Info
Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Październik1 - 7
- 2013, Wrzesień8 - 7
- 2013, Sierpień3 - 2
- 2013, Czerwiec12 - 57
- 2013, Maj7 - 5
- 2013, Kwiecień10 - 37
- 2013, Marzec12 - 59
- 2013, Luty3 - 19
- 2013, Styczeń1 - 14
- 2012, Grudzień3 - 18
- 2012, Listopad3 - 39
- 2012, Październik8 - 72
- 2012, Wrzesień14 - 98
- 2012, Sierpień6 - 53
- 2012, Lipiec12 - 66
- 2012, Czerwiec11 - 139
- 2012, Maj12 - 152
- 2012, Kwiecień9 - 112
- 2012, Marzec3 - 34
- 2012, Luty9 - 71
- 2012, Styczeń8 - 93
- 2011, Grudzień8 - 78
- 2011, Listopad7 - 80
- 2011, Październik6 - 43
- 2011, Wrzesień11 - 128
- 2011, Sierpień10 - 77
- 2011, Lipiec12 - 103
- 2011, Czerwiec7 - 79
- 2011, Maj17 - 181
- 2011, Kwiecień12 - 176
- 2011, Marzec3 - 3
- 2011, Luty5 - 3
- 2011, Styczeń3 - 19
- 2010, Grudzień3 - 13
- 2010, Listopad4 - 8
- 2010, Październik4 - 13
- 2010, Wrzesień8 - 15
- 2010, Sierpień7 - 2
- 2010, Lipiec9 - 6
- 2010, Czerwiec12 - 28
- 2010, Maj7 - 21
- 2010, Kwiecień11 - 35
- 2010, Marzec3 - 3
- 2010, Luty2 - 1
- 2010, Styczeń6 - 4
- 2009, Grudzień5 - 6
- 2009, Listopad4 - 4
- 2009, Październik4 - 17
- 2009, Wrzesień6 - 19
- 2009, Sierpień10 - 6
- 2009, Lipiec5 - 9
Dane wyjazdu:
194.00 km
100.00 km teren
09:52 h
19.66 km/h:
Maks. pr.:64.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 6600 kcal
Rower:Kona Caldera
Harpagan 41 - Lipnica
Sobota, 16 kwietnia 2011 · dodano: 17.04.2011 | Komentarze 16
Do następnego Harpagana pozostało 180 dni, 10 godzin...
to pierwsza myśl jaka towarzyszy mi zawsze po przekroczeniu mety tej imprezy. Następna dopiero w październiku, a ja już nie mogę się doczekać.
Ale do rzeczy, czy też do brzegu jak mawia Che ;)
WSTĘP
Nie mógłbym mieszkać w Lipnicy.
Nie to żebym miał coś przeciw okolicy. Pięknie tu, mnóstwo lasów, pagórkowato, blisko do morza (subiektywnie dla Warszawiaka of kors) Ale nie mógłbym mieszkać w Lipnicy.
Powód jest bardzo prosty. Po godzinie 21:00 dystans do zimnego browaru wyniósł 21km. Nie było rady, trzeba było grzać do Bytowa, ale na co dzień to niewyobrażalne.
Nie mógłbym mieszkać w Lipnicy zatem :)
START
W odróżnieniu od edycji jesiennej, wiosenna zaczyna się za dnia. Jest lekko poniżej zera, wychodzi słońce, prawie nie ma chmur, w ogóle nie mamy kaca.
<em>wygląda, że będzie ładny dzień,
wreszcie na ulicy będę widział swój cień</em> :)
W każdym razie odbyło się standardowo. Czyli rozdanie map, start i nikt nie startuje. Trzeba rozkminić mapę :)
Przed nami piękny dzień.
