Info
Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Październik1 - 7
- 2013, Wrzesień8 - 7
- 2013, Sierpień3 - 2
- 2013, Czerwiec12 - 57
- 2013, Maj7 - 5
- 2013, Kwiecień10 - 37
- 2013, Marzec12 - 59
- 2013, Luty3 - 19
- 2013, Styczeń1 - 14
- 2012, Grudzień3 - 18
- 2012, Listopad3 - 39
- 2012, Październik8 - 72
- 2012, Wrzesień14 - 98
- 2012, Sierpień6 - 53
- 2012, Lipiec12 - 66
- 2012, Czerwiec11 - 139
- 2012, Maj12 - 152
- 2012, Kwiecień9 - 112
- 2012, Marzec3 - 34
- 2012, Luty9 - 71
- 2012, Styczeń8 - 93
- 2011, Grudzień8 - 78
- 2011, Listopad7 - 80
- 2011, Październik6 - 43
- 2011, Wrzesień11 - 128
- 2011, Sierpień10 - 77
- 2011, Lipiec12 - 103
- 2011, Czerwiec7 - 79
- 2011, Maj17 - 181
- 2011, Kwiecień12 - 176
- 2011, Marzec3 - 3
- 2011, Luty5 - 3
- 2011, Styczeń3 - 19
- 2010, Grudzień3 - 13
- 2010, Listopad4 - 8
- 2010, Październik4 - 13
- 2010, Wrzesień8 - 15
- 2010, Sierpień7 - 2
- 2010, Lipiec9 - 6
- 2010, Czerwiec12 - 28
- 2010, Maj7 - 21
- 2010, Kwiecień11 - 35
- 2010, Marzec3 - 3
- 2010, Luty2 - 1
- 2010, Styczeń6 - 4
- 2009, Grudzień5 - 6
- 2009, Listopad4 - 4
- 2009, Październik4 - 17
- 2009, Wrzesień6 - 19
- 2009, Sierpień10 - 6
- 2009, Lipiec5 - 9
Wpisy archiwalne w kategorii
Na luzie
Dystans całkowity: | 12729.59 km (w terenie 6033.62 km; 47.40%) |
Czas w ruchu: | 625:51 |
Średnia prędkość: | 19.78 km/h |
Maksymalna prędkość: | 76.50 km/h |
Suma podjazdów: | 32883 m |
Suma kalorii: | 222087 kcal |
Liczba aktywności: | 223 |
Średnio na aktywność: | 57.08 km i 2h 53m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
22.00 km
0.00 km teren
00:53 h
24.91 km/h:
Maks. pr.:35.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 23 m
Kalorie: 766 kcal
Rower:Kona Caldera
Hu hu ha mgła jest zła, alle, fajna!
Czwartek, 3 listopada 2011 · dodano: 16.11.2011 | Komentarze 12
Gdybyśmy to my budowali centralną magistralę kolejową w Polsce to by była jednotorowa. Wyjechałem bowiem naprzeciw Che i mimo naprawdę gęstej mgły udało nam się spotkać, a nie minąć :)
Tyle.
Tyle.
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
48.00 km
30.00 km teren
02:45 h
17.45 km/h:
Maks. pr.:53.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:748 m
Kalorie: 1866 kcal
Rower:Kona Caldera
Kuuuuoooocham Was ;)
Sobota, 29 października 2011 · dodano: 16.11.2011 | Komentarze 5
Dostałem od Che propozycję nie do odrzucenia. Jedziemy do Fascika. Ty też jedziesz.
No to pojechałem :) Znaczy pojechaliśmy.
A jak pojechaliśmy to i dojechaliśmy.
A jak dojechaliśmy to się przywitaliśmy.
A jak się przywitaliśmy to rano było ciężko. To logiczne :)
Ale do rzeczy...
Skorym świtem, kiela dwunastej do Fascikowej rezydencji przybyli: Irek, Puchaty i Piotrek. Powitaliśmy się wszyscy niepasteryzowanym chlebem naszym powszednim darując już sobie sól. W tym czasie Fascik walczył z moim rowerem, który po Harpaganie znalazł się w stanie zapaści. Wymienił mi łańcuch, kasetę, nie dał jednak rady uruchomić korb. Dobrze, że mam silne nogi, to jakoś dawałem radę :)
Pod światłym przewodnictwem duetu Puchatego i Fascika zgarniając po drodze Candulę eksplorowaliśmy rewelacyjne tereny Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego.
