Info
Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Październik1 - 7
- 2013, Wrzesień8 - 7
- 2013, Sierpień3 - 2
- 2013, Czerwiec12 - 57
- 2013, Maj7 - 5
- 2013, Kwiecień10 - 37
- 2013, Marzec12 - 59
- 2013, Luty3 - 19
- 2013, Styczeń1 - 14
- 2012, Grudzień3 - 18
- 2012, Listopad3 - 39
- 2012, Październik8 - 72
- 2012, Wrzesień14 - 98
- 2012, Sierpień6 - 53
- 2012, Lipiec12 - 66
- 2012, Czerwiec11 - 139
- 2012, Maj12 - 152
- 2012, Kwiecień9 - 112
- 2012, Marzec3 - 34
- 2012, Luty9 - 71
- 2012, Styczeń8 - 93
- 2011, Grudzień8 - 78
- 2011, Listopad7 - 80
- 2011, Październik6 - 43
- 2011, Wrzesień11 - 128
- 2011, Sierpień10 - 77
- 2011, Lipiec12 - 103
- 2011, Czerwiec7 - 79
- 2011, Maj17 - 181
- 2011, Kwiecień12 - 176
- 2011, Marzec3 - 3
- 2011, Luty5 - 3
- 2011, Styczeń3 - 19
- 2010, Grudzień3 - 13
- 2010, Listopad4 - 8
- 2010, Październik4 - 13
- 2010, Wrzesień8 - 15
- 2010, Sierpień7 - 2
- 2010, Lipiec9 - 6
- 2010, Czerwiec12 - 28
- 2010, Maj7 - 21
- 2010, Kwiecień11 - 35
- 2010, Marzec3 - 3
- 2010, Luty2 - 1
- 2010, Styczeń6 - 4
- 2009, Grudzień5 - 6
- 2009, Listopad4 - 4
- 2009, Październik4 - 17
- 2009, Wrzesień6 - 19
- 2009, Sierpień10 - 6
- 2009, Lipiec5 - 9
Dane wyjazdu:
105.02 km
40.00 km teren
06:30 h
16.16 km/h:
Maks. pr.:54.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1835 m
Kalorie: 4581 kcal
Rower:Kona Caldera
Odyseja Jurajska
Sobota, 6 października 2012 · dodano: 17.10.2012 | Komentarze 12
Tym razem coś zupełnie nowego, bo startujemy w zespole dwuosobowym. Na te dwie osoby składają się kolejno:
1. Che,
2. Ja.
Razem stanowimy zespół o nazwie WPISZ NAZWĘ DRUŻYNY.
Taki zespół mieści się w kategorii mix i jest klasyfikowany oddzielnie.
Takeśmy to sobie sprytnie wymyślili.
Plan na łikend mamy prosty: integracja, jeżdżenie, integracja, jeżdżenie :)
Zaczynamy towarzysko, bo ekipę Skierniewicką spotykamy już w Częstochowie w takim korku, że jest kupa czasu na pogaduchy, nawet jeśli wymaga to darcia ryja przez okno samochodu :)
Na miejscu jest tylko lepiej. Spotykamy DJK71 i Amigę (też jadą w miksie ;) oraz kilka innych ciekawych postaci, nawiedzamy lokalny bar i doprowadzamy się do stanu warzywnego. Jest to o tyle wygodne, że nocując w sali z większą ilością osób występuje problem chrapania. Problem ten oczywiście występuje zawsze u innych, a nie u nas, ale rozwiązać go można na dwa sposoby.
Rozwiązanie nr 1: Zasnąć jako pierwszy i liczyć na swój kiepski słuch.
Rozwiązanie nr 2: Nie tyle zasnąć, co paść w trybie warzywnym i ocknąć się rano.
Którą opcję wybraliśmy napisałem powyżej, powtarzać nie będę.