PK7 Luboń - przecinka, wzniesienie
czas 25,32 od startu
Wybieramy wariant "najpierw na północ". Parę kilo asfaltem i zaczyna się teren. Piękny teren, muszę nadmienić. Pierwszy punkt jak zwykle zaliczamy w "tłumie". Niestety przy takich imprezach to nieuniknione, ale ja wiem, że jeszcze parę minut i nie wiadomo kiedy zrobi się pusto i będziemy mogli się cieszyć jazdą, przyrodą i własnym sprytem w nawigowaniu :)
PK3 Borzyszkowy - punkt geodezyjny
46,00 od startu
Krótki przelot na wschód. Jeszcze jest trochę ludzi, ale już robi się luźniej. Co chwila mijamy się z organizatorami Otwocka. Swoją drogą świat jest mały. Miałem na Harpa jechać tylko z Gorem, ale w ostatniej chwili dołączył Radek. Trzeba mu było szukać kwatery, a dwóch gości, naszych sąsiadów, zgodziło się go przyjąć do siebie. Właśnie orgi z Otwocka. Fajnie nie? :)
PK13 Góra Siemierzycka
69,34 od startu
Punkt był całkiem łatwy do znalezienia, ale już zjazd z sprawił trochę kłopotów. Wyglądało to pięknie. Pełen liści, ostry zjazd w dół. Puszczam się odważnie zaraz za Radkiem, ale okazuje się, że liście skrywają niespodzianki. Podłoże jest niestabilne. Piach, luźne kamienie i wyrwy. Na jednej z nich przywalam kołem naprawdę konkretnie, bum, syk i snejk :/ W takiej kolejności. Nawet nie łatam tylko zmieniam dętkę na nową, a chłopaki się nudzą.
PK9 Sierżno droga, skraj lasu
110,03
Powrót na wschodnią stronę szosy na Bytów. Więcej nie pamiętam :)
PK1 Trzebiatkowa - nasyp
175,12 od startu
Baaaaardzo długi przelot asfaltem na wschód. Mimo, że asfalt to pięknie. Pagórkowato, wąsko, ZERO samochodów, zero wsi, zero wszystkiego jak mawiał taki jeden. Ale jedzie mi się jednak ciężko. Ja się rozkręcam dopiero powyżej 100km, a chłopaki napierają koszmarnie i ciężko mi utrzymać koło. Nie przepadam za jazdą na kole. Punkt na nieczynnym wale kolejowym. K... jak pięknie :)
PK19 Role - jez. Smolenko
221,32 od startu
Znowu asfalt i to jaki! Piękny, gładziutki jak pupka dbającej o siebie...
... dobra odjechałem trochę. Gładziutki jest ten asfalt, pagórkowaty, w lesie i w dobrym towarzystwie. No i 5 punktów przeliczeniowych wpadło:)
PK17 Życka Chata - przepust
264,54 od startu
Wracamy tym samym asfaltem :) Mamy odbić na kolejny nieczynny wał kolejowy, ale robimy to trochę za wcześnie. Wjeżdżamy do jakiegoś gospodarstwa i zasięgamy języka u gospodarza. Nie do końca po polsku mówił, ale za jego stodołą jest droga w dół do jeziora. Zjeżdżamy :)
Ucinamy sobie z Radkiem kolejną "sprzeczkę" nawigacyjną i ostatecznie docieramy do pięknie położonego punktu. Czas na mały popas.
PK11 Jeruzalem - jez. Piaszczynek
311,45 od startu
- Co to takiego ten Jeruzalem? - pyta się Goro.
- Taka wiocha, w której urodził się Jezus. Albo umarł, nie pamiętam. W każdym razie ma być jezioro :)
Ostatecznie mam wrażenie, że ani jedno, ani drugie, ale jezioro było i przedtem było też znowu trochę asfaltu. Jednak jestem już rozgrzany jak trzeba i teraz ja prowadzę nasz pociąg z dumą patrząc na licznik prędkości. Kolejny punkt dupnięty prawie bezbłędnie.
PK12 Katarzynki - jez. Trzcinne
350,03 startu
Jedziemy na południe. I jak to na południu robi się coraz cieplej. Jak dla mnie nawet za ciepło. Jadę w windstopperze, nie mam nic na zmianę i pochłaniam potworne ilości płynów. Pojawiają się pierwsze piachy za płoty. Część południowa będzie zdecydowanie trudniejsza. Na dwunastce robimy naradę i podejmujemy decyzję o zmianie planów. Mieliśmy zaliczyć jeszcze szóstkę i powoli zmierzać na wschód żeby zaliczyć tłustą dziesiątkę i szesnastkę, ale dochodzimy do wniosku, że w południowo-zachodnim rogu mapy jest takie zagęszczenie punktów, że musimy wyzbierać je wszystkie, a szesnastkę zrobimy wracając, jak starczy czasu.
