Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Niewe.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

PKP

Dystans całkowity:1882.98 km (w terenie 831.50 km; 44.16%)
Czas w ruchu:90:42
Średnia prędkość:20.76 km/h
Maksymalna prędkość:56.70 km/h
Suma podjazdów:2284 m
Suma kalorii:30643 kcal
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:134.50 km i 6h 28m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
186.00 km 90.00 km teren
08:06 h 22.96 km/h:
Maks. pr.:56.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Łódź

Niedziela, 13 września 2009 · dodano: 13.09.2009 | Komentarze 1

Nareszcie planowana od dawna wycieczka doszła do skutku. Niestety w okrojonym składzie, ale Szwagier musi się wykurować przed Istebną, więc kibluje w domu.
Ruszam z wiochy koło 7:10. Po wczorajszej ulewie zakładam nadal mokre buty, mokry kask i mokre rękawiczki. Jak miło :-) Po jakimś kilometrze od wyjazdu z domu zawracam. Mokre buty dają radę, mokry kask też, ale rękawiczki to dramat. Zimno przeszywa mnie aż do łokci. Wracam i zabieram rękawiczki żonki :-)
I znowu w drogę. Na Łopuszańską docieram z małym opóźnieniem, ale Goro mi odpuszcza. Ruszamy wzdłuż torów WKD i docieramy "nimi" aż do Grodziska. Dalej do Żyrardowa gdzie odbijamy trochę na północ żeby zahaczyć o Puszczę Bolimowską.

Droga do Łodzi :-)


Przez puszczę jedziemy do Skierniewic gdzie robimy mały popas na stacji, żeby walnąć kawkę, batony i pierdnąć w oponki. Od teraz będzie trochę asfaltu, a ja mam niecały 2 bary w każdym kole. Za Skierniewicami zaczynają się górki. Niektóre całkiem zacne. Widać, że tu lało, ale nam się udało minąć jakoś ulewę. Ponieważ czas nam się kończy rezygnujemy z objechania części trasy tegorocznego maratony i jedziemy prosto do Łodzi. Kupujemy bilety na InterRegio i idziemy na piwko i hambuksa. W pociągu gęsto jak w tramwaju. Rowery udaje nam się powiesić na hakach po przepędzeniu dwóch osób z ich rozkładanych krzesełek :-) ale sami stoimy całą drogę. Mamy mocne nogi, więc to nie problem :-)
Wyskakuję na obsranym zachodnim i jadę na Bemowo gdzie tradycyjnie odbiera mnie żonka :-)
Wycieczkę zaliczam do bardzo udanych. Jechało się lekko, pogoda idealna, piliśmy piwo :-)

Ślad trasy
Kategoria Na luzie, PKP


Dane wyjazdu:
130.00 km 50.00 km teren
05:52 h 22.16 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Józefów - maraton z rozgrzewką