Nocleg w sali do języka niemieckiego też zrobił swoje. Zamiast na start, rano udajemy się na sztart ;)
SZTART :)
Organizacyjnie ciężko się do czegoś przyczepić. Nie jest to ten rozmach co na MTBO, ale nie ma też żadnych wpadek, jest zajebista atmosfera, zajebiste towarzystwo, zajebista pogoda i nasza drużyna też jest zajebista.
I ma zajebistą nazwę.
Chyba polubiłem słowo zajebistość.
PK24 Droga leśna
Zaraz po starcie ustalamy z ChrisEM, że jedziemy razem. Ten układ zesrał się jakieś 2 minuty później, kiedy to okazało się, że Chris z sobie znanych tylko powodów z nami nie wyruszył.
Droga do PK24 to męka. Niby asfalt, ale ostro pod górę i kręci się ciężko. Ewidentnie zaszkodziła nam zarówno tocząca nas od tygodnia grypa jak i trudy integracji. Nawigacyjnie wyszło nieźle. Odbijamy we właściwą przecinkę, podziwiamy widok na kopalnię odkrywkową i rozdziewiczamy kartę startową.
PK25 Krzyż
Na każdym oriencie musi być jakiś krzyż albo i kilka. Taka moda. Z poprzedniego punktu zjeżdżamy trochę na rympał przez ruiny jakiegoś sanktuarium i przekraczając jakiś strumyk. Potem trochę asfaltu i za chwilę znowu oramy polną drogą pod górę.
Paradoksalnie z tego punktu trudniej było zjechać w stronę następnego niż do niego dotrzeć.
PK21 Skrzyżowanie dróg
Nie pamiętam, więc nie będę się wysilał :)
PK20 Skrzyżowanie dróg
Jak widać powyżej punkty nie mają specjalnie oryginalnych opisów :) Na ten punkt dotrzeć było o tyle łatwo, że położony był przy zielonym szlaku pieszym, a mapa miała naniesioną warstwę turystyczną. Po drodze fajny widok na kościół położony na wysokim wzgórzu pośrodku wsi. Niestety zdjęcie wyszło słabo, więc pozostaje pamięciówa ;
PK19 Źródło
Choć trochę innymi drogami niż na mapie to w okolice samego punktu udało nam się dostać zadziwiająco łatwo. Niestety na miejscu jest już trudniej. Porzucamy rowery i schodzimy nad potok znaleźć lampion, który okazał się schowany sprytnie za drzewem na zboczu. Na tyle sprytnie, że zeszło nam się z 10 minut na spacery wzdłuż i w poprzek potoku.
PK18 Skrzyżowanie dróg
Znowu skrzyżowanie tym razem dla odmiany na dawnej pustyni Starczynowskiej. Pustynia może i dawna, ale piach aktualny.
Nawigacyjnie punkt banalny. Tylko łapa trochę boli, bo po drodze przygrzałem w brzózkę i zaliczyłem lot przez kierę co niezwykle ubawiło Che :).