PK6 Trzyniec - most
411,47 od startu
Mieliśmy wracać na północ do asfaltu, ale za namową Radka uderzamy trochę przecinkami, trochę na azymut bezpośrednio na zachód. Przecinki kończą się w błotnych dolinach i jest trochę prowadzenia i troszkę chlupocze w butkach. Ciężko powiedzieć czy zyskaliśmy, czy straciliśmy wybierając wariant "na szagę", bo jednak asfaltem byłoby sporo naokoło. Najważniejsze, ze odwrotnie niż zazwyczaj z lasu wychodzimy prosto na wiochę, o którą nam chodziło czyli Starą Brdę. Przez chwilę jesteśmy zdezorientowani, bo niedaleko widać jakiś lampion i obsługę, ale zgodnie z naszymi podejrzeniami potwierdzają oni, że to punkt dla pieszych i nas nie dotyczy. A więc jeszcze kawałek na wschód asfaltem, a potem na przełaj przez las zjeżdżamy do rzeki i znajdujemy właściwy mostek.
PK20 Załęże - mostek
453,10 od startu
Znowu most, ale tym razem zdecydowanie trudniej. Podejmujemy mądrą w sumie decyzję, żeby atakować punkt od północy przecinką, która powinna wyprowadzić nas teoretycznie prosto na punkt.
Teoretycznie, bo w praktyce przecinka skończyła się w bagnie i to takim prawdziwym.
Goro jak zwykle w takich przypadkach coś tam marudzi, ale widząc mnie i Radka brodzącego po kolana w błocie nie ma wyjścia i rusza za nami. Chlupoczemy sobie wesoło po błocie, a nad nami szyderczo ćwierkają żurawie.
Ktoś ma inny pomysł jak nazwać dźwięki wydawane przez żurawie? Trąbienie, gwizdanie, gdakanie? Ja nie wiem, ale na pewno było to szydercze.
Przy okazji... zimowe butki Shimano oprócz tego, że są zimowe, to są dosyć szczelne. Chwilę trwa zanim przepuszczą do środka wodę. Ale jak już przepuszczą to nic jej stamtąd nie wydostanie. Chlupotało mi w butach już do końca rajdu :)
PK4 Żołna - przesmyk
482,41 od startu
Znowu przelot asfaltem, a potem trochę błądzenia w okolicy jeziora. Ale w normie. Objeżdżamy zatokę i docieramy na cypel. Dżizas jak tu jest pięknie!!!
PK14 Rudniki - skraj lasu
537,57 od startu
Z mapy wynika, że punkt jest nad rzeką. Ale po której stronie? Przy tej skali mapy nie jest to jednoznaczne. Radek stwierdza, że po zachodniej "skraj lasu" jest większy i tam powinniśmy jechać. Niech będzie :)
Podjeżdżamy przecinką od południa i droga się urywa na zalesionej skarpie. Czuję, że to TU i udaje mi się przekonać do tego resztę. Zjeżdżamy na przełaj ze skarpy i wpadamy prosto na punkt. Jakbyśmy stąd byli :)
Niestety dalej już mniej sprytnie, zamiast wspiąć się z powrotem na skarpę i wrócić po swoim śladzie wybieramy "skrót" wzdłuż rzeki. Skrót jak to skrót wziął się i zbiesił i jest trochę targania rowerów
PK8 Przechlewko - skraj lasu
572,52 od startu
Skończyły nam się płyny. To znaczy mnie i Gorowi. Radek jeszcze coś ma i się z nami dzieli. Na zakupy nie żadnych szans. W kolejnych wsiach wypatrujemy sklepów, ale tu jesteśmy na totalnym końcu świata. Nie ma nawet Lidla ;) Punkt jest na górce i w sumie znajdujemy go bez problemu.