Mi osobiście przyjemność zepsuły trochę do spółki:
- fatalny stan roweru
- fatalny stan mnie po chorobie i antybiotyku
ale wszystko wynagrodził zjazd nad moje ukochane mooooorze
I wypite nad nim browarki w zajebistym towarzystwie.
Oraz obowiązkowe nad morzem gofry
Nie zdążyłem tylko kupić sobie ciupagi.
Tak posileni (zwłaszcza Faścik, który zamiast gofra zjadł plasterek ogórka ;) wrócilim do Gdyni. A potem było już zupełnie nie rowerowo, niesportowo, ale bardzo wesoło i uczuciowo. Bo wrócił do nas Puchaty (który przedtem zmył się w niejasnych okolicznościach dla mnie niejasnych w lesie) i nas pokuuuuooooochał miłością prawdziwą, szczerą i żarliwą :D
Czad był.
PS.
Kto ma zdjęcie nas na żubrze czy co to było za stworzenie?
No to pojechałem :) Znaczy pojechaliśmy.
A jak pojechaliśmy to i dojechaliśmy.
A jak dojechaliśmy to się przywitaliśmy.
A jak się przywitaliśmy to rano było ciężko. To logiczne :)
Ale do rzeczy...
Skorym świtem, kiela dwunastej do Fascikowej rezydencji przybyli: Irek, Puchaty i Piotrek. Powitaliśmy się wszyscy niepasteryzowanym chlebem naszym powszednim darując już sobie sól. W tym czasie Fascik walczył z moim rowerem, który po Harpaganie znalazł się w stanie zapaści. Wymienił mi łańcuch, kasetę, nie dał jednak rady uruchomić korb. Dobrze, że mam silne nogi, to jakoś dawałem radę :)
Tu potrzebna jest pomoc Mechanika Rowerowego!!!© Niewe
Pod światłym przewodnictwem duetu Puchatego i Fascika zgarniając po drodze Candulę eksplorowaliśmy rewelacyjne tereny Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego.
Che z politowaniem patrzy jak inni nadal wjeżdżają ;)© Niewe
Ekipa w komplecie jeszcze przed dezercją Puchatego© Niewe
Mi osobiście przyjemność zepsuły trochę do spółki:
- fatalny stan roweru
- fatalny stan mnie po chorobie i antybiotyku
ale wszystko wynagrodził zjazd nad moje ukochane mooooorze
Labrador oczywiście musiał od razu wkitrać się do wody© Niewe
Fascik, Piotrek i Irek na jednej stali plaży© Niewe
Jak przyjdzie przypływ to będzie po rowerach, a Che morze wyrzuci na wydmy.© Niewe
I wypite nad nim browarki w zajebistym towarzystwie.
Stoją teraz w dokładnie odwrotnej kolejności niż stali na plaży. No chyba żeby patrzeć od prawej© Niewe
Oraz obowiązkowe nad morzem gofry
Ktoś zaburzył kolejność. Nawet tą odwrotną© Niewe
Nie zdążyłem tylko kupić sobie ciupagi.
Tak posileni (zwłaszcza Faścik, który zamiast gofra zjadł plasterek ogórka ;) wrócilim do Gdyni. A potem było już zupełnie nie rowerowo, niesportowo, ale bardzo wesoło i uczuciowo. Bo wrócił do nas Puchaty (który przedtem zmył się w niejasnych okolicznościach dla mnie niejasnych w lesie) i nas pokuuuuooooochał miłością prawdziwą, szczerą i żarliwą :D
Czad był.
PS.
Kto ma zdjęcie nas na żubrze czy co to było za stworzenie?
Kategoria Na luzie, Większom grupom
Dane wyjazdu:
4.60 km
0.00 km teren
00:20 h
13.80 km/h:
Maks. pr.:23.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 13 m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Owoc żywota mojego
Sobota, 22 października 2011 · dodano: 16.11.2011 | Komentarze 2
Z owocem żywota mojego Hanną wyskoczyłem na plac zabaw w Zaborowie, od którego jak twierdzi Garmin dzieli nas całe 13metrów przewyższenia.