PK17 Skrzyżowanie drogi i przecinki
Powoli zaczyna do nas docierać, że lekko to dzisiaj nie będzie. Niby Jura to nie są prawdziwe góry, ale interwałowy charakter trasy potrafi dać w dupę. Na PK17 rowery, na przykład, pchamy. I nie jest lekko. Z przeciwka nadjeżdża Marcin, którego poznałem w zeszłym tygodniu. Po trekkingu z koszyczkiem nie ma śladu. Teraz jest piękny KTM i odpowiednio do tego dobrany strój. Jazda na orientację wciąga :)
PK22 Skraj lasu
Zjeżdżamy do wsi o wdzięcznej nazwie Gorenice i zawijamy do sklepu na mały popas. Kończy nam się picie, jesteśmy głodni i mamy coś na kształt kaca. Wysłana po zakupy Che najpierw dopytuje się czy mają w asortymencie małe piwka, a potem wraca z Żubrem pojemności 0,66l. W sumie jak na żubra to rzeczywiście mały :)
W międzyczasie sklep nawiedza też jak zwykle zadowolona z życia Syla. Mamy czas na pogaduchy i afirmację życia. Za płotem, po szosie co jakiś czas przemykają ci, którzy takich chwil nie doceniają :)
Wszystko co dobre jednak musi w końcu jednak zostać zastąpione czymś jeszcze lepszym i ostatecznie nażarci i napojeni ruszamy na wschód odbić prawie, że banalny nawigacyjnie punkt numer 22. „Prawie że” bo początkowo szukaliśmy go jakieś 50 metrów za wcześnie i straciliśmy na to całe 6 minut :)
PK23 Skała, Pd. Podnóże
Na ten punkt zgodnie z mapą prowadzi prosta droga od północy z wymienionej już wcześniej wsi Gorenice. Na tą prostą drogą nie jest jednak łatwo trafić. Trochę krążymy po asfalcie aż w końcu wbijamy się między gospodarstwa tylko po to by za chwilę utknąć na ugorze. Droga się skończyła, a odległość za duża na to żeby iść na azymut. Wracamy zatem do wsi i postanawiamy zaatakować punkt od wschodu. Teoretycznie najeżdżamy na miejsce całkiem sprawnie, ale na miejscu skał w cholerę i trzeba biegać bez roweru. Chwilę to trwa, ale ostatecznie znajduję punkt troszkę poniżej miejsca, w którym porzuciliśmy rowery.
PK16 Skrzyżowanie ścieżek
Chyba mam jakieś uczulenie na słowo „skrzyżowanie”, bo znowu nie za bardzo pamiętam co tam się działo po drodze. Ale to chyba w tej właśnie okolicy napotkaliśmy taki fajny widok.
PK15 Róg młodnika
Gdzieś w drodze na ten punkt spotkaliśmy Chrisa. Tego co to miał jechać z nami. Z zemsty, że go zostawiliśmy postanowił mi rozjechać moją ulubioną Che.
Nie zająłem się nim tylko dlatego, że skupiłem się na podziwianiu krajobrazu.
Jest tak pięknie, że aż wrzucam zdjęcie Barta, który może i nie umie zrobić śniadania, ale za to robi zajebiste zdjęcia ;)
PK26 Pomnik
Z poprzedniego punktu rowery sprowadzamy na plecach. Przesadziliśmy ze skrótem i tak wyszło. Najważniejsze, że dotarliśmy tam gdzie chcieliśmy, straciliśmy wysokość i możemy znowu zacząć się wspinać :)
Na punkcie pełen wypas. Woda, ciastka i bachory ujeżdżające quada. Huczy i jebie spalinami. Do tego kretyńsko uśmiechnięty ojciec jednego z dzieciaków patrzący na to wszystko. Niby członek ekipy obsługującej rajd, a debil. No ale tak bywa.
PK14 Skrzyżowanie dróg
Ten punkt to akademicki przykład tego czego na rajdach na orientację należy się wystrzegać. Czyli przede wszystkim nie patrzeć na innych, nie słuchać co mówią, nie patrzeć gdzie jadą.