Niedziela, 6 września 2009 · dodano: 07.09.2009 | Komentarze 10

Plan, jak zwykle, był prosty i jak zwykle życie go skomplikowało :-)
Wyruszyłem z wiochy koło 8:20 żeby złapać pociąg do Józefowa na Zachodnim. Jakieś 200 metrów od domu zostałem otrąbiony zapoznawczo przez jakiegoś kolesia z rowerem na dachu. Niestety nie miałem czasu zawracać, bo spieszyłem się na pociąg. Jak zwykle szybki sprint Warszawską, tym razem wiatr mi sprzyjał. Po drodze na czołówkę wychodzi mi Seicento. Uciekam do rynsztoka i zauważam ciekawą rzecz. Facet nie miał szans mnie dostrzec, bo podczas wyprzedzania... PATRZYŁ DO TYŁU :o
Kurwa zgroza :O
Docieram na Zachodni coś koło 9:15 i dowiaduję się, że pociąg odjechał. Poznaję Janka, który też miał chrapkę na podróż koleją i też się lekko rozczarował. Następny pociąg za godzinę, więc do Józefowa lecimy na kołach :-) Jako, że czasu mało jedziemy raczej dość szybko. Do sektora wpadamy kilka minut przed startem i mam czas zjeść tylko banana. Kluseczki przejadą ze mną cały maraton w plecaku. Na liczniku mam już 60 kilo. Jeszcze nigdy nie byłem tak dobrze rozgrzany przed maratonem :-)
W trakcie samego wyścigu podjeżdża do mnie koleś, który mnie obtrąbił na wiosce. Mieszka w Kampinosie, ale do Wiktorowa podjechał po kumpla. Niezła jazda, 200 metrów od domu mam maratończyka. Trzeba się będzie jakoś skontaktować, zawsze to raźniej wyskoczyć na objazdówkę razem.
Jedzie mi się całkiem nieźle, na tyle nieźle, że na 35 kilometrze doganiam Szwagra. To nowość, w tym sezonie jeszcze go nigdy nie widziałem nawet chwilę po starcie. A tu nie dość, że go doganiam to jeszcze objeżdżam na całą minutę :-)
Pomimo to Szwagier ląduje w szóstym sektorze, a ja ciągle kibluję w siódmym. Chyba nie do końca rozumiem system tej klasyfikacji. Janek, który startował z 10. sektora i dojechał ponad 10 minut po mnie, też wylądował w szóstym :O
Nic to, trzeba będzie zawalczyć w Jabłonnej.

Finish
Po maratonie robimy ze Szwagrem po piwku i wsiadamy do pociągu powrotnego. A tam Europa pełną gębą. Dresowaty kontroler nie chce/nie może nam sprzedać biletów tylko straszy policją, sądami i wysiadką.
A srał go pies. Daje mu wypisać mandat, żeby miał chłopak trochę roboty, a potem go nie przyjmuję :-) Podobno wypisał mi wniosek do sądu, ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
Szwagier niestety nie ma przy sobie dokumentu, więc musi wyskoczyć z tym tępakiem na komisariat na Wschodnim w celu potwierdzenia danych.
A ja ponieważ już zostałem "osądzony" dojeżdżam tym syfiastym pociągiem na jeszcze bardziej syfiasty Zachodni i grzeję do domu. Ale ponieważ potrzebowałem jeszcze poczuć trochę lasu, w Babicach odbijam na Lipków i jadę przez Kampinos :-)
Kategoria Na luzie, Zawody, PKP


Dane wyjazdu:
181.00 km 110.00 km teren
08:39 h 20.92 km/h:
Maks. pr.:45.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Wiktorów-Zegrze-Serock-Pułtusk-Wyszków-Łochów

Sobota, 15 sierpnia 2009 · dodano: 15.08.2009 | Komentarze 2

Najpierw szybka rozgrzewka w drodze na Żerań, na spotkanie z Gorem. Na miejscu żalimy się sobie wzajemnie co komu się kończy w rowerze ;-) i grzejemy nad kanałkiem w kierunku Serocka na spotkanie ze Szwagrem. Szwagrowi też coś się ostatnio popsuło, więc będzie można ponarzekać gremialnie. Z Serocka przez Wierzbicę i Łachę nad samą Narwią jedziemy do Pułtuska. W Pułtusku znajdujemy czynną knajpę i spędzamy w niej przynajmniej godzinkę. To nasza ulubiona część wyjazdów rowerowych :-) Napici i posileni jedziemy dalej na północ wzdłuż Narwi. W jednej ze wsi trafiamy na festyn/odpust czy jak to się tam nazywa z okazji Najświętszej Marii Panny. Folklor na całego :-)
Człowiek-zakąska ;-) © Niewe

