Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Niewe.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
3.60 km 0.00 km teren
00:12 h 18.00 km/h:
Maks. pr.:27.00 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Nareszcie prawdziwa wyprawa z sakwami...

Środa, 5 sierpnia 2009 · dodano: 05.08.2009 | Komentarze 0

... do sklepu po ziemniaki, fasolkę, włoszczyznę i pieczywo.
Będzie dobra, lekka zupka warzywno-fasolowa. :-)
Kategoria Użytkowo


Dane wyjazdu:
32.81 km 0.00 km teren
01:11 h 27.73 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Do Babic po adres

Poniedziałek, 20 lipca 2009 · dodano: 20.07.2009 | Komentarze 0

Nareszcie zgasło światło. Temperatura i wilgotność nieco znormalniały i od razu powróciła mi ochota do jazdy.
Obiecałem jednemu radnemu, ze sprawdzę, przy jakim adresie kończy się znienacka wybudowana dwa lata temu "droga" rowerowa. Oczywiście wracając z pracy kompletnie o tym zapomniałem, więc mam pretekst sam dla siebie aby na trochę wyskoczyć na rower. Z Wiktorowa, przez Wólkę i Mariew, Traktem Królewskim przez Lipków do Babic. Powrót przez Piotrkówek, Umiastów, Borzęcin i Wyględy.
Kategoria Użytkowo


Dane wyjazdu:
202.00 km 0.00 km teren
09:27 h 21.38 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Z nad morza do domu

Niedziela, 12 lipca 2009 · dodano: 19.07.2009 | Komentarze 2

Pobudka o 5:00. Planowany wyjazd 5:30. Przynajmniej na tą godzinę umówiłem się z Tomkiem. Jako, że czasu mało, a w pokoju obok śpi małe dziecko postanowiłem nie tłuc się po kuchni i lecieć na czczo. Makaron pakuję do pudełka po lodach i wylatuje na spotkanie z Flashem. Spotykamy się zgodnie z planem, po czym od Tomka dowiaduje się, że prom wystartuje dopiero o 6:00. Szkoda czasu zatem. Szybka zmiana trasy i lecimy na południe wzdłuż przekopu Wisły w kierunku siódemki.

