiliśmy co było do wypicia i czas napierać do domu. Z Szwagrem do mostu Grota wzdłuż Modlińskiej, a dalej już sam wzdłuż Wisły, przez ATK, Wrzeciono, Laski, Izabelin i Truskaw zamulam do domu. Jakoś ciężko mi się jechało samemu. Pewnie było pod górę ;) Do domu docieram po 23-iej i od razu czyszczę lodówkę z wszelkich znajdujących się w niej kalorii i spaaać. Nie ma to jak się nażreć na noc :)
PS.
Jak zwykle zrobiłem fotkę na moim ulubionym moście nad królową wszystkich rzek, ale wrzucę ją potem.
Kategoria Na luzie