Hanna wspina sie na zjeżdżalnię© Niewe
Dane wyjazdu:
59.00 km
39.00 km teren
02:46 h
21.33 km/h:
Maks. pr.:38.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:172 m
Kalorie: 1874 kcal
Rower:Kona Caldera
"Kawałek" jest jednostką czasu czy odległości?
Wtorek, 4 października 2011 · dodano: 05.10.2011 | Komentarze 6
Do pracy częściowo po trasie niedzielnego maratonu, a po pracy szybkie piwko na Młocinach i przez Łomianki jeszcze więcej po trasie niedzielnego maratonu. Tak jakoś wyszło. Miało być trochę inaczej, ale mnie jakoś w lesie odcięło i musiałem wyjechać do wsi poszukać kalorii. Napotkane dziewczę (nieletnie) wskazało mi dwie różne drogi do dwóch różnych sklepów. Próbowałem oszacować, który mi bardziej pasuje i się pytam:
- Ile do tego sklepu?
- Kawałek, odpowiada dziewczę.
Kurde, żeby chociaż 15 lat miała to przynajmniej mógłby z niej pożytek jakiś być. Tak też niby był, ale niewielki.
- Ile do tego sklepu?
- Kawałek, odpowiada dziewczę.
Kurde, żeby chociaż 15 lat miała to przynajmniej mógłby z niej pożytek jakiś być. Tak też niby był, ale niewielki.
Dane wyjazdu:
46.00 km
31.00 km teren
01:52 h
24.64 km/h:
Maks. pr.:35.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 85 m
Kalorie: 1555 kcal
Rower:Kona Caldera
1555 spalonych kalorii
Czwartek, 29 września 2011 · dodano: 05.10.2011 | Komentarze 7
Do pracy średnia 27km/h
Po pracy średnia niecałe 22km/h
Wygląda na to, że do pracy mi spieszno, a do domu nie :)
Po pracy średnia niecałe 22km/h
Wygląda na to, że do pracy mi spieszno, a do domu nie :)
Dane wyjazdu:
65.00 km
45.00 km teren
03:26 h
18.93 km/h:
Maks. pr.:32.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:188 m
Kalorie: 1657 kcal
Rower:Kona Caldera
Teraz Bałtyk, Baaaałtyk, Baaałtyk mi się śni...
Wtorek, 27 września 2011 · dodano: 05.10.2011 | Komentarze 7
Jak wyglądała biba przed rowerowaniem dokładnie opisała już Che. Pozostaje mi tylko nadmienić, że choć Che do lampy dosięgnąć łbem szans nie miała, to i tak starała się pozostawać zgodzie z przepisami BHP i regulaminem placówki :)
A może już się na rower szykowała?
„Wczesnym rankiem”, wzmocnieni rewelacyjną jajecznicą Adama, po składniki której wybrałem się o zgrozo! ja sam, kiedy wszyscy jeszcze spali! staczając po drodze krótki bój z miejscowym kundlem, ruszamy wzdłuż wybrzeża w kierunku latarni Stilo.
Po drodze odłącza się od nas Adam. Twierdził, że wzywają go obowiązki, ale ja myślę, że mu szkoda było po prostu tych trzech stów, skutera i co tam jeszcze, których zażyczyła sobie Che w zamian za milczenie. A muszę przyznać, że miała tego dnia taką fazę, że były chwile, ze próbowałem pożyczyć parę złotych od Radka, żeby choć na chwilę się zamknęła :)
I pięknie było tam nad tym morzem i chciałbym jeszcze.
Tylko trochę piaszczyździe, liściazdo, momentami grzązgo :)
A może już się na rower szykowała?
Białe kaski robią laski :P© Niewe
„Wczesnym rankiem”, wzmocnieni rewelacyjną jajecznicą Adama, po składniki której wybrałem się o zgrozo! ja sam, kiedy wszyscy jeszcze spali! staczając po drodze krótki bój z miejscowym kundlem, ruszamy wzdłuż wybrzeża w kierunku latarni Stilo.