Na początek odjeżdża nam Chris. My skręcamy w prawy i zamierzamy atakować punkt od strony doliny Będowskiej, on chyba zamierza zaatakować go z góry. Jak już zjeżamy w dolinę i skręcamy w „odpowiednią” przecinkę spotykamy pierwszego zawodnika, który twierdzi, że „to nie może być tu, bo był i na górze i na dole i nic tu nie ma”. Niezrażeni wjeżdżamy wyżej po to by spotkać kolejnych zawodników przekonanych, że „coś tu się nie zgadza, bo nie ma ani punktu, ani nawet drogi jak na mapie”. Ich też olewamy i jedziemy dalej. Wyjeżdżamy na polanę, określamy naszą pozycję, odbijamy na południe i wjeżdżamy prosto na punkt :)
Trochę gorzej było ze zjazdem z niego, bo wybraliśmy ścieżkę, która się nagle skończyła i trzeba było znowu zjeżdżać na dupach między drzewami z rowerami w łapach, ale po pierwsze nie tylko my tak pojechaliśmy, po drugie wyszło rzeczywiście „na skróty” :)
PK13 Zagłębienie terenu
Nie jest dobrze. Albo zaliczamy trzynastkę albo mieścimy się w limicie czasu. Innej opcji nie ma. Ponieważ na Odysei jest dość specyficzna punktacja zgodnie, z którą za każdy nie zaliczony punkt naliczana jest określona na karcie startowej kara czasowa, obliczamy sobie, że bardziej nam się opłaca zaliczyć trzynastkę i dostać karę niż ją ominąć. Trzynastkę, nie karę, of kors. Podjeżdżamy zatem po raz setny dzisiaj pod kolejną górę i szukamy zagłębienia terenu. Znajdujemy ich kilka, a w jednym znajdujemy nawet całkiem ładną lodówkę, ale cały czas to nie jest to właściwe zagłębienie. Poświęcamy na poszukiwania jakieś 15 minut, aż w końcu przełykamy gorycz porażki i ruszamy w stronę mety.
PK27 Drzewo przy strumyku
Tak naprawdę to nie jedziemy na ten punkt tylko do mety drogą, przy której ten punkt kiedyś był. Limit czasu dla tego PK to 17:30, czyli mniej więcej ta godzina, o której ruszyliśmy z PK13. Normalnie aż boli. Mamy opóźnienie i drugi niezaliczony punkt z karą czasową. Do tego jeszcze chwilę błądzimy, robi się ciemno i zimno.
META
Na metę docieramy 14 minut po limicie czasu. Kara za dwa niezaliczone punkty i jeszcze to spóźnienie powodują, że zajmujemy 7. pozycję na 10 klasyfikowanych drużyn. Czyli dosyć słabo. No ale to w końcu nasz pierwszy drużynowy start, więc dopiero się uczymy. Za to jeśli chodzi o regenerację i integrację po wyścigu…
Nie mam żadnych wątpliwości. Jesteśmy najlepsi ;)
1. Che,
2. Ja.
Razem stanowimy zespół o nazwie WPISZ NAZWĘ DRUŻYNY.
Taki zespół mieści się w kategorii mix i jest klasyfikowany oddzielnie.
Takeśmy to sobie sprytnie wymyślili.
Plan na łikend mamy prosty: integracja, jeżdżenie, integracja, jeżdżenie :)
Zaczynamy towarzysko, bo ekipę Skierniewicką spotykamy już w Częstochowie w takim korku, że jest kupa czasu na pogaduchy, nawet jeśli wymaga to darcia ryja przez okno samochodu :)
Na miejscu jest tylko lepiej. Spotykamy DJK71 i Amigę (też jadą w miksie ;) oraz kilka innych ciekawych postaci, nawiedzamy lokalny bar i doprowadzamy się do stanu warzywnego. Jest to o tyle wygodne, że nocując w sali z większą ilością osób występuje problem chrapania. Problem ten oczywiście występuje zawsze u innych, a nie u nas, ale rozwiązać go można na dwa sposoby.
Rozwiązanie nr 1: Zasnąć jako pierwszy i liczyć na swój kiepski słuch.
Rozwiązanie nr 2: Nie tyle zasnąć, co paść w trybie warzywnym i ocknąć się rano.
Którą opcję wybraliśmy napisałem powyżej, powtarzać nie będę.
Nocleg w sali do języka niemieckiego też zrobił swoje. Zamiast na start, rano udajemy się na sztart ;)
SZTART :)
Organizacyjnie ciężko się do czegoś przyczepić. Nie jest to ten rozmach co na MTBO, ale nie ma też żadnych wpadek, jest zajebista atmosfera, zajebiste towarzystwo, zajebista pogoda i nasza drużyna też jest zajebista.