Oczywiście robimy po piwku. Dalej tradycyjnie wzdłuż zakola rzeki, odbijamy na południe i błądząc po polach oraz przekraczając niezliczone elektryczne pastuchy docieramy do linii kolejowej, wzdłuż której jedziemy do Wyszkowa. W Wyszkowie po odstaniu uczciwej kolejki spożywamy MegaCzaderskie Lody. Tu zdecydowanie trzeba będzie jeszcze wrócić. Po lodach ruszamy w kierunku Łochowa do stacji PKP. W połowie drogi rozstajemy się ze Szwagrem, który chyba wymiękł ;-) Wjeżdżając do Łochowa widzimy odjeżdżający pociąg. Następny mamy za godzinkę, więc poświęcamy czas na Ważne Sprawy w lokalnym barze. Godzinkę później siedzimy już w luksusowym wagonie Kolei Mazowieckich "pędząc" w kierunku Warszawy. W pociągu poznajemy parę Niemców jadących podróżujących z sakwami z Estonii, przez Litwę i Polskę. Na docelowej stacji Warszawa Wileńska zadają nam trudne pytanie gdzie tu kupić bilet do Berlina. Nie ma rady trzeba ich odholować na Warsaw Grand Central Station :-0 Goro odbija na Tarchomin, więc odstawiam Niemiaszków sam. Widzę, że są pod lekkim wrażeniem infrastrukturalnych ułatwień dla rowerzystów w centrum naszego pięknego miasta :-) Dalej już sam jadę przez Wolę na Jelonki gdzie czeka na mnie żonka z córką i zimnym Carlsbergiem. Bilans dnia całkiem przyjemny. 180 kilo w pedałach, z czego większość w terenie, całkiem przyzwoita średnia, odpowiedni promilaż ;-) i zajebiste krajobrazy. Muszę przyznać, że puszcza Biała i okolice to całkiem ładny kawałek Polski.
Niestety Goro i Szwagier całą drogę mocno zamulali i ciągle musiałem na nich czekać, są naprawdę słabi w tym sezonie :-P
Pozdrawiam
PS.
A jak wam się nie podoba taka wersja wydarzeń to se załóżcie swoje własne blogi :-P
Kategoria PKP, Na luzie


Dane wyjazdu:
202.00 km 0.00 km teren
09:27 h 21.38 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Z nad morza do domu

Niedziela, 12 lipca 2009 · dodano: 19.07.2009 | Komentarze 2

Pobudka o 5:00. Planowany wyjazd 5:30. Przynajmniej na tą godzinę umówiłem się z Tomkiem. Jako, że czasu mało, a w pokoju obok śpi małe dziecko postanowiłem nie tłuc się po kuchni i lecieć na czczo. Makaron pakuję do pudełka po lodach i wylatuje na spotkanie z Flashem. Spotykamy się zgodnie z planem, po czym od Tomka dowiaduje się, że prom wystartuje dopiero o 6:00. Szkoda czasu zatem. Szybka zmiana trasy i lecimy na południe wzdłuż przekopu Wisły w kierunku siódemki.

Na początku lajtowo obok siebie rozmawiając. Jednak ja już czuję, że to nie będzie dla mnie lekki dzień. Zakładany dystans ma oscylować wokół 200 kilo, a ja czuję się źle już po 5 kilometrach. Wieczorne biesiady i start na głodniaka zrobiły swoje. Noga nie podaje, łeb jakby ciężkawy i odbija mi się grillem. A dokładnie tym co na nim smażyliśmy. Okoliczności przyrody przepiękne. Wąskie asfalty, wokół stare drzewa, doborowe towarzystwo ;-)
Wisłę przekraczamy pustą o tej porze siódemką i jedziemy w kierunku Ostaszewa. Kawałek dalej namawiam Flasha na skrót, który wypatrzyłem na GPS-ie. Początkowo ładny wąski asfalcik zamienia się zaświnioną łajnem i błotem drogę z nierówno ułożonych płyt betonowych. Potem trochę bruku i kręcenia po PGR-ach. Późniejsza analiza śladu pokazała bezsens tego pomysłu. No ale cóż, chyba mimo wszytko było warto, bo klimaty były kosmiczne.
Wracamy na drogę 55 i tniemy w stronę Malborka. To znaczy Flash tnie, a ja pomimo prędkości poniżej 30km/h z trudem utrzymuję się mu na kole i co jakiś czas odpadam. Porażka :/ Czułem, że to będzie ciężki dzień.
Pora na herbatkę i jakieś cukry. Zatrzymujemy się w luksusowej restauracji w Malborku. MacDałel czy jakoś tak ;-) Po drodze podziwiamy przykład niebanalnej myśli inżynierskiej. Droga dla rowerów, która idzie krawędzią chodnika, zwęża się po to by ostatecznie zaniknąć w dziwaczny sposób nie dając rowerzyście żadnych szans na legalne pokonanie tego odcinka.
Kolejny postój kawałek za Malborkiem w sklepie.
Szybkie zakupy i Tomek postanawia się oddzielić. Musi wrócić do pracy na 14-tą. Chyba miał zamiar dojechać ze mną dalej, ale tak zamulałem, że zabrakło czasu. Trudno, co zrobić. Cieszę się, że mogłem poznać kogoś tak sławnego ;-) Pozdrawiam.
Moja forma nadal bez zmian. Mam wrażenie, że cały czas mam pod górkę. Do tego jakby lekko pod wiatr. Jadę przez Dzierzgoń i Susz, cały czas trzeciorzędnymi drogami. Pomimo to co jakiś czas trafia się jakiś mistrz prostej, który koniecznie musi minąć mnie możliwie blisko z możliwie wielką prędkością. Nie wiem skąd się biorą takie durnie.
Dojeżdżam do Iławy. Pierwotny plan miałem taki, że wykręcę średnią w okolicach 25-26 km/h i będę miał jakieś 50 minut zapasu czasu w Iławie na obiadek i nasiadówkę. Niestety muszę to zweryfikować. Wykręciłem żałosną średnią 22 kaemy i muszę nadrabiać stracony czas. W końcu w Działdowie czeka na mnie Goro i pociąg. Muszę zdążyć. Nie odmawiam sobie jednak kawki. I to był strzał w dziesiątkę. Wreszcie prawdziwa kawka z ciśnieniowego ekspresu. Tęskniłem za tym. Kofeinka, batonik i telefon do żony porządnie ładują mi akumulatory. Od Iławy jedzie mi się zdecydowanie lepiej. Nie wykręcam może jakiejś dużo większej średniej, ale jedzie się jakby milej.
Gmina Działdowo wita mnie mżawką i porządnym podjazdem. Kocham jedno i drugie tylko może nie dzisiaj. Podjazd chętnie bym se odpuścił, za to mżawka cieszy mnie jak nigdy. W międzyczasie dzwoni Goro. Czeka już w Działdowie z piwkami. Noooo, to jest to. Napieram ostro na pedały i do Działdowa wpadam jakieś 10 minut przed odjazdem pociągu. Jeszcze tylko szybka awantura Gora z psitą w kasie PKP :-) i ładujemy się po stromych stopniach wagonu. Zastawiamy wejście do kibla, otwieramy piwka i wymieniamy się wrażeniami z trasy. Goro wyjechał mi naprzeciw z Wawy i ma za sobą szybkie 165 kilo. Oczywiście udaje, że to dla niego żaden dystans, ale ja swoje wiem ;-)
Ślad trasy
Od pijanego konduktora dowiaduje się, że bilet do Zachodniego to ja se mogę w d.. wsadzić bo pociąg staje na Centralnym, a potem dopiero w Krakowie. Wybieram Centralny. Chyba mam stąd bliżej do Wola Parku, pod którym czeka na mnie żonka i córka :-) Na parkingu licznik pokazuje 202 kilo. Na dzisiaj wystarczy. To znaczy siły mam dużo, tylko dupa mnie boli ;-)
Kategoria PKP, Na luzie


stat4u