Tego zdjęcia Che nie dodała, a też jest całkiem fajne© Niewe
Co tak bawi Radka?© Niewe
Po drodze odłącza się od nas Adam. Twierdził, że wzywają go obowiązki, ale ja myślę, że mu szkoda było po prostu tych trzech stów, skutera i co tam jeszcze, których zażyczyła sobie Che w zamian za milczenie. A muszę przyznać, że miała tego dnia taką fazę, że były chwile, ze próbowałem pożyczyć parę złotych od Radka, żeby choć na chwilę się zamknęła :)
I pięknie było tam nad tym morzem i chciałbym jeszcze.
Tylko trochę piaszczyździe, liściazdo, momentami grzązgo :)
Tego też u niej nie widziałem© Niewe
A skąd chlor w jeziorze???© Niewe
Radek jezd już blizgo morza, a Che jeszcze na urwizgu ;)© Niewe
To miał być epicki film jak śmiało pokonuję piach, ale Che pomyliła spusty (za przeproszeniem)© Niewe
Słona woda i piach czyli konserwacja napędów© Niewe
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
37.74 km
34.00 km teren
02:13 h
17.03 km/h:
Maks. pr.:57.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:364 m
Kalorie: 1390 kcal
Rower:Kona Caldera
Sztuka chlorofotografowania
Niedziela, 25 września 2011 · dodano: 05.10.2011 | Komentarze 5
Nie nadążając z dodawaniem zaległych wpisów sam siebie postawiłem w trudnej sytuacji, gdy wszystko opisała już Che, 200 razy przeczytał to jej psychofan Mors, a 100 razy zamierzał to skomentować Marcin, ale mu się odechciało.
Opisywać wszystko to samo, ale po swojemu? Bez sensu :)
Postanowiłem więc ujawnić zakulisowe fakty. Czyli takie „behind the scenes”. No bo czy ktoś się zastanowił jak powstaje takie arcydzieło fotografii jak „Hej nał, heeej nał” umieszczone na blogu Che?
O takie ło:
Otóż nie jest to proste i wymaga od fotografa dużego opanowania.
No bo gdy taki hejnalista Radek sięga po „trąbkę” to oczywiste jest, że w takich chwilach ręce same rwą się do tego aby się przyłączyć (gdy trąbek jest więcej) lub aby trąbkę hejnaliście wyrwać i z nią zbiec (gdy to ostatnia trąbka, a sklep zamknięty i tylko Wacek się pod nim snuje niemrawo). Tymczasem trzeba zachować zimną krew, stanąć stabilnie, ogarnąć kadr, ekspozycję, zrobić mądrą minę i w odpowiednim momencie nacisnąć migawkę aparatu. Całe szczęście, że w przypadku Radka nie ma problemu z kolejnymi dublami gdy coś nie wyjdzie :)
Postanowiłem także ujawnić jak ładnie bywało na trasie, w którą to mimo wszystko się wybraliśmy :)
Zwracam uwagę na kunszt fotografa, który pomimo tego, że poprzedniego wieczoru oraz ranka także był zapalonym hejnalistą, pomimo trzęsących się rąk, pomimo jednoczesnego objadania się jabłkiem prosto z drzewa, zdołał skomponować tak wyważony i konsekwentny w swym dwójkowym układzie kadr. Na zdjęciu są wszakże dwa drzewa, dwie koleiny, dwie łąki po dwóch stronach, a nawet dwie krawędzie pionowe i dwie poziome.
Dla równowagi dodaję też ilustrację ilustrującą :) jak zdjęć się robić nie powinno.
Troje rowerzystów (liczba pierwsza, więc trochę od czapy), przypadkowa liczba drzew, przejarane morze, niedojarane twarze.
Znak, że trzeba jechać do Holsteina na kolacje :)
Opisywać wszystko to samo, ale po swojemu? Bez sensu :)
Postanowiłem więc ujawnić zakulisowe fakty. Czyli takie „behind the scenes”. No bo czy ktoś się zastanowił jak powstaje takie arcydzieło fotografii jak „Hej nał, heeej nał” umieszczone na blogu Che?
O takie ło:
Hej nał, heeej nał!:D© CheEvara
Otóż nie jest to proste i wymaga od fotografa dużego opanowania.