I ma zajebistą nazwę.
Chyba polubiłem słowo zajebistość.
PK24 Droga leśna
Zaraz po starcie ustalamy z ChrisEM, że jedziemy razem. Ten układ zesrał się jakieś 2 minuty później, kiedy to okazało się, że Chris z sobie znanych tylko powodów z nami nie wyruszył.
Droga do PK24 to męka. Niby asfalt, ale ostro pod górę i kręci się ciężko. Ewidentnie zaszkodziła nam zarówno tocząca nas od tygodnia grypa jak i trudy integracji. Nawigacyjnie wyszło nieźle. Odbijamy we właściwą przecinkę, podziwiamy widok na kopalnię odkrywkową i rozdziewiczamy kartę startową.
Fajnie, ale kopalnia w Bełchatowie fajniejsza.© Niewe
PK25 Krzyż
Na każdym oriencie musi być jakiś krzyż albo i kilka. Taka moda. Z poprzedniego punktu zjeżdżamy trochę na rympał przez ruiny jakiegoś sanktuarium i przekraczając jakiś strumyk. Potem trochę asfaltu i za chwilę znowu oramy polną drogą pod górę.
Gdzie jest krzyż?© Niewe
Paradoksalnie z tego punktu trudniej było zjechać w stronę następnego niż do niego dotrzeć.
PK21 Skrzyżowanie dróg
Nie pamiętam, więc nie będę się wysilał :)
PK20 Skrzyżowanie dróg
Jak widać powyżej punkty nie mają specjalnie oryginalnych opisów :) Na ten punkt dotrzeć było o tyle łatwo, że położony był przy zielonym szlaku pieszym, a mapa miała naniesioną warstwę turystyczną. Po drodze fajny widok na kościół położony na wysokim wzgórzu pośrodku wsi. Niestety zdjęcie wyszło słabo, więc pozostaje pamięciówa ;
PK19 Źródło
Choć trochę innymi drogami niż na mapie to w okolice samego punktu udało nam się dostać zadziwiająco łatwo. Niestety na miejscu jest już trudniej. Porzucamy rowery i schodzimy nad potok znaleźć lampion, który okazał się schowany sprytnie za drzewem na zboczu. Na tyle sprytnie, że zeszło nam się z 10 minut na spacery wzdłuż i w poprzek potoku.
PK18 Skrzyżowanie dróg
Znowu skrzyżowanie tym razem dla odmiany na dawnej pustyni Starczynowskiej. Pustynia może i dawna, ale piach aktualny.
Nasza karawana idzie dalej.© Niewe
Nawigacyjnie punkt banalny. Tylko łapa trochę boli, bo po drodze przygrzałem w brzózkę i zaliczyłem lot przez kierę co niezwykle ubawiło Che :).