Za to coraz większy problem mamy z siadaniem na siodełkach. Przed następnym Harpaganem posiedzę sobie najpierw godzinkę w wiadrze z Sudokremem :)
PK10 Nierzostowo - jez. Krysówek
627,49 od startu
Gorzej z powrotem. Ja uważam, że powinniśmy zjechać do wsi i potem na północ jechać starym wałem kolejowym. Goro i Radek sugerują powrót po śladzie i jazdę drogą, która na mapie wygląda na zacną. Niestety w rzeczywistości cała składa się z piachu po osie.
Grząska nawierzchnia, zero płynów i dystans robię swoje. Zaczyna mi odcinać prąd.
Z prawej dołącza się piękny, twardy, kamienny dukt na nieczynnym wale. Mogę powiedzieć tylko jedno: a nie mówiłem?! :)
META
Możemy jechać bezpośrednio na północ do mety, albo na wschód i spróbować zdobyć jeszcze PK16. Ten tłusty punkt kusi, ale czujemy, że nie starczy czasu. Niemniej odwlekamy decyzję o rezygnacji z niego i jedziemy do szosy, na wschód. Dojeżdżamy do asfaltu i dokładnie sobie wszystko przeliczamy. Wychodzi straszna kiszka. Jak uderzymy na punkt, to jak nic nie zmieścimy się w limicie czasu. Jak odpuścimy, to będziemy dużo przed czasem. Takiej sytuacji jeszcze na orientach nie miałem. Zawsze udawało się to jakoś zgrać i na metę wpadaliśmy minutę przed limitem. Szkoda tego czasu, ale też szkoda punktów.
Ostatecznie odpuszczamy i zaczynamy długi finish.
Szosa prowadzi nas prosto na północ w kierunku szkoły. Zewsząd zjeżdżają się inni zawodnicy i znowu robi się tłoczno. Kasujemy kolejne grupki i napieramy w kierunku mety. W pewnym momencie Radek z Gorem mi odjeżdżają, ale dogania mnie gość z nadwyżką płynów :) Robię "smutnego misia" i dostaję bidon. Łykam i czuję jak wstępują we mnie nowe siły. Ustawiam nowy pociąg i doganiam moich ziomków. Po chwili jednak Radek się spina i ucieka, a mój peleton nie wytrzymuje mojego tempa i też odpada. Wjeżdżamy na boisko szkoły. Radek czeka na mnie żebyśmy podbili chipy razem, ostatecznie wychodzi tak, że jestem przed nim. Goro ściska pośladki, staje na wysokości zadania i na samym wjeździe do szkoły wyprzeda swoich rywali żeby zająć pozycję bezpośrednio za nami.
Zrobiliśmy prawie 200 kilo i zajęliśmy pozycje 39,40 i 41.
Nareszcie!. Na taki wynik czekałem już od trzech edycji :)
PODSUMOWANIE
Chętnie bym się w podsumowaniu do czegoś przyczepił, bo tak wypada, ale w sumie nie za bardzo mam do czego :) Nawet obiad nam wydali bez kuponów, po wyjaśnieniu czemu ich nie mamy.
No dobra... obiad mógłby być lepszy. :)
Jak każdy Harpagan tak i ten był zorganizowany perfekcyjnie i już odliczam dni do następnego.
PODSUMOWANIE 2
Tego jak nam Goro popsuł rwanie nie opiszę, ale wspomnieć musiałem ;)
Ślad naszego przejazdu wrzucę jak ogarnę obsługę swojej nowej zabawki do śladów robienia. Na razie, jak to zwykle u mnie bywa, nie działa mi żaden program do jej obsługi.
[wstaw]http://gps.bikebrother.com/mapa.aspx?trasa=16402[wstaw]
to pierwsza myśl jaka towarzyszy mi zawsze po przekroczeniu mety tej imprezy. Następna dopiero w październiku, a ja już nie mogę się doczekać.
Ale do rzeczy, czy też do brzegu jak mawia Che ;)
WSTĘP
Nie mógłbym mieszkać w Lipnicy.
