Info
Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Październik1 - 7
- 2013, Wrzesień8 - 7
- 2013, Sierpień3 - 2
- 2013, Czerwiec12 - 57
- 2013, Maj7 - 5
- 2013, Kwiecień10 - 37
- 2013, Marzec12 - 59
- 2013, Luty3 - 19
- 2013, Styczeń1 - 14
- 2012, Grudzień3 - 18
- 2012, Listopad3 - 39
- 2012, Październik8 - 72
- 2012, Wrzesień14 - 98
- 2012, Sierpień6 - 53
- 2012, Lipiec12 - 66
- 2012, Czerwiec11 - 139
- 2012, Maj12 - 152
- 2012, Kwiecień9 - 112
- 2012, Marzec3 - 34
- 2012, Luty9 - 71
- 2012, Styczeń8 - 93
- 2011, Grudzień8 - 78
- 2011, Listopad7 - 80
- 2011, Październik6 - 43
- 2011, Wrzesień11 - 128
- 2011, Sierpień10 - 77
- 2011, Lipiec12 - 103
- 2011, Czerwiec7 - 79
- 2011, Maj17 - 181
- 2011, Kwiecień12 - 176
- 2011, Marzec3 - 3
- 2011, Luty5 - 3
- 2011, Styczeń3 - 19
- 2010, Grudzień3 - 13
- 2010, Listopad4 - 8
- 2010, Październik4 - 13
- 2010, Wrzesień8 - 15
- 2010, Sierpień7 - 2
- 2010, Lipiec9 - 6
- 2010, Czerwiec12 - 28
- 2010, Maj7 - 21
- 2010, Kwiecień11 - 35
- 2010, Marzec3 - 3
- 2010, Luty2 - 1
- 2010, Styczeń6 - 4
- 2009, Grudzień5 - 6
- 2009, Listopad4 - 4
- 2009, Październik4 - 17
- 2009, Wrzesień6 - 19
- 2009, Sierpień10 - 6
- 2009, Lipiec5 - 9
Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2011
Dystans całkowity: | 1005.85 km (w terenie 575.70 km; 57.24%) |
Czas w ruchu: | 48:36 |
Średnia prędkość: | 20.70 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.40 km/h |
Suma podjazdów: | 2160 m |
Suma kalorii: | 26825 kcal |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 59.17 km i 2h 51m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
4.91 km
1.50 km teren
00:22 h
13.39 km/h:
Maks. pr.:29.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Żarcie dla borsuka
Sobota, 14 maja 2011 · dodano: 14.05.2011 | Komentarze 2
Taki oto borsuk się do mnie przypałętał.
Taki niewielki, a żre jak owczarek podhalański albo jak mój brat. Bez umiaru i łapczywie :)
No i do domu się ciągle pakuje. A jak mu grzecznie zwracam uwagę żeby "wyszedł" to mamrocze coś pod nosem. No kuźwa pyskaty taki.
W każdym razie po tym jak mi zeżarł szynkę sztabową z Krakowskiego Kredensu (39,99zł/kg) i parówki oficerskie też z KK, ale nie pamiętam po ile :) stwierdziłem, że to jednak przesada karmić kota jak więźniów w RP. Jeszcze trochę i zacznie się domagać telewizji albo miękkich widzeń.
Przyczepiłem więc do roweru moją jeszcze chwilowo nielegalną przyczepkę i pojechaliśmy z Hanią pogapić się na sklepową w Zaborowie i przy okazji kupić coś temu darmozjadowi ;)
No i plac zabaw też był grany, jakże by inaczej.
Borsuk z Wiktorowa© Niewe
Taki niewielki, a żre jak owczarek podhalański albo jak mój brat. Bez umiaru i łapczywie :)
No i do domu się ciągle pakuje. A jak mu grzecznie zwracam uwagę żeby "wyszedł" to mamrocze coś pod nosem. No kuźwa pyskaty taki.
W każdym razie po tym jak mi zeżarł szynkę sztabową z Krakowskiego Kredensu (39,99zł/kg) i parówki oficerskie też z KK, ale nie pamiętam po ile :) stwierdziłem, że to jednak przesada karmić kota jak więźniów w RP. Jeszcze trochę i zacznie się domagać telewizji albo miękkich widzeń.