No bo gdy taki hejnalista Radek sięga po „trąbkę” to oczywiste jest, że w takich chwilach ręce same rwą się do tego aby się przyłączyć (gdy trąbek jest więcej) lub aby trąbkę hejnaliście wyrwać i z nią zbiec (gdy to ostatnia trąbka, a sklep zamknięty i tylko Wacek się pod nim snuje niemrawo). Tymczasem trzeba zachować zimną krew, stanąć stabilnie, ogarnąć kadr, ekspozycję, zrobić mądrą minę i w odpowiednim momencie nacisnąć migawkę aparatu. Całe szczęście, że w przypadku Radka nie ma problemu z kolejnymi dublami gdy coś nie wyjdzie :)
Hej nał, heeeej nał - za kulisami© Niewe
Postanowiłem także ujawnić jak ładnie bywało na trasie, w którą to mimo wszystko się wybraliśmy :)
Prawda, że ładnie, że ładnie?© Niewe
Zwracam uwagę na kunszt fotografa, który pomimo tego, że poprzedniego wieczoru oraz ranka także był zapalonym hejnalistą, pomimo trzęsących się rąk, pomimo jednoczesnego objadania się jabłkiem prosto z drzewa, zdołał skomponować tak wyważony i konsekwentny w swym dwójkowym układzie kadr. Na zdjęciu są wszakże dwa drzewa, dwie koleiny, dwie łąki po dwóch stronach, a nawet dwie krawędzie pionowe i dwie poziome.
Dla równowagi dodaję też ilustrację ilustrującą :) jak zdjęć się robić nie powinno.
Tak zdjęć się robić nie powinno© Niewe
Troje rowerzystów (liczba pierwsza, więc trochę od czapy), przypadkowa liczba drzew, przejarane morze, niedojarane twarze.
Znak, że trzeba jechać do Holsteina na kolacje :)
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
85.20 km
8.00 km teren
03:38 h
23.45 km/h:
Maks. pr.:43.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:167 m
Kalorie: 2812 kcal
Rower:Kona Caldera
Mini zlot Bikestats czyli ciąg dalszy nastapił
Niedziela, 18 września 2011 · dodano: 20.09.2011 | Komentarze 3
W zasadzie to nasza głupota przerosła nas. My mamy po metr osiemdziesiąt, a nasza głupota po dwa metry.
Niemniej jednak...
Po wczorajszej promocji rowerów jako sposobu na bezpieczny powrót do domu, okazało się rano, że owszem wróciłem bezpiecznie, ale nie do swojego domu. Na szczęście nie trafiłem też do Domu Opieki Społecznej, czy innej, równie atrakcyjnej miejscówki, lecz zwyczajnie zaległem u Radka, za jego zgodą i akceptacją.
Czyli rozsądek wygrał z brawurą i głupotą.
Dziwne. No ale bywa i tak.
Robimy poranną herbatkę, wzruszające pożegnanie i mogę całkiem rześki, świeży i wypoczęty wsiadać na rower. Wsiadłem na swój, bo chyba wystarczy, że już nie w swoim domu spałem.
Wsiadłem i sam sobie zadałem pytanie: Quo vadis, Domine?
Dzięki czemu stałem się Piotrem i Chrystusem jednocześnie. Za dwie role należy się podwójna gaża, isn't it?
Z pomocą w rozwiązaniu tej zagadki przyjszła mi natychmiast Che, która poinformowała mnie przez telegraf iż:
Fascik, Izka, Siwy-zgr i Ona Sama We Własnej Zrytej Osobie umówili się na dwunastą na wspólne "śniadanie" na Moczydle.
A że właśnie była 11:00, a że właśnie na Moczydło miałem właśnie godzinę drogi pomyślałem, że to ZNAK.
I że nie mogę go zlekceważyć.
Pojechałem ZatEm TaM.
Na miejscu była już Che z Fascikiem, chwilę potem dojechała Izka z Siwym i mogliśmy zacząć śniadać. I tu ciekawostka, bo tylko ja coś jadłem, reszta tylko łoiła browar :) Ja to cholera wiem z kim się umawiać na śniadanie.