Nie to żebym miał coś przeciw okolicy. Pięknie tu, mnóstwo lasów, pagórkowato, blisko do morza (subiektywnie dla Warszawiaka of kors) Ale nie mógłbym mieszkać w Lipnicy.
Powód jest bardzo prosty. Po godzinie 21:00 dystans do zimnego browaru wyniósł 21km. Nie było rady, trzeba było grzać do Bytowa, ale na co dzień to niewyobrażalne.
Nie mógłbym mieszkać w Lipnicy zatem :)
START
W odróżnieniu od edycji jesiennej, wiosenna zaczyna się za dnia. Jest lekko poniżej zera, wychodzi słońce, prawie nie ma chmur, w ogóle nie mamy kaca.
<em>wygląda, że będzie ładny dzień,
wreszcie na ulicy będę widział swój cień</em> :)
W każdym razie odbyło się standardowo. Czyli rozdanie map, start i nikt nie startuje. Trzeba rozkminić mapę :)
Przed nami piękny dzień.
PK7 Luboń - przecinka, wzniesienie
czas 25,32 od startu
Wybieramy wariant "najpierw na północ". Parę kilo asfaltem i zaczyna się teren. Piękny teren, muszę nadmienić. Pierwszy punkt jak zwykle zaliczamy w "tłumie". Niestety przy takich imprezach to nieuniknione, ale ja wiem, że jeszcze parę minut i nie wiadomo kiedy zrobi się pusto i będziemy mogli się cieszyć jazdą, przyrodą i własnym sprytem w nawigowaniu :)
PK3 Borzyszkowy - punkt geodezyjny
46,00 od startu
Krótki przelot na wschód. Jeszcze jest trochę ludzi, ale już robi się luźniej. Co chwila mijamy się z organizatorami Otwocka. Swoją drogą świat jest mały. Miałem na Harpa jechać tylko z Gorem, ale w ostatniej chwili dołączył Radek. Trzeba mu było szukać kwatery, a dwóch gości, naszych sąsiadów, zgodziło się go przyjąć do siebie. Właśnie orgi z Otwocka. Fajnie nie? :)
PK13 Góra Siemierzycka
69,34 od startu
Punkt był całkiem łatwy do znalezienia, ale już zjazd z sprawił trochę kłopotów. Wyglądało to pięknie. Pełen liści, ostry zjazd w dół. Puszczam się odważnie zaraz za Radkiem, ale okazuje się, że liście skrywają niespodzianki. Podłoże jest niestabilne. Piach, luźne kamienie i wyrwy. Na jednej z nich przywalam kołem naprawdę konkretnie, bum, syk i snejk :/ W takiej kolejności. Nawet nie łatam tylko zmieniam dętkę na nową, a chłopaki się nudzą.
PK9 Sierżno droga, skraj lasu
110,03
Powrót na wschodnią stronę szosy na Bytów. Więcej nie pamiętam :)
PK1 Trzebiatkowa - nasyp
175,12 od startu
Baaaaardzo długi przelot asfaltem na wschód. Mimo, że asfalt to pięknie. Pagórkowato, wąsko, ZERO samochodów, zero wsi, zero wszystkiego jak mawiał taki jeden. Ale jedzie mi się jednak ciężko. Ja się rozkręcam dopiero powyżej 100km, a chłopaki napierają koszmarnie i ciężko mi utrzymać koło. Nie przepadam za jazdą na kole. Punkt na nieczynnym wale kolejowym. K... jak pięknie :)
PK19 Role - jez. Smolenko
221,32 od startu
Znowu asfalt i to jaki! Piękny, gładziutki jak pupka dbającej o siebie...
... dobra odjechałem trochę. Gładziutki jest ten asfalt, pagórkowaty, w lesie i w dobrym towarzystwie. No i 5 punktów przeliczeniowych wpadło:)
Takim asfaltem to ja mogę śmigać© Niewe
Jezioro Smolenko© Niewe
PK17 Życka Chata - przepust
264,54 od startu
Wracamy tym samym asfaltem :) Mamy odbić na kolejny nieczynny wał kolejowy, ale robimy to trochę za wcześnie. Wjeżdżamy do jakiegoś gospodarstwa i zasięgamy języka u gospodarza. Nie do końca po polsku mówił, ale za jego stodołą jest droga w dół do jeziora. Zjeżdżamy :)
Ucinamy sobie z Radkiem kolejną "sprzeczkę" nawigacyjną i ostatecznie docieramy do pięknie położonego punktu. Czas na mały popas.