Przyczepiłem więc do roweru moją jeszcze chwilowo nielegalną przyczepkę i pojechaliśmy z Hanią pogapić się na sklepową w Zaborowie i przy okazji kupić coś temu darmozjadowi ;)
Hania z dumą prezentuje swoją karocę© Niewe
No i plac zabaw też był grany, jakże by inaczej.
Kategoria Hania
Dane wyjazdu:
66.00 km
20.00 km teren
03:03 h
21.64 km/h:
Maks. pr.:50.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:145 m
Kalorie: 2027 kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Standard przed maratonem
Piątek, 13 maja 2011 · dodano: 14.05.2011 | Komentarze 3
Zaczynam nie nadążać z wpisami. ZATEM albo za dużo jeżdżę, albo mam za mało czasu na siądnięcie do kompa. Albo tak zwana superpozycja czyli jedno i drugie. Albo superekstrapozycja czyli jedno i drugie i jeszcze ta superpozycja. Można się zapętlić, a nie przybliża mnie to do wyjścia na prostą z wpisami.
ZATEM do rzeczy. Czy też do brzegu, jak mawia taka jedna czym mnie niezmiernie bawi ;)
Pojechaliśmy z Gorem do biura Mazovi powiedzieć, żeby na nas czekali z tym całym Legionowem, bo na bank będziemy.
A potem pod rurę na jedno i o dziwo na jednym się skończyło :)
Bo jeszcze do Samiry trzeba było jechać, a głupio tak trochę po pijaku by było przez całe miasto. Goro na wieść o tym, że znowu jedziemy do Samiry zareagował gwałtownym:
I CO?! MOŻE MI POWIESZ, ŻE SAM BĘDZIESZ TE PLACKI WPIE$%&AŁ?!
Pewnie, że nie sam ty zazdrośniku jeden :)
Po drodze zupełnie przypadkowo spotykamy CheEvarę, która jak już wiadomo zajebista jest :)
A potem jeszcze był grany Bemol (oldskulowa speluna na Bemowie) i włóczęga po nocy przez lasy na wiochę. Ale sam placków nie wpie#$%łem ;)
ZATEM do rzeczy. Czy też do brzegu, jak mawia taka jedna czym mnie niezmiernie bawi ;)
Pojechaliśmy z Gorem do biura Mazovi powiedzieć, żeby na nas czekali z tym całym Legionowem, bo na bank będziemy.
A potem pod rurę na jedno i o dziwo na jednym się skończyło :)
Bo jeszcze do Samiry trzeba było jechać, a głupio tak trochę po pijaku by było przez całe miasto. Goro na wieść o tym, że znowu jedziemy do Samiry zareagował gwałtownym:
I CO?! MOŻE MI POWIESZ, ŻE SAM BĘDZIESZ TE PLACKI WPIE$%&AŁ?!
Pewnie, że nie sam ty zazdrośniku jeden :)
Po drodze zupełnie przypadkowo spotykamy CheEvarę, która jak już wiadomo zajebista jest :)
A potem jeszcze był grany Bemol (oldskulowa speluna na Bemowie) i włóczęga po nocy przez lasy na wiochę. Ale sam placków nie wpie#$%łem ;)
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
33.50 km
31.00 km teren
01:52 h
17.95 km/h:
Maks. pr.:35.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:157 m
Kalorie: 785 kcal
Rower:Kona Caldera
Scrubby się ruszył...
Środa, 11 maja 2011 · dodano: 11.05.2011 | Komentarze 6
I dostałem od niego SMSa "18:20?"
Ponieważ nie chciałem wyjść na łatwego, odpisałem "później, 18:30" ;)
Przypałętał się też Goro i pojechaliśmy sobie do Kampinosu. Po drodze Maciek opowiedział mi mniej więcej jak wyglądał nasz sobotni koncert Kultu. Fajnie, bo teraz widzę, że wielu rzeczy nie zarejestrowałem :)
Zajechaliśmy też do Kampinówki na jedno duże, skąd wyszliśmy natychmiast po wypiciu drugiego. Potem już tylko czułe pożegnanie i Goro wraca do stolicy, a my odpalamy nasze chińskie lampki i pożarówką napieramy do domu. Maćkowi znowu siadł stycznik w lampce i co chwila zmieniał mu się tryb świecenia. Kuźwa tryb strobo w lesie przy ponad tysiącu generowanych lumenów może doprowadzić do padaczki. Naprawiłbym mu to chętnie, ale ostatni raz jak przyszedł do mnie na serwis lampek, to obaj musieliśmy wziąć rano urlop na żądanie. Zwycięża więc rozsądek nad głupotą i brawurą i odkładamy to na kiedy indziej.