PK17 Skrzyżowanie drogi i przecinki
Powoli zaczyna do nas docierać, że lekko to dzisiaj nie będzie. Niby Jura to nie są prawdziwe góry, ale interwałowy charakter trasy potrafi dać w dupę. Na PK17 rowery, na przykład, pchamy. I nie jest lekko. Z przeciwka nadjeżdża Marcin, którego poznałem w zeszłym tygodniu. Po trekkingu z koszyczkiem nie ma śladu. Teraz jest piękny KTM i odpowiednio do tego dobrany strój. Jazda na orientację wciąga :)
PK22 Skraj lasu
Zjeżdżamy do wsi o wdzięcznej nazwie Gorenice i zawijamy do sklepu na mały popas. Kończy nam się picie, jesteśmy głodni i mamy coś na kształt kaca. Wysłana po zakupy Che najpierw dopytuje się czy mają w asortymencie małe piwka, a potem wraca z Żubrem pojemności 0,66l. W sumie jak na żubra to rzeczywiście mały :)
W międzyczasie sklep nawiedza też jak zwykle zadowolona z życia Syla. Mamy czas na pogaduchy i afirmację życia. Za płotem, po szosie co jakiś czas przemykają ci, którzy takich chwil nie doceniają :)
Wszystko co dobre jednak musi w końcu jednak zostać zastąpione czymś jeszcze lepszym i ostatecznie nażarci i napojeni ruszamy na wschód odbić prawie, że banalny nawigacyjnie punkt numer 22. „Prawie że” bo początkowo szukaliśmy go jakieś 50 metrów za wcześnie i straciliśmy na to całe 6 minut :)
PK23 Skała, Pd. Podnóże
Na ten punkt zgodnie z mapą prowadzi prosta droga od północy z wymienionej już wcześniej wsi Gorenice. Na tą prostą drogą nie jest jednak łatwo trafić. Trochę krążymy po asfalcie aż w końcu wbijamy się między gospodarstwa tylko po to by za chwilę utknąć na ugorze. Droga się skończyła, a odległość za duża na to żeby iść na azymut. Wracamy zatem do wsi i postanawiamy zaatakować punkt od wschodu. Teoretycznie najeżdżamy na miejsce całkiem sprawnie, ale na miejscu skał w cholerę i trzeba biegać bez roweru. Chwilę to trwa, ale ostatecznie znajduję punkt troszkę poniżej miejsca, w którym porzuciliśmy rowery.
PK16 Skrzyżowanie ścieżek
Chyba mam jakieś uczulenie na słowo „skrzyżowanie”, bo znowu nie za bardzo pamiętam co tam się działo po drodze. Ale to chyba w tej właśnie okolicy napotkaliśmy taki fajny widok.
Na żywo robiło to dużo większe wrażenie. Poważka.© Niewe
PK15 Róg młodnika
Gdzieś w drodze na ten punkt spotkaliśmy Chrisa. Tego co to miał jechać z nami. Z zemsty, że go zostawiliśmy postanowił mi rozjechać moją ulubioną Che.
To nie do końca to zdjęcie, ale nie chce mi się już ładować kolejnego.© Niewe
Nie zająłem się nim tylko dlatego, że skupiłem się na podziwianiu krajobrazu.
Jest tak pięknie, że aż wrzucam zdjęcie Barta, który może i nie umie zrobić śniadania, ale za to robi zajebiste zdjęcia ;)
O w mordę, jak pięknie.© Niewe
PK26 Pomnik
Z poprzedniego punktu rowery sprowadzamy na plecach. Przesadziliśmy ze skrótem i tak wyszło. Najważniejsze, że dotarliśmy tam gdzie chcieliśmy, straciliśmy wysokość i możemy znowu zacząć się wspinać :)
Na punkcie pełen wypas. Woda, ciastka i bachory ujeżdżające quada. Huczy i jebie spalinami. Do tego kretyńsko uśmiechnięty ojciec jednego z dzieciaków patrzący na to wszystko. Niby członek ekipy obsługującej rajd, a debil. No ale tak bywa.
PK14 Skrzyżowanie dróg
Ten punkt to akademicki przykład tego czego na rajdach na orientację należy się wystrzegać. Czyli przede wszystkim nie patrzeć na innych, nie słuchać co mówią, nie patrzeć gdzie jadą.