PK11 Jeruzalem - jez. Piaszczynek
311,45 od startu
- Co to takiego ten Jeruzalem? - pyta się Goro.
- Taka wiocha, w której urodził się Jezus. Albo umarł, nie pamiętam. W każdym razie ma być jezioro :)
Ostatecznie mam wrażenie, że ani jedno, ani drugie, ale jezioro było i przedtem było też znowu trochę asfaltu. Jednak jestem już rozgrzany jak trzeba i teraz ja prowadzę nasz pociąg z dumą patrząc na licznik prędkości. Kolejny punkt dupnięty prawie bezbłędnie.
PK12 Katarzynki - jez. Trzcinne
350,03 startu
Jedziemy na południe. I jak to na południu robi się coraz cieplej. Jak dla mnie nawet za ciepło. Jadę w windstopperze, nie mam nic na zmianę i pochłaniam potworne ilości płynów. Pojawiają się pierwsze piachy za płoty. Część południowa będzie zdecydowanie trudniejsza. Na dwunastce robimy naradę i podejmujemy decyzję o zmianie planów. Mieliśmy zaliczyć jeszcze szóstkę i powoli zmierzać na wschód żeby zaliczyć tłustą dziesiątkę i szesnastkę, ale dochodzimy do wniosku, że w południowo-zachodnim rogu mapy jest takie zagęszczenie punktów, że musimy wyzbierać je wszystkie, a szesnastkę zrobimy wracając, jak starczy czasu.
PK6 Trzyniec - most
411,47 od startu
Mieliśmy wracać na północ do asfaltu, ale za namową Radka uderzamy trochę przecinkami, trochę na azymut bezpośrednio na zachód. Przecinki kończą się w błotnych dolinach i jest trochę prowadzenia i troszkę chlupocze w butkach. Ciężko powiedzieć czy zyskaliśmy, czy straciliśmy wybierając wariant "na szagę", bo jednak asfaltem byłoby sporo naokoło. Najważniejsze, ze odwrotnie niż zazwyczaj z lasu wychodzimy prosto na wiochę, o którą nam chodziło czyli Starą Brdę. Przez chwilę jesteśmy zdezorientowani, bo niedaleko widać jakiś lampion i obsługę, ale zgodnie z naszymi podejrzeniami potwierdzają oni, że to punkt dla pieszych i nas nie dotyczy. A więc jeszcze kawałek na wschód asfaltem, a potem na przełaj przez las zjeżdżamy do rzeki i znajdujemy właściwy mostek.
PK20 Załęże - mostek
453,10 od startu
Znowu most, ale tym razem zdecydowanie trudniej. Podejmujemy mądrą w sumie decyzję, żeby atakować punkt od północy przecinką, która powinna wyprowadzić nas teoretycznie prosto na punkt.
Teoretycznie, bo w praktyce przecinka skończyła się w bagnie i to takim prawdziwym.
Bagna w drodze do PK20© Niewe
Goro jak zwykle w takich przypadkach coś tam marudzi, ale widząc mnie i Radka brodzącego po kolana w błocie nie ma wyjścia i rusza za nami. Chlupoczemy sobie wesoło po błocie, a nad nami szyderczo ćwierkają żurawie.
Ktoś ma inny pomysł jak nazwać dźwięki wydawane przez żurawie? Trąbienie, gwizdanie, gdakanie? Ja nie wiem, ale na pewno było to szydercze.
Przy okazji... zimowe butki Shimano oprócz tego, że są zimowe, to są dosyć szczelne. Chwilę trwa zanim przepuszczą do środka wodę. Ale jak już przepuszczą to nic jej stamtąd nie wydostanie. Chlupotało mi w butach już do końca rajdu :)
PK4 Żołna - przesmyk
482,41 od startu
Znowu przelot asfaltem, a potem trochę błądzenia w okolicy jeziora. Ale w normie. Objeżdżamy zatokę i docieramy na cypel. Dżizas jak tu jest pięknie!!!