Ponieważ nie chciałem wyjść na łatwego, odpisałem "później, 18:30" ;)
Przypałętał się też Goro i pojechaliśmy sobie do Kampinosu. Po drodze Maciek opowiedział mi mniej więcej jak wyglądał nasz sobotni koncert Kultu. Fajnie, bo teraz widzę, że wielu rzeczy nie zarejestrowałem :)
Zajechaliśmy też do Kampinówki na jedno duże, skąd wyszliśmy natychmiast po wypiciu drugiego. Potem już tylko czułe pożegnanie i Goro wraca do stolicy, a my odpalamy nasze chińskie lampki i pożarówką napieramy do domu. Maćkowi znowu siadł stycznik w lampce i co chwila zmieniał mu się tryb świecenia. Kuźwa tryb strobo w lesie przy ponad tysiącu generowanych lumenów może doprowadzić do padaczki. Naprawiłbym mu to chętnie, ale ostatni raz jak przyszedł do mnie na serwis lampek, to obaj musieliśmy wziąć rano urlop na żądanie. Zwycięża więc rozsądek nad głupotą i brawurą i odkładamy to na kiedy indziej.
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
41.20 km
40.00 km teren
02:15 h
18.31 km/h:
Maks. pr.:38.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:260 m
Kalorie: 1151 kcal
Rower:Kona Caldera
Rozmiar 29 :)
Sobota, 7 maja 2011 · dodano: 08.05.2011 | Komentarze 2
Poznałem dzisiaj kolejnych chlorów od Radka - Adama i Benka. Chcieli pohulać po Kampinosie, więc udostępniłem bezpłatne dozorowane miejsce parkingowe (nie odpowiadam ostry zapach kocich znaków, jakby co) i posłużyłem za przewodnika.
Pojechaliśmy we czterech pokręcić się po okolicach Palmir i Roztoki.
Na Palmirskich górkach zamieniamy się rowerami. Adam przytargał karbonowe cudo z pełną amortyzacją więc muszę je sprawdzić, a tam jest gdzie :)
Ale nie to jest najciekawsze, bo fullem to już w sumie jeździłem. Ten jest oryginalny, bo ma koła w rozmiarze 29 cali. Tego jeszcze nie próbowałem :)
Iiii... kurwa, ale super!
Za przeproszeniem.
Najfajniej idzie to to przez piach, a że na Mazowszu tego nie brakuje, to zaczyna we mnie myśl dojrzewać...
Jak będzie w tym roku BGŻ promka to chyba pozbędę się troszkę aktywów :)
W czasie kiedy ja się onanizowałem karbonem, Benek "zaebał" dynią tak, że zapomniał jak się nazywa. To przygoda numer 1 dzisiaj.
Druga była w Cygańskich Górach. Okazuje się, że nawet w rowerze za milion dolarów w róznych walutach, a głównie w złotówkach potrafi strzelić łańcuch. :)
Swoją drogą to ciekawe, że byłem tam jedyną osobą ze skuwaczem i podstawową wiedzą do czego on służy.
No i bylismy na piwie w Roztoce :)
Pojechaliśmy we czterech pokręcić się po okolicach Palmir i Roztoki.
Na Palmirskich górkach zamieniamy się rowerami. Adam przytargał karbonowe cudo z pełną amortyzacją więc muszę je sprawdzić, a tam jest gdzie :)
Ale nie to jest najciekawsze, bo fullem to już w sumie jeździłem. Ten jest oryginalny, bo ma koła w rozmiarze 29 cali. Tego jeszcze nie próbowałem :)
Iiii... kurwa, ale super!
Za przeproszeniem.
Najfajniej idzie to to przez piach, a że na Mazowszu tego nie brakuje, to zaczyna we mnie myśl dojrzewać...
Jak będzie w tym roku BGŻ promka to chyba pozbędę się troszkę aktywów :)
W czasie kiedy ja się onanizowałem karbonem, Benek "zaebał" dynią tak, że zapomniał jak się nazywa. To przygoda numer 1 dzisiaj.