Na początek odjeżdża nam Chris. My skręcamy w prawy i zamierzamy atakować punkt od strony doliny Będowskiej, on chyba zamierza zaatakować go z góry. Jak już zjeżamy w dolinę i skręcamy w „odpowiednią” przecinkę spotykamy pierwszego zawodnika, który twierdzi, że „to nie może być tu, bo był i na górze i na dole i nic tu nie ma”. Niezrażeni wjeżdżamy wyżej po to by spotkać kolejnych zawodników przekonanych, że „coś tu się nie zgadza, bo nie ma ani punktu, ani nawet drogi jak na mapie”. Ich też olewamy i jedziemy dalej. Wyjeżdżamy na polanę, określamy naszą pozycję, odbijamy na południe i wjeżdżamy prosto na punkt :)
Trochę gorzej było ze zjazdem z niego, bo wybraliśmy ścieżkę, która się nagle skończyła i trzeba było znowu zjeżdżać na dupach między drzewami z rowerami w łapach, ale po pierwsze nie tylko my tak pojechaliśmy, po drugie wyszło rzeczywiście „na skróty” :)
PK13 Zagłębienie terenu
Nie jest dobrze. Albo zaliczamy trzynastkę albo mieścimy się w limicie czasu. Innej opcji nie ma. Ponieważ na Odysei jest dość specyficzna punktacja zgodnie, z którą za każdy nie zaliczony punkt naliczana jest określona na karcie startowej kara czasowa, obliczamy sobie, że bardziej nam się opłaca zaliczyć trzynastkę i dostać karę niż ją ominąć. Trzynastkę, nie karę, of kors. Podjeżdżamy zatem po raz setny dzisiaj pod kolejną górę i szukamy zagłębienia terenu. Znajdujemy ich kilka, a w jednym znajdujemy nawet całkiem ładną lodówkę, ale cały czas to nie jest to właściwe zagłębienie. Poświęcamy na poszukiwania jakieś 15 minut, aż w końcu przełykamy gorycz porażki i ruszamy w stronę mety.
PK27 Drzewo przy strumyku
Tak naprawdę to nie jedziemy na ten punkt tylko do mety drogą, przy której ten punkt kiedyś był. Limit czasu dla tego PK to 17:30, czyli mniej więcej ta godzina, o której ruszyliśmy z PK13. Normalnie aż boli. Mamy opóźnienie i drugi niezaliczony punkt z karą czasową. Do tego jeszcze chwilę błądzimy, robi się ciemno i zimno.
META
Na metę docieramy 14 minut po limicie czasu. Kara za dwa niezaliczone punkty i jeszcze to spóźnienie powodują, że zajmujemy 7. pozycję na 10 klasyfikowanych drużyn. Czyli dosyć słabo. No ale to w końcu nasz pierwszy drużynowy start, więc dopiero się uczymy. Za to jeśli chodzi o regenerację i integrację po wyścigu…
Nie mam żadnych wątpliwości. Jesteśmy najlepsi ;)
Kategoria RJnO
Komentarze
chrisEM | 11:37 środa, 17 października 2012 | linkuj
Piast. Z Okocimia. Ale zimny jest OK. Szczególnie w Świeradowie na IWW. A jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. O pieniądze na piwo :)
djk71 | 11:16 środa, 17 października 2012 | linkuj
Ale o co chodzi? Co to za impreza? I skąd ten Piast?
amiga | 11:06 środa, 17 października 2012 | linkuj
Światna zabawa, miło was było spotkać i nieco zintegrować :)
djk71 | 10:46 środa, 17 października 2012 | linkuj
Ale o co chodzi? Co to za impreza? I skąd ten Piast?
chrisEM | 10:29 środa, 17 października 2012 | linkuj
Ma dwie piasty a w Świeradowie się nie podzielił i trzeba było kupić pięć.
chrisEM | 10:07 środa, 17 października 2012 | linkuj
Coś tu miałem więcej napisać, ale mi trawnik zalało bo dachu nie zamknąłem i teraz mam pełne ręce roboty.
Odnośnie OJ - było git i niezwykle sympatycznie. No szkoda, że się zgubiłem już na początku bo może i jakiego Piasta byśmy znaleźli.
A te chłodnie kominowe widziane z jakiejś wieski też mnie zatrzymały na zdjęcie.
Komentuj
Odnośnie OJ - było git i niezwykle sympatycznie. No szkoda, że się zgubiłem już na początku bo może i jakiego Piasta byśmy znaleźli.
A te chłodnie kominowe widziane z jakiejś wieski też mnie zatrzymały na zdjęcie.