PK14 Rudniki - skraj lasu
537,57 od startu
Z mapy wynika, że punkt jest nad rzeką. Ale po której stronie? Przy tej skali mapy nie jest to jednoznaczne. Radek stwierdza, że po zachodniej "skraj lasu" jest większy i tam powinniśmy jechać. Niech będzie :)
Podjeżdżamy przecinką od południa i droga się urywa na zalesionej skarpie. Czuję, że to TU i udaje mi się przekonać do tego resztę. Zjeżdżamy na przełaj ze skarpy i wpadamy prosto na punkt. Jakbyśmy stąd byli :)
Niestety dalej już mniej sprytnie, zamiast wspiąć się z powrotem na skarpę i wrócić po swoim śladzie wybieramy "skrót" wzdłuż rzeki. Skrót jak to skrót wziął się i zbiesił i jest trochę targania rowerów
PK8 Przechlewko - skraj lasu
572,52 od startu
Skończyły nam się płyny. To znaczy mnie i Gorowi. Radek jeszcze coś ma i się z nami dzieli. Na zakupy nie żadnych szans. W kolejnych wsiach wypatrujemy sklepów, ale tu jesteśmy na totalnym końcu świata. Nie ma nawet Lidla ;) Punkt jest na górce i w sumie znajdujemy go bez problemu.
Za to coraz większy problem mamy z siadaniem na siodełkach. Przed następnym Harpaganem posiedzę sobie najpierw godzinkę w wiadrze z Sudokremem :)
PK10 Nierzostowo - jez. Krysówek
627,49 od startu
Gorzej z powrotem. Ja uważam, że powinniśmy zjechać do wsi i potem na północ jechać starym wałem kolejowym. Goro i Radek sugerują powrót po śladzie i jazdę drogą, która na mapie wygląda na zacną. Niestety w rzeczywistości cała składa się z piachu po osie.
Grząska nawierzchnia, zero płynów i dystans robię swoje. Zaczyna mi odcinać prąd.
Z prawej dołącza się piękny, twardy, kamienny dukt na nieczynnym wale. Mogę powiedzieć tylko jedno: a nie mówiłem?! :)
META
Możemy jechać bezpośrednio na północ do mety, albo na wschód i spróbować zdobyć jeszcze PK16. Ten tłusty punkt kusi, ale czujemy, że nie starczy czasu. Niemniej odwlekamy decyzję o rezygnacji z niego i jedziemy do szosy, na wschód. Dojeżdżamy do asfaltu i dokładnie sobie wszystko przeliczamy. Wychodzi straszna kiszka. Jak uderzymy na punkt, to jak nic nie zmieścimy się w limicie czasu. Jak odpuścimy, to będziemy dużo przed czasem. Takiej sytuacji jeszcze na orientach nie miałem. Zawsze udawało się to jakoś zgrać i na metę wpadaliśmy minutę przed limitem. Szkoda tego czasu, ale też szkoda punktów.
Ostatecznie odpuszczamy i zaczynamy długi finish.
Szosa prowadzi nas prosto na północ w kierunku szkoły. Zewsząd zjeżdżają się inni zawodnicy i znowu robi się tłoczno. Kasujemy kolejne grupki i napieramy w kierunku mety. W pewnym momencie Radek z Gorem mi odjeżdżają, ale dogania mnie gość z nadwyżką płynów :) Robię "smutnego misia" i dostaję bidon. Łykam i czuję jak wstępują we mnie nowe siły. Ustawiam nowy pociąg i doganiam moich ziomków. Po chwili jednak Radek się spina i ucieka, a mój peleton nie wytrzymuje mojego tempa i też odpada. Wjeżdżamy na boisko szkoły. Radek czeka na mnie żebyśmy podbili chipy razem, ostatecznie wychodzi tak, że jestem przed nim. Goro ściska pośladki, staje na wysokości zadania i na samym wjeździe do szkoły wyprzeda swoich rywali żeby zająć pozycję bezpośrednio za nami.
