Info
Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Październik1 - 7
- 2013, Wrzesień8 - 7
- 2013, Sierpień3 - 2
- 2013, Czerwiec12 - 57
- 2013, Maj7 - 5
- 2013, Kwiecień10 - 37
- 2013, Marzec12 - 59
- 2013, Luty3 - 19
- 2013, Styczeń1 - 14
- 2012, Grudzień3 - 18
- 2012, Listopad3 - 39
- 2012, Październik8 - 72
- 2012, Wrzesień14 - 98
- 2012, Sierpień6 - 53
- 2012, Lipiec12 - 66
- 2012, Czerwiec11 - 139
- 2012, Maj12 - 152
- 2012, Kwiecień9 - 112
- 2012, Marzec3 - 34
- 2012, Luty9 - 71
- 2012, Styczeń8 - 93
- 2011, Grudzień8 - 78
- 2011, Listopad7 - 80
- 2011, Październik6 - 43
- 2011, Wrzesień11 - 128
- 2011, Sierpień10 - 77
- 2011, Lipiec12 - 103
- 2011, Czerwiec7 - 79
- 2011, Maj17 - 181
- 2011, Kwiecień12 - 176
- 2011, Marzec3 - 3
- 2011, Luty5 - 3
- 2011, Styczeń3 - 19
- 2010, Grudzień3 - 13
- 2010, Listopad4 - 8
- 2010, Październik4 - 13
- 2010, Wrzesień8 - 15
- 2010, Sierpień7 - 2
- 2010, Lipiec9 - 6
- 2010, Czerwiec12 - 28
- 2010, Maj7 - 21
- 2010, Kwiecień11 - 35
- 2010, Marzec3 - 3
- 2010, Luty2 - 1
- 2010, Styczeń6 - 4
- 2009, Grudzień5 - 6
- 2009, Listopad4 - 4
- 2009, Październik4 - 17
- 2009, Wrzesień6 - 19
- 2009, Sierpień10 - 6
- 2009, Lipiec5 - 9
Wpisy archiwalne w kategorii
Użytkowo
Dystans całkowity: | 5009.93 km (w terenie 1024.70 km; 20.45%) |
Czas w ruchu: | 228:50 |
Średnia prędkość: | 21.07 km/h |
Maksymalna prędkość: | 57.20 km/h |
Suma podjazdów: | 8457 m |
Suma kalorii: | 134236 kcal |
Liczba aktywności: | 102 |
Średnio na aktywność: | 49.12 km i 2h 18m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
46.00 km
31.00 km teren
01:52 h
24.64 km/h:
Maks. pr.:35.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 85 m
Kalorie: 1555 kcal
Rower:Kona Caldera
1555 spalonych kalorii
Czwartek, 29 września 2011 · dodano: 05.10.2011 | Komentarze 7
Do pracy średnia 27km/h
Po pracy średnia niecałe 22km/h
Wygląda na to, że do pracy mi spieszno, a do domu nie :)
Po pracy średnia niecałe 22km/h
Wygląda na to, że do pracy mi spieszno, a do domu nie :)
Dane wyjazdu:
49.00 km
8.00 km teren
01:56 h
25.34 km/h:
Maks. pr.:39.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:134 m
Kalorie: 1743 kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Środa to taka mała sobota
Środa, 7 września 2011 · dodano: 09.09.2011 | Komentarze 27
No tośmy se pojeździli…
Dzień zacząłem od sprawnego przedzierania się w korku na Arkuszowej w kierunku Warszawy. Moje chińskie, atomowe działo na przedzie w trybie „strobo” jak zwykle siało przyjemny popłoch wśród kierowców i mogłem bez przeszkód napierać całą drogę osią jezdni.
Na miejscu pełen zaskok. Mimo, że dziś ostatni dzień jestem bardzo młody, a od jutra będę już tylko młody nikt nie ogłosił dnia wolnego, urzędy były czynne, wozy strażackie nieumyte, w barze ”Jago” waliło jak co dzień. Żadnych oficjalnych obchodów.
Trudno, pomyślałem, trzeba będzie po prostu pójść na piwo dla odmiany.
Umówiłem się zatem z Izką…
Czekałem na Nią przy fontannie…
Nadjechała od strony zachodzącego słońca…
Woda szumiała...
W knajpie grała muzyka…
Było tak romantycznie, że aż się zawahałem czy się nie oświadczyć od razu ;) Ale nieeee
Trzeba jechać na „trening” ;)
No to pojechali my na Moczydło wjechać sobie na górkę. Całe DWA razy
Przy pierwszym zjeździe od razu urwałem błotnik, który wczoraj tak pieczołowicie mocowałem.
Gdzieś w między czasie dobija się Dżanek, że też chciałby pojeździć. Umawiamy się zatem w Lasku Na Kole, ale szybko o tym zapominamy, bo w jeszcze bardziej w między czasie dołącza do nas Che, która wraca akurat tędy od jakiegoś Almodovara :)
Dziewczyny przez chwilę jeszcze dyskutują gdzie i jak chciałyby pojeździć, ale tak naprawę to tylko pozory, bo w głębi swoich serc, w czeluściach żołądków, w szpiku kości, wewnątrz klatek piersiowych w rozmiarze XXL ;) pragną tylko jednego.
ŻEBYŚMY JUŻ NIGDZIE NIE JEŹDZILI I ŻEBYM JE WRESZCIE ZAPROSIŁ NA PIWO
Nie kazałem im długo czekać. Mam miękkie serce i nie mogłem patrzeć jak cierpią. Zwłaszcza, że do knajpy mieliśmy całe 500m :)
Jakeśmy się już wygodnie rozsiedli i rozpoczęli długotrwały cykl nawilżania organizmu odezwał się biedny Dżanek:
„Jestem, ale was nigdzie nie ma”
Oj Dżanek, Dżanek. Już chyba powinieneś się nauczyć, że jak umawiasz się ze mną w lesie to szukaj w pobliskiej knajpie :)
Ostatecznie jednak Dżanek dołączył i się zaczęło. I się skończyć nie mogło.
W wyniku spożycia i ostrego wychłodzenia organizmów doszło do nagłej gastro fazy i udaliśmy się wszyscy do ekskluzywnej restauracji co ma takie złote arkady w logo. Wyjątkowo prestiżowa miejscówka, więc i tam zachowywaliśmy się jak należy. Czyli w skrócie jak bydło :)
A potem pozostało już tylko rozjechać się po domach co niektórym sprawiło sporo trudności :)
Dzień zacząłem od sprawnego przedzierania się w korku na Arkuszowej w kierunku Warszawy. Moje chińskie, atomowe działo na przedzie w trybie „strobo” jak zwykle siało przyjemny popłoch wśród kierowców i mogłem bez przeszkód napierać całą drogę osią jezdni.
Na miejscu pełen zaskok. Mimo, że dziś ostatni dzień jestem bardzo młody, a od jutra będę już tylko młody nikt nie ogłosił dnia wolnego, urzędy były czynne, wozy strażackie nieumyte, w barze ”Jago” waliło jak co dzień. Żadnych oficjalnych obchodów.
Trudno, pomyślałem, trzeba będzie po prostu pójść na piwo dla odmiany.
Umówiłem się zatem z Izką…
Czekałem na Nią przy fontannie…
Nadjechała od strony zachodzącego słońca…
Woda szumiała...
W knajpie grała muzyka…
Było tak romantycznie, że aż się zawahałem czy się nie oświadczyć od razu ;) Ale nieeee
Trzeba jechać na „trening” ;)
No to pojechali my na Moczydło wjechać sobie na górkę. Całe DWA razy
Izka szczytuje po raz drugi (na Moczydle;)© Niewe
Przy pierwszym zjeździe od razu urwałem błotnik, który wczoraj tak pieczołowicie mocowałem.
Gdzieś w między czasie dobija się Dżanek, że też chciałby pojeździć. Umawiamy się zatem w Lasku Na Kole, ale szybko o tym zapominamy, bo w jeszcze bardziej w między czasie dołącza do nas Che, która wraca akurat tędy od jakiegoś Almodovara :)
Dziewczyny przez chwilę jeszcze dyskutują gdzie i jak chciałyby pojeździć, ale tak naprawę to tylko pozory, bo w głębi swoich serc, w czeluściach żołądków, w szpiku kości, wewnątrz klatek piersiowych w rozmiarze XXL ;) pragną tylko jednego.
ŻEBYŚMY JUŻ NIGDZIE NIE JEŹDZILI I ŻEBYM JE WRESZCIE ZAPROSIŁ NA PIWO
Nie kazałem im długo czekać. Mam miękkie serce i nie mogłem patrzeć jak cierpią. Zwłaszcza, że do knajpy mieliśmy całe 500m :)
Jakeśmy się już wygodnie rozsiedli i rozpoczęli długotrwały cykl nawilżania organizmu odezwał się biedny Dżanek:
„Jestem, ale was nigdzie nie ma”
Oj Dżanek, Dżanek. Już chyba powinieneś się nauczyć, że jak umawiasz się ze mną w lesie to szukaj w pobliskiej knajpie :)
Ostatecznie jednak Dżanek dołączył i się zaczęło. I się skończyć nie mogło.
Niektórzy na spontaniczne łojenie reagują spontanicznie :D :D :D© Niewe
W wyniku spożycia i ostrego wychłodzenia organizmów doszło do nagłej gastro fazy i udaliśmy się wszyscy do ekskluzywnej restauracji co ma takie złote arkady w logo. Wyjątkowo prestiżowa miejscówka, więc i tam zachowywaliśmy się jak należy. Czyli w skrócie jak bydło :)
A potem pozostało już tylko rozjechać się po domach co niektórym sprawiło sporo trudności :)
Kategoria Większom grupom, Użytkowo, Na luzie
Dane wyjazdu:
56.00 km
8.00 km teren
02:15 h
24.89 km/h:
Maks. pr.:37.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:109 m
Kalorie: 1766 kcal
Rower:Kona Caldera
Zegrze ;)
Czwartek, 25 sierpnia 2011 · dodano: 26.08.2011 | Komentarze 7
Plan na dzisiaj był tak prosty, że miałem wręcz pewność, że się szybko zesra jak inne tego typu plany.
Miała być ustawka po pracy z Jankiem, Gorem i Che. I miała być jazda na Zegrze.
Na dobry początek jak tylko wyszedłem z pracy lunęło, a ja bez błotniczków i na krótko. Ponieważ miałem nadwyżkę czasu w drodze do Gora przysiadłem sobie w Grappie, zamówiłem piwko i wobec nakoooorwającego strasznie deszcze wyjąłem swojego taczfołna i jęłem ogarniać na nową logistyczną stronę dzisiejszego planu.
Na pierwszy ogień poszedł Goro. Krótka rozmowa i nie muszę wychodzić z knajpy – goro przyjedzie do mnie :)
Następny był Janek . Krótka wymiana SMSów i w ogóle nie przyjedzie, czyli nadal nie musze wychodzić z knajpy :)
Następna była Che. Tu już było trochę trudniej. Jak to z Che. Okazało się, że robi jakiś trening na Agrykoli i że nadal zamierza się trzymać planu i jechać na Zegrze. Bez sensu. Nie po to kreśli się śmiałe plany, żeby je potem realizować.
No więc, jak zaznaczyłem było trochę trudniej, ale się udało i umawiamy się Na Barskiej na pyszną pizzunię zamiast jeżdżenia. Che chyba czuła, że Janek nie przyjedzie i aby choć stan osobowy się zgadzał przywiozła ze sobą Izkę. Chyba nawet lepiej ;)
Dwie godziny w pizzerii minęły niepostrzeżenie, a ile się człowiek ciekawych rzeczy przy okazji dowiedział. Goru ,na ten przykład, w Istebnej obtarły się sutki,a Che nosi na nadgarstku ortezę od...
...nie to za mocne na bloga ;)
Dobrze tak pokręcić w taki wesołym towarzystwie :)
Miała być ustawka po pracy z Jankiem, Gorem i Che. I miała być jazda na Zegrze.
Na dobry początek jak tylko wyszedłem z pracy lunęło, a ja bez błotniczków i na krótko. Ponieważ miałem nadwyżkę czasu w drodze do Gora przysiadłem sobie w Grappie, zamówiłem piwko i wobec nakoooorwającego strasznie deszcze wyjąłem swojego taczfołna i jęłem ogarniać na nową logistyczną stronę dzisiejszego planu.
Na pierwszy ogień poszedł Goro. Krótka rozmowa i nie muszę wychodzić z knajpy – goro przyjedzie do mnie :)
Następny był Janek . Krótka wymiana SMSów i w ogóle nie przyjedzie, czyli nadal nie musze wychodzić z knajpy :)
Następna była Che. Tu już było trochę trudniej. Jak to z Che. Okazało się, że robi jakiś trening na Agrykoli i że nadal zamierza się trzymać planu i jechać na Zegrze. Bez sensu. Nie po to kreśli się śmiałe plany, żeby je potem realizować.
No więc, jak zaznaczyłem było trochę trudniej, ale się udało i umawiamy się Na Barskiej na pyszną pizzunię zamiast jeżdżenia. Che chyba czuła, że Janek nie przyjedzie i aby choć stan osobowy się zgadzał przywiozła ze sobą Izkę. Chyba nawet lepiej ;)
Dwie godziny w pizzerii minęły niepostrzeżenie, a ile się człowiek ciekawych rzeczy przy okazji dowiedział. Goru ,na ten przykład, w Istebnej obtarły się sutki,a Che nosi na nadgarstku ortezę od...
...nie to za mocne na bloga ;)
Dobrze tak pokręcić w taki wesołym towarzystwie :)
Dane wyjazdu:
4.54 km
1.20 km teren
00:11 h
24.76 km/h:
Maks. pr.:42.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Ą!
Czwartek, 11 sierpnia 2011 · dodano: 11.08.2011 | Komentarze 24
Dzięki Ci Ą, Jah, Allahu czy inny Swarogu żeś dał mi dzisiaj siłę, która pozwoliła mi nie zatłuc na miejscu istoty rasy białej, z przewagą cech charakterystycznych dla typu nordyckiego, wielkim kijem, a właściwie nawet palikiem, który akurat miałem pod ręką, a który w celu podparcia robinii akacjowej zakupiłem, mimo że istota owa (typu nordyckiego) o to zatłuczenie wyraźnie się prosiła, a wręcz nalegała, mimo, że kij ten, a właściwie nawet palik, widziała, bo w zasięgu ręki i oczu naszych pozostawał.
Po tym zdaniu widać wyraźnie, że Sienkiewicz to przy mnie lamus i że Robinia nadal nie podparta po burzy pozostaje.
Ale jak już mi się udało nie użyć tego kija (palika) to ruszyłem we wieś po piwo. W sumie sam browar to mi "na plaster" bo mam całą skrzynkę w domu, ale wolałem pokręcić pod bylem pretekstem niż konstruować w kuchni laleczkę voodoo z włosów i ubrań istoty rasy białej, z przewagą cech charakterystycznych dla typu nordyckiego, żeby potem na nią nasrać lub zatłuc przywołanym wcześniej kijem/palikiem.
Dobrze, że pojechałem rowerem bez czujnika kadencji, bo kręciłem tak wściekle, że bikestatowi onaniści treningowi mogliby mieć kłopot z interpretacją, pobiciem i pogodzeniem się uzyskanymi przeze mnie wynikami.
Chciałem pokręcić więcej, ale moja chińska lampka, której szukałem od kilku dni się zesrała do kompletu :/
Aż zrobiłem coś czego nie robię czyli dodałem wpisy nie po kolei.
Zapewniam, że to jednostkowy przypadek i nie stanie się regułą, jak u Che, która zresztą jest zajebista.
Z powyższego wynika, że jestem w "czarnej dupie" z trzema wpisami.
Jeżeli komuś zależy żebym je uzupełnił, niech wpisze komentarz o treści "uzupełnij" do tego wpisu. Bo jak nie, to dam se siana ;)
Ciekawa rzecz. Pisząc na Bikestats naprawdę się uspokoiłem. Może ZUS z funduszy na świadczenia zdrowotne powinien dotować ten serwis.
Po tym zdaniu widać wyraźnie, że Sienkiewicz to przy mnie lamus i że Robinia nadal nie podparta po burzy pozostaje.
Ale jak już mi się udało nie użyć tego kija (palika) to ruszyłem we wieś po piwo. W sumie sam browar to mi "na plaster" bo mam całą skrzynkę w domu, ale wolałem pokręcić pod bylem pretekstem niż konstruować w kuchni laleczkę voodoo z włosów i ubrań istoty rasy białej, z przewagą cech charakterystycznych dla typu nordyckiego, żeby potem na nią nasrać lub zatłuc przywołanym wcześniej kijem/palikiem.
Dobrze, że pojechałem rowerem bez czujnika kadencji, bo kręciłem tak wściekle, że bikestatowi onaniści treningowi mogliby mieć kłopot z interpretacją, pobiciem i pogodzeniem się uzyskanymi przeze mnie wynikami.
Chciałem pokręcić więcej, ale moja chińska lampka, której szukałem od kilku dni się zesrała do kompletu :/
Aż zrobiłem coś czego nie robię czyli dodałem wpisy nie po kolei.
Zapewniam, że to jednostkowy przypadek i nie stanie się regułą, jak u Che, która zresztą jest zajebista.
Z powyższego wynika, że jestem w "czarnej dupie" z trzema wpisami.
Jeżeli komuś zależy żebym je uzupełnił, niech wpisze komentarz o treści "uzupełnij" do tego wpisu. Bo jak nie, to dam se siana ;)
Ciekawa rzecz. Pisząc na Bikestats naprawdę się uspokoiłem. Może ZUS z funduszy na świadczenia zdrowotne powinien dotować ten serwis.
Kategoria Użytkowo
Dane wyjazdu:
13.45 km
0.00 km teren
00:46 h
17.54 km/h:
Maks. pr.:28.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 57 m
Kalorie: 398 kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Skomplikowana operacja logistyczna
Wtorek, 2 sierpnia 2011 · dodano: 16.08.2011 | Komentarze 0
Dostarczyć DO i potem odebrać Z serwisu dwa auta jednocześnie to nie jest proste zadanie logistyczne.
Ale z pomocą brata i roweru udało się to zrobić :)
Myślałem, że wyjdzie mi więcej kilometrów, ale brat okazał się bardziej pomocny niż pierwotnie zakładałem i się nie najeździłem.
Ale z pomocą brata i roweru udało się to zrobić :)
Myślałem, że wyjdzie mi więcej kilometrów, ale brat okazał się bardziej pomocny niż pierwotnie zakładałem i się nie najeździłem.
Kategoria Użytkowo
Dane wyjazdu:
1.19 km
0.00 km teren
00:04 h
17.85 km/h:
Maks. pr.:34.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Spragnionego napoić, głodnego nakarmić...
Poniedziałek, 18 lipca 2011 · dodano: 18.07.2011 | Komentarze 15
Siedzę ja sobie spokojnie w domku z wieczora pijany, jak Pan Buzek i ksiądz nakazali, żebym nie kombinował tylko bezkrytycznie pensyji swojej znaczną część na remont świątyni oddawał, gdy NAGLE dzwoni telefon. I pewnie bym nawet nie odebrał, ale to dzwonił MÓJ telefon i dzwoniła MOJA Pani Matka, jak mawia Che, którą zresztą jeszcze parę razy zacytuję to zabraknie kasy dla Pana Buzka ;) i mówi (Pani Matka, nie Che), że trójnożny kot Rootera głodnym pozostaje i strawy oczekuje.
Tego zdzierżyć nie mogłem. Hajda na Konę ZATEM i gnam karmić kota. Przy okazji wyszło mi, że do Rootera mam ok 600 metrów, a jak łaziłem do niego nagrzany w Sylwestra to oceniałem to na kilometr. Czyli co? Zamiast zimą kurczyć się z zimna, wydłuża mi się droga we wsi?
No na to by wyglądało.
I może bym nawet nie dodawał wpisu o tak spektakularnym kilometrażu, ale:
- po pierwsze primo pojechałem może niedaleko, ale z jakim zaangażowaniem,
- po drugie primo posucha ostatnio u mnie na blogu i fanki się niecierpliwią :)
Tego zdzierżyć nie mogłem. Hajda na Konę ZATEM i gnam karmić kota. Przy okazji wyszło mi, że do Rootera mam ok 600 metrów, a jak łaziłem do niego nagrzany w Sylwestra to oceniałem to na kilometr. Czyli co? Zamiast zimą kurczyć się z zimna, wydłuża mi się droga we wsi?
No na to by wyglądało.
I może bym nawet nie dodawał wpisu o tak spektakularnym kilometrażu, ale:
- po pierwsze primo pojechałem może niedaleko, ale z jakim zaangażowaniem,
- po drugie primo posucha ostatnio u mnie na blogu i fanki się niecierpliwią :)
Kategoria Użytkowo
Dane wyjazdu:
2.20 km
0.00 km teren
00:07 h
18.86 km/h:
Maks. pr.:25.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Dojazd po maratonie
Niedziela, 10 lipca 2011 · dodano: 11.07.2011 | Komentarze 3
Skoro można mieć ROZJAZD po maratonie to można i DOJAZD, nie?
Ja po Szydłowcu byłem niedojechany, ale chciało mi się pić.
A więc zamiana rowerów, szybki montaż sakwy i do nocnego po browary. Duuużo browarów, żeby sakwa była odpowiednio ciężka, a DOJAZD męczący :)
Ja po Szydłowcu byłem niedojechany, ale chciało mi się pić.
A więc zamiana rowerów, szybki montaż sakwy i do nocnego po browary. Duuużo browarów, żeby sakwa była odpowiednio ciężka, a DOJAZD męczący :)
Kategoria Użytkowo
Dane wyjazdu:
28.31 km
13.00 km teren
01:14 h
22.95 km/h:
Maks. pr.:37.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 34 m
Kalorie: 865 kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Kolejny koncert, czego byśmy nie grali...
Czwartek, 9 czerwca 2011 · dodano: 09.06.2011 | Komentarze 11
... Pooooooooolska, ryczy pół sali :)
Wczoraj było wszystko co na koncertach Kultu być ma. Było spożycie, mord wydzieranie, dziewoj podrywanie (qrfa znowu dwie do nas na PAN wyjechały, to dołujące, ale przynajmniej nie było Gora, więc obeszło się bez fochów) było gorąco i był nawet dym. Ale udało się opanować sytuację, choć nie było to łatwe, bo koleś strasznie, ale to strasznie chciał dostać w ryj i ciężko go było przekonać, że może to być dla niego niekorzystne.
Aaaa no i było nocne kebabów żarcie.
Wszystko to sprawiło, że rano po tym jak siarczyście beknąłem sobie baraniną usłyszałem od zatroskanej mamy "a ty możesz jechać?"
Fak! No tak! Wczoraj porzuciłem u niej rower, więc w nocy autopilot zawiódł mnie właśnie tutaj. Nie lubię spać dalej niż 15 metrów od swojego roweru :) A pytanie było bez sensu. Czy mogę jechać?? Oczywiście, że mogę. Nie powinienem, to fakt, ale mogę. Właściwie muszę. Ojczyzna mnie potrzebuję. Muszę mieć swój udział w PKB.
A żeby tak jakoś bardziej do rzeczy, czy też do brzegu: kurde ciężko było rano jechać. Niby niedaleko, ale narąbany byłem jeszcze jak policjant z drogówki.
Po pracy szybkie piwko, bo wytrzeźwiałem, a to nic wesołego i do domu.
Środa to taka mała sobota, jak mawia Che :)
Wczoraj było wszystko co na koncertach Kultu być ma. Było spożycie, mord wydzieranie, dziewoj podrywanie (qrfa znowu dwie do nas na PAN wyjechały, to dołujące, ale przynajmniej nie było Gora, więc obeszło się bez fochów) było gorąco i był nawet dym. Ale udało się opanować sytuację, choć nie było to łatwe, bo koleś strasznie, ale to strasznie chciał dostać w ryj i ciężko go było przekonać, że może to być dla niego niekorzystne.
Aaaa no i było nocne kebabów żarcie.
Wszystko to sprawiło, że rano po tym jak siarczyście beknąłem sobie baraniną usłyszałem od zatroskanej mamy "a ty możesz jechać?"
Fak! No tak! Wczoraj porzuciłem u niej rower, więc w nocy autopilot zawiódł mnie właśnie tutaj. Nie lubię spać dalej niż 15 metrów od swojego roweru :) A pytanie było bez sensu. Czy mogę jechać?? Oczywiście, że mogę. Nie powinienem, to fakt, ale mogę. Właściwie muszę. Ojczyzna mnie potrzebuję. Muszę mieć swój udział w PKB.
A żeby tak jakoś bardziej do rzeczy, czy też do brzegu: kurde ciężko było rano jechać. Niby niedaleko, ale narąbany byłem jeszcze jak policjant z drogówki.
Po pracy szybkie piwko, bo wytrzeźwiałem, a to nic wesołego i do domu.
Środa to taka mała sobota, jak mawia Che :)
Kategoria Użytkowo
Dane wyjazdu:
33.86 km
8.00 km teren
01:22 h
24.78 km/h:
Maks. pr.:48.50 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 68 m
Kalorie: 115 kcal
Rower:Kona Cinder Cone
Wyprzedzanie na gazetę
Środa, 8 czerwca 2011 · dodano: 08.06.2011 | Komentarze 18
Od dzisiaj określenie "wyprzedzanie na gazetę" nabrało dla mnie nowego znaczenia. Bezpiecznie bowiem, spokojnie i z zachowaniem właściwej odległości wyprzedził mnie dziś facet CZYTAJĄCY GAZETĘ. Na kierownicy miał ją rozłożoną. Luzik :O
Zaraz po zapięciu roweru do stojaka przed fabryką oddałem ochroniarzowi kluczyk do u-locka z zakazem wydawania mi owego kluczyka przed upływem 24 godzin. Dzisiaj gra Kult i mogę mieć różne pomysły w nocy ;)
ERRATA 09.06
Zmieniłem kilometraż i decyzję :)
Nadpisałem ochronie nowy schemat działania i wybyłem z fabryki na rowerze.
No bo zrobiła mi się godzina wolnego i szkoda było ją przesiedzieć. Pojeździłem, więc tu i ówdzie, a następnie porzuciłem rower u mamy. Niech ma :)
Zaraz po zapięciu roweru do stojaka przed fabryką oddałem ochroniarzowi kluczyk do u-locka z zakazem wydawania mi owego kluczyka przed upływem 24 godzin. Dzisiaj gra Kult i mogę mieć różne pomysły w nocy ;)
ERRATA 09.06
Zmieniłem kilometraż i decyzję :)
Nadpisałem ochronie nowy schemat działania i wybyłem z fabryki na rowerze.
No bo zrobiła mi się godzina wolnego i szkoda było ją przesiedzieć. Pojeździłem, więc tu i ówdzie, a następnie porzuciłem rower u mamy. Niech ma :)
Kategoria Użytkowo
Dane wyjazdu:
59.12 km
12.00 km teren
02:57 h
20.04 km/h:
Maks. pr.:33.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:115 m
Kalorie: 1755 kcal
Rower:Kona Cinder Cone
W oczekiwaniu na coś co może.
Środa, 1 czerwca 2011 · dodano: 01.06.2011 | Komentarze 7
Sponsorem dzisiejszego wpisu są literki "A" i "B" oraz słowo "oczekiwanie".
Najpierw czekałem prawie 8 godzin na koniec pracy. Wyjątkowo podłe oczekiwanie, bo nawet nie można pojeździć w tym czasie.
Potem czekałem na koleżankę, z którą umówiłem się na lunch (taki niby obiad, tylko, że w Warszawie ;) Koleżanka zawsze się spóźnia i ja niby o tym wiem, ale i tak przyjechałem prawie punktualnie jak debil. Czekając jeździłem w te i nazad żeby mnie meszki nie zjadły.
A na koniec czekałem ponad pół godziny na Maćka, z którym umówiłem się na browara na Kępie Potockiej i wspólny powrót na naszą wiochę. Tu też żarły meszki i trzeba było jeździć w kółko, ale przynajmniej było na co popatrzeć :)
Powrót jak zwykle po ciemku pożarówką.
Najpierw czekałem prawie 8 godzin na koniec pracy. Wyjątkowo podłe oczekiwanie, bo nawet nie można pojeździć w tym czasie.
Potem czekałem na koleżankę, z którą umówiłem się na lunch (taki niby obiad, tylko, że w Warszawie ;) Koleżanka zawsze się spóźnia i ja niby o tym wiem, ale i tak przyjechałem prawie punktualnie jak debil. Czekając jeździłem w te i nazad żeby mnie meszki nie zjadły.
A na koniec czekałem ponad pół godziny na Maćka, z którym umówiłem się na browara na Kępie Potockiej i wspólny powrót na naszą wiochę. Tu też żarły meszki i trzeba było jeździć w kółko, ale przynajmniej było na co popatrzeć :)
Powrót jak zwykle po ciemku pożarówką.