Info
Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Październik1 - 7
- 2013, Wrzesień8 - 7
- 2013, Sierpień3 - 2
- 2013, Czerwiec12 - 57
- 2013, Maj7 - 5
- 2013, Kwiecień10 - 37
- 2013, Marzec12 - 59
- 2013, Luty3 - 19
- 2013, Styczeń1 - 14
- 2012, Grudzień3 - 18
- 2012, Listopad3 - 39
- 2012, Październik8 - 72
- 2012, Wrzesień14 - 98
- 2012, Sierpień6 - 53
- 2012, Lipiec12 - 66
- 2012, Czerwiec11 - 139
- 2012, Maj12 - 152
- 2012, Kwiecień9 - 112
- 2012, Marzec3 - 34
- 2012, Luty9 - 71
- 2012, Styczeń8 - 93
- 2011, Grudzień8 - 78
- 2011, Listopad7 - 80
- 2011, Październik6 - 43
- 2011, Wrzesień11 - 128
- 2011, Sierpień10 - 77
- 2011, Lipiec12 - 103
- 2011, Czerwiec7 - 79
- 2011, Maj17 - 181
- 2011, Kwiecień12 - 176
- 2011, Marzec3 - 3
- 2011, Luty5 - 3
- 2011, Styczeń3 - 19
- 2010, Grudzień3 - 13
- 2010, Listopad4 - 8
- 2010, Październik4 - 13
- 2010, Wrzesień8 - 15
- 2010, Sierpień7 - 2
- 2010, Lipiec9 - 6
- 2010, Czerwiec12 - 28
- 2010, Maj7 - 21
- 2010, Kwiecień11 - 35
- 2010, Marzec3 - 3
- 2010, Luty2 - 1
- 2010, Styczeń6 - 4
- 2009, Grudzień5 - 6
- 2009, Listopad4 - 4
- 2009, Październik4 - 17
- 2009, Wrzesień6 - 19
- 2009, Sierpień10 - 6
- 2009, Lipiec5 - 9
Wpisy archiwalne w kategorii
Na luzie
Dystans całkowity: | 12729.59 km (w terenie 6033.62 km; 47.40%) |
Czas w ruchu: | 625:51 |
Średnia prędkość: | 19.78 km/h |
Maksymalna prędkość: | 76.50 km/h |
Suma podjazdów: | 32883 m |
Suma kalorii: | 222087 kcal |
Liczba aktywności: | 223 |
Średnio na aktywność: | 57.08 km i 2h 53m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
105.00 km
68.00 km teren
05:04 h
20.72 km/h:
Maks. pr.:39.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:272 m
Kalorie: 3122 kcal
Rower:Kona Caldera
Mazovia MTB Nowy Dwór
Niedziela, 11 września 2011 · dodano: 14.09.2011 | Komentarze 7
Oszczędzałem się już od piątku. Może niekoniecznie w związku z maratonem, ale się oszczędzałem. Zdrowe odżywianie „sałata na śniadanie” itp.
I co w związku z tym? Ano guano.
Nie licząc maratonów, na których miałem jakieś usterki, dzwony czy coś „a’la w podobie” to był to chyba mój najgorszy start. Umęczyłem się jak nigdy. Straciłem ponad pół godziny w stosunku do towarzystwa wzajemnej adoracji w postaci Che, Gora i Radka, i do tego jeszcze fatalnie mi się jechało w drodze powrotnej w kierunku Roztoki. Dopiero dwa szybkie piwka mnie uleczyły i przez Kampinos mogłem śmignąć w miarę przyzwoicie. Oczywiście wszystko w towarzystwie przywołanej wcześniej trójki chlorów :)
Trasa była nudna i generalnie taka sama jak w równie nudnym Legionowie.
I co w związku z tym? Ano guano.
Nie licząc maratonów, na których miałem jakieś usterki, dzwony czy coś „a’la w podobie” to był to chyba mój najgorszy start. Umęczyłem się jak nigdy. Straciłem ponad pół godziny w stosunku do towarzystwa wzajemnej adoracji w postaci Che, Gora i Radka, i do tego jeszcze fatalnie mi się jechało w drodze powrotnej w kierunku Roztoki. Dopiero dwa szybkie piwka mnie uleczyły i przez Kampinos mogłem śmignąć w miarę przyzwoicie. Oczywiście wszystko w towarzystwie przywołanej wcześniej trójki chlorów :)
Trasa była nudna i generalnie taka sama jak w równie nudnym Legionowie.
Dane wyjazdu:
49.00 km
8.00 km teren
01:56 h
25.34 km/h:
Maks. pr.:39.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:134 m
Kalorie: 1743 kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Środa to taka mała sobota
Środa, 7 września 2011 · dodano: 09.09.2011 | Komentarze 27
No tośmy se pojeździli…
Dzień zacząłem od sprawnego przedzierania się w korku na Arkuszowej w kierunku Warszawy. Moje chińskie, atomowe działo na przedzie w trybie „strobo” jak zwykle siało przyjemny popłoch wśród kierowców i mogłem bez przeszkód napierać całą drogę osią jezdni.
Na miejscu pełen zaskok. Mimo, że dziś ostatni dzień jestem bardzo młody, a od jutra będę już tylko młody nikt nie ogłosił dnia wolnego, urzędy były czynne, wozy strażackie nieumyte, w barze ”Jago” waliło jak co dzień. Żadnych oficjalnych obchodów.
Trudno, pomyślałem, trzeba będzie po prostu pójść na piwo dla odmiany.
Umówiłem się zatem z Izką…
Czekałem na Nią przy fontannie…
Nadjechała od strony zachodzącego słońca…
Woda szumiała...
W knajpie grała muzyka…
Było tak romantycznie, że aż się zawahałem czy się nie oświadczyć od razu ;) Ale nieeee
Trzeba jechać na „trening” ;)
No to pojechali my na Moczydło wjechać sobie na górkę. Całe DWA razy
Przy pierwszym zjeździe od razu urwałem błotnik, który wczoraj tak pieczołowicie mocowałem.
Gdzieś w między czasie dobija się Dżanek, że też chciałby pojeździć. Umawiamy się zatem w Lasku Na Kole, ale szybko o tym zapominamy, bo w jeszcze bardziej w między czasie dołącza do nas Che, która wraca akurat tędy od jakiegoś Almodovara :)
Dziewczyny przez chwilę jeszcze dyskutują gdzie i jak chciałyby pojeździć, ale tak naprawę to tylko pozory, bo w głębi swoich serc, w czeluściach żołądków, w szpiku kości, wewnątrz klatek piersiowych w rozmiarze XXL ;) pragną tylko jednego.
ŻEBYŚMY JUŻ NIGDZIE NIE JEŹDZILI I ŻEBYM JE WRESZCIE ZAPROSIŁ NA PIWO
Nie kazałem im długo czekać. Mam miękkie serce i nie mogłem patrzeć jak cierpią. Zwłaszcza, że do knajpy mieliśmy całe 500m :)
Jakeśmy się już wygodnie rozsiedli i rozpoczęli długotrwały cykl nawilżania organizmu odezwał się biedny Dżanek:
„Jestem, ale was nigdzie nie ma”
Oj Dżanek, Dżanek. Już chyba powinieneś się nauczyć, że jak umawiasz się ze mną w lesie to szukaj w pobliskiej knajpie :)
Ostatecznie jednak Dżanek dołączył i się zaczęło. I się skończyć nie mogło.
W wyniku spożycia i ostrego wychłodzenia organizmów doszło do nagłej gastro fazy i udaliśmy się wszyscy do ekskluzywnej restauracji co ma takie złote arkady w logo. Wyjątkowo prestiżowa miejscówka, więc i tam zachowywaliśmy się jak należy. Czyli w skrócie jak bydło :)
A potem pozostało już tylko rozjechać się po domach co niektórym sprawiło sporo trudności :)
Dzień zacząłem od sprawnego przedzierania się w korku na Arkuszowej w kierunku Warszawy. Moje chińskie, atomowe działo na przedzie w trybie „strobo” jak zwykle siało przyjemny popłoch wśród kierowców i mogłem bez przeszkód napierać całą drogę osią jezdni.
Na miejscu pełen zaskok. Mimo, że dziś ostatni dzień jestem bardzo młody, a od jutra będę już tylko młody nikt nie ogłosił dnia wolnego, urzędy były czynne, wozy strażackie nieumyte, w barze ”Jago” waliło jak co dzień. Żadnych oficjalnych obchodów.
Trudno, pomyślałem, trzeba będzie po prostu pójść na piwo dla odmiany.
Umówiłem się zatem z Izką…
Czekałem na Nią przy fontannie…
Nadjechała od strony zachodzącego słońca…
Woda szumiała...
W knajpie grała muzyka…
Było tak romantycznie, że aż się zawahałem czy się nie oświadczyć od razu ;) Ale nieeee
Trzeba jechać na „trening” ;)
No to pojechali my na Moczydło wjechać sobie na górkę. Całe DWA razy
Izka szczytuje po raz drugi (na Moczydle;)© Niewe
Przy pierwszym zjeździe od razu urwałem błotnik, który wczoraj tak pieczołowicie mocowałem.
Gdzieś w między czasie dobija się Dżanek, że też chciałby pojeździć. Umawiamy się zatem w Lasku Na Kole, ale szybko o tym zapominamy, bo w jeszcze bardziej w między czasie dołącza do nas Che, która wraca akurat tędy od jakiegoś Almodovara :)
Dziewczyny przez chwilę jeszcze dyskutują gdzie i jak chciałyby pojeździć, ale tak naprawę to tylko pozory, bo w głębi swoich serc, w czeluściach żołądków, w szpiku kości, wewnątrz klatek piersiowych w rozmiarze XXL ;) pragną tylko jednego.
ŻEBYŚMY JUŻ NIGDZIE NIE JEŹDZILI I ŻEBYM JE WRESZCIE ZAPROSIŁ NA PIWO
Nie kazałem im długo czekać. Mam miękkie serce i nie mogłem patrzeć jak cierpią. Zwłaszcza, że do knajpy mieliśmy całe 500m :)
Jakeśmy się już wygodnie rozsiedli i rozpoczęli długotrwały cykl nawilżania organizmu odezwał się biedny Dżanek:
„Jestem, ale was nigdzie nie ma”
Oj Dżanek, Dżanek. Już chyba powinieneś się nauczyć, że jak umawiasz się ze mną w lesie to szukaj w pobliskiej knajpie :)
Ostatecznie jednak Dżanek dołączył i się zaczęło. I się skończyć nie mogło.
Niektórzy na spontaniczne łojenie reagują spontanicznie :D :D :D© Niewe
W wyniku spożycia i ostrego wychłodzenia organizmów doszło do nagłej gastro fazy i udaliśmy się wszyscy do ekskluzywnej restauracji co ma takie złote arkady w logo. Wyjątkowo prestiżowa miejscówka, więc i tam zachowywaliśmy się jak należy. Czyli w skrócie jak bydło :)
A potem pozostało już tylko rozjechać się po domach co niektórym sprawiło sporo trudności :)
Kategoria Większom grupom, Użytkowo, Na luzie
Dane wyjazdu:
76.00 km
21.00 km teren
03:30 h
21.71 km/h:
Maks. pr.:39.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:177 m
Kalorie: 2452 kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Logika
Niedziela, 4 września 2011 · dodano: 06.09.2011 | Komentarze 14
Weź tu się umów człowieku z takim Gorem, to trzeźwym nie wrócisz.
No bo najpierw na niego czekałem na Żeraniu zabijając czas jeżdżąc wzdłuż kanałku.
Potem nad kanałkiem dołączyła Che i znowu jechaliśmy wzdłuż. A ponieważ Goro miał być „lada chwila” przysiedliśmy „na chwilę” coś zjeść w Krogulcu. No a jak się je to się i pije.
To logiczne.
A jak się długo czeka, to się i dużo pije.
To też logiczne.
Jakeśmy się już doczekali tego Gora to pojechaliśmy do Bemola się napić, bo nam od tego czekania w gębach zaschło.
To też jest logiczne, nie?
Całkiem logiczna niedziela nam się zrobiła.
No bo najpierw na niego czekałem na Żeraniu zabijając czas jeżdżąc wzdłuż kanałku.
Potem nad kanałkiem dołączyła Che i znowu jechaliśmy wzdłuż. A ponieważ Goro miał być „lada chwila” przysiedliśmy „na chwilę” coś zjeść w Krogulcu. No a jak się je to się i pije.
To logiczne.
A jak się długo czeka, to się i dużo pije.
To też logiczne.
Jakeśmy się już doczekali tego Gora to pojechaliśmy do Bemola się napić, bo nam od tego czekania w gębach zaschło.
To też jest logiczne, nie?
Całkiem logiczna niedziela nam się zrobiła.
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
24.00 km
19.00 km teren
01:16 h
18.95 km/h:
Maks. pr.:36.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:101 m
Kalorie: 782 kcal
Rower:Kona Caldera
Miałem sen...
Czwartek, 1 września 2011 · dodano: 02.09.2011 | Komentarze 27
Miałem sen.
"Miałem sen, że pewnego dnia na czerwonych wzgórzach Georgii …”
Nieee no, nie miałem aż ambitnego snu jak ten od horrorów – King ;) Niemniej też było grubo, bo śniło mi się, że się obudziłem :) A konkretnie obudził mnie telefon od kolegi, który zaczął gadkę od tego, że nasza wczorajsza wycieczka rowerowa była zajebista i bardzo mi dziękuje, bo wytyczyłem fajną trasę. Sęk w tym, że ja sobie nie przypominałem abym wczoraj gdziekolwiek jeździł. Kolega na to zareagowała klasycznie „weź nie pie%^&l, fajnie było” i się pożegnał. Przerażony sięgnąłem po aparat fotograficzny, a tam mnóstwo zdjęć z „wczorajszej wycieczki”. No takiej urywki to jeszcze nie miałem, pomyślałem sobie z przerażeniem. I wtedy obudziłem się drugi raz. Teraz już naprawdę, niemniej dla pewności sięgnąłem po aparat.
Uff, nie było żadnych zdjęć. Nie było urywki. Nie wczoraj w każdym razie.
Ale do czego zmierzam?
Żeby zmniejszyć prawdopodobieństwo takich niespokojnych nocy, pojeździłem sobie dzisiaj przed snem, po ciemaku, po Kampinosie. Lampka znowu działa, więc mogłem.
Nawet pomogło :)
"Miałem sen, że pewnego dnia na czerwonych wzgórzach Georgii …”
Nieee no, nie miałem aż ambitnego snu jak ten od horrorów – King ;) Niemniej też było grubo, bo śniło mi się, że się obudziłem :) A konkretnie obudził mnie telefon od kolegi, który zaczął gadkę od tego, że nasza wczorajsza wycieczka rowerowa była zajebista i bardzo mi dziękuje, bo wytyczyłem fajną trasę. Sęk w tym, że ja sobie nie przypominałem abym wczoraj gdziekolwiek jeździł. Kolega na to zareagowała klasycznie „weź nie pie%^&l, fajnie było” i się pożegnał. Przerażony sięgnąłem po aparat fotograficzny, a tam mnóstwo zdjęć z „wczorajszej wycieczki”. No takiej urywki to jeszcze nie miałem, pomyślałem sobie z przerażeniem. I wtedy obudziłem się drugi raz. Teraz już naprawdę, niemniej dla pewności sięgnąłem po aparat.
Uff, nie było żadnych zdjęć. Nie było urywki. Nie wczoraj w każdym razie.
Ale do czego zmierzam?
Żeby zmniejszyć prawdopodobieństwo takich niespokojnych nocy, pojeździłem sobie dzisiaj przed snem, po ciemaku, po Kampinosie. Lampka znowu działa, więc mogłem.
Nawet pomogło :)
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
56.00 km
8.00 km teren
02:15 h
24.89 km/h:
Maks. pr.:37.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:109 m
Kalorie: 1766 kcal
Rower:Kona Caldera
Zegrze ;)
Czwartek, 25 sierpnia 2011 · dodano: 26.08.2011 | Komentarze 7
Plan na dzisiaj był tak prosty, że miałem wręcz pewność, że się szybko zesra jak inne tego typu plany.
Miała być ustawka po pracy z Jankiem, Gorem i Che. I miała być jazda na Zegrze.
Na dobry początek jak tylko wyszedłem z pracy lunęło, a ja bez błotniczków i na krótko. Ponieważ miałem nadwyżkę czasu w drodze do Gora przysiadłem sobie w Grappie, zamówiłem piwko i wobec nakoooorwającego strasznie deszcze wyjąłem swojego taczfołna i jęłem ogarniać na nową logistyczną stronę dzisiejszego planu.
Na pierwszy ogień poszedł Goro. Krótka rozmowa i nie muszę wychodzić z knajpy – goro przyjedzie do mnie :)
Następny był Janek . Krótka wymiana SMSów i w ogóle nie przyjedzie, czyli nadal nie musze wychodzić z knajpy :)
Następna była Che. Tu już było trochę trudniej. Jak to z Che. Okazało się, że robi jakiś trening na Agrykoli i że nadal zamierza się trzymać planu i jechać na Zegrze. Bez sensu. Nie po to kreśli się śmiałe plany, żeby je potem realizować.
No więc, jak zaznaczyłem było trochę trudniej, ale się udało i umawiamy się Na Barskiej na pyszną pizzunię zamiast jeżdżenia. Che chyba czuła, że Janek nie przyjedzie i aby choć stan osobowy się zgadzał przywiozła ze sobą Izkę. Chyba nawet lepiej ;)
Dwie godziny w pizzerii minęły niepostrzeżenie, a ile się człowiek ciekawych rzeczy przy okazji dowiedział. Goru ,na ten przykład, w Istebnej obtarły się sutki,a Che nosi na nadgarstku ortezę od...
...nie to za mocne na bloga ;)
Dobrze tak pokręcić w taki wesołym towarzystwie :)
Miała być ustawka po pracy z Jankiem, Gorem i Che. I miała być jazda na Zegrze.
Na dobry początek jak tylko wyszedłem z pracy lunęło, a ja bez błotniczków i na krótko. Ponieważ miałem nadwyżkę czasu w drodze do Gora przysiadłem sobie w Grappie, zamówiłem piwko i wobec nakoooorwającego strasznie deszcze wyjąłem swojego taczfołna i jęłem ogarniać na nową logistyczną stronę dzisiejszego planu.
Na pierwszy ogień poszedł Goro. Krótka rozmowa i nie muszę wychodzić z knajpy – goro przyjedzie do mnie :)
Następny był Janek . Krótka wymiana SMSów i w ogóle nie przyjedzie, czyli nadal nie musze wychodzić z knajpy :)
Następna była Che. Tu już było trochę trudniej. Jak to z Che. Okazało się, że robi jakiś trening na Agrykoli i że nadal zamierza się trzymać planu i jechać na Zegrze. Bez sensu. Nie po to kreśli się śmiałe plany, żeby je potem realizować.
No więc, jak zaznaczyłem było trochę trudniej, ale się udało i umawiamy się Na Barskiej na pyszną pizzunię zamiast jeżdżenia. Che chyba czuła, że Janek nie przyjedzie i aby choć stan osobowy się zgadzał przywiozła ze sobą Izkę. Chyba nawet lepiej ;)
Dwie godziny w pizzerii minęły niepostrzeżenie, a ile się człowiek ciekawych rzeczy przy okazji dowiedział. Goru ,na ten przykład, w Istebnej obtarły się sutki,a Che nosi na nadgarstku ortezę od...
...nie to za mocne na bloga ;)
Dobrze tak pokręcić w taki wesołym towarzystwie :)
Dane wyjazdu:
28.50 km
27.00 km teren
01:49 h
15.69 km/h:
Maks. pr.:29.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:106 m
Kalorie: 829 kcal
Rower:Kona Caldera
Błoto zaczyna mnie nudzić
Poniedziałek, 22 sierpnia 2011 · dodano: 22.08.2011 | Komentarze 10
Wyskoczyłem z wieczora troszkę pojeździć po Kampinosie. Planowałem szybki przelot przez Zaborowskie łąki, a potem Karpaty i Cygańskie Góry. Niestety na dobry początek okazało się, że rzeczone łąki, które zazwyczaj przejeżdżałem szybko i sprawnie, a jedyne co mnie mogło tam zatrzymać na dłużej to nieziemskie widoki i stada saren, znalazły się jak chyba wszystko w tym kraju tego lata pod wodą.
Nie myślałem, że to kiedykolwiek napiszę, ale chyba zaczyna mnie nużyć ciągłe taplanie się w błocie.
Umęczyły mnie te bagna no i straciłem sporo czasu, więc musiałem zmienić trasę żeby zdążyć przed zmierzchem. Ale nie ma tego złego...
Pojechałem niebieskim szlakiem do Leszna, a stamtąd żółtym do Grabiny i tu totalny zaskok. Tyle lat śmigam już po KPNie, a tym odcinkiem z Leszna do Grabiny jechałem chyba pierwszy raz w życiu. Jakoś nie po drodze mi tam zawsze było.
A może i jechałem kiedyś już tędy, ale jestem stary i wszystko mi się już miesza?
Taką możliwość też dopuszczam :)
Nie myślałem, że to kiedykolwiek napiszę, ale chyba zaczyna mnie nużyć ciągłe taplanie się w błocie.
Tu jeszcze niedawno była droga© Niewe
Dopiero co serwisowałem piasty© Niewe
Umęczyły mnie te bagna no i straciłem sporo czasu, więc musiałem zmienić trasę żeby zdążyć przed zmierzchem. Ale nie ma tego złego...
Pojechałem niebieskim szlakiem do Leszna, a stamtąd żółtym do Grabiny i tu totalny zaskok. Tyle lat śmigam już po KPNie, a tym odcinkiem z Leszna do Grabiny jechałem chyba pierwszy raz w życiu. Jakoś nie po drodze mi tam zawsze było.
A może i jechałem kiedyś już tędy, ale jestem stary i wszystko mi się już miesza?
Taką możliwość też dopuszczam :)
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
113.61 km
52.00 km teren
05:02 h
22.57 km/h:
Maks. pr.:39.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:196 m
Kalorie: 3902 kcal
Rower:Kona Caldera
Widziałem Che, jak ją Pan Bóg stworzył!!!
Niedziela, 21 sierpnia 2011 · dodano: 21.08.2011 | Komentarze 7
Widziałem dzisiaj Che jak ją Pan Bóg stworzył!!!
Kompletnie bez roweru!!!
Bez plecaka,
bez bidonu,
bez pulsometru,
bez pompki!!!
Chociaż tego ostatniego to nie mogę być pewien, bo wiadomo... teraz ten cały rowerowy szpej coraz mniejszy robią :P
Zdjęcia nie zamieszczę, bo musiałbym je usuwać codziennie w godzinach 6:00-22:00 takie to było maximum perwesum.
Zamiast tego zapodaję zdjęcie blondynki z dużymi bańkami. Przy Che bez roweru to jest sofcik i może dostać kategorię PEGI12.
Ale po kolei, nie uprzedzajmy faktów :)
Wybraliśmy się z Gorem zrobić stówkę w terenie. Ustawka u mnie pod bramą, potem Kampinos i kierunek Nowy Dwór.
Pierwszy postój robimy sobie na plaży w Wieliszewie. Odbywał się tam jakiś koncert, więc byli tam już absolutnie wszyscy, nie zabrakło więc i nas :)
Drugi postój chwilę później w Nieporęcie. Tym razem nie tylko browarki, ale i wyżerka. Dalej standardowo kanałkiem i przez most Grota wracamy do Europy. A pod mostem prawdziwy threesome ;)
Rozstaję się z Gorem i zmierzam w stronę Starego Miasta i punktu kulminacyjnego tego wpisu, żeby oddać Cheevarze co Cheevarowe.
A na miejscu…
Taaddam!!!
Che jak ją Pan Bóg stworzył!!!
Bez roweru!!!
Bez...
No dobra , nie będę się powtarzał. Co widziałem na wstępie opisałem.
W każdym razie lansowała się dziewczyna nieprzyzwoicie :P
Widok był tak szokujący, że aż mi zaschło w gębie. Pojechałem sobie zatem jeszcze na spotkanie z bratem i bratową w pizzerii na Bemowie.
Z bratem i bratową troszkę mi się przedłużyło ;)
Na tyle bardzo, że musiałem na wiochę lasami śmigać z wyłączeniem dróg publicznych, zwłaszcza że we wsi Moskal stał.
No ale jak miał nie stać po Che "jak ją Pan Bóg stworzył" i blondynie z wielkimi bańkami? Niby na stojącego Moskala niezawodnym orężem jest poranna tempówka, ale nie tędy droga, nie tędy droga ;)
Poza tym to był wieczór.
Enyłej do domu śmignąłem lasami.
I na koniec łyżka dziegciu w tej bani miodu.
W Lipkowie miejscowy czarny papa od wielu lat, przy biernej aprobacie swoich wyższych struktur mafijnych, dewastuje cenny historycznie kompleks. Całkowicie zniszczył piękny park i staw spuszczając z niego wodę. Doprowadza do ruiny zabytkowy kościół, a z pięknego terenu wokół urządził składowisko materiałów budowlanych. Ale to co zobaczyłem wczoraj i tak mnie przerosło.
Tuż przy granicy Kampinoskiego Parku Narodowego, pomiędzy zabytkowym kościołem, a płotem przylegającego do niego cmentarza postawiona została scena, z której po prostu nakoooorwiała muzyka. Dookoła tłumy nachlanych dresiarzy i towarzyszących im blachar podpierało płoty cmentarza drąc ryje, paląc, pijąc i śmiecąc jednocześnie. Ja wiem, że teoretycznie zmarłym jest już wszystko jedno, ale jak dla mnie to totalne przegięcie. Obłuda i chciwość tych zboczeńców nie granic.
Kompletnie bez roweru!!!
Bez plecaka,
bez bidonu,
bez pulsometru,
bez pompki!!!
Chociaż tego ostatniego to nie mogę być pewien, bo wiadomo... teraz ten cały rowerowy szpej coraz mniejszy robią :P
Zdjęcia nie zamieszczę, bo musiałbym je usuwać codziennie w godzinach 6:00-22:00 takie to było maximum perwesum.
Zamiast tego zapodaję zdjęcie blondynki z dużymi bańkami. Przy Che bez roweru to jest sofcik i może dostać kategorię PEGI12.
Blondynka z dużymi bańkami© Niewe
Ale po kolei, nie uprzedzajmy faktów :)
Wybraliśmy się z Gorem zrobić stówkę w terenie. Ustawka u mnie pod bramą, potem Kampinos i kierunek Nowy Dwór.
Co przedstawia to zdjęcie?© Niewe
Pierwszy postój robimy sobie na plaży w Wieliszewie. Odbywał się tam jakiś koncert, więc byli tam już absolutnie wszyscy, nie zabrakło więc i nas :)
Wieliszew Pany© Niewe
Drugi postój chwilę później w Nieporęcie. Tym razem nie tylko browarki, ale i wyżerka. Dalej standardowo kanałkiem i przez most Grota wracamy do Europy. A pod mostem prawdziwy threesome ;)
Threesome :)© Niewe
Rozstaję się z Gorem i zmierzam w stronę Starego Miasta i punktu kulminacyjnego tego wpisu, żeby oddać Cheevarze co Cheevarowe.
A na miejscu…
Taaddam!!!
Che jak ją Pan Bóg stworzył!!!
Bez roweru!!!
Bez...
No dobra , nie będę się powtarzał. Co widziałem na wstępie opisałem.
W każdym razie lansowała się dziewczyna nieprzyzwoicie :P
Widok był tak szokujący, że aż mi zaschło w gębie. Pojechałem sobie zatem jeszcze na spotkanie z bratem i bratową w pizzerii na Bemowie.
Z bratem i bratową troszkę mi się przedłużyło ;)
Na tyle bardzo, że musiałem na wiochę lasami śmigać z wyłączeniem dróg publicznych, zwłaszcza że we wsi Moskal stał.
No ale jak miał nie stać po Che "jak ją Pan Bóg stworzył" i blondynie z wielkimi bańkami? Niby na stojącego Moskala niezawodnym orężem jest poranna tempówka, ale nie tędy droga, nie tędy droga ;)
Poza tym to był wieczór.
Enyłej do domu śmignąłem lasami.
I na koniec łyżka dziegciu w tej bani miodu.
W Lipkowie miejscowy czarny papa od wielu lat, przy biernej aprobacie swoich wyższych struktur mafijnych, dewastuje cenny historycznie kompleks. Całkowicie zniszczył piękny park i staw spuszczając z niego wodę. Doprowadza do ruiny zabytkowy kościół, a z pięknego terenu wokół urządził składowisko materiałów budowlanych. Ale to co zobaczyłem wczoraj i tak mnie przerosło.
Tuż przy granicy Kampinoskiego Parku Narodowego, pomiędzy zabytkowym kościołem, a płotem przylegającego do niego cmentarza postawiona została scena, z której po prostu nakoooorwiała muzyka. Dookoła tłumy nachlanych dresiarzy i towarzyszących im blachar podpierało płoty cmentarza drąc ryje, paląc, pijąc i śmiecąc jednocześnie. Ja wiem, że teoretycznie zmarłym jest już wszystko jedno, ale jak dla mnie to totalne przegięcie. Obłuda i chciwość tych zboczeńców nie granic.
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
58.82 km
0.00 km teren
02:33 h
23.07 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:105 m
Kalorie: 2094 kcal
Rower:Kona Caldera
Piątek, tygodnia koniec i początek
Piątek, 19 sierpnia 2011 · dodano: 21.08.2011 | Komentarze 4
Che obiecała Gorowi, że go zatarga w piątek do jakiegoś serwisu rowerowego.
Ja obiecałem sobie, że po pracy pojeżdżę.
Pogoda obiecała, że nam te plany będzie chciała spier…
Ale nas zrazić jest ciężko.
Ostatecznie otworzyłem ręcznie (bo oczywiście ledwo burza się zaczęła to od razu zabrakło prądu) wszystkie swoje bramy i ruszyłem sprintem do Wawy na piątkowe kręcenie po mieście. Sprint mi się udał, bo pod ratuszem Bemowo licznik pokazał mi średnią prawie 30km/h. Nice.
Z Gorem i Che spotykam się kawałek dalej i ruszamy na miacho :)
Łamiąc bardzo dużo przepisów przedzieramy się Grzybowską do centrum i do jakiegoś sklepu na Powiślu. Goro załatwił tam co miał załatwić, lub też nie załatwił, lub załatwił połowicznie, nie pamiętam już i ruszyliśmy na poszukiwanie szamy. Pierwszy nażarł się Goro. Specjalnie poczekaliśmy aż się napcha kebabem, żeby nam potem mniej pysznej pizzuni na Barskiej wyżarł ;)
Dzień nie mógłby zostać zakończony bez obowiązkowej wizyty w Bemolu.
A powrót przez kompletnie ciemne wsie w gminie Leszno określiłbym jako epicki. Kuźwa rękę widać było do łokcia jak się ją wyciągnęło, tak było ciemno.
Ja obiecałem sobie, że po pracy pojeżdżę.
Pogoda obiecała, że nam te plany będzie chciała spier…
Ale nas zrazić jest ciężko.
Ostatecznie otworzyłem ręcznie (bo oczywiście ledwo burza się zaczęła to od razu zabrakło prądu) wszystkie swoje bramy i ruszyłem sprintem do Wawy na piątkowe kręcenie po mieście. Sprint mi się udał, bo pod ratuszem Bemowo licznik pokazał mi średnią prawie 30km/h. Nice.
Z Gorem i Che spotykam się kawałek dalej i ruszamy na miacho :)
Łamiąc bardzo dużo przepisów przedzieramy się Grzybowską do centrum i do jakiegoś sklepu na Powiślu. Goro załatwił tam co miał załatwić, lub też nie załatwił, lub załatwił połowicznie, nie pamiętam już i ruszyliśmy na poszukiwanie szamy. Pierwszy nażarł się Goro. Specjalnie poczekaliśmy aż się napcha kebabem, żeby nam potem mniej pysznej pizzuni na Barskiej wyżarł ;)
Dzień nie mógłby zostać zakończony bez obowiązkowej wizyty w Bemolu.
A powrót przez kompletnie ciemne wsie w gminie Leszno określiłbym jako epicki. Kuźwa rękę widać było do łokcia jak się ją wyciągnęło, tak było ciemno.
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
105.00 km
55.00 km teren
05:09 h
20.39 km/h:
Maks. pr.:44.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:427 m
Kalorie: 3423 kcal
Rower:Kona Caldera
Już po Euku
Niedziela, 14 sierpnia 2011 · dodano: 16.08.2011 | Komentarze 7
Drugi dzień w Ełku postanawiamy spędzić na lajtowym włóczeniu się po okolicy.
Przy okazji mamy sieknąć stówkę i odwiedzić miasteczko sportowe Gwiazdy Mazurskiej w Olecku. Zamierzaliśmy też spieprzyć urlop Pawłowi, ale nas przechytrzył :)
Mimo rozleniwienia, nie zapominamy o izobronikach ;)
A w tym czasie miejscowy fafarafa pilnuje nam rowerów
W lesie roi się od niebezpieczeństw. Są żmije...
a nawet może trafić się Obcy :P
Trzeba bardzo uważać :)
Urządzamy sobie też zwiedzanko
i pływanko też
Na plaży w Olecku poznajemy ekipę, która przyjechała tu robić średniowieczną inscenizację. W wyniku sympatycznej pogawędki dowiadujemy się jak obejść przepisy, aby legalnie posiadać niebezpiecznego sokoła oraz jak ciężka to praca tak gwałcić niewiasty w metalowej zbroi. Znaczy nie dziewka w zbroi tylko rycerz. No bo jak dziewka to już w ogóle poziom hard.
Dzień zakończyliśmy tradycyjną bibą z Nowakami :)
Przy okazji mamy sieknąć stówkę i odwiedzić miasteczko sportowe Gwiazdy Mazurskiej w Olecku. Zamierzaliśmy też spieprzyć urlop Pawłowi, ale nas przechytrzył :)
Z daleka wygląda to zachęcająco© Niewe
Ale jak się przyjrzęc z bliska to ochota na kąpiel przemija© Niewe
Mimo rozleniwienia, nie zapominamy o izobronikach ;)
Śłitaśna focia tylko bez dziubków© Niewe
A w tym czasie miejscowy fafarafa pilnuje nam rowerów
Dzień dobry. Popilnować rowerków?© Niewe
W lesie roi się od niebezpieczeństw. Są żmije...
Uwaga żmije!!© Niewe
a nawet może trafić się Obcy :P
Uwaga leszcze© Niewe
Trzeba bardzo uważać :)
Urządzamy sobie też zwiedzanko
Kościół nie zmieścił mi się w kadrze, więc jaram się detalem :)© Niewe
i pływanko też
Plaża miejsca w Olecku z perespektywy krokodyla, Panie uchowaj.© Niewe
Na plaży w Olecku poznajemy ekipę, która przyjechała tu robić średniowieczną inscenizację. W wyniku sympatycznej pogawędki dowiadujemy się jak obejść przepisy, aby legalnie posiadać niebezpiecznego sokoła oraz jak ciężka to praca tak gwałcić niewiasty w metalowej zbroi. Znaczy nie dziewka w zbroi tylko rycerz. No bo jak dziewka to już w ogóle poziom hard.
I takie tam jeszcze na KONIEc© Niewe
Dzień zakończyliśmy tradycyjną bibą z Nowakami :)
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
26.00 km
25.00 km teren
01:10 h
22.29 km/h:
Maks. pr.:36.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Caldera
Znowu koszty
Niedziela, 7 sierpnia 2011 · dodano: 16.08.2011 | Komentarze 5
Na szczęście tym razem wycieczka okazała się kosztowna dla Gora, a nie dla mnie.
Pojechaliśmy sobie bowiem we trzech, czyli Goro, Rooter i Ja przez Kampinos do Roztoki.
I to nie na piwo tylko zjeść :)
Stamtąd Rooter wraca do domu, a my z Gorem uderzamy w stronę Karpat. Uderzamy dosłownie i w przenośni. Ostatnie co zarejestrowałem to z mojej lewej strony takie zduszone coś pomiędzy UGHHHH, a QRFAAAA i zobaczyłem Gora jadącego na przednim kole, wysoko nad kierownicą.
Efekt:
Zawijamy zatem z buta do Roztoki gdzie Gora odbiera wóz serwisowy Rootera ze śpiącym Burzy Synem z tyłu, a ja sam sobie wracam rowerkiem troszkę naokoło czerwonym szlakiem, nie przedłużając jednak wycieczki zanadto, jako że lada chwila u Rootera będzie nasiadówa i nie chciałbym nic przeoczyć ;)
Pojechaliśmy sobie bowiem we trzech, czyli Goro, Rooter i Ja przez Kampinos do Roztoki.
I to nie na piwo tylko zjeść :)
Stamtąd Rooter wraca do domu, a my z Gorem uderzamy w stronę Karpat. Uderzamy dosłownie i w przenośni. Ostatnie co zarejestrowałem to z mojej lewej strony takie zduszone coś pomiędzy UGHHHH, a QRFAAAA i zobaczyłem Gora jadącego na przednim kole, wysoko nad kierownicą.
Efekt:
Jest robota dla Che i koszty dla Gora :)© Niewe
Zawijamy zatem z buta do Roztoki gdzie Gora odbiera wóz serwisowy Rootera ze śpiącym Burzy Synem z tyłu, a ja sam sobie wracam rowerkiem troszkę naokoło czerwonym szlakiem, nie przedłużając jednak wycieczki zanadto, jako że lada chwila u Rootera będzie nasiadówa i nie chciałbym nic przeoczyć ;)
Kategoria Na luzie