Druga była w Cygańskich Górach. Okazuje się, że nawet w rowerze za milion dolarów w róznych walutach, a głównie w złotówkach potrafi strzelić łańcuch. :)
Szkoła skuwania ;)© Niewe
Swoją drogą to ciekawe, że byłem tam jedyną osobą ze skuwaczem i podstawową wiedzą do czego on służy.
No i bylismy na piwie w Roztoce :)
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
3.19 km
1.50 km teren
00:27 h
7.09 km/h:
Maks. pr.:22.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Prawdziwa wyprawa
Czwartek, 5 maja 2011 · dodano: 08.05.2011 | Komentarze 18
Wyruszyłem z Hanną na prawdziwą wyprawę :)
Do sklepu w Zaborowie. Niby mam też sklep bliżej, ale:
1. Miała być wyprawa, więc musi być dalej
2. W Zaborowie pani w sklepie jest ładna :)
Hanna na swoim trójkołowcu pokonała ponad kilometr!! Biorąc pod uwagę fakt, że dla niej każda połamana płytka chodnikowa (a u nas są tylko takie) to jak korzeń w Kampinosie, a każdy wyjazd bramowy to najpierw downhill, a potem wspinaczka, to jestem z niej cholernie dumny :)
Jak ktoś uważa inaczej, to jego nieprzychylne komentarze będą bezzwłocznie usuwane. Wolność słowa też ma kurde swoje granice.
Aaaa no i usłyszeć od córki "taaato, ale ty masz dużo siły!!" jest miło :)
Powrót już w przyczepce z rowerkiem przytroczonym do bagażnika, o czym zresztą szybko zapomniałem i teraz mamy na wsi jedną latarnię mniej ;)
Jak jej nie zaskoczę to zawsze mi takie miny strzela do aparatu.
Do sklepu w Zaborowie. Niby mam też sklep bliżej, ale:
1. Miała być wyprawa, więc musi być dalej
2. W Zaborowie pani w sklepie jest ładna :)
Wyprawa do sklepu© Niewe
Hanna na swoim trójkołowcu pokonała ponad kilometr!! Biorąc pod uwagę fakt, że dla niej każda połamana płytka chodnikowa (a u nas są tylko takie) to jak korzeń w Kampinosie, a każdy wyjazd bramowy to najpierw downhill, a potem wspinaczka, to jestem z niej cholernie dumny :)
Jak ktoś uważa inaczej, to jego nieprzychylne komentarze będą bezzwłocznie usuwane. Wolność słowa też ma kurde swoje granice.
Aaaa no i usłyszeć od córki "taaato, ale ty masz dużo siły!!" jest miło :)
Powrót już w przyczepce z rowerkiem przytroczonym do bagażnika, o czym zresztą szybko zapomniałem i teraz mamy na wsi jedną latarnię mniej ;)
Piesek obwąchuje rowerek© Niewe
Jak jej nie zaskoczę to zawsze mi takie miny strzela do aparatu.
Kategoria Hania
Dane wyjazdu:
94.00 km
86.00 km teren
04:52 h
19.32 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:471 m
Kalorie: 3037 kcal
Rower:Kona Caldera
Mazovia Sierpc
Wtorek, 3 maja 2011 · dodano: 04.05.2011 | Komentarze 7
Do Sierpca wybraliśmy się we troje. CheEvara, Goro i Ja :) Zazwyczaj śmigamy z Gorem na mega, ale damskie towarzystwo sprawiło, że kurka głupio tak jakoś.. ;)
Che na giga, a my jak dzieci?
No to pojechalim Giga. Niestety każde z innego sektora, więc na trasie nijak nie mogłem się zorientować jak daleko mam do nich :/
Na początek mały zonk.
Poprzednie sektory przeleciały, a my kiblujemy podczas gdy przybywa ludzi z dalszych sektorów. Łącznie stałem coś pod 1,5 minuty, bo pociąg zwalniał przed kolejnym przejazdem. Trochę to wypacza sens rywalizacji, ale trudno.