Po śniadaniu urządzamy sobie prawdziwą Burzę Mózgów. Chcemy gdzieś pojechać, ale nie wiemy gdzie, bo:
- Izka i Siwy mają dwie godziny czasu i muszą wracać na Bemowo
- Fascik ma pięć godzin czasu i musi wracać na CheEvarowo
Tą trudną zagadkę logistyczną rozwiązujemy w końcu w jedyny znany nam sposób i ustalamy, że jedziemy do innej knajpy. Lasami Bemowskimi Pod Rurę. Ponieważ mi przypadła rola przewodnika jednostronnie zmieniłem ten plan już w trakcie realizacji i powiodłem towarzystwo do Latchorzewa, gdyż jest tam bar, który lubię, a w którym dawno mnie nie było i na pewno obsługa tęskniła.
No i się zaczęło…
Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy. Izka z Siwym uciekli na kotleta do domu, a my czyli Che, Fascik i ja pognaliśmy na CheEvarowo, żeby się Fascik mógł do podróży przygotować. Próbowaliśmy jeszcze wbić się na obiadek do Izki rodziny, ale niestety wykazała się dziewczyna asertywnością 10/10 więc musieliśmy się zadowolić kupnymi pierogami.
Z Bródna lecimy na Wschodni, gdzie Fascik urządza imponujący pokaz pt. Jak rozebrać w kilka minut cały rower na części wstrzymując jednocześnie odjazd nie swojego pociągu :)
A jak już się pociąg z Fascikiem oddalił to nam tak wszystko opadło, że przez całą Pragię z rowerami przeszliśmy sobie spacerkiem zamiast jechać. Aż się panowie policjanty na nas podejrzliwie patrzyli. I słusznie zresztą.
Niemniej jednak...
Po wczorajszej promocji rowerów jako sposobu na bezpieczny powrót do domu, okazało się rano, że owszem wróciłem bezpiecznie, ale nie do swojego domu. Na szczęście nie trafiłem też do Domu Opieki Społecznej, czy innej, równie atrakcyjnej miejscówki, lecz zwyczajnie zaległem u Radka, za jego zgodą i akceptacją.
Czyli rozsądek wygrał z brawurą i głupotą.
Dziwne. No ale bywa i tak.
Robimy poranną herbatkę, wzruszające pożegnanie i mogę całkiem rześki, świeży i wypoczęty wsiadać na rower. Wsiadłem na swój, bo chyba wystarczy, że już nie w swoim domu spałem.
Wsiadłem i sam sobie zadałem pytanie: Quo vadis, Domine?
Dzięki czemu stałem się Piotrem i Chrystusem jednocześnie. Za dwie role należy się podwójna gaża, isn't it?
Z pomocą w rozwiązaniu tej zagadki przyjszła mi natychmiast Che, która poinformowała mnie przez telegraf iż:
Fascik, Izka, Siwy-zgr i Ona Sama We Własnej Zrytej Osobie umówili się na dwunastą na wspólne "śniadanie" na Moczydle.
A że właśnie była 11:00, a że właśnie na Moczydło miałem właśnie godzinę drogi pomyślałem, że to ZNAK.
I że nie mogę go zlekceważyć.
Pojechałem ZatEm TaM.
Na miejscu była już Che z Fascikiem, chwilę potem dojechała Izka z Siwym i mogliśmy zacząć śniadać. I tu ciekawostka, bo tylko ja coś jadłem, reszta tylko łoiła browar :) Ja to cholera wiem z kim się umawiać na śniadanie.
Po śniadaniu urządzamy sobie prawdziwą Burzę Mózgów. Chcemy gdzieś pojechać, ale nie wiemy gdzie, bo:
- Izka i Siwy mają dwie godziny czasu i muszą wracać na Bemowo
- Fascik ma pięć godzin czasu i musi wracać na CheEvarowo
Tą trudną zagadkę logistyczną rozwiązujemy w końcu w jedyny znany nam sposób i ustalamy, że jedziemy do innej knajpy. Lasami Bemowskimi Pod Rurę. Ponieważ mi przypadła rola przewodnika jednostronnie zmieniłem ten plan już w trakcie realizacji i powiodłem towarzystwo do Latchorzewa, gdyż jest tam bar, który lubię, a w którym dawno mnie nie było i na pewno obsługa tęskniła.
