Info
Ten blog rowerowy prowadzi Niewe z miasteczka Wiktorów. Mam przejechane 21566.55 kilometrów w tym 10127.52 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.54 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Październik1 - 7
- 2013, Wrzesień8 - 7
- 2013, Sierpień3 - 2
- 2013, Czerwiec12 - 57
- 2013, Maj7 - 5
- 2013, Kwiecień10 - 37
- 2013, Marzec12 - 59
- 2013, Luty3 - 19
- 2013, Styczeń1 - 14
- 2012, Grudzień3 - 18
- 2012, Listopad3 - 39
- 2012, Październik8 - 72
- 2012, Wrzesień14 - 98
- 2012, Sierpień6 - 53
- 2012, Lipiec12 - 66
- 2012, Czerwiec11 - 139
- 2012, Maj12 - 152
- 2012, Kwiecień9 - 112
- 2012, Marzec3 - 34
- 2012, Luty9 - 71
- 2012, Styczeń8 - 93
- 2011, Grudzień8 - 78
- 2011, Listopad7 - 80
- 2011, Październik6 - 43
- 2011, Wrzesień11 - 128
- 2011, Sierpień10 - 77
- 2011, Lipiec12 - 103
- 2011, Czerwiec7 - 79
- 2011, Maj17 - 181
- 2011, Kwiecień12 - 176
- 2011, Marzec3 - 3
- 2011, Luty5 - 3
- 2011, Styczeń3 - 19
- 2010, Grudzień3 - 13
- 2010, Listopad4 - 8
- 2010, Październik4 - 13
- 2010, Wrzesień8 - 15
- 2010, Sierpień7 - 2
- 2010, Lipiec9 - 6
- 2010, Czerwiec12 - 28
- 2010, Maj7 - 21
- 2010, Kwiecień11 - 35
- 2010, Marzec3 - 3
- 2010, Luty2 - 1
- 2010, Styczeń6 - 4
- 2009, Grudzień5 - 6
- 2009, Listopad4 - 4
- 2009, Październik4 - 17
- 2009, Wrzesień6 - 19
- 2009, Sierpień10 - 6
- 2009, Lipiec5 - 9
Wpisy archiwalne w kategorii
Na luzie
Dystans całkowity: | 12729.59 km (w terenie 6033.62 km; 47.40%) |
Czas w ruchu: | 625:51 |
Średnia prędkość: | 19.78 km/h |
Maksymalna prędkość: | 76.50 km/h |
Suma podjazdów: | 32883 m |
Suma kalorii: | 222087 kcal |
Liczba aktywności: | 223 |
Średnio na aktywność: | 57.08 km i 2h 53m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
39.90 km
37.00 km teren
02:09 h
18.56 km/h:
Maks. pr.:30.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 97 m
Kalorie: 1123 kcal
Rower:Spec Epic
Się porobiło
Niedziela, 9 grudnia 2012 · dodano: 10.12.2012 | Komentarze 9
Żeby to Goro mnie musiał zimą na rower wyciągać! Świat stanął na głowie. Gdyby świat był rodzaju żeńskiego byłaby to tak zwana skarbonka.
Wracając do tematu…
Do ostatniej chwili miałem nadzieję, że pójdę z Che na biegówki. Znaczy ja na biegówki, ona na bieganie. Niestety w nocy nie dopadało za wiele, a wczorajsze bieganie wyszło średnio, bo jednak pod narty śniegu jest niedobór :)
No to łaskawie dałem się wyciągnąć temu Goru na rower :)
Na miejsce ustawki wybraliśmy Lipków, do którego każdy z nas ma z grubsza tyle samo. Pomknąłem zatem pożarówką zastanawiając się jak to możliwe, że dopiero co posypało, a już wszystko rozjeżdżone przez auta. Po cholerę ludzie do Kampinosu wjeżdżają?
Do Lipkowa docieram parę minut przed Gorem i te parę minut wystarcza do tego żeby ostygnąć i zmarznąć okrutnie.
A co się nasłuchałem w międzyczasie…
Z Gorem zrobiliśmy sobie krótką rundkę po Kampinosie zakończoną wzruszającym rozstaniem w Izabelinie, skąd każdy pojechał w swoją stronę.
Mi się jeszcze udało na objeździe Topolowej spotkać gigantycznego łosia czym się strasznie spawam :)
Niestety fotki nie mam bo łapy miałem już sztywne z zimna.
Wracając do tematu…
Do ostatniej chwili miałem nadzieję, że pójdę z Che na biegówki. Znaczy ja na biegówki, ona na bieganie. Niestety w nocy nie dopadało za wiele, a wczorajsze bieganie wyszło średnio, bo jednak pod narty śniegu jest niedobór :)
No to łaskawie dałem się wyciągnąć temu Goru na rower :)
Na miejsce ustawki wybraliśmy Lipków, do którego każdy z nas ma z grubsza tyle samo. Pomknąłem zatem pożarówką zastanawiając się jak to możliwe, że dopiero co posypało, a już wszystko rozjeżdżone przez auta. Po cholerę ludzie do Kampinosu wjeżdżają?
Jak on to zrobił?© Niewe
Do Lipkowa docieram parę minut przed Gorem i te parę minut wystarcza do tego żeby ostygnąć i zmarznąć okrutnie.
A co się nasłuchałem w międzyczasie…
Tu na przykład miejscowy Lord Sith uzgadnia ze sprzedawcami badziewia terminy rekolekcji "tak żeby się dało opchnąc cały ten towar przed świętami" :)© Niewe
Z Gorem zrobiliśmy sobie krótką rundkę po Kampinosie zakończoną wzruszającym rozstaniem w Izabelinie, skąd każdy pojechał w swoją stronę.
Mi się jeszcze udało na objeździe Topolowej spotkać gigantycznego łosia czym się strasznie spawam :)
Niestety fotki nie mam bo łapy miałem już sztywne z zimna.
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
42.63 km
30.00 km teren
02:37 h
16.29 km/h:
Maks. pr.:50.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:520 m
Kalorie: 1557 kcal
Rower:Spec Epic
Kraków – dawna stolica Polaków
Niedziela, 25 listopada 2012 · dodano: 29.11.2012 | Komentarze 17
W sumie nadal powinien być stolicą. Cywilizacyjnie Warszawę dzieli od niego prawdziwa przepaść. Mam tu na myśli głównie infrastrukturę komunikacyjną.
Efekty ułatwień dla rowerzystów widać na każdym kroku.
Na rowerowanie w okolicach Krakowa mieliśmy zaledwie kilka godzin w niedzielę. Bo późno się zebraliśmy po wczorajszej imprezie i bo wcześnie robi się ciemno.
A ciemno jest fuj. Zwłaszcza w obcym terenie.
Ponieważ Ojcowski Park Narodowy zwiedziliśmy w zeszłym roku, a Podkrakowskie Dolinki dopiero co na Odysei, tym razem wybraliśmy się do Lasu Wolskiego i do Tyńca.
Fajny ten Wolski, bo mocno pagórkowaty, ale ludzi tam jak w Powsinie. Za wielki też nie jest, ale to w sumie dobrze, bo robiło się już późno, a koniecznie chcieliśmy jeszcze zaliczyć Tyniec.
Gdzieś po drodze przyłączył się do nas jakiś miejscowy ziąą, którego wydzwoniła Che celem przewodnictwa po okolicy (znaczy się on nam miał przewodzić), ale prawdę powiedziawszy okazał się mało przydatny, więc z braku laku posłużył za statyw, dzięki czemu jesteśmy wreszcie razem na jednym zdjęciu.
Zjeździliśmy jeszcze pobliskie wzgórza zwane zdaje się Lasem Tynieckim i już po zmroku hajłejem nad Wisłą wróciliśmy na miacho na małe „poprawiny” po wczorajszym.
Organizm się tego domagał, nie było sensu się opierać.
Efekty ułatwień dla rowerzystów widać na każdym kroku.
Można do przedszkola zajechać z fasonem? Można :)© Niewe
Na rowerowanie w okolicach Krakowa mieliśmy zaledwie kilka godzin w niedzielę. Bo późno się zebraliśmy po wczorajszej imprezie i bo wcześnie robi się ciemno.
A ciemno jest fuj. Zwłaszcza w obcym terenie.
Ponieważ Ojcowski Park Narodowy zwiedziliśmy w zeszłym roku, a Podkrakowskie Dolinki dopiero co na Odysei, tym razem wybraliśmy się do Lasu Wolskiego i do Tyńca.
Fajny ten Wolski, bo mocno pagórkowaty, ale ludzi tam jak w Powsinie. Za wielki też nie jest, ale to w sumie dobrze, bo robiło się już późno, a koniecznie chcieliśmy jeszcze zaliczyć Tyniec.
Tyniec z perspektywy mrówki. Ale nie takiej mrówki co kitra fajki przez granicę, tylko takiej zwykłej.© Niewe
Gdzieś po drodze przyłączył się do nas jakiś miejscowy ziąą, którego wydzwoniła Che celem przewodnictwa po okolicy (znaczy się on nam miał przewodzić), ale prawdę powiedziawszy okazał się mało przydatny, więc z braku laku posłużył za statyw, dzięki czemu jesteśmy wreszcie razem na jednym zdjęciu.
Jest też klasztor, jako mistrz drugiego planu© Niewe
Zjeździliśmy jeszcze pobliskie wzgórza zwane zdaje się Lasem Tynieckim i już po zmroku hajłejem nad Wisłą wróciliśmy na miacho na małe „poprawiny” po wczorajszym.
Organizm się tego domagał, nie było sensu się opierać.
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
31.00 km
25.00 km teren
02:00 h
15.50 km/h:
Maks. pr.:48.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:513 m
Kalorie: 1157 kcal
Rower:Spec Epic
W drodze do Krakowa
Sobota, 24 listopada 2012 · dodano: 29.11.2012 | Komentarze 11
Tak jakoś wyszło, że pasowało nam z Che być w poniedziałek w Krakowie. Jako, że droga do Krakowa jest jak kara – nieuchronna, długa i uciążliwa, wyjechaliśmy już w sobotę. Dla pewności.
Po drodze zrobiliśmy sobie mały przystanek na Jurze.
Ale nie tylko takie atrakcje jak kibel można tam spotkać. Trafiają się też zamki.
Tyle, że w remoncie i był problem ze zwiedzaniem.
Więcej zdjęć nie pamiętam, bo było pochmurno i się zmierzchało.
Po drodze zrobiliśmy sobie mały przystanek na Jurze.
Niby na kiblu, ale na Jurze© Niewe
Ale nie tylko takie atrakcje jak kibel można tam spotkać. Trafiają się też zamki.
Za cholerę nie pamiętam nazwy tego grodziska© Niewe
Tyle, że w remoncie i był problem ze zwiedzaniem.
Więcej zdjęć nie pamiętam, bo było pochmurno i się zmierzchało.
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
63.53 km
45.00 km teren
03:23 h
18.78 km/h:
Maks. pr.:36.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:251 m
Kalorie: 1849 kcal
Rower:Spec Epic
Szczepionka
Niedziela, 4 listopada 2012 · dodano: 07.11.2012 | Komentarze 11
Szczepionka to taka impreza cykliczna organizowana przez Prunia zawsze jesienią w celu zaszczepienia się przed zimą.
Taka jest do tego dorobiona teoria.
W praktyce to zwykłe spotkanie towarzyskie. O ile pierwsza szczepionka, na której byłem z Gorem wymagała jakiegoś wysiłku (coś koło stówki dobrym tempem) to każda kolejna odbywała się już coraz wolniejszym tempem.
Ta dzisiejsza to już zwykły spacer niemalże.
Z jednej strony może i fajnie, bo się można było zrealizować towarzysko (Prunia dawno nie widziałem i pogadać zawsze miło) z drugiej niefajnie, bo takie tempo to już naprawdę przegięcie.
A może się czepiam i to mi się po prostu do domu spieszyło, bo Che biedactwo zaniemogło totalnie (ogólna tendencja, śledziona, kolka) i czułem, że potrzebna jest jej moja pomocna ręka coby te zimne browarki z lodówki przynosić.
W każdym razie trochę ludzi było co nawet wynika ze zdjęć.
W sumie z całej tej Szczepionki podobał mi się dojazd na nią, bo żeśmy sobie z Rooterem naprawdę ostro pognali, a mój nowy tłentysixter czadowo płynie po wyboistych Wyględach oraz afterparty z Jankiem, który wyświetlił mi się przed bramą zaraz po tym jak wróciłem i Che, która cudownie ozdrowiała na tę okoliczność.
Biedak Janek nie dał rady wstać na zadaną godzinę i postanowił odpokutować to w Domu Złym.
Odpokutował :)
Taka jest do tego dorobiona teoria.
W praktyce to zwykłe spotkanie towarzyskie. O ile pierwsza szczepionka, na której byłem z Gorem wymagała jakiegoś wysiłku (coś koło stówki dobrym tempem) to każda kolejna odbywała się już coraz wolniejszym tempem.
Ta dzisiejsza to już zwykły spacer niemalże.
Z jednej strony może i fajnie, bo się można było zrealizować towarzysko (Prunia dawno nie widziałem i pogadać zawsze miło) z drugiej niefajnie, bo takie tempo to już naprawdę przegięcie.
A może się czepiam i to mi się po prostu do domu spieszyło, bo Che biedactwo zaniemogło totalnie (ogólna tendencja, śledziona, kolka) i czułem, że potrzebna jest jej moja pomocna ręka coby te zimne browarki z lodówki przynosić.
W każdym razie trochę ludzi było co nawet wynika ze zdjęć.
Miesce zbiórki było przy metrze Młociny© Niewe
Z Młocin, co logiczne, pojechaliśmy do Kampinosu© Niewe
Niektórzy troszkę brykali...© Niewe
Niektórzy troszkę zarośli© Niewe
Tutaj to Erbajki już naprawdę zamulali srodze.© Niewe
W sumie z całej tej Szczepionki podobał mi się dojazd na nią, bo żeśmy sobie z Rooterem naprawdę ostro pognali, a mój nowy tłentysixter czadowo płynie po wyboistych Wyględach oraz afterparty z Jankiem, który wyświetlił mi się przed bramą zaraz po tym jak wróciłem i Che, która cudownie ozdrowiała na tę okoliczność.
Biedak Janek nie dał rady wstać na zadaną godzinę i postanowił odpokutować to w Domu Złym.
Odpokutował :)
Kategoria Na luzie, Większom grupom
Dane wyjazdu:
22.00 km
21.00 km teren
01:23 h
15.90 km/h:
Maks. pr.:34.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 56 m
Kalorie: 491 kcal
Rower:Spec Epic
Każden korzeń mój i rower też mój.
Niedziela, 28 października 2012 · dodano: 02.11.2012 | Komentarze 4
Zagęszcza się sytuacja w garażu. Jeszcze trochę i nie będzie gdzie trzymać auta, bowiem jako rzekłem tydzień temu jazda fullem urzekła mnie na tyle, że też sobie taki sprawiłem.
Może nie identyczny, ale podobny.
Teorytecznie ma wyjątkowo przebiegłe zawieszenie tylne, które samo się usztywnia kiedy sztywnym być wypada i samo robi się miękkie kiedy miękkim być można.
Teoretycznie, bo w praktyce ciężko było mi to sprawdzić.
Po pierwsze dlatego, że nie wszystko jeszcze dobrze wyregulowałem.
Po drugie dlatego, że pogoda średnio dopisała. Po pół godziny jazdy, byłem już tak przemoczony, że obrałem kurs powrotny i zaszyłem się w chałupie.
Ale dziury na naszym wiejskim asfalcie wybierał pięknie :)
Może nie identyczny, ale podobny.
Trzeba będzie chyba jakie haki kupić do wieszania tych rowerów© Niewe
Teorytecznie ma wyjątkowo przebiegłe zawieszenie tylne, które samo się usztywnia kiedy sztywnym być wypada i samo robi się miękkie kiedy miękkim być można.
Teoretycznie, bo w praktyce ciężko było mi to sprawdzić.
Po pierwsze dlatego, że nie wszystko jeszcze dobrze wyregulowałem.
Po drugie dlatego, że pogoda średnio dopisała. Po pół godziny jazdy, byłem już tak przemoczony, że obrałem kurs powrotny i zaszyłem się w chałupie.
Ale dziury na naszym wiejskim asfalcie wybierał pięknie :)
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
80.90 km
15.00 km teren
03:34 h
22.68 km/h:
Maks. pr.:56.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:332 m
Kalorie: 2705 kcal
Rower:Kona Caldera
Być nad morzem i nie widzieć morza, to jak być w Domu Złym i nie wypić piwa.
Niedziela, 21 października 2012 · dodano: 02.11.2012 | Komentarze 2
Plan na dzień po Harpie stworzył się właściwie sam. My chcieliśmy koniecznie pojeździć nad morzem, a Radek musiał zawieść była teściową (to ten foliowy worek widoczny w tle, na pierwszym zdjęciu z wczorajszego wpisu) do swojej hacjendy w Dębkach. W tej sytuacji pokwitował odbiór kluczyków do karawanu, wziął jeszcze Janka, który się nie czuł na siłach dzisiaj rowerować i pojechali autem, a my ruszyliśmy zaraz po nich, ale rowerami w tym samym kierunku, ale zahaczając o plażę nad królem wszystkich mórz czyli Bałtykiem :)
No dobra, nie tak zaraz. Najpierw Goro rozwiesił pranie :)
Do Łeby jechaliśmy cały czas asfaltem w gęstej mgle. Brak wiatru i nasze silne nogi spowodowały, że bez wysiłku docieramy tam ze średnią w okolicy 27km/h i wjeżdżamy w nadmorski teren.
Na samą plaże wjeżdżamy w okolicach latarni Stilo. Tu już kiedyś byliśmy :)
Zjazd po wąskiej, pełnej korzeni, piaszczystej ścieżce pomiędzy drzewami był czadowy, ale widok morza jeszcze bardziej. Nie wiem co takiego jest w Bałtyckiej plaży, ale ja mógłbym z niej nigdy nie schodzić.
W międzyczasie dzwoni Radek. Udało mu się zakopać mamusię szybciej niż się tego spodziewał (ziemia jeszcze nie zmrożona) i może wyruszać nam na spotkanie. Ustawiamy się zatem pod sklepem w jakiejś wiosce „po trasie” i racząc się piwkiem oraz resztką żołądkowej pakujemy po sufit nasz karawan.
Prowadzić będzie Radek. Jest sprawiedliwość na świecie. Jest :)
Jest też pewien film z drogi do sklepu, ale cały czas waham się czy go upubliczniać :P
No dobra, nie tak zaraz. Najpierw Goro rozwiesił pranie :)
Goro rozwiesił pranie i możemy ruszać ;)© Niewe
Do Łeby jechaliśmy cały czas asfaltem w gęstej mgle. Brak wiatru i nasze silne nogi spowodowały, że bez wysiłku docieramy tam ze średnią w okolicy 27km/h i wjeżdżamy w nadmorski teren.
Trzy kolory, czerwony© Niewe
Na samą plaże wjeżdżamy w okolicach latarni Stilo. Tu już kiedyś byliśmy :)
Zjazd po wąskiej, pełnej korzeni, piaszczystej ścieżce pomiędzy drzewami był czadowy, ale widok morza jeszcze bardziej. Nie wiem co takiego jest w Bałtyckiej plaży, ale ja mógłbym z niej nigdy nie schodzić.
Najpier mała przyczajka z morzem w tle© Niewe
A tu już zwyczajnie nie panujemy nad emocjami. Dobrze, że mamy pieluchy.© Niewe
W międzyczasie dzwoni Radek. Udało mu się zakopać mamusię szybciej niż się tego spodziewał (ziemia jeszcze nie zmrożona) i może wyruszać nam na spotkanie. Ustawiamy się zatem pod sklepem w jakiejś wiosce „po trasie” i racząc się piwkiem oraz resztką żołądkowej pakujemy po sufit nasz karawan.
Ekonomia i ekologia w jednym Pięć osoborowerów w jednym aucie.© Niewe
Prowadzić będzie Radek. Jest sprawiedliwość na świecie. Jest :)
Jest też pewien film z drogi do sklepu, ale cały czas waham się czy go upubliczniać :P
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
45.90 km
42.00 km teren
02:30 h
18.36 km/h:
Maks. pr.:39.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:177 m
Kalorie: 1327 kcal
Rower:
Każden korzeń mój
Niedziela, 14 października 2012 · dodano: 18.10.2012 | Komentarze 38
Się tak jakoś porobiło, ze od pewnego czasu gadam o fullu.
Nie wiem od czego mi się tak zrobiło. Albo ze starości i wygodnictwa, albo dlatego, że czasem siadam sobie na CheEvarowego Speca, który od jakiegoś czasu narusza moją przestrzeń garażową swojemi oponami grubaśnymi i z radością pokonuję na nim rozmaite w ogrodzie nierówności, które na tym rowerze nierównościami owymi być przestają, choć obiektywnie rzecz biorąc, nadal nimi są.
A może to po prostu od nadmiaru pieniędzy, z którymi już naprawdę nie wiadomo co czasem robić.
Rozterki moje nie uszły uwadze rzeczonej Che (a może to troska o własny rower), która postanowiła zorganizować mi tak zwaną jazdę próbną i wydzwoniła tak zwanych Misiaczków. Skuszeni (a zwłaszcza Bartek) tartą ze śliwkami i orzechami przybyli do Domu Złego targając na pokładzie swojego pojazdu całe trzy rowery. Dwa swoje i jeden specjalnie dla mnie. Oczywiście full.
Z grubsza prezentował się on właśnie tak:
Jak widać powyżej, Che, która jest kompozytorką powyższego kadru, nie jest w stanie oderwać wzroku od moich obłędnie zgrabnych nóg nawet na chwilę. I ja się jej w ogóle nie dziwię. Sam mam kłopot z napisaniem reszty tego wpisu jak patrzę na to zdjęcie.
Dla kontrastu wrzucę zatem zdjęcie spragnionego Bartka
Osobiście sądzę, że to pragnienie też znikąd się nie wzięło.
Ale wracając do sedna tego wpisu czyli testowanego fulla. Jak nic sobie takiego kupię. Jeśli do tej pory byłem nieprzekonany, to teraz już jestem zdecydowanie przekonany. Czysty fun z jazdy.
Testowałem do samego zmierzchu :)
Nie wiem od czego mi się tak zrobiło. Albo ze starości i wygodnictwa, albo dlatego, że czasem siadam sobie na CheEvarowego Speca, który od jakiegoś czasu narusza moją przestrzeń garażową swojemi oponami grubaśnymi i z radością pokonuję na nim rozmaite w ogrodzie nierówności, które na tym rowerze nierównościami owymi być przestają, choć obiektywnie rzecz biorąc, nadal nimi są.
A może to po prostu od nadmiaru pieniędzy, z którymi już naprawdę nie wiadomo co czasem robić.
Rozterki moje nie uszły uwadze rzeczonej Che (a może to troska o własny rower), która postanowiła zorganizować mi tak zwaną jazdę próbną i wydzwoniła tak zwanych Misiaczków. Skuszeni (a zwłaszcza Bartek) tartą ze śliwkami i orzechami przybyli do Domu Złego targając na pokładzie swojego pojazdu całe trzy rowery. Dwa swoje i jeden specjalnie dla mnie. Oczywiście full.
Z grubsza prezentował się on właśnie tak:
Nie ja skomponowałem ten kadr. Ja tylko na nim jestem.© Niewe
Jak widać powyżej, Che, która jest kompozytorką powyższego kadru, nie jest w stanie oderwać wzroku od moich obłędnie zgrabnych nóg nawet na chwilę. I ja się jej w ogóle nie dziwię. Sam mam kłopot z napisaniem reszty tego wpisu jak patrzę na to zdjęcie.
Dla kontrastu wrzucę zatem zdjęcie spragnionego Bartka
I pił, i pił, i pił, i pił...© Niewe
Osobiście sądzę, że to pragnienie też znikąd się nie wzięło.
Ale wracając do sedna tego wpisu czyli testowanego fulla. Jak nic sobie takiego kupię. Jeśli do tej pory byłem nieprzekonany, to teraz już jestem zdecydowanie przekonany. Czysty fun z jazdy.
Testowałem do samego zmierzchu :)
Co za debil kazał tak przyciąć te drzewa?© Niewe
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
50.20 km
45.00 km teren
02:37 h
19.18 km/h:
Maks. pr.:37.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:213 m
Kalorie: 1559 kcal
Rower:Kona Caldera
Tak sobie jesiennie i melancholijnie :)
Niedziela, 30 września 2012 · dodano: 09.10.2012 | Komentarze 7
Na rozjechanie mięśni zbolałych po wczorajszym oriencie umówiłem się z Izką i Siwym w Mariewie.
Siwy chciał obadać singla w Górkach, bo nigdy tam nie był, więc tamoj ich właśnie poprowadziłem :)
Na singlu Siwy sobie poszalał, ja zaliczyłem glebę, a Izka znalazła grzyba.
Ponieważ pogoda jaka była każdy wie udaliśmy się na piwko, a potem w stronę Karpat. Izka zdążyła jeszcze złapać gumę.
Ja zdążyłem w tym czasie wypróbować rower Siwego :)
A wszyscy razem zdążyliśmy znaleźć w trawie puszkę jakiegoś egzotycznego browaru :)
Nogę nadal mam silną jak byk :)
Siwy chciał obadać singla w Górkach, bo nigdy tam nie był, więc tamoj ich właśnie poprowadziłem :)
Takie fajne kolory jesieni już są© Niewe
Na singlu Siwy sobie poszalał, ja zaliczyłem glebę, a Izka znalazła grzyba.
Czy z jednego grzyba może być grzybowa?© Niewe
Ponieważ pogoda jaka była każdy wie udaliśmy się na piwko, a potem w stronę Karpat. Izka zdążyła jeszcze złapać gumę.
Siwy okazał się gentelmanem© Niewe
Ja zdążyłem w tym czasie wypróbować rower Siwego :)
Łąka zryta przez dziki, a ten jedzie jak po asfalcie© Niewe
A wszyscy razem zdążyliśmy znaleźć w trawie puszkę jakiegoś egzotycznego browaru :)
Będzie dla gości :)© Niewe
Nogę nadal mam silną jak byk :)
Kategoria Na luzie
Dane wyjazdu:
56.00 km
45.00 km teren
02:35 h
21.68 km/h:
Maks. pr.:38.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:105 m
Kalorie: 1725 kcal
Rower:Kona Caldera
Skierniewice – Miasto Tajemnic ;)
Niedziela, 16 września 2012 · dodano: 21.09.2012 | Komentarze 14
Kolejny koncert, czego byśmy nie grali,
Poooooolska, ryczy pół sali!!
Tak z grubsza było wczoraj wieczorem na rynku w Skierniewicach. Na tym drugim rynku. Bo na pierwszym, na który zaprowadził nas miejscowy Bart też coś grali, ale do teraz nie wiem co :)
Wiem za to, że na podłodze w mieszkaniu Barta, dwie osoby mogą całkiem wygodnie się kimnąć, za co niniejszym dziękuję.
No ale wszystko co dobre, szybko się kończy i trzeba było wstaaaać i zebrać się na ten cholerny rower żeby tłuc statsy na bajkstatsa ;)
Zdjęcie ujawniło bohaterstwo Gora, który choć nie mógł zabrać się z nami wczoraj na koncert dzisiaj przyleciał do miasta na S. na kołach z samego rana, żeby ujrzeć nasze zapite gęby i przejechać się z nami kawałek. Nasz bohater :)
I choć nic na to nie wskazywało ostatecznie na te całe rowery żeśmy się wreszcie wybrali.
Na początek w składzie Che, Goro, Bartman i ChriEM. Oto poszlaka:
W wyniku jakiś tajemniczych telefonicznych konsultacji (choć do końca nie wiem jak to możliwe, bo oni tam wszyscy w tych Skierniewicach mają telefony chyba od wczoraj ;) dołączają do nas jeszcze Syla i Theli.
A jak patrzę na zdjęcie to widzę, że dołączył też Wilk i robił statystykę na BS-a ;)
Goro chyba nie lubi takich tłumów, bo zmył się do pociągu, a my pokręciliśmy się to tu, to tam.
I tu se chyba daruję opis wycieczki, bo nie chcę pisać o tym jak można być miejscowym i w sumie nic nie wiedzieć :P
Ostatecznie jakimś cudem wylądowaliśmy na pizzy.
Podobno Theli jest w posiadaniu kompromitującego zdjęcia, na którym ja piję herbatę. Ale jak napisałem powyżej, ja się powstrzymałem od dokładnego opisu to i on pewnie zrobi tylko krótką notkę ;)
I to by było na tyle. Trza było wracać do domu szukać instrukcji od telewizora, żeby się dowiedzieć jak go włączyć. Tak właśnie jesteśmy gotowi się poświęcić dla niejakiego Jana Niezbendnego.
Bo on jest gwiazda i z nim jest jazda :)
Poooooolska, ryczy pół sali!!
Tak z grubsza było wczoraj wieczorem na rynku w Skierniewicach. Na tym drugim rynku. Bo na pierwszym, na który zaprowadził nas miejscowy Bart też coś grali, ale do teraz nie wiem co :)
Wiem za to, że na podłodze w mieszkaniu Barta, dwie osoby mogą całkiem wygodnie się kimnąć, za co niniejszym dziękuję.
No ale wszystko co dobre, szybko się kończy i trzeba było wstaaaać i zebrać się na ten cholerny rower żeby tłuc statsy na bajkstatsa ;)
Wygląda na to, że ja jeszcze leżałem jak już wszyscy się snuli :)© Niewe
Zdjęcie ujawniło bohaterstwo Gora, który choć nie mógł zabrać się z nami wczoraj na koncert dzisiaj przyleciał do miasta na S. na kołach z samego rana, żeby ujrzeć nasze zapite gęby i przejechać się z nami kawałek. Nasz bohater :)
I choć nic na to nie wskazywało ostatecznie na te całe rowery żeśmy się wreszcie wybrali.
Na początek w składzie Che, Goro, Bartman i ChriEM. Oto poszlaka:
Zdjęcie jest tą poszlaką© Niewe
W wyniku jakiś tajemniczych telefonicznych konsultacji (choć do końca nie wiem jak to możliwe, bo oni tam wszyscy w tych Skierniewicach mają telefony chyba od wczoraj ;) dołączają do nas jeszcze Syla i Theli.
A jak patrzę na zdjęcie to widzę, że dołączył też Wilk i robił statystykę na BS-a ;)
Tajemnica dużych przebiegów wyjaśniona :)© Niewe
Goro chyba nie lubi takich tłumów, bo zmył się do pociągu, a my pokręciliśmy się to tu, to tam.
I tu se chyba daruję opis wycieczki, bo nie chcę pisać o tym jak można być miejscowym i w sumie nic nie wiedzieć :P
Ostatecznie jakimś cudem wylądowaliśmy na pizzy.
Kolejna poszlaka w postaci zdjęcia© Niewe
Podobno Theli jest w posiadaniu kompromitującego zdjęcia, na którym ja piję herbatę. Ale jak napisałem powyżej, ja się powstrzymałem od dokładnego opisu to i on pewnie zrobi tylko krótką notkę ;)
I to by było na tyle. Trza było wracać do domu szukać instrukcji od telewizora, żeby się dowiedzieć jak go włączyć. Tak właśnie jesteśmy gotowi się poświęcić dla niejakiego Jana Niezbendnego.
Bo on jest gwiazda i z nim jest jazda :)
Kategoria Na luzie, Większom grupom
Dane wyjazdu:
56.71 km
35.00 km teren
02:32 h
22.39 km/h:
Maks. pr.:34.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:187 m
Kalorie: 1876 kcal
Rower:Kona Caldera
A. No to bardzo fajnie.
Poniedziałek, 10 września 2012 · dodano: 20.09.2012 | Komentarze 3
Bo najpierw rano do pracy zwyczajnie, niezwyczajnie, bo ze Che.
Niby droga ta sama, ale jak człowiek nie ma przynajmniej trzech stów dla niej to dojeżdża trochę zmęczony i ogłuszony. Bo Che, jak wiadomo, jest w stanie na chwilę zamilknąć, ale nie za darmo, a ja mam ostatnio sporo wydatków.
No właśnie a’propos wydatków.
Pojechałem do Legionu po nową przednią przerzutkę. Ze zdjętym w Świeradowie z jakiegoś makrokesza SiSem się nie polubiliśmy i raczej byśmy się nie polubili. Choć to w sumie dzięki niej cały Ciechanów pokonałem z blatu.
Nową przekładnie wypróbowałem natychmiast w Kampinosie, do którego wyskoczyłem po krótkiej podróży samochodowej z Dżerrym.
Niby droga ta sama, ale jak człowiek nie ma przynajmniej trzech stów dla niej to dojeżdża trochę zmęczony i ogłuszony. Bo Che, jak wiadomo, jest w stanie na chwilę zamilknąć, ale nie za darmo, a ja mam ostatnio sporo wydatków.
No właśnie a’propos wydatków.
Pojechałem do Legionu po nową przednią przerzutkę. Ze zdjętym w Świeradowie z jakiegoś makrokesza SiSem się nie polubiliśmy i raczej byśmy się nie polubili. Choć to w sumie dzięki niej cały Ciechanów pokonałem z blatu.
Nową przekładnie wypróbowałem natychmiast w Kampinosie, do którego wyskoczyłem po krótkiej podróży samochodowej z Dżerrym.
A Dżeremu udało się zerwać łańcuch i wróciliśmy już po zmierzchu :)© Niewe