Trasa mimo narzekań wielu, że nudna, że piaszczysta ;) mi się podobała. Było sporo ubitych duktów leśnych, były jeziorka, stawy, bagna. Jednym słowem: ładnie było :) Oszczędzałem siły na giga, ale chyba przesadziłem, bo na rozjeździe nie czułem się nawet odrobinę zmęczony. Na Giga skręca nas czterech. Pierwszego gościa gubimy na pierwszym podjeździe, drugiego chwilę potem na piaszczystej sekcji. Zostaję sam z jakimś jegomościem co jedzie jakieś 10metrów za mną. Zwalniam więc w nadziei na stworzenie małego pociągu i krzyczę "dawaj gościu na koło" Na co "gościu" mnie dogania i wyprzedzając mówi "jakie dawaj, ja mam 60 lat młodzieńcze" :) Lubię go, dawno nikt do mnie nie mówił "młodzieńcze". W każdym razie chyba poczuł się urażony, bo narzucił takie tempo, że nie utrzymałem koła. Jego chyba też to jednak przerosło, bo na bufecie się zatrzymał, a ja pognałem dalej do samiuśkiego końca trasu już sam jak okiem sięgnąć. Trochę słaba taka jazda. Tłumów nie lubię, ale samemu na maratonie to jednak troszkę kiszka.
Jak wjeżdżam na metę to widzę, że Che i Goro już walą darmowe browarki. Kuźwa znowu mi dołożyli po parę minut. Oboje. Jedyna pociecha, że Che dołożyła też Gorowi :)
Che na giga, a my jak dzieci?
No to pojechalim Giga. Niestety każde z innego sektora, więc na trasie nijak nie mogłem się zorientować jak daleko mam do nich :/
Na początek mały zonk.
Czekamy na pociąg© Niewe
Poprzednie sektory przeleciały, a my kiblujemy podczas gdy przybywa ludzi z dalszych sektorów. Łącznie stałem coś pod 1,5 minuty, bo pociąg zwalniał przed kolejnym przejazdem. Trochę to wypacza sens rywalizacji, ale trudno.
Trasa mimo narzekań wielu, że nudna, że piaszczysta ;) mi się podobała. Było sporo ubitych duktów leśnych, były jeziorka, stawy, bagna. Jednym słowem: ładnie było :) Oszczędzałem siły na giga, ale chyba przesadziłem, bo na rozjeździe nie czułem się nawet odrobinę zmęczony. Na Giga skręca nas czterech. Pierwszego gościa gubimy na pierwszym podjeździe, drugiego chwilę potem na piaszczystej sekcji. Zostaję sam z jakimś jegomościem co jedzie jakieś 10metrów za mną. Zwalniam więc w nadziei na stworzenie małego pociągu i krzyczę "dawaj gościu na koło" Na co "gościu" mnie dogania i wyprzedzając mówi "jakie dawaj, ja mam 60 lat młodzieńcze" :) Lubię go, dawno nikt do mnie nie mówił "młodzieńcze". W każdym razie chyba poczuł się urażony, bo narzucił takie tempo, że nie utrzymałem koła. Jego chyba też to jednak przerosło, bo na bufecie się zatrzymał, a ja pognałem dalej do samiuśkiego końca trasu już sam jak okiem sięgnąć. Trochę słaba taka jazda. Tłumów nie lubię, ale samemu na maratonie to jednak troszkę kiszka.
Jak wjeżdżam na metę to widzę, że Che i Goro już walą darmowe browarki. Kuźwa znowu mi dołożyli po parę minut. Oboje. Jedyna pociecha, że Che dołożyła też Gorowi :)
Kategoria Zawody
Dane wyjazdu:
71.20 km
35.00 km teren
03:20 h
21.36 km/h:
Maks. pr.:49.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Caldera
Się pojechało, to wypada i wrócić
Niedziela, 1 maja 2011 · dodano: 01.05.2011 | Komentarze 3
W zasadzie tytuł powinien brzmieć "Śniadanie mistrzów", bo śniadanie było rzeczywiście mistrzowskie. Głód węglowodanów po wczorajszej wycieczce i integracji był spory. Na tyle spory, że na śniadanie były trzy kiełbasy z ogniska, trzy jajka na twardo, pasztet, sałatka, cztery Perły i szampan :)
Potem drzemka i beatyfikacja czy cuś w telewizorze. Telewizor był super bo 4D. Cztery, bo nie dość, że trójwymiarowy (trzeba było przymykać jedno oko żeby obraz łapał ostrość) to jeszcze śmierdział na kilometr :) Beatyfikacja też była super. Nie przypuszczałem, że sztywny spektakl z udziałem bandy dewiantów w fikaśnych strojach może być tak zabawny, ale w tym towarzystwie okazało się to możliwe.
Niemniej...
Jak już się zregenerowaliśmy i przeczekaliśmy deszcze niespokojne, wyskoczyliśmy pośmigać po wąwozach.
Jeden był tak czadowy, że go zrobiliśmy dwa razy. Na więcej nie starczyło czasu.
Dalej w planach był obiadek w knajpie.
Swoją drogą stanowiliśmy niezły zestaw. Dwoje ludzi z ogromnym psem, dwoje z malutkim dzieckiem i dwóch brudasów z brudnymi rowerami. I co? I tylko rowerów nie chcieli wpuścić na salę. Pies znalazł sobie miejsce pod stołem, dziecko na ręku u matki, a rowery musieliśmy ukrywać za budynkiem.
Nafutrowani jak należy ruszamy do Puław w kierunku żelaznej drogi, którą udam się na zasłużony odpoczynek do domu.
Lubię podróżować koleją. Świat jakoś inaczej wygląda z perspektywy pociągu i zawsze poznam kogoś fajnego. Tym razem była to interesująca para, gdzie on śmigał góralem, a ona holendrem i jak oboje zgodnie przyznali wyprzedza go na zjazdach :) oraz totalny świr, który wracał akurat z jakiegoś zlotu takich samych świrów co sami produkują rowery. Gościu ma łącznie w domu 22!! różne rowery w tym także i takie, które po opuszczeniu specjalnej wajchy ocierają ramą lub pedałami o asfalt i krzesają iskry. Czad :)
Mniej czadowa była niespodzianka jaka mnie czekała po wyjściu z dworca w Warszawie. Kurde 3 stopnie, dobrze, że na plusie.
Zmarznięty i przysypiający napieram asfaltem do domu. Odpuszczam już sobie Kampinos na dzisiaj :)
Potem drzemka i beatyfikacja czy cuś w telewizorze. Telewizor był super bo 4D. Cztery, bo nie dość, że trójwymiarowy (trzeba było przymykać jedno oko żeby obraz łapał ostrość) to jeszcze śmierdział na kilometr :) Beatyfikacja też była super. Nie przypuszczałem, że sztywny spektakl z udziałem bandy dewiantów w fikaśnych strojach może być tak zabawny, ale w tym towarzystwie okazało się to możliwe.
Niemniej...
Jak już się zregenerowaliśmy i przeczekaliśmy deszcze niespokojne, wyskoczyliśmy pośmigać po wąwozach.
Jeden z wąwozów w Kluczborku© Niewe
Jeden był tak czadowy, że go zrobiliśmy dwa razy. Na więcej nie starczyło czasu.
Dalej w planach był obiadek w knajpie.
Swoją drogą stanowiliśmy niezły zestaw. Dwoje ludzi z ogromnym psem, dwoje z malutkim dzieckiem i dwóch brudasów z brudnymi rowerami. I co? I tylko rowerów nie chcieli wpuścić na salę. Pies znalazł sobie miejsce pod stołem, dziecko na ręku u matki, a rowery musieliśmy ukrywać za budynkiem.
Nafutrowani jak należy ruszamy do Puław w kierunku żelaznej drogi, którą udam się na zasłużony odpoczynek do domu.
Lubię podróżować koleją. Świat jakoś inaczej wygląda z perspektywy pociągu i zawsze poznam kogoś fajnego. Tym razem była to interesująca para, gdzie on śmigał góralem, a ona holendrem i jak oboje zgodnie przyznali wyprzedza go na zjazdach :) oraz totalny świr, który wracał akurat z jakiegoś zlotu takich samych świrów co sami produkują rowery. Gościu ma łącznie w domu 22!! różne rowery w tym także i takie, które po opuszczeniu specjalnej wajchy ocierają ramą lub pedałami o asfalt i krzesają iskry. Czad :)
Mniej czadowa była niespodzianka jaka mnie czekała po wyjściu z dworca w Warszawie. Kurde 3 stopnie, dobrze, że na plusie.
Zmarznięty i przysypiający napieram asfaltem do domu. Odpuszczam już sobie Kampinos na dzisiaj :)