Zrobiliśmy prawie 200 kilo i zajęliśmy pozycje 39,40 i 41.
Nareszcie!. Na taki wynik czekałem już od trzech edycji :)
PODSUMOWANIE
Chętnie bym się w podsumowaniu do czegoś przyczepił, bo tak wypada, ale w sumie nie za bardzo mam do czego :) Nawet obiad nam wydali bez kuponów, po wyjaśnieniu czemu ich nie mamy.
No dobra... obiad mógłby być lepszy. :)
Jak każdy Harpagan tak i ten był zorganizowany perfekcyjnie i już odliczam dni do następnego.
Finał Harpagana-41© Niewe
PODSUMOWANIE 2
Tego jak nam Goro popsuł rwanie nie opiszę, ale wspomnieć musiałem ;)
Ślad naszego przejazdu wrzucę jak ogarnę obsługę swojej nowej zabawki do śladów robienia. Na razie, jak to zwykle u mnie bywa, nie działa mi żaden program do jej obsługi.
[wstaw]http://gps.bikebrother.com/mapa.aspx?trasa=16402[wstaw]
Kategoria RJnO
Komentarze
obcy17 | 06:46 czwartek, 21 kwietnia 2011 | linkuj
Faktycznie!!! Myślałem że to rdza samochód mi wpiernicza a to Che cycki rosną :))) No to już W11 jest bez pracy :)))
CheEvara | 13:42 środa, 20 kwietnia 2011 | linkuj
Fragment Twojego komentarza (od ,,Che'') bez przecinka wskazuje na to, że to mi cycki rosną:D:D:D
obcy17 | 12:24 środa, 20 kwietnia 2011 | linkuj
"(...) w ciąży to może być :D " --->>> obudził się w nim lis :))))))
theli | 12:23 środa, 20 kwietnia 2011 | linkuj
Mam to samo z odliczaniem czasu :) U mnie datę wyznacza ilość dni przed kolejnym Harpem :D
Jaki masz logger? Może coś pomogę (zjadłem zęby na swoim chińskim gówienku).
Jaki masz logger? Może coś pomogę (zjadłem zęby na swoim chińskim gówienku).
CheEvara | 09:53 środa, 20 kwietnia 2011 | linkuj
Niewe, a jak laska przy barze nie ma jednej nogi i ucha oraz ma tik nerwowy w lewym oku? Nie to, żebym ja tak miała, za koleżankę pytam :D
P.S. Zajebista relacja;)
P.S. Zajebista relacja;)
mtbxc | 08:52 środa, 20 kwietnia 2011 | linkuj
Piknie, rozumiem że od teraz można na ciebie wołać: Niewe Harpagan.
obcy17 | 08:50 środa, 20 kwietnia 2011 | linkuj
Nowa zabaweczka??? 800 czy może sześćdziesiątkadwójka ??
kosma100 | 06:37 środa, 20 kwietnia 2011 | linkuj
"Po godzinie 21:00 dystans do zimnego browaru wyniósł 21km. Nie było rady, trzeba było grzać do Bytowa, ale na co dzień to niewyobrażalne.
Nie mógłbym mieszkać w Lipnicy zatem :)"
Buahahahaha ;-)
"Jak uderzymy na punkt, to jak nic nie zmieścimy się w limicie czasu. Jak odpuścimy, to będziemy dużo przed czasem." Myśmy mieli właśnie taką sytuację na Mini Odysei ostatnio :(
Fajny opis... jak dorosnę to też pojadę na Harpagana ;-)
Hmm... na Mini Odysei Darek zrobił mi to samo, co Wam Goro ;-)
Pozdrawiam
Komentuj
Nie mógłbym mieszkać w Lipnicy zatem :)"
Buahahahaha ;-)
"Jak uderzymy na punkt, to jak nic nie zmieścimy się w limicie czasu. Jak odpuścimy, to będziemy dużo przed czasem." Myśmy mieli właśnie taką sytuację na Mini Odysei ostatnio :(
Fajny opis... jak dorosnę to też pojadę na Harpagana ;-)
Hmm... na Mini Odysei Darek zrobił mi to samo, co Wam Goro ;-)
Pozdrawiam