No i się zaczęło…
Niby taka niewinna, a donosi© Niewe
Wypchnąć cycki i zrobić dzióbek to podstawa każdej foty© Niewe
Już nie pamiętam co nas tak ubawiło, ale tak wyglądałą mniej więcej większa część tego spotkania :)© Niewe
Wysprzęglić tu komuś w ryj?© Niewe
Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy. Izka z Siwym uciekli na kotleta do domu, a my czyli Che, Fascik i ja pognaliśmy na CheEvarowo, żeby się Fascik mógł do podróży przygotować. Próbowaliśmy jeszcze wbić się na obiadek do Izki rodziny, ale niestety wykazała się dziewczyna asertywnością 10/10 więc musieliśmy się zadowolić kupnymi pierogami.
Z Bródna lecimy na Wschodni, gdzie Fascik urządza imponujący pokaz pt. Jak rozebrać w kilka minut cały rower na części wstrzymując jednocześnie odjazd nie swojego pociągu :)
A jak już się pociąg z Fascikiem oddalił to nam tak wszystko opadło, że przez całą Pragię z rowerami przeszliśmy sobie spacerkiem zamiast jechać. Aż się panowie policjanty na nas podejrzliwie patrzyli. I słusznie zresztą.
Kategoria Większom grupom, Na luzie
Dane wyjazdu:
67.00 km
41.00 km teren
02:58 h
22.58 km/h:
Maks. pr.:37.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:177 m
Kalorie: 2019 kcal
Rower:Kona Caldera
Bezpieczny łikend czyli bądź widoczny na drodze
Sobota, 17 września 2011 · dodano: 20.09.2011 | Komentarze 15
Bezpieczny łikend czas zacząć.
Na dzisiaj umówiłem się z Radkiem, że przeciągnie mnie po singlach w swojej okolicy. Na początek jednak Radek przeciągnął troszkę godzinę spotkania gdyż dzisiaj "grał na wyjeździe" i szkoda było wychodzić :P
Ostatecznie jednak padło hasło "dawaj k..., jadę do domu" i jakoś tak koło 16-tej mogłem zalogować się u Radka. Zajechaliśmy jeszcze po Adama, który u mnie w telefonie figuruje jako Adam-29 (ty se Kosma nie wyobrażaj buk wie czego;) i uderzyliśmy w okoliczne lasy.
Na pierwszym postoju Adam-29 zadał Radkowi pytanie, które po prawdzie i mi cisnęło się na usta:
"Czegoś ty się naw&*%ał koksie?" :)
Radek wygląda na to, że konsekwentnie realizuje swój plan treningowy pt." Więcej jeździć. Alkoholu tyle samo, tylko więcej jeździć" zaprezentowany w Skarżysku i napiera jak szalony. W sumie fajnie, bo single, którymi nas przeciągnął nie miały by tego uroku i tej adrenaliny gdybyśmy zeszli poniżej 30km/h.
Fajnie znaczy się było.
A wszystko co fajne na browarze się kończy jak mawia stare chińskie przysłowie.
Strzeliliśmy sobie zatem proroczą fotkę...
... i zrobiliśmy po pierwszym piwku nad jakimś jeziorem.
W międzyczasie próbuję się umówić z Che i Fascikiem na wspólne imprezowanie, ale oboje są chyba nachlani, bo nic z tego nie wychodzi :P
Imprezę kończymy dosłownie i w przenośni w barze u niejakiego Strzały w Komorowie. Elegancki wystrój, szykowna klientela, wyszukane potrawy, odwalone laski i nas dwóch (ja i Radek) w zakurzonych lajkrach. To lubię :)
A nawiązując do tytułu tego wpisu.
Kolega Radka twierdzi, że wracając byliśmy dobrze widoczni na drodze i raczej nie chodziło mu o odblaski :)
C.D.N...
Na dzisiaj umówiłem się z Radkiem, że przeciągnie mnie po singlach w swojej okolicy. Na początek jednak Radek przeciągnął troszkę godzinę spotkania gdyż dzisiaj "grał na wyjeździe" i szkoda było wychodzić :P
Ostatecznie jednak padło hasło "dawaj k..., jadę do domu" i jakoś tak koło 16-tej mogłem zalogować się u Radka. Zajechaliśmy jeszcze po Adama, który u mnie w telefonie figuruje jako Adam-29 (ty se Kosma nie wyobrażaj buk wie czego;) i uderzyliśmy w okoliczne lasy.
Na pierwszym postoju Adam-29 zadał Radkowi pytanie, które po prawdzie i mi cisnęło się na usta:
"Czegoś ty się naw&*%ał koksie?" :)
Radek wygląda na to, że konsekwentnie realizuje swój plan treningowy pt." Więcej jeździć. Alkoholu tyle samo, tylko więcej jeździć" zaprezentowany w Skarżysku i napiera jak szalony. W sumie fajnie, bo single, którymi nas przeciągnął nie miały by tego uroku i tej adrenaliny gdybyśmy zeszli poniżej 30km/h.
Fajnie znaczy się było.
A wszystko co fajne na browarze się kończy jak mawia stare chińskie przysłowie.
Strzeliliśmy sobie zatem proroczą fotkę...
Jak dzieci. Normalnie jak dzieci.© Niewe
... i zrobiliśmy po pierwszym piwku nad jakimś jeziorem.
W międzyczasie próbuję się umówić z Che i Fascikiem na wspólne imprezowanie, ale oboje są chyba nachlani, bo nic z tego nie wychodzi :P
Imprezę kończymy dosłownie i w przenośni w barze u niejakiego Strzały w Komorowie. Elegancki wystrój, szykowna klientela, wyszukane potrawy, odwalone laski i nas dwóch (ja i Radek) w zakurzonych lajkrach. To lubię :)
A nawiązując do tytułu tego wpisu.
Kolega Radka twierdzi, że wracając byliśmy dobrze widoczni na drodze i raczej nie chodziło mu o odblaski :)
C.D.N...
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
35.00 km
26.00 km teren
01:43 h
20.39 km/h:
Maks. pr.:38.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:222 m
Kalorie: 1188 kcal
Rower:Kona Caldera
The Superbowl Is Gay
Środa, 14 września 2011 · dodano: 14.09.2011 | Komentarze 5
Przejechałem dzisiaj ten sam odcinek cztery razy.
Raz, bo był naprawdę fajny.
Dwa, bo ścieżka zniknęła w zaroślach, a ja nie miałem czasu na dłuższe eksploracje i musiałem wracać tą samą drogą.
Trzy, bo jak wróciłem do szosy to się zorientowałem, ze zgubiłem bidon i pojechałem go szukać.
Cztery, bo mimo, że go nie znalazłem, nieubłaganie nastąpił zmierzch i musiałem zmykać.
Cała "akcja" miała miejsce na odcinku Karpat w Kampinosie, więc gdybym trenował mógłbym napisać, że był to trening interwałowy.
Ale nie trenuję, więc była to po prostu wycieczka inna niż zazwyczaj :)
W domu przystąpiłem natychmiast do uzupełniania płynów, których w trasie uzupełnić nie mogłem, bo jak napisałem, zgubiłem bidon. W domu o tyle fajniej się uzupełnia płyny, że nic się nie rozgazuje i nie trzeba piwa zastępować wodą :)
Przejrzałem też swoją dyskietkę, na której mam cały internet i znalazłem dowód, że niejaki mors, swoją obsesję, którą przejawia od jakiegoś czasu, przejawiał już za młodu:
;)
Raz, bo był naprawdę fajny.
Dwa, bo ścieżka zniknęła w zaroślach, a ja nie miałem czasu na dłuższe eksploracje i musiałem wracać tą samą drogą.
Trzy, bo jak wróciłem do szosy to się zorientowałem, ze zgubiłem bidon i pojechałem go szukać.
Cztery, bo mimo, że go nie znalazłem, nieubłaganie nastąpił zmierzch i musiałem zmykać.
Cała "akcja" miała miejsce na odcinku Karpat w Kampinosie, więc gdybym trenował mógłbym napisać, że był to trening interwałowy.
Ale nie trenuję, więc była to po prostu wycieczka inna niż zazwyczaj :)
W domu przystąpiłem natychmiast do uzupełniania płynów, których w trasie uzupełnić nie mogłem, bo jak napisałem, zgubiłem bidon. W domu o tyle fajniej się uzupełnia płyny, że nic się nie rozgazuje i nie trzeba piwa zastępować wodą :)
Przejrzałem też swoją dyskietkę, na której mam cały internet i znalazłem dowód, że niejaki mors, swoją obsesję, którą przejawia od jakiegoś czasu, przejawiał już za młodu:
;)
Kategoria Na luzie