Na początku lajtowo obok siebie rozmawiając. Jednak ja już czuję, że to nie będzie dla mnie lekki dzień. Zakładany dystans ma oscylować wokół 200 kilo, a ja czuję się źle już po 5 kilometrach. Wieczorne biesiady i start na głodniaka zrobiły swoje. Noga nie podaje, łeb jakby ciężkawy i odbija mi się grillem. A dokładnie tym co na nim smażyliśmy. Okoliczności przyrody przepiękne. Wąskie asfalty, wokół stare drzewa, doborowe towarzystwo ;-)
Wisłę przekraczamy pustą o tej porze siódemką i jedziemy w kierunku Ostaszewa. Kawałek dalej namawiam Flasha na skrót, który wypatrzyłem na GPS-ie. Początkowo ładny wąski asfalcik zamienia się zaświnioną łajnem i błotem drogę z nierówno ułożonych płyt betonowych. Potem trochę bruku i kręcenia po PGR-ach. Późniejsza analiza śladu pokazała bezsens tego pomysłu. No ale cóż, chyba mimo wszytko było warto, bo klimaty były kosmiczne.
Wracamy na drogę 55 i tniemy w stronę Malborka. To znaczy Flash tnie, a ja pomimo prędkości poniżej 30km/h z trudem utrzymuję się mu na kole i co jakiś czas odpadam. Porażka :/ Czułem, że to będzie ciężki dzień.
Pora na herbatkę i jakieś cukry. Zatrzymujemy się w luksusowej restauracji w Malborku. MacDałel czy jakoś tak ;-) Po drodze podziwiamy przykład niebanalnej myśli inżynierskiej. Droga dla rowerów, która idzie krawędzią chodnika, zwęża się po to by ostatecznie zaniknąć w dziwaczny sposób nie dając rowerzyście żadnych szans na legalne pokonanie tego odcinka.
Kolejny postój kawałek za Malborkiem w sklepie.
Szybkie zakupy i Tomek postanawia się oddzielić. Musi wrócić do pracy na 14-tą. Chyba miał zamiar dojechać ze mną dalej, ale tak zamulałem, że zabrakło czasu. Trudno, co zrobić. Cieszę się, że mogłem poznać kogoś tak sławnego ;-) Pozdrawiam.
Moja forma nadal bez zmian. Mam wrażenie, że cały czas mam pod górkę. Do tego jakby lekko pod wiatr. Jadę przez Dzierzgoń i Susz, cały czas trzeciorzędnymi drogami. Pomimo to co jakiś czas trafia się jakiś mistrz prostej, który koniecznie musi minąć mnie możliwie blisko z możliwie wielką prędkością. Nie wiem skąd się biorą takie durnie.
Dojeżdżam do Iławy. Pierwotny plan miałem taki, że wykręcę średnią w okolicach 25-26 km/h i będę miał jakieś 50 minut zapasu czasu w Iławie na obiadek i nasiadówkę. Niestety muszę to zweryfikować. Wykręciłem żałosną średnią 22 kaemy i muszę nadrabiać stracony czas. W końcu w Działdowie czeka na mnie Goro i pociąg. Muszę zdążyć. Nie odmawiam sobie jednak kawki. I to był strzał w dziesiątkę. Wreszcie prawdziwa kawka z ciśnieniowego ekspresu. Tęskniłem za tym. Kofeinka, batonik i telefon do żony porządnie ładują mi akumulatory. Od Iławy jedzie mi się zdecydowanie lepiej. Nie wykręcam może jakiejś dużo większej średniej, ale jedzie się jakby milej.
Gmina Działdowo wita mnie mżawką i porządnym podjazdem. Kocham jedno i drugie tylko może nie dzisiaj. Podjazd chętnie bym se odpuścił, za to mżawka cieszy mnie jak nigdy. W międzyczasie dzwoni Goro. Czeka już w Działdowie z piwkami. Noooo, to jest to. Napieram ostro na pedały i do Działdowa wpadam jakieś 10 minut przed odjazdem pociągu. Jeszcze tylko szybka awantura Gora z psitą w kasie PKP :-) i ładujemy się po stromych stopniach wagonu. Zastawiamy wejście do kibla, otwieramy piwka i wymieniamy się wrażeniami z trasy. Goro wyjechał mi naprzeciw z Wawy i ma za sobą szybkie 165 kilo. Oczywiście udaje, że to dla niego żaden dystans, ale ja swoje wiem ;-)
Ślad trasy
Od pijanego konduktora dowiaduje się, że bilet do Zachodniego to ja se mogę w d.. wsadzić bo pociąg staje na Centralnym, a potem dopiero w Krakowie. Wybieram Centralny. Chyba mam stąd bliżej do Wola Parku, pod którym czeka na mnie żonka i córka :-) Na parkingu licznik pokazuje 202 kilo. Na dzisiaj wystarczy. To znaczy siły mam dużo, tylko dupa mnie boli ;-)
Kategoria PKP, Na luzie


Dane wyjazdu:
86.00 km 35.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Trójmiejski Park Krajobrazowy

Sobota, 11 lipca 2009 · dodano: 13.07.2009 | Komentarze 3

Kolejny dzionek nad morzem. Tym razem zamierzam zwiedzić Trójmiejski Park Krajobrazowy. Samopoczucie jakby lepsze niż wczoraj, ale co by nie mówić odczuwam delikatne zmęczenie grillową dwudniówką i wyjeżdżam dopiero koło 10-tej rano.
Na początek prawie nad samym morzem ścieżką nad jakimś konkretnym kolektorem. Mimo, że jadę w chaszczach przy wydmach nawierzchnie mam asfaltowo-płytowo-szutrową. Klimat zdecydowanie nadmorski. W Sobieszewie wjeżdżam na drogę 501 i na stały ląd. Jadę na wschód w stronę Przejazdowa cały czas zastanawiając się nad alternatywą dla trasy numer 7, którą nie bardzo mam ochotę jechać. Przed samą siódemka staję i spędzam dłuższy czas nad mapą. I nagle pojawia się rozwiązanie mojego problemu. Nadjeżdża około 20-to osobowa ekipa w koszulkach Rajd Rowerowy Wzdłuż Wisły i Nie Tylko i pakują się na trasę. W kupie siła myślę i niewiele myśląc wpadam razem z nimi. Po drodze ucinam sobie pogawędkę i dowiaduje się, że ekipa jest już w trasie drugi tydzień, a jadą z Biskupina na Hel. Cel na dzisiaj dworzec w Gdańsku. Dla mnie bomba! Do dworca jadę z nimi wymieniając się poglądami na życie i rowery z kierownikiem zamykającym peleton. Czad. Dalej przebijam się przez środek Starego Miasta i jakoś tak na azymut do ul. Kartuskiej przez Jasień do Kiełpinka. Tam zaczyna się TPK :-) Jadę początkowo zielonym potem niebieskim szlakiem wzdłuż rzeczki. Klimat rewelacyjny. Mocno pofałdowany, wręcz pagórkowaty teren, nawierzchnia twarda bez kawałka piachu, a wokół las z przewagą buka. I ptaki. Tak głośne, ze ciężko się rozmawia przez telefon. Lasami dojeżdżam do Pachołka, ale odpuszczam sobie wjazd na niego i kieruję się w stronę Sopotu.
W Sopocie na ścieżce rowerowej nagle wyprzedza mnie bajker na ostrym w koszulce bikestats - FLASH Bez trudu go doganiam ;-) i zagajam o Bike Orient, na którym pierwszy raz go spotkałem. Od słowa do słowa postanawiamy razem zjeść jakiś makaron. Flash przeprowadza mnie dość sprawnie przez miasto do jakiejś pizzerii, a sam leci po lampki. W międzyczasie zdecydował bowiem, że odwiezie mnie do Świbna. Dla mnie bomba. Po pierwsze mam towarzystwo, po drugie takie, które doskonale zna okolice. W efekcie całkowicie omijamy siódemkę i jadąc wzdłuż jakiś kanałów, rzeczek i zakładów wracamy na wyspę Sobieszewską i do Świbna.
Jak co wieczór czas na niezdrowe jedzenie i picie. Odpalamy grilla i piwka, zamęczając towarzystwo rowerowymi opowieściami.
Na następny dzień planuję większą wyprawę, o której opowiadam Tomkowi. Ale "większa" to ona jest raczej tylko dla mnie. Tomek stwierdza, że skoro do roboty idzie dopiero na 14-tą chętnie się rano do mnie przyłączy na tą "przejażdżkę" i umawiamy się na 5:30 rano. Ale o tym już w następnym wpisie :-)
Kategoria Na luzie


Dane wyjazdu:
46.00 km 36.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Do Krynicy na rybkę

Piątek, 10 lipca 2009 · dodano: 13.07.2009 | Komentarze 1

Pierwszy poranek nad morzem okazał się ciężki. Trudy powitania i świętowania spotkania spowodowały, że do późnego popołudnia wyleguję się nad plaży chłonąc płyny. Po południu pada pomysł by wyskoczyć do Krynicy na rybkę. Ja oczywiście rowerem, znajomi autem. Ze Świbna, w którym waletuję przeprawiam się promem, a następnie naprawdę fajnymi, twardymi ścieżkami przez las nad samym morzem prawie do Krynicy. Prawie, bo jakieś 10 kilo przed Krynica szlak przechodzi na druga stronę szosy i niknie w szuwarach. Nie mam dzisiaj wystarczająco dużo siły by go eksplorować, więc dalej asfaltem.
Potem tylko spakować rower do auta i można zacząć spożywać. Rybkę oczywiście.
Kategoria Na luzie


Dane wyjazdu:
56.00 km 8.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Wybieram się nad morze...

Wtorek, 7 lipca 2009 · dodano: 13.07.2009 | Komentarze 3

Jak zwykle przed wyjazdem narobiło się spraw do załatwienia. Spraw rowerowych of kors. Wczesnym popołudniem, po obiadku wybieram się z Wiktorowa do Warszawy Traktem Królewskim do Legionu. Tam spotykam się z Gorem, który jak zwykle wraca z pracy rowerkiem. Plan był taki, że polecimy razem do dwóch kółek, ale nadchodząca burza zniechęca Gora. Mamrocze coś tam o mokrych butach nazajutrz rano, ale ja wiem, że po prostu boi się, ze za mną nie nadąży ;-) Kupuje w Legionie nowe rękawiczki i gnam do Dwóch Kółek sam. Po drodze łapię burzę, ale chyba tylko jej krawędź, bo dojeżdżam tylko lekko zmoczony. Niestety bagażnik z sakwą oraz kurtka przeciwdeszczowa, które planowałem kupić "wyszły" :/ Właściciel zamawia dla mnie co trzeba, ale odbiór dopiero w czwartek rano. Trudno. Wracam przez Włochy, prosto do Kocjana, stamtąd przez Groty, a potem Janów. W Janowie stoją gliny w cywilnymi radiowozie i gapią się na ogromnego łosia spacerującego między domami. Nie byłbym bym sobą gdybym sobie z nimi nie uciął sarkastycznej pogawędki :-). Po przemiłej wymianie zdań, nakręcam film z łosiem w roli głównej i jadę do Lipkowa, a następnie pożarówką przez KPN do Stanisławowa i do domku, po drodze oczywiście kupując dwa zimne piwka. Razem 56 kilo. Jak na pierwszy mój wpis na bikestacie musi wystarczyć. Zobaczymy czy starczy mi cierpliwości i sumienności, żeby prowadzić to w miarę regularnie.

PS.
Jak tu się wstawia zdjęcia?
Kategoria Użytkowo, Na